czwartek, 16 lutego 2012

Dorobimy u górali

Doszliśmy do wniosku, że damy się wynajmować góralom. Wszystko bowiem wskazuje na to, ze zima za nami łazi i nie chce się odczepić... Od wczoraj świat dookoła nas wygląda tak:





W weekend natomiast wybrałam się na Rock In Arena, czyli koncert, innymi słowy, wypróbować nowy obiektyw. Mistrzem jeszcze nie jestem, ale obiektyw jest rewelacyjny na takie warunki. Następne zaczynają już oscylować wokół cen chwilowo dla mnie nieosiągalnych, więc przez jakiś czas sprzęt się nie będzie rozrastał. Ale już przynajmniej wiem, że mogę w miarę sensowne, koncertowe zdjęcia robić :)))

środa, 15 lutego 2012

Worek z kulkami, a tyle zabawy

Od niedawna jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami konsoli. Problem polega na tym, że wszystko mamy poustawiane w pokoju tak, że telewizor jest na jednym końcu, a kanapa na drugim. Niby pokój w bloku, więc długich dystansów ćwiczyć się nie da, ale jak gra ma małe napisy, to jest to upierdliwe. Przypomniało mi się, że kiedyś widziałam w jakimś sklepie fotel, który polegał na tym, że był to po prostu worek wypełniony czymś i można było się na niego glebnąć, a on się dostosowywał do ciała. Zapragnęłam takiego ustrojstwa, więc rozpoczęłam polowanie w sieci, które zakończyło się sukcesem po podpowiedzi kolegi, który coś takiego ma w domu.

Po długim namyśle, bowiem firma FATTY ma szeroką ofertę, wybraliśmy model i kolor i z utęsknieniem czekaliśmy na przesyłkę. Nie pytajcie dlaczego, ale byłam pewna, że zamawiam coś mniejszego :) Jak odbierałam od kuriera to aż mi się wyrwało "Ojej", a po drodze do samochodu wzbudzałam ogólne zainteresowanie - jeden pan stwierdził radośnie, że dużo zakupów zrobiłam :))) Potem próbowałam wepchnąć grubasa do samochodu, co nie było łatwe, gdyż nie mieścił się do bagażnika (a mamy minivana!). W końcu upchnęłam gada na tylne siedzenie.

Jak weszłam do domu, kot prawie dostał zawału i odmówił ruszenia się z legowiska choćby na centymetr :) Rozpakowałam i beztrosko rzuciłam się na bezkształtną masę, która okazała się nie być mięciutka i milusia, tylko prawie mnie odbiła z powrotem do pozycji stojącej. Myślę, że oni wsypują więcej tych kulek do środka, żeby można było sobie dostosować do własnych potrzeb, a potem dosypywać w miarę upływu czasu, jak się kulki ugniotą. Odsypywanie to była jedna wielka komedia, wcale zresztą niełatwa i jak się pokryłam kulkami, to mi się farfocle z Toronto od razu przypomniały :)))

Ponieważ fotel nie jest cały czas w dużym pokoju, a Koala ma ograniczoną zdolność ruchową i nie ma łazić za wiele, na moje wątłe barki spadła odpowiedzialność za tachanie tego z miejsca na miejsce. Chodzę więc tak po domu, jak Święty Mikołaj, tyle, że zamiast prezentów mam stado kulek :) Kot nadal nie czuje się swobodnie i na widok worka nerwowo szuka drogi ucieczki :) Polecam, niby worek z kulkami, a zabawy z tym naprawdę mnóstwo, można leżeć, siedzieć, pół leżeć, pół siedzieć i nawet podnóżek przysłali. A za rok zawsze można wysypać kulki i prezenty wpakować - tylko któreś z nas musi mikołajowy brzuch wyhodować :)))

Uzupełniam zdjęciami, na prośbę Anety :)


piątek, 3 lutego 2012

I oto dlaczego ludzie się leczą prywatnie...

Załamać się idzie. Wszyscy, którzy wyjechali z Polski mogą teraz złośliwie chichotać i piać nad wspaniałością swoich systemów, ale ja muszę to opisać...

Najpierw małe wyjaśnienie - Rodzicielka Moja jest lekarzem, lekarzem starej daty, który zawsze wychodzi pacjentowi na przeciw i na pierwszym miejscu stawia jego dobro. Dlatego staram się patrzeć na polską służbę zdrowia pamiętając, że tacy ludzie też tam pracują. Niestety odnoszę wrażenie, że większość jest jednak zupełnie inna i nawet Rodzicielka potwierdza, że tak niestety jest i to co jej opowiadam jest określane mianem chamstwa.