wtorek, 24 kwietnia 2012

Odwiedziliśmy dinozaury, czyli dlaczego nie można płacić kartą?

Ponieważ pogoda zaczęła dopisywać, a Pan Koala może chodzić (niezbyt intensywnie, ale zawsze), w niedzielę zaplanowaliśmy zwiedzanie domu pierwszych Piastów, czyli Ostrowa Lednickiego. Na miejscu się jednak okazało, że kartą płacić nie można, my mamy za mało gotówki, a w ogóle piątek i sobota to dni darmowe, zdecydowaliśmy więc, że zamiast Piastów odwiedzimy dinozaury. Dinozaury mieszkają w okolicy Rogowa, mniej więcej w połowie drogi między Poznaniem a Bydgoszczą, a dom ich zwie się Zaurolandia.


Tutaj również zostaliśmy zaskoczeni niemożnością użycia karty, karteczki "Płatność tylko gotówką" były na kasach i drzwiach pobliskiego hotelu. Nie wiem czy mieli awarię systemu, czy co, ale zastanawialiśmy się jak funkcjonuje hotel - przyjeżdża rodzina czteroosobowa i chce sobie dzień dłużej zostać. Mają pół wypłaty w portfelu nosić na takie okazje??? Dla nas takie sytuacje są wkurzające, bo z reguły niewiele gotówki mamy, ale skoro już tam byliśmy, to udaliśmy się na polowanie na bankomat, który na szczęście znalazł się w pobliskiej wiosce. Jestem w stanie zrozumieć, że w wielu miejscach jeszcze króluje gotówka, ale to jest jednak spora atrakcja turystyczna, więc... 

Uzbrojeni w gotówkę wróciliśmy do dinozaurów. Myślę, że wybraliśmy dobrą porę na odwiedziny, bo to początek sezonu i jeszcze ludzi mało, podejrzewam, że im bliżej wakacji tym większy sajgon rodzinno-dziecięcy w środku :) Park istnieje od 5 lat jest bardzo sympatyczną rozrywką, szczególnie dla dzieci, dla których jest spory małpi gaj i plac zabaw i różne dodatkowe atrakcje. Historię dinozaurów chyba wszyscy znają, więc odpuszczę sobie wywód na ich temat ;)

Najbardziej znanym mieszkańcem jest oczywiście Tyranozaur, którego nie sfotografowałam, z tego co widzę, bo myślałam, że to ten pod spodem. A tymczasem jest to Allozaur, starszy brat Tyrusia.
Ten z rozwianą grzywką to Celofyz. Drobne, 30kg maleństwo. No dobra, nie takie maleństwo, bo rósł do 2,5m, ale miał puste kości.
To coś dziwnego to Tanystrof. Brodził sobie w europejskich wodach, polując na ofiary, a w razie zagrożenia gubił ogon. Znaleziony krąg szyjny nieco z początku skonfundował badaczy, ale w końcu doszli do tego jak kolega wyglądał :)
W międzyczasie dojrzeliśmy ptaszora. Niestety nie mieliśmy teleobiektywu, bo bardzo bystrze nie wpadliśmy na to, że trafimy na okazy, które będziemy chcieli ustrzelić. Stąd ptaszor wyszedł jak wyszedł.
Ten po prawej to idealny bohater drugiego planu, dopiero oglądając zdjęcia z domu dojrzałam jego uśmiechnięty pysk :) I nie, nie mówię o Koali ;) Na nodze koalowej widać elegancką ortezę, o której pisałam, a towarzyszą mu Wulkanodony z Zimbabwe.
"Ciiii, nic ci nie zrobię, muahahaha" :)) Duszę Stegozaura.
Duży Diplodok i mały Diplodok (i ponownie, nie, nie mam na myśli siebie ;)) Najbardziej mi się z Flinstonami kojarzą :)

Stanęłam oko w ząb z tanzańskim Spinozaurem.
Konikowate Korytozaury.
Ja się wykluwałam a Koala wszedł w paszczę lwa. Znaczy Tyrusia chyba :)

Atrakcje dodatkowe sobie odpuściliśmy, bo w gruncie rzeczy jedyne, co by nas interesowało to quady (ATV), ale za jedno okrążenie toru życzono sobie 20zł, a za każde następne 10zł, więc uznaliśmy, że upadli na głowę. 
Potem przyszedł czas na jedzenie... Zjedliśmy w parkowej gastronomii coś, co bez większej przesady było jednym z najgorszych posiłków w moim życiu. Nie dość, że wybór był tradycyjny (burger, zapiekanka, shoarma, stek, frytki), to jeszcze było słono, tłusto i ciężkostrawnie. W pobliżu był przybytek z lodami i goframi, jak się okazało mieli też owoce i naleśniki - żałowaliśmy, że nie odkryliśmy tego wcześniej. Jak ktoś będzie odwiedzał, gastronomię odradzam, nie dość, że jest burdel, baby nieuprzejme, to jeszcze żarcie do dupy, że tak ostro podsumuję. W ogóle nie wiem dlaczego w polskich atrakcjach nie może być lokalnego, czy też polskiego jedzenia. Czemu nie może być klusek, pyrów z gzikiem, pierogów, tylko musi być zawsze ta gówniana shoarma z frytkami i zapiekanki? Postanowiliśmy, że w przyszłości zrobimy sobie własny zapas i olejemy ofertę turystycznej gastronomii.

Ogólnie park jest zrobiony bardzo dobrze, choć są niedoróbki, jak jedzenie, czy niezbyt zachęcające toalety. Szkoda, ale da się przeżyć. 

W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Skansen Miniatur, w którym są miniaturowe budynki szlaku piastowskiego, w tym rewelacyjnie zrobiony rynek w Poznaniu:

Mysia wieża w Kruszwicy, Biskupin, czy Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu.

Dodatkowo zaciekawiła nas okolica, ponieważ nad pobliskim jeziorem coś się buduje, co wygląda na kolejną atrakcję w stylu piastowskim. Nie wiemy co to będzie, ale będziemy kontrolować postępy prac, może znowu coś fajnego stworzą. Marzy mi się taki gród z karczmą, gdzie można by zjeść staropolskie potrawy z drewnianych misek, drewnianymi łyżkami :)
Na sam koniec pojechaliśmy do Rezerwatu Meteorytów, ale tam już zaliczyliśmy krótki spacer, żeby nie nadwyrężać koalowego kolana. Obejrzeliśmy z tej okazji tylko trzy dziury po kosmicznych kamulcach, ale wrócimy tam za jakiś czas, żeby przejść cały szlak. Nie wiedziałam, szczerze mówiąc, że takie unikatowe miejsce mamy pod nosem, bo podobnych śladów po meteorytach jest na całym świecie ledwie 150. Około.  Żartowałam, że mogli drzewa powycinać, zasłaniały widok, skubane ;) Oto dziura z drzewami:
Tak to nam minęła niedziela. Planów mamy co nie miara, więc relacje z kolejnych wojaży pojawiać się będą regularnie. Przed nami intensywny weekend i tydzień - w weekend mamy akcję Poznań za pół ceny, podczas której mnóstwo atrakcji jest za pół ceny lub za darmo, co mamy zamiar skrzętnie wykorzystać, a potem jedziemy na Mazury. Jeszcze nie wiemy dokładnie co i jak, ale jedziemy :)

17 komentarzy:

  1. Co to są te pyry z gzikiem? Dobrze, pyry to wiem (pani w podstawówce nam powiedziała, że tak się mówi "na zachodzie" Polski na ziemniaki. Ale ten gzik? To smalec?
    I chyba mówi się ortoza, no ale Wy nosicie, więc pewnie wiecie lepiej. Bardzo podoba mi się ten park z dziurami po meteorytach. A co się stało z meteorytami samymi? Te miniatury są też super -czy one są wysokości mniej więcej metra? I z czego są zrobione? Chyba nie z papieru ani masy papierowej bo najwyraźniej są pod gołym niebem, więc te elementy.....
    Śliczne są!
    Te dinozaury trochę mniej mnie interesują, ale czy w Polsce znaleziono jakieś pozostałości po nich? I czy którekolwiek z tych modeli jakoś odnoszą się do tego miejsca, gdzie jest ten park?
    No i z jedzeniem to naprawdę przegrane bo trudno zrozumieć, dlaczego nie ma smacznego żarcia w takim miejscu. Bardzo, bardzo dziwne.
    Pozdrawiam,
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gzik to biały ser na słono, czasami też śmietany się dodaje, żeby była taka maź, nie za rzadka, nie za krucha.

      Fragmenty Meteorytów zostały znalezione i teraz są najprawdopodobniej w Instytucie Geologii Uniwersytetu. Zresztą nadal je znajdują, największy znaleźli w 2006 roku. Łukasz mi mówi, że są też w Muzeum Ziemi w Warszawie i w paru innych miejscaach.

      Miniatury są drewniane i wysokość jest różna - ten rynek w Poznaniu był do kolan, ale już wieża w Kruszwicy była pi razy oko, mojego wzrostu.

      Co do dinozaurów, to z tego co pamiętam, to w Polsce znaleźli ślady wędrówki, w większości w Sołtykowie (na przykład ten uśmiechnięty Wulkanodon tamtędy przechodził), znaleziono też tam kości, ale nie ma informacji na ten temat. I jeszcze na stronie Kompendium Wiedzy jest coś takiego: "W sierpniu 2008 roku w National Geographic ukazał się artykuł o odkryciu we wsi Lisowice (Lipie Śląskie) na Opolszczyźnie wielkiego (4-5 m długości) drapieżnego dinozaura, zapewne tetanura, szczątków również drapieżnego, ale niewielkiego ceratozaura, oraz niedinozaurów: kilka okazów potężnego (ok. 5 m długości) gada ssakokształtnego dicynodonta, (bodajże najmłodszy i największy ze wszystkich ssakokształtnych na świecie), pterozaura, a także płazów tarczogłowych (labiryntodonty): cyklotozaura (ten sam co w Krasiejowie) i plagiozaura. Również dość liczne są tam szczątki ryb, małży, owadów i flory. Już teraz jest to unikalne w skali światowej znalezisko, a wszak badania jeszcze się nie zakończyły."

      Usuń
  2. Bardzo dziękuję za informacje. Ciekawe, jak długo te miniatury wytrwają pod elementami. Może na pory deszczowe i zimową wstawiane są gdzieś do środka? W sumie szkoda, że wydłubano te meteoryty i że nie mogły sobie leżeć tam gdzie upadły. Chyba nikomu by nie przeszkadzały, a i pewnie ukraść nie łatwo.
    Nigdy nie wpadłabym na to, że gzik to ser. Ziemniali z serem chyba też nie jadłam poza oczywiście formą pierogów ruskich, które, jak każdy chyba Polak, uwielbiam. No ale to musi być całkiem pyszne. Czy u Was w Poznaniu coś takiego podają w restauracjach?
    Tak zastanawiałam się nad tym, co to może być (bez sprawdzania) i doszłam do wniosku, że to może jakaś taka posypka ze smażonej cebuli. A w ogóle to nazwa brzmi jak jakiś mały robak albo insekt "no jakiś gzik spadł mi na głowę z drzewa".....Bardzo ciekawe!

    Wreszcie mam odpowiedź na moje ogólne pytanie "Dinozaury a sprawa polska". Czyli były, jak najbardziej były. Jak byłam dzieckiem, to nikt się dinozaurami nie interesował. Kupowało się w kioskach tzw. "zwierzątka plastikowe" i kolekcjonowało. Niektóre były rzadkie (żyrafa czy słoń), a niektóre były w każdym kiosku (taki pancernik na przykład). Dinozaurów w tej (ani innej) kolekcji nie było. To był początek lat 80-tych ubiegłego stulecia. I w ogóle nikt nie miał fisia na punkcie dinozaurów, tak jak na przykład każdo z moich dzieci miało. Każde przechodziło fazę dinozaurów, były w domu wszędzie, w każdym pomieszczeniu, czasem ukryte, ale wszędzie. Jak już faza wszystkim (!) minęła, pozbyliśmy się dinozaurów w różne sposoby, część oddając innym początkującym paleontologom, część zapakowaliśmy w jakieś pudła "ku pamięci" no i nie było już ich. Pamiętam, kiedyś myję nauczynia w kuchni, przede mną na oknie jest orchidea w doniczce. Patrze i oczom nie dowierzam. Z tyłu, za doniczką, dyskretnie schował się jakiś long neck i patrzy mi na ręce. Dzisiaj jestem przekonana, że jeszcze jakieś dinozaury się w domu uchowały. A ja uczyłam się o nich razem z dziećmi, bo przecież dinozaurów w Polsce się wtedy ne przerabiało.A teraz?
    Pozdrawiam,
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, skłamałam z tym drewnem, miniatury są z tworzyw trwałych, a fragmenty z tych samych materiałów co oryginalny budynek. Byłam przekonana, że to drewno, a tu niespodzianka.

      Nie wiem czy się teraz uczy o dinozaurach w szkole, jak ja się uczyłam, to chyba tylko jakaś wzmianka była. Zapamiętałabym coś konkretnego, bo zawsze lubiłam dinozaury. W Polsce ich za wiele nie było, bo tu długo było morze (bądź też ocean), a to co może zawierać szczątki jest przykryte grubymi warstwami po zlodowaceniach. Być może dlatego odkrycia są tak świeże. Może jak się u nas coś wypiętrzy to zostaną odkryte głębsze warstwy ;)

      Faza dinozaurowa musiała być ciekawa u Was w domu :))) Jeszcze pewnie coś znajdziesz w najmniej spodziewanym miejscu :)

      Usuń
  3. SUPER MIEJSCE! Też planowaliśmy coś takiego zwiedzić, ale czasu nam nie wystarczyło, by się tam wybrać. Zazdrościmy... :)
    I pozdrawiamy... ;)
    Sol i Alien

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz z czasem u Was krucho, ale zawsze można jakiś jeden dzień uszczknąć :)

      Pozdrawiamy też :)

      Usuń
  4. Chetnie bym sie sama wybrala do takiego parku a pewnie moje dzieci tez by z radoscia dolaczyly mimo, ze stare konie z nich. U nas tez byla faza na dinozaury, pamietam szal w domu na film rysunkowy "Land before times". Przepiekna bajka, ktora doczekala sie wielu (nie pamietam ilu) nastepnych czesci. Mamy wciaz w domu (chyba) wszystkie ich czesci na kasetach VHS!!!!
    Nie pamietam z Waszych opisow z wojazy po Kanadzie czy byliscie w parku w Drumheller, w Albercie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A magnetowid do tych kaset macie? ;)

      Nie byliśmy w tym parku.

      Usuń
    2. Owszem, mamy i to w dobrym stanie. Stoi wprawdzie w piwnicy, w storage ale gotowy i sprawny! My mamy wszystkie filmy rysunkowe Disney'a na kasetach VHS wiec trzeba miec i magnetowid:)

      Usuń
    3. Nieźle :) Pamiętam, że miałam całą serię Hanna-Barbera katowaną dość długo :)

      Usuń
    4. Koala, niektore z tych filmow byly tak czesto katowane przez moje dzieci, ze je na pamiec znam, plus piosenki. Zwlaszcza te, ktore nabylismy na poczatku, jako pierwsze np Pinokio, Little Mermaid, The Rescuers Down Under, Snow White, Lady and the Trump, Peter Pan. Do znudzenia!!! Na wydanie pozniejszych czekali jak na zbawienie i zwykle kupowalismy juz w pierwszym dniu:)))Ciekawe ile ta nasza kolekcja jest warta?

      Usuń
    5. Aaaa i jeszcze chcialam dodac, ze oni sie na tych filmach wychowali i moze dlatego moja corka teraz studiuje animacje:)

      Usuń
  5. Czyli Wasz gzik to chyba twaróg w mojej odmianie polskiego? Bo ze śmietaną, solony, czasem i ze szczypiorkiem. Raczej nie jada się go z ziemniakami (pyrami), ale raczej na kanapce. Czy używacie słowa "twaróg" lub "twarożek" i czy to znaczy coś innego niż gzik? A czy gzik to pełna nazwa czy zdrobnienie - brzmi jak zdrobnienie, tylko nie mam pojęcia od czego. Giez?

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twaróg, twarożek funkcjonuje jak najbardziej jako biały ser i jak najbardziej na kanapce. Chociaż pamiętam z dzieciństwa makaron posypany białym serem i cukrem, więc zastosowań jest kilka ;) Gzik to gzik chyba dlatego, że z reguły ze śmietaną jest, więc to de facto nie jest "czysty" biały ser. Można też szczypiorek dodać, na przykład. No i to regionalna nazwa, ale nie mam pojęcia jaka jest etymologia słowa. Wikipedia podaje, że oryginalnie pyry z gzikiem to była postna potrawa.

      Usuń
  6. Dzięki. Z cukrem i serem to nie jadłam, natomiast pamiętam makaron z truskawkami i ze śmietaną. To był przysmak! Chyba w Poznaniu będę musiała się zapoznać z tym daniem osobiście.
    Pozdrawiam. Alicja

    OdpowiedzUsuń