wtorek, 31 maja 2011

Zamek, który nie jest zamkiem, czyli spacer po Toronto

Jak już wspominałam długi weekend spędziliśmy w mieście i postanowiliśmy zrobić sobie mały spacer. Z małego zrobił się dość konkretny, bo wydreptaliśmy myślę ponad 10km, ale pogoda z początkowego deszczu zmieniła się w bardzo przyjemną, więc problemu z dreptaniem nie było.

Na początek pojechaliśmy do modnej dzielnicy Yorkville zobaczyć kamulec:

piątek, 27 maja 2011

Jeszcze dwa słowa o Hameryce i wizach

Ponieważ najprawdopodobniej zeżarło komentarz resvarii (nie wierzę, że sam skasował po produkcji tak długiej wypowiedzi ;)), wklejam tutaj i się ustosunkuję.

"Właśnie wróciliśmy ze Stanów, więc temat na czasie. Szkoda, że Wam nie dali, ale szczerze mówiąc trochę się tego obawiałem. Postawcie się na miejscu urzędnika wizowego - przychodzi facet, który ma w Kanadzie status tymczasowy, jest z Polski, kraju z którego do Stanów nadal przylatują ludzie "na wakacje" z kielnią w walizce, nie ma stałej pracy, pracuje nie w swoim fachu za niską stawkę, składa o wizę nie w swoim stałym miejscu zamieszkania jak zalecają na stronie konsulatu tylko w Toronto, nie ma konkretnych planów na przyszłość i tak dalej. Wydaje mi się, że z punktu widzenia urzędnika decyzja była dosyć logiczna. Nie jest to sprawiedliwe, ale oni podejmują decyzje na podstawie kontekstu aplikanta a nie sprawiedliwości niestety. Na stronie konsulatu piszą zresztą jasno, żeby składać w swoim kraju stałego zamieszkania:

Wszystkiego Najlepszego Rodzicielko Ma! :)

Miała być nowa notka o spacerze, ale przecież dziś Dzień Matki! Wprawdzie już dzisiaj dzwoniłam, a teraz Mama już śpi, ale jeszcze uhonoruję oficjalnie na blogu.





















Buziaki i uściski zza Wielkiej Kałuży :)))

czwartek, 26 maja 2011

Rozwiązanie zagadki grobu

Ponieważ blogspot sobie w kulki leci i dzisiaj myślałam, że padł, zamiast planowanej notki, której nie mam już siły pisać, rozwiązanie zaszyfrowanego grobu :) Przypomnienie:

piątek, 20 maja 2011

Hameryka nas nie chce

A ściślej nie chce Pana Koali, bo ja wizę dostałam. Wszystko to jest dziwne jak dla mnie i mało logiczne - pewnie w statystykach stoi, że panowie w koalowym wieku pracujący w magazynach najczęściej zostają nielegalnie, bo mnie o żaden dokument nie poproszono (i dobrze, bo zostawiłam letter of employment w domu...). Pani mnie wypytała dość szczegółowo i zakomunikowała, że gdzieś za tydzień mam odebrać paszport w siedzibie DHL.
Pan Koala trafił na urzędnika płci męskiej i na letter of employment miał wpisane, że jest part-time - podejrzewamy, że dlatego nie dostał wizy, bo koleś się tym właśnie punktem zainteresował, reszta nie miała już znaczenia, że bilet powrotny mamy, że kasa na koncie, nic. Co z tego, ze jest part-time tylko dlatego, że firma na benefitach oszczędza. Powiedział, że ma próbować z Polski, bo tu jest tymczasowo i nie ma gwarancji, że wróci. Nie wiem, czy to była kwestia kraju, czy płci urzędnika, czy part-time, a może wszystko po trochu.

W tej sytuacji nasze plany wzięły w łeb i muszą zostać zmodyfikowane. Ma to swoje plusy i stwierdziliśmy, że kij im w oko, jak nie chcą naszej turystycznej kasy, to na siłę się pchać nie będziemy. Być może będziemy też nieco wcześniej wracać, bo ja już się mentalnie nastawiłam, że pracuję w tym burdelu do połowy sierpnia i nie mam najmniejszej ochoty przedłużać tego czasu. Dużo wcześniej nam się nie opłaca, bo zostały nam 4 miesiące i bez sensu płacić karę za zerwanie umowy najmu, a jakby nie było jeszcze parę rzeczy w Kanadzie nam zostało do zwiedzenia. W pierwszym momencie podcięło nam to dość mocno skrzydła, bo mieliśmy fajny plan zwiedzenia obu wybrzeży, ale już się nieco uspokoiliśmy i mamy cały ten amerykański system gdzieś :)

Nie to nie :)

środa, 18 maja 2011

I kawałek dalej na zachód...

 ... czyli ciąg dalszy wycieczki. W planie był zaszyfrowany grób, więzienie w Woodstock i most w Londynie. Wprawdzie Londyn nie wypalił, ale za to zmodyfikowaliśmy koniec dnia, więc wyszliśmy na zero, a może nawet na plus :)

Kawałek za Kitchener jest miasteczko Wellesley - kierując się na północ, 3 km za nim znajdziemy, jeśli będziemy wolno jechać i uważnie się rozglądać, cmentarz pionierów zwący się Rushes. Że się tak nazywa musicie nam wierzyć na słowo, bo nazwy nigdzie nie ma, sam cmentarz już od dawna nie jest używany, a przed nim stoi brama nie połączona z niczym. W sumie trafiliśmy tam tylko dlatego, że wiedzieliśmy o owych 3 km.
Na cmentarzu natomiast jest ciekawostka - zaszyfrowany grób:

niedziela, 15 maja 2011

Wieże pionierów, czyli wyprawa na zachód

W zeszłą niedzielę postanowiliśmy się wybrać na zachód. Ponownie zaklepaliśmy auto, mieliśmy dostać Toyotę Yaris, ale Pan z Wypożyczalni ocenił, że nie jest wystarczająco posprzątana i dostaliśmy za tę samą cenę auto z klasy wyższej, czyli Toyotę Corolle, 2011 rocznik, z 9tys km na liczniku :) Na pierwszy ogień pojechaliśmy do Kitchener, żeby zobaczyć wieżę pionierów - okazało się jednak, że sama wieża to był tylko dodatek do całej okolicy, która ma bardzo ciekawą historię.


















wtorek, 10 maja 2011

Na czterech kołach, czyli Kanada zza kółka

Porzucając dyskusję o ubezpieczeniach samochodu, zanim ogarnę zdjęcia z wycieczki niedzielnej, napiszę parę słów o jeżdżeniu samochodem w Kanadzie. A właściwie w Ontario i w Quebecu. No i motocyklem może trochę też, ale to bardziej z obserwacji niż z autopsji.

W dużym uogólnieniu mogłabym napisać, że jeździ się przepisowo i na tym zakończyć notkę :) Ale nie ma tak łatwo, tak samo jak z tą przepisowością różnie bywa.

środa, 4 maja 2011

Montreal, Ottawa i coś po drodze - część 3. Coś Po Drodze

No i nadeszła chwila smutna, chwila pożegnania... Ale nie oznaczało to, że zamierzaliśmy tak po prostu wsiąść w auto i wrócić do Toronto! Parę atrakcji zostało przygotowanych na drogę powrotną, która ponownie została upiększona pozytywną pogodą. Ponieważ wyjeżdżaliśmy wcześniej niż to było w planie, postanowiliśmy odwiedzić Bon Echo Park, w którym znajdują się klify określane mianem kanadyjskiego Gibraltaru.
GPS postanowił, że nie pojedziemy autostradą, więc zamiast wjechać na drogę nr 7, skierowaliśmy się na boczne dróżki mając nadzieję na dobre widoki.