poniedziałek, 31 grudnia 2012

Wszystkiego Naj!

Tak, tak, wiem, nic nie piszę ;) Już nawet nie będę obiecywać, że sie poprawię :)

Póki co Wszystkiego Dobrego, jeśli 2012 był dobry, to jeszcze lepszego 2013, jeśli nie, to tym bardziej ;)

Na szybko: wiem, że jak prosiłam o spotkania, to miałam zablokowany email na bloggerze, w ogóle tego nie zauważyłam, wiec teraz dla wszystkich szwedzkich czytelników, którzy nadal będą chętni na spotkanie:

email: winnix@go2.pl
szwedzka komórka: +46 72 863 55 37

Wracam 2go i wtedy komórka będzie włączona :)))

Bawcie się dobrze!

niedziela, 2 grudnia 2012

Jak prawie nie zdążyłam na egzamin, czy zrobię w końcu pranie i kto chce iść ze mną na piwo :)

Ostatnie dwa miesiące upłynęły mi pod znakiem dość konkretnego stresu, stąd nawet nie miałam jak się skupić na czymkolwiek relaksującym, o pisaniu bloga nie spominając. Otóż postanowiłam uzupełnić moją finansową wiedzę i zaczęłam proces uzyskiwania finansowego certyfikatu CIMA. W Polsce jeszcze średnio to cokolwiek daje (może w Warszawie), ale w pozostałej części świata nie da się zrobić kariery w finansach bez jednego z certyfikatów. CIMA jest najbliższa temu, co robiłam i co chcę robić, czyli rachunkowości zarządczej. Generalnie polega to na tym, że mam 10 egzaminów do zaliczenia, dwie sesje egzaminacyjne w roku i jak to sobie rozłożę, w takim tempie całość zaliczę. Pierwszy egzamin przypadał 20go listopada i nie da się ukryć, że wypadłam nieco z rytmu naukowo-egzaminacyjnego, co sprowadziło na mnie ataki paniki i stresu, które były mi obce na studiach ;)

środa, 7 listopada 2012

Czy Szwedzi są niegrzeczni i egoistyczni?

Z taką opinią i emocjonalną dyskusją spotkałam się na blogu pewnej Amerykanki mieszkającej w Sztokholmie. Dyskusja pod postem przybrała ton dość szokujący, biorąc pod uwagę, że opinie były pisane przez ludzi zarzucających innym nieuprzejmość i brak wychowania. Tutaj znajdziecie notkę: Lost in Stockholm.
Przykładowy komentarz: "I’ve lived in Sweden for many years now (originally from the US) and I can say with some authority that the people here are among the rudest most self-centered people on the planet. And it’s not just folks from Stockholm. The entire culture is dominated by an utter contempt for their fellows."

Nie da się ukryć, że dosyć mocno się zdziwiłam tą opinią, ale przeczesywanie sieci połączone z przeczytaniem paru komentarzy próbujących wyjaśnić stan rzeczy, wyklarowały mi sytuację.

wtorek, 23 października 2012

Pochmurny spacer po Sztokholmie

Oczywiście, że pierwszy weekend mojego pobytu w Sztokholmie był deszczowy i pochmurny :) Podobnie jak jestem przekonana, że będzie sroga zima ;)

W sobotę padało praktycznie cały dzień, więc zrobiłam sobie leniwy dzień w hotelu, natomiast w niedzielę już nie było zmiłuj i pojechałam do centrum, chociaż nie zapowiadało się na rewelacyjną pogodę. Udało mi się zrobić zdjęcia, póki nie padało - pewnie ładniej by wyszły ze słońcem, ale jestem w Skandynawii, nie oczekujmy zbyt wiele w październiku ;)

Bez większego planu, pojechałam do najstarszej części, czyli Gamla Stan i stamtąd po prostu pałętałam się dalej, więc nie wiem na 100% co mam na zdjęciach ;) W tym tygodniu przyjeżdża Koala, więc zwiedzanie będzie już takie z przytupem, a póki co, po prostu obrazki.


sobota, 20 października 2012

Gdzie są grubi ludzie?

No właśnie, kompleksów się normalnie nabawię ;) Jak wiadomo, reprezentatywnych danych nie mam, bo i po 2 tygodniach nie mam prawa mieć, ale dopiero dzisiaj po raz pierwszy w sklepie widziałam grubą parę, do tego czasu nic. Echo. Autentycznie, zaczęłam się obawiać, że jestem najgrubszą kobietą w Sztokholmie ;)

Na razie kursuję między hotelem, firmą a supermarketem, więc jedynie tam mogę obserwować ludzi, plus ten jeden dzień jak Sara nas obwoziła po Sztokholmie w poszukiwaniu mieszkań. Wytężałam wzrok mocno, aż w końcu dramatycznie zapytałam "Tutaj nie ma grubych ludzi, jak wy to robicie???", na co Sara odparła "A nie wiem, może dlatego, że wszyscy mają obsesję chodzenia na siłownię i biegania". Faktycznie, akurat zbliżała się pora obiadu i w okolicy parków można było wypatrzyć ludzi, którzy swoją przerwę obiadową wykorzystują na spalanie kalorii zamiast na ich przyjmowanie.

wtorek, 16 października 2012

Dlaczego wynajem w Sztokholmie jest sportem ekstremalnym?

Chciałam odpisać resvarii, ale jak zaczęłam zgłębiać temat wyszło parę rzeczy, które uznałam, że dobrze by było zapisać jako osobną notkę. Jakby ktoś szukał informacji :)

Dlaczego jest taka jazda bez trzymanki z mieszkaniami w Sztokholmie, jak również w innych częściach Szwecji? Powodów jest kilka i przynajmniej jeden jest dla mnie osobiście dość szokujący. Będę się skupiać na Sztokholmie, więc głowy nie dam, czy wszystko funkcjonuje dokładnie tak samo w pozostałych częściach kraju.

1. Mieszkań w Sztokholmie jest za mało. Cały czas się coś buduje, ale nadal to nie zaspokaja popytu. Na przykład w 2010 roku zbudowano zaledwie 6 400 nowych mieszkań, podczas gdy szacunki pokazują potrzebę przyrostu rzędu 25 000 rocznie. Jednym z powodów są spore restrykcje budowlane i wymogi (np. dotyczące ochrony środowiska), które podnoszą koszty budowy.

2. Wysokie są koszty przeprowadzki, więc siłą rzeczy Szwedzi są mniej mobilni - wysokie podatki, wysokie stawki agentów nieruchomości, to wszystko powoduje, że jak już ktoś ma mieszkanie, to w nim mieszka do oporu.

3. Wg mnie, powodem są też zarobki. W Szwecji zarobki są dość wyrównane i mało kogo stać na kupno mieszkania dla siebie i mieszkania na wynajem. Średnia pensja w Sztokholmie to 28 000SEK miesięcznie brutto, czyli 13 500zł, czyli ok. C$4 300. Wiem, że to średnia, ale biorąc pod uwagę podatki i koszty życia, to nie jest oszałamiająca kwota.

4. Chyba najważniejszym aspektem jest sztywny i bardzo mocno uregulowany rynek wynajmu. Najbardziej szokującą dla mnie informacją jest fakt, że kupując mieszkanie, nie jesteś de facto jego właścicielem w pełni tego słowa znaczeniu. Kupujesz prawo do zajmowania mieszkania, a właścicielem jest Bostadsrättsförenging (BRF), czyli taka wspólnota mieszkaniowa.

5. Chcąc wynając mieszkanie, musisz wystąpić o pozwolenie do owej wspólnoty. Wspólnota również ustala zasady, które, jak się można domyślić, sa korzystne dla wspólnoty, czyli długi okres wypowiedzenia umowy, maksymalny okres wynajmu, i tak dalej.Wspólnota również określa za ile możesz mieszkanie wynająć.

6. Podobno wspólnota może nawet nakazać właścicielowi sprzedaż mieszkania, jeśli ów się długo nie pojawia w kraju. Są również sytuacje, że właściciel sprzedaje mieszkanie, ponieważ wspólnota tak mocno utrudnia wynajem, że pojawia sie problem z utrzymaniem pusto stojącej przestrzeni.

7. Dzięki powyższym, kwitnie czarny rynek wynajmu, na którym ceny sa horendalne, a prawa żadne.

Wydaje mi się, że nie wszystkie mieszkania są objęte wspomnianymi wyżej wspólnotami, ale nie mam pojęcia jaki stanowią procent. Myślę, że sa zdecydowaną mniejszością. Co najlepsze, sporo Szwedów uważa, że ten system ma sens i nie chce go zmieniać. Nie mają nic przeciwko ograniczaniu własnej wolności w dysponowaniu swoja własnością w zamian za ochronę swoich praw, spokoju w budynku i "atmosfery". Argumentują, że wspólnota musi mieć coś do powiedzenia, bo w przeciwnym wypadku ludzie będą wynajmowac mieszkania komu popadnie, czyli głośnym studentom i innym aspołecznym przypadkom. Dość zaskakujący brak wiary w umiejętność jednostki do podejmowania racjonalnej decyzji...

piątek, 12 października 2012

Namioty w parku, czyli jak mieszkać w Sztokholmie

Czy zostali jeszcze jacyś fani/czytelnicy? :))) Chyba muszę zacząć się reklamować na nowo, bo normalnie ponad miesiąc ciszy i nawet nikt się nie upomina ;)

A na poważnie, dużo różnych rzeczy w mojej głowie się ostatnio działo, którymi niespecjalnie chciałam się publicznie dzielić, więc znowu nastała przerwa. Nadal nie do końca mam wizję tego jaki ten blog ma być, bo w końcu podróżować bez końca nie będę, no ale póki co, jest obiecana Szwecja :) W międzyczasie było parę zawirowań, miała być Kopenhaga, potem Sztokholm, potem Szwajcaria, a w końcu stanęło na pierwotnym planie, czyli Szwecji. Tak to jest jak się ma szefa z tysiącem pomysłów na minutę ;)

Od poniedziałku mieszkać w Sztokholmie, na razie w hotelu, ponieważ.... No właśnie. Ponieważ rynek wynajmu mieszkań w Sztokholmie jest SZALONY. Naprawdę SZALONY!

czwartek, 30 sierpnia 2012

Sport-biz, czyli co powinno finansować państwo?

Euro się skończyło, igrzyska się skończyły, przez media przelewa się tradycyjna rozpacz i pytanie jak uzdrowić polski sport. W najnowszej Polityce na temat zasadności utrzymywania sportu zawodowego wypowiedział się Jacek Żakowski, odpowiedział mu natomiast Rafał Stec. Obaj panowie należą do grona moich ulubionych dziennikarzy, jednak tym razem nie zgadzam się w pełni z żadnym.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Co wiemy o Szwecji?

Wyjazd do Sztokholmu zbliża się wielkimi krokami, więc wypada się jakoś przygotować. Niestety wyjeżdżam podczas najbardziej niewdzęcznych pór roku, bo na jesień i zimę, ale jest szansa, że projekt nie ruszy na czas i już się nieoficjalnie przebąkuje w firmie o dwóch miesiącach dodatkowych, więc jest szansa, że na wiosnę się też załapię :) W pierwszym odruchu miałam taką myśl, że w sumie niewiele wiem o Szwecji, która jest w mojej świadomości traktowana jako część bardzo ogólnej Skandynawii, ale jak zaczęłam się głębiej zastanawiać, to okazało się, że jednak wiem więcej niż początkowo myślałam.

sobota, 18 sierpnia 2012

Szklany sufit czy własny wybór?

Temat, nad którym myślę sobie od dawna - dlaczego mnóstwo jest kobiet na średnim szczeblu menedżerskim, a na samej górze można ich ze świecą szukać.

Popularny jest pogląd, że kobiety są na rynku pracy oraz w firmach dyskryminowane. Twierdzi się, że nie awansują, bo rodzą dzieci, zamiast nich dostają awanse koledzy, choć bywają mniej kompetentni. Ta opinia jest tak mocno rozpowszechniona, że praktycznie nikt się już nawet nad tym nie zastanawia, tylko wszyscy przyjmują jako fakt, że tak jest. Myślę jednak, że jest to kwestia znacznie bardziej skomplikowana i możnaby o niej bardzo dużo napisać, dlatego nie będę teraz wnikać w kwestię zachodzenia w ciążę, urlopu macierzyńskiego, wszechobecnych zwolnień, powrótów (bądź nie) po ciąży, a wyłuszczę swój pogląd na kwestie awansu tego już "najwyższego", czyli dyrektorsko-prezesowsko-nadzorczego.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Ponoć głupi naród na dorobku

Mieszkający w Polsce wiedzą o ostatniej aferze z Amber Gold. Mieszkający zagranicą, być może też, jeśli śledzą polską prasę. Chciałam napisać całą notkę o naiwności ludzkiej i przedziwnym podejściu do państwa i jego obowiązków, ale dziś przeczytałam "analizę" całej sytuacji, popartą naukowymi autorytetami, która to analiza mnie położyła na łopatki, więc notka nieco zboczy z pierwotnego szlaku.

Krótkie wyjaśnienie - firma Amber Gold została założona przez pana z wyrokami sądowymi za różnego rodzaju malwersacje finansowe. Oferowała inwestycje w złoto, obiecując po kilkanaście, albo i więcej, procent zysku rocznie. Wydawało by się, że wystarczająco się trąbi w prasie i telewizji o podstawowych zasadach bezpiecznego inwestowania, żeby ludzie po pierwsze się nie dali na takie bzdury łapać, a po drugie, nie wkładali oszczędności życia w jeden instrument...

niedziela, 5 sierpnia 2012

Jak smukło to wystarczająco smukło???

Pracuję z dziewczyną, która ma 166cm wzrostu, waży 46kg i chce jeszcze schudnąć. Jest chuda niemożliwie, niezbyt dobrze się odżywia, z tego co widzę i ma ten efekt typowy dla koszmarnie chudych osób, że głowa wygląda na nienaturalnie wielką w porównaniu do reszty ciała. Twierdzi, że na wagę nie patrzy (ale kilogram jeszcze chce schudnąć), bo najważniejsze jest to, że się dobrze czuje. Osobiście uważam, że takie stwierdzenia są adekwatne z ust osób, które oscylują w ramach w miarę normalnej wagi, bądź lekkiej niedowagi, bądź lekkiej nadwagi. Jak coś takiego mówi osoba otyła, bądź chorobliwie chuda, mam ochotę po łbie zdzielić... A odchudza się, bo ma niedługo ślub koleżanki, której jest świadkową i musi na tym ślubie smukło wyglądać. Jeśli 46kg to nie jest smukło, to ja kuźwa nie wiem co jest...

Druga dziewczyna ma obsesję na punkcie chemii w produktach i przy obiedzie co chwilę opowiada, czego nie może w ogóle tknąć, bo od razu chemię czuje (na przykład w lodach). Ja naprawdę rozumiem zdrowe odżywianie, ale jakiś środek dobrze by było znaleźć, bo można oszaleć, jak tak obie zaczną przy obiedzie nadawać.

Pomyślałam sobie, jak strasznie dzisiejszy świat porył dziewczynom głowy. Nigdy nie słyszałam mężczyzn rozmawiających o odchudzaniu się, czy odmawiających sobie obiadu, bo "wszystko jest sztuczne". Jak człowiek się nieco wyizoluje ze społeczeństwa na bezrobociu, to potem przechodzi dość poważny szok i tak się zastanawiam, czy to już jest norma, co te dziewczyny wyczyniają? Na szczęście kątem oka wyłapałam jednostki biorące ziemniaki i to nawet polane sosem, więc może jest jeszcze szansa na normalne towarzystwo ;)

wtorek, 31 lipca 2012

Dawno takich tam nie było :)

No właśnie. W ogóle dawno niczego nie było, ale takich tam to już w ogóle :) Nie da się ukryć, że nie chciało mi się za bardzo pisać, bo w głowie były raczej obawy o pracę niż chęć dyskutowania o czymkolwiek, ale teraz wszystko powinno wrócić do normy. Na opis czeka jeszcze nasza majowa wycieczka do pałacu Raczyńskich i domu Arkadego Fiedlera, wpadliśmy też do Nowej Soli, która okazała się być bardzo sympatycznym miasteczkiem.

Dziś ostatni dzień lenistwa, od jutra zaczynam szkolenia i wdrażanie :) Myślę, ze nigdy w życiu tak się nie cieszyłam na perspektywę pracy ;) 2,5 roku minęło od czasu jak robiłam coś konkretnego, więc oprócz radości jest maly stres, czy ja w ogóle jeszcze pamiętam jak to się robi, ale pewnie po pierwszych dniach wszystko przejdzie. W najbliższym czasie będziemy na nowo organizować nasze życie, w takich małych szczegółach, jak "jak zorganizować gotowanie, żeby mieć co jeść". Wbrew pozorom, to kluczowa kwestia, szczególnie, że od tygodnia jestem na porządnej diecie i nie mam zamiaru tego spieprzyć.

Mam chwilową przerwę w bieganiu, obecne temperatury sprawiają, że mam do wyboru albo biegać wcześnie rano, albo późno wieczorem. Rano nie jestem w stanie się zwlec, chociaż parę razy wstawałam o takiej godzinie, ze dało się biec, chociaż pod koniec już było za ciepło. Wieczorem z kolei jestem zbyt rozleniwiona ;) Teraz powinno być lepiej, bo po pracy mogę iść biegać z rozpędu, a na dodatek będę miała karnet na siłownię. No i na basen muszę wrócić. Czy wystarczy mi czasu na to wszystko? ;)

Odchudzamy kota. Zważyłam skubańca i jakieś 1,5kg musi zrzucić. Na razie jest w histerii i zastanawiam się kiedy mi przegryzie grdykę ze złości :)

Euro się skończyło, zaczęły Igrzyska, na których z reguły mamy szanse podobne do polskich piłkarzy ;) Póki co honor uratowała Pani Strzelająca, zdobywając srebrny medal, walczą też siatkarze i pływacy. Nie chce mi się już nawet zastanawiać, dlaczego kraj wielkości Polski nie potrafi z siebie wypluć sportowców zdolnych zdobywać medale, pogodziłam się z tym dawno temu.

Wciągnęłam się w Grę o Tron. Skończył się drugi sezon serialu, więc się skusiłam na książkę, która mnie zbija z nóg i zostawia co chwilę z otwartą szczęką. Nie ma bezpiecznego bohatera, każdy w każdej chwili może umrzeć, co sprawia, że napięcie jest cały czas utrzymywane na wysokim poziomie. Oprócz tego mam na tapecie Billa Brysona "Notes from a Small Island", która zachwyca mnie używaniem bardzo wyrafinowanego angielskiego i rewelacyjnym portretem Wielkiej Brytanii :) Polecam szczerze, bardzo zabawny styl i przyjemna, choć wymagająca momentami słownika, lektura.

Polityke, póki co, przemilczę. Nie chce mi się w tym taplać, szczerze mówiąc :)

Kończę, bo siatkarze przegrywają 0:2 z Bułgarami i nie mogę się skupić na pisaniu ;)

środa, 25 lipca 2012

Jak to z pracą było

Poszukiwanie pracy z pewnością nie jest łatwą sprawą, jak człowiek wie czego chce, przy obecnej ekonomii. Albo jak człowiek chce zacząć od nowa. Albo jak człowiek jest kobietą w "wieku rozrodczym". Albo jak człowiek jest po środku szczebli. Niemniej się udaje. Jakich szczebli, co od nowa? Już wyjaśniam :)

Chyba już kiedyś się chwaliłam, że mam generalnie szczęście w życiu. Nie przypisuję tego jakimś siłom wyższym, nie wiem czemu tak jest, że jeden, cytując polski kabaret, "i w dupie palec złamie", a innemu się udaje, cokolwiek zaplanuje. Nie łączyłabym tego z żadnym bogiem, bo z żadnym nie gadam i jeśli jakiś macza w tym palce, to albo się nieszczęśliwie zakochał, albo od wielu lat próbuje mnie zwabić (to pomysł Barbary ;)) z kiepskim skutkiem. Oczywiście pomagam szczęściu jak mogę, są jednak momenty, kiedy można w nie zwątpić i powoli zaczynało się tak dziać przez ostatni czas.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Mamy wreszcie pracę!

Alleluja, chóry anielskie zaśpiewały, a właściwie ryknęły z pełną mocą, ponieważ telefon o pracy dostałam będąc na festiwalu w Jarocinie :) Pan Koala dostał pracę parę dni wcześniej, więc oboje zaczynamy niemal w tym samym czasie. Powiem tak - nie było łatwo i na pewno niedługo napiszę jak się szukało, ale warto było poczekać, bo oboje mamy dokładnie to, o co nam chodziło. Szczęście nas ogarnęło, a obie dobre wiadomości zostały oblane w doborowym towarzystwie :) Obecnie wyglądam jak Rudolf Renifer, ponieważ okazało się, że kapelusz mi nie przykrywał końcówki nosa, na szczęście mam tydzień na opanowanie tego efektu. Oraz tradycyjnej chrypki, którą zostaję obdarowana za każdym razem, kiedy muszę przekrzykiwać hałas.

Panie i Panowie, ja tu jeszcze wrócę ;)

sobota, 16 czerwca 2012

Mecz na żywo i mecz życia

Za nami mecz na pięknym, nowym poznańskim stadionie oraz tydzień prawdziwej uczty dla kibiców, bo raz, że turniej ma zaskakująco wysoki poziom, dwa, Polacy poraz pierwszy za mojego życia mają dwa punkty po dwóch meczach i realną szansę wyjścia z grupy. Na dokładkę kraj, a konkretnie miasta goszczące piłkarzy, został zalany przez obcokrajowców, którzy w większości nas chwalą, co mile łechce nasze ego i kompleksy ;) Do Poznania największa banda przyjechała z Irlandii, co okazało się szczęśliwym losem, bo banda jest niesamowicie przyjazna i pozytywna, a swoim dopingiem i tym co zaprezentowali w przegranym meczu z Hiszpanią zdobyli serca całego kraju i nie tylko.


czwartek, 14 czerwca 2012

My, kibice :)

W końcu wypadałoby coś o Euro napisać :) Czekałam najpierw na odbiór biletów na mecz, a potem stwierdziłam, że poczekam chwilę jak się zacznie, żeby nie pisać tylko o oczekiwaniach i wojnie kibiców z nie-kibicami. Koniec z końcem nie mogłam znaleźć weny i co zaczynałam pisać, jakoś nie szło, a jak już poszło, to miejsca wystarczyło tylko na "dlaczego się cieszę na Euro" :))) Bilety zostały już zużyte, mecz w niedzielę na pięknym poznańskim stadionie zaliczony, szaleństwo piłkarskie trwa nadal i jeszcze potrwa niecałe trzy tygodnie zostawiając nas zapewne z marskością wątroby ;)

czwartek, 31 maja 2012

Skansen w Olsztynku, czyli znowu obrazki

Miałam napisać długiego posta o Skansenie w Olsztynku, bo zdecydowanie to była najfajniejsza atrakcja naszego wyjazdu. Za śmieszne pieniądze (bodaj 12zł od osoby) jest dostępna niesamowita podróż w czasie, mnóstwo chatek do zwiedzania, rewelacyjnie zachowane eksponaty dostępne na wyciągnięcie ręki. Okazało się, że dodatkowo mają tak zrobioną stronę internetową, że praktycznie musiałabym przepisać to, co na niej jest, a na dodatek nie miało by to interaktywnej formy. Dlatego skupię się na obrazkach i kilku komentarzach, a wszystkich serdecznie zapraszam tutaj: Internaktywny Skansen. Chciało by się, żeby wszystkie atrakcje były tak dostępne. Jak ktoś lubi historię i tego typu miejsca - można sobie zaostrzyć apetyt :)

piątek, 25 maja 2012

Ostróda, czyli nie tylko reggae

Do Ostródy dotychczas jeździłam głównie w celach rozrywkowych, a ściślej na festiwal reggae :) Okazało się jednak, że jest to całkiem ciekawe i naprawdę ładne miasteczko.

poniedziałek, 14 maja 2012

Cofamy się w czasie, czyli zwiedzamy Warmię

Korzystając z pięknej pogody podczas jednego z legendarnych już polskich, długich weekendów, wybraliśmy się na Warmię. Plan był prosty - nocujemy w okolicach Ostródy i zwiedzamy co jest do zwiedzania w okolicy. Zatrzymaliśmy się w bardzo sympatycznym Hotelu Sajmino, który zaskakuje zarówno wielkością pokoi, jak i ofertą śniadania, jak na hotel z dwoma gwiazdkami. Zachęciła nas promocja, jaką mieli na majowy weekend - za 4 noclegi ze śniadaniem zapłaciliśmy 550zł.

Po dotarciu na miejsce, na pierwszy ogień wzięliśmy Grunwald.

niedziela, 6 maja 2012

Saga o Greyhoundzie

Zanim opowiem o Warmii, podzielę się sprawą męczącą mnie od kilku miesięcy, czyli walką z Greyhoundem o zwrot pieniędzy. Takiego burdelu i obsługi klienta nie doświadczyłam nigdzie indziej i, mam nadzieję, już nie doświadczę...

Zaczęło się wszystko w sierpniu, od mojego błędu, czyli kupna dwóch biletów Discovery Pass przed sprawdzeniem, czy pojedyncze przejazdy wyjdą taniej czy drożej. Nie pytajcie dlaczego, ale sprawdziłam to parę godzin po dokonaniu transakcji i jak się okazało, że DP wyjdą parędziesiąt dolarów drożej, postanowiłam odkręcić całą sprawę.

sobota, 5 maja 2012

Za chwilę opowiem o Warmii

Czyli krainie zamków, jezior, spokoju i bitwy pod Grunwaldem. Właśnie wróciliśmy, zdjęć narobiliśmy i będziemy się dzielić :)


wtorek, 1 maja 2012

Dlaczego nie chcecie naszych pieniędzy?

W ostatni weekend w Poznaniu miała miejsce chwalebna akcja "Poznań za pół ceny". Jak się można domyślić po tytule, atrakcje, restauracje, muzea i inne bezeceństwa były przez dwa dni za pół ceny, a niektóre nawet w jeden dzień za darmo. Mieliśmy zaplanowane wszystko elegancko - w sobotę Muzeum Archeologii, Muzeum Historii Poznania, posiłek w Czerwonym Sombrero i jak wystarczy czasu to jeszcze Fort III, bo mieliśmy się spotkać też z Agą i jej małżonkiem i dalszy plan zależał od negocjacji z nimi :) W niedzielę natomiast w planie było zwiedzanie Zamku, World Press Photo i ewentualnie Fort III, jeśli w sobotę jednak nie wypaliło. I posiłek w jakiejś innej knajpie biorącej udział w akcji (sushi?). Niestety postanowiono nam utrudnić zrealizowanie powyższego...

środa, 25 kwietnia 2012

Uwaga, sprzedajemy naprawdę fajny motocykl!

Sprzedaż trzeba wspierać, więc wrzucam też tutaj. Z racji, że Koala będzie oszczędzał kolano jeszcze długo, postanowiliśmy sprzedać jego motocykl. Myśleliśmy, że jeszcze trochę sezonu złapie, ale jednak to jest duże ryzyko - koleina, lekki przechył na lewo i kolano może nie wytrzymać, nie ma sensu ryzykować.

Sprzęcior to Honda CBF600 z 2004 roku. Jak widać po zdjęciach, Koala to człowiek oaza spokoju, więc szaleństw żadnych nie uskuteczniał :) Po naszym powrocie z Kanady motocykl przeszedł gruntowny przegląd i wymianę wszystkiego co było do wymiany, zimę spędził w ciepłym garażu z wymontowanym akumulatorem, na wiosnę odpalił bez problemu. Innymi słowy - tak jak stoi, jest gotowy do jazdy.

Wszystkich chętnych zapraszam do oglądania i kontaktowania się, naprawdę warto rzucić okiem, jak ktoś planuje zakup dwóch kółek :) W ogłoszeniu poniżej więcej zdjęć i informacji.

http://otomoto.pl/show?id=M3143434&preview=1




wtorek, 24 kwietnia 2012

Odwiedziliśmy dinozaury, czyli dlaczego nie można płacić kartą?

Ponieważ pogoda zaczęła dopisywać, a Pan Koala może chodzić (niezbyt intensywnie, ale zawsze), w niedzielę zaplanowaliśmy zwiedzanie domu pierwszych Piastów, czyli Ostrowa Lednickiego. Na miejscu się jednak okazało, że kartą płacić nie można, my mamy za mało gotówki, a w ogóle piątek i sobota to dni darmowe, zdecydowaliśmy więc, że zamiast Piastów odwiedzimy dinozaury. Dinozaury mieszkają w okolicy Rogowa, mniej więcej w połowie drogi między Poznaniem a Bydgoszczą, a dom ich zwie się Zaurolandia.

niedziela, 22 kwietnia 2012

Wróciliśmy!!!

Nie wątpię, że w wielu domach rozlegnie się za chwilę okrzyk radości :)
Zima się skończyła na dobre, wiele rzeczy trzeba było przemyśleć i poukładać, stąd też żadne z nas nie miało większej ochoty na pisanie. Na czytanie zresztą też, poza dwoma zrywami - mam teraz takie zaległości, że wiem co będę czytać w chwilach nudy ;)

Jak widać powrót postanowiłam przywitać nowym szablonem. Zdjęcie już wypadało zmienić, a Blogger zaskoczył mnie całkowicie nowym menu i szablonami, więc po chwili zabawy ustawiłam co trzeba. Pewnie jeszcze zmienię zdanie, ale na razie tak ma być.

Zanim przejdę do normalnego blogowania, w skrócie co nowego:

1. Postarzeliśmy się o rok, czyli oboje zaliczyliśmy kolejne urodziny, które zostały należycie opite i wybawione ;) Mamy jednak nadzieję, że wiek jeszcze nas nie naznaczył i zanim się rozpadniemy, to trochę przygd zaliczymy, haha :) Z góry dziękujemy za życzenia, w kwestii prezentów można się zgłaszać na priva :)))

2. Pan Koala przeszedł szczęśliwie operację rekonstrukcji więzadła, tym razem w prywatnej klinice, co znacznie zmniejszyło stres i poczucie bycia olewanym. Niestety nie zmniejszyło bólu fizycznego, więc naprawdę nie polecamy takich zabaw, lepiej na siebie uważać... W klinice były miłe pielęgniarki, ładny pokój dwuosobowy z obrazkami, przyzwoite jedzenie, więc nie ma człowiek poczucia, że pieniądze idą w błoto. Kolano goi się, wg lekarza, jak na psie, więc wszystko idzie w dobrym kierunku, choć oboje wiemy, że jeszcze sporo wody upłynie zanim będzie ok. Zakupiliśmy taką elegancką ortezę, która ma nie powodować zaniku mięśni, bo przez ten czas obwód nad kolanem się skurczył o prawie 4cm i teraz głównie się Koala skupia na odzyskaniu mięcha :)

3. Pracy szukam nadal, choć może nie do końca z nią wiążę moją długoterminową przyszłość, ale o tym sza ;) Z pracą to jest tak śmiesznie, bo na początku wysyłałam na wszystko co z finansami związane, na asystentki, specjalistów, kontrolerów, itd. Pierwsza rekrutacja trwała miesiąc i na każdym spotkaniu Pan Dyrektor powtarzał, że musi pomyśleć, bo mam większe doświadczenie niż ludzie na podobnych stanowiskach i się boi, że szybko nadrobię i będę chciała awansu i podwyżki. Bał się na tyle, że pracy nie dostałam, co w sumie rozumiem, bo sama chyba też bym się na siebie w tej sytuacji nie zdecydowała. Druga rozmowa to była uprzejmość mojego kolegi, który przepchnął moje CV i tam myślę, że też byłam "over qualified" i chciałam za dużo pieniędzy. Teraz jestem w trakcie rekrutacji, która jest dla mnie idealna i mam ogromną nadzieję, że tę pracę dostanę. Generalnie na ogłoszenia "minimum rok doświadczenia" już nawet nie wysyłam, bo wiem, że i tak nie zadzwonią. A takich skrojonych na mnie jest tyle, że w ostatnim miesiącu wysłałam 5 CV. Cóż, nic stałego w świecie nie ma, więc w końce się coś znajdzie.

4. Póki co zostajemy w Polszy, na jak długo, nie wiadomo, zależy to od wielu czynników i ciężko zaplanować. Mamy sygnały, że w Szkocji robi się ciężko, Europa nadal jest w ostrej panice kryzysowej i jak już ktoś siedzi na miejscu kilka lat, to wiadomo, że jest git, ale żeby teraz jechać i zaczynać, to małe samobójstwo, szczególnie, że bezrobocie tam droższe jest niż w Polsce ;) Co nie znaczy, że wegetujemy, oboje znaleźliśmy sobie pożyteczne zajęcia i się uczymy, czytamy, jakby tylko nam ktoś za to płacił, to naprawdę było by super, bo się nie nudzimy.

Zapraszamy z powrotem, mam nadzieję, że Fani nadal są z nami i dalej się to pokula :) Wiadomo, że blog zmieni trochę treść, bo już impresji emigracyjnych nie będzie, ale nadal będziemy jeździć, zwiedzać, plotkować, narzekać, komentować i ekshibicjonistycznie dzielić się swoim życiem.

Wróciliśmy!!! :)

czwartek, 16 lutego 2012

Dorobimy u górali

Doszliśmy do wniosku, że damy się wynajmować góralom. Wszystko bowiem wskazuje na to, ze zima za nami łazi i nie chce się odczepić... Od wczoraj świat dookoła nas wygląda tak:





W weekend natomiast wybrałam się na Rock In Arena, czyli koncert, innymi słowy, wypróbować nowy obiektyw. Mistrzem jeszcze nie jestem, ale obiektyw jest rewelacyjny na takie warunki. Następne zaczynają już oscylować wokół cen chwilowo dla mnie nieosiągalnych, więc przez jakiś czas sprzęt się nie będzie rozrastał. Ale już przynajmniej wiem, że mogę w miarę sensowne, koncertowe zdjęcia robić :)))

środa, 15 lutego 2012

Worek z kulkami, a tyle zabawy

Od niedawna jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami konsoli. Problem polega na tym, że wszystko mamy poustawiane w pokoju tak, że telewizor jest na jednym końcu, a kanapa na drugim. Niby pokój w bloku, więc długich dystansów ćwiczyć się nie da, ale jak gra ma małe napisy, to jest to upierdliwe. Przypomniało mi się, że kiedyś widziałam w jakimś sklepie fotel, który polegał na tym, że był to po prostu worek wypełniony czymś i można było się na niego glebnąć, a on się dostosowywał do ciała. Zapragnęłam takiego ustrojstwa, więc rozpoczęłam polowanie w sieci, które zakończyło się sukcesem po podpowiedzi kolegi, który coś takiego ma w domu.

Po długim namyśle, bowiem firma FATTY ma szeroką ofertę, wybraliśmy model i kolor i z utęsknieniem czekaliśmy na przesyłkę. Nie pytajcie dlaczego, ale byłam pewna, że zamawiam coś mniejszego :) Jak odbierałam od kuriera to aż mi się wyrwało "Ojej", a po drodze do samochodu wzbudzałam ogólne zainteresowanie - jeden pan stwierdził radośnie, że dużo zakupów zrobiłam :))) Potem próbowałam wepchnąć grubasa do samochodu, co nie było łatwe, gdyż nie mieścił się do bagażnika (a mamy minivana!). W końcu upchnęłam gada na tylne siedzenie.

Jak weszłam do domu, kot prawie dostał zawału i odmówił ruszenia się z legowiska choćby na centymetr :) Rozpakowałam i beztrosko rzuciłam się na bezkształtną masę, która okazała się nie być mięciutka i milusia, tylko prawie mnie odbiła z powrotem do pozycji stojącej. Myślę, że oni wsypują więcej tych kulek do środka, żeby można było sobie dostosować do własnych potrzeb, a potem dosypywać w miarę upływu czasu, jak się kulki ugniotą. Odsypywanie to była jedna wielka komedia, wcale zresztą niełatwa i jak się pokryłam kulkami, to mi się farfocle z Toronto od razu przypomniały :)))

Ponieważ fotel nie jest cały czas w dużym pokoju, a Koala ma ograniczoną zdolność ruchową i nie ma łazić za wiele, na moje wątłe barki spadła odpowiedzialność za tachanie tego z miejsca na miejsce. Chodzę więc tak po domu, jak Święty Mikołaj, tyle, że zamiast prezentów mam stado kulek :) Kot nadal nie czuje się swobodnie i na widok worka nerwowo szuka drogi ucieczki :) Polecam, niby worek z kulkami, a zabawy z tym naprawdę mnóstwo, można leżeć, siedzieć, pół leżeć, pół siedzieć i nawet podnóżek przysłali. A za rok zawsze można wysypać kulki i prezenty wpakować - tylko któreś z nas musi mikołajowy brzuch wyhodować :)))

Uzupełniam zdjęciami, na prośbę Anety :)


piątek, 3 lutego 2012

I oto dlaczego ludzie się leczą prywatnie...

Załamać się idzie. Wszyscy, którzy wyjechali z Polski mogą teraz złośliwie chichotać i piać nad wspaniałością swoich systemów, ale ja muszę to opisać...

Najpierw małe wyjaśnienie - Rodzicielka Moja jest lekarzem, lekarzem starej daty, który zawsze wychodzi pacjentowi na przeciw i na pierwszym miejscu stawia jego dobro. Dlatego staram się patrzeć na polską służbę zdrowia pamiętając, że tacy ludzie też tam pracują. Niestety odnoszę wrażenie, że większość jest jednak zupełnie inna i nawet Rodzicielka potwierdza, że tak niestety jest i to co jej opowiadam jest określane mianem chamstwa.


czwartek, 26 stycznia 2012

Blubry Starego Marycha, czyli rzecz o poznańskiej gwarze

Tytułowe blubry (czyli gadanina, bzdury) to audycja, którą nadawała poznańska rozgłośnia Polskiego Radia od 1983r. Sprawa miłości do lokalnej gwary była na tyle poważna, że Stary Marych stoi z rowerem w Poznaniu do dziś, a rysy ma wzorowane na aktorze, który blubrał (czyli gadał) w owej audycji.

Zdjęcie z Wikipedii

czwartek, 19 stycznia 2012

wtorek, 17 stycznia 2012

Co ja tu miałam...

Kryzys mam. Ogólnoblogowy. Nie jestem na bieżąco z czytaniem, a do pisania to już w ogóle nie mogę się zebrać. Miałam stworzyć tekst o poznańskiej gwarze po pytaniu Alicji i nawet do tego mi serca nie wystarczyło. Nie wiem kiedy mi to przejdzie, pewnie jak się zastanowię w jakim celu tego bloga chcę prowadzić, bo założony był z okazji wyjazdu, potem miał być kolejny wyjazd, na który się na razie nie zanosi. Koala ma uszkodzoną nogę i niedługo czeka go operacja, więc jesteśmy uziemieni. Wiele planów się majaczy na horyzoncie, ale wszystkie w jakiejś tam przyszłości i nie bardzo chcę o nich pisać, żeby nie zapeszać. Może pójdę tymczasowo w kierunku krótkich notek informacyjnych? A jak się pogoda i Koala naprawią, to zaczniemy znowu jeździć i zwiedzać i się tematy znajdą?

Odpowiadając na pytanie językowe - nie słyszałam, żeby w Poznaniu ktoś wymawiał końcówki "-źć" tak jak się pisze. I też nie słyszałam, żeby ktoś mówił o naleźnikach :) Na pewno natomiast mówią "czy" zamiast "trzy" i "czysta" zamiast "trzysta" :)))

A skoro już piszę, to małe uaktualnienie zrobię. Trochę zimy zawitało do Poznania, ale niewiele i na plusie, więc chlapa się robi. Dzielnie biegam, a od początku roku dodatkowo jestem zmotywowana pragnieniem zrzucenia paru kilogramów i jak na razie jestem na dobrej drodze, choć na początku trzeciego tygodnia zdrowego jedzenia, nagle zamarzyły mi się chipsy :)

Pod koniec miesiąca jedziemy do Berlina na koncert, miał być weekend łażenia i zwiedzania, będzie pewnie tylko koncert, albo maks jeden dzień, żeby kolana nie przeciążać.

W tym kraju wszystko jest tańsze w sieci. Soczewki, kosmetyki, karma dla kota, wszystko. Powoli dojrzewam do decyzji, że tylko po jedzenie będę chodzić do sklepów, bo wszystko inne się zwyczajnie nie opłaca.

Tęsknimy za Timem Hortonsem. I bajglami z masłem i serem :) I NFL. I pracą ;) No dobra, nie za tą konkretną pracą, za dobrą pracą. I wiosną i latem i samochodami z automatyczną skrzynią biegów. I wyjechaniem gdzieś daleko.

A moja Siostra ma małego kota Brytyjczyka i zachciało nam się nowego kiciusia, tylko racjonalnie wiemy, że nie powinniśmy, co nie zmienia faktu, że nam odbiło i oglądamy zdjęcia w sieci i piszczymy jak małe dziewczynki :)

No dobra, idę sobie i postaram się jakoś ogarnąć z tym blogiem, w końcu szkoda całej rzeczy fanów, którą dzielnie zdobywaliśmy przez ten rok ;))))