niedziela, 2 grudnia 2012

Jak prawie nie zdążyłam na egzamin, czy zrobię w końcu pranie i kto chce iść ze mną na piwo :)

Ostatnie dwa miesiące upłynęły mi pod znakiem dość konkretnego stresu, stąd nawet nie miałam jak się skupić na czymkolwiek relaksującym, o pisaniu bloga nie spominając. Otóż postanowiłam uzupełnić moją finansową wiedzę i zaczęłam proces uzyskiwania finansowego certyfikatu CIMA. W Polsce jeszcze średnio to cokolwiek daje (może w Warszawie), ale w pozostałej części świata nie da się zrobić kariery w finansach bez jednego z certyfikatów. CIMA jest najbliższa temu, co robiłam i co chcę robić, czyli rachunkowości zarządczej. Generalnie polega to na tym, że mam 10 egzaminów do zaliczenia, dwie sesje egzaminacyjne w roku i jak to sobie rozłożę, w takim tempie całość zaliczę. Pierwszy egzamin przypadał 20go listopada i nie da się ukryć, że wypadłam nieco z rytmu naukowo-egzaminacyjnego, co sprowadziło na mnie ataki paniki i stresu, które były mi obce na studiach ;)

Pierwszy egzamin do zaliczenia wybrałam opisowy, co ma ten plus, że się fajnie czyta podręcznik, natomiast jak przychodzi do odpowiadania na pytania, to się nagle okazuje, że przy dwusetnej stronie człowiek już nie pamięta co było na pięćdziesiątej i zaczyna się panika w oczach "ja nie jestem w stanie tego ogarnąć", bo stron jest 350. Formatu A4. W tej sytuacji nie mogłam się skupić na niczym, a jak tylko próbowałam robić coś nie związanego z nauką dopadały mnie potężne wyrzuty sumienia, więc logicznym jest, że nie mogłam się już doczekać, aż to będę miała za sobą.

Przyjechałam do Polski (bo w Sztokholmie nie ma centrum egzaminacyjnego) i 20go o piątej rano wyruszyłam do Warszawy, co oczywiście nie było takie proste, jak to zwykle u mnie. Koala przywiózł mnie na dworzec tak, zebym nie kwitła na nim niepotrzebnie, sprawdziłam, że pociąg odjeżdża z peronu 4b, wyszłam na peron czwarty, rozejrzałam się, namierzyłam pociąg i ruszyłam w jego kierunku. Zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak, jak zdałam sobie sprawę, że idę tam sama... Już prawie wsiadałam, gdy zobaczyłam tabliczkę "Poznań-Przemyśl". Dopadłam konduktora i pytam gdzie w takim układzie jest pociąg do Warszawy, na co pan odparł "O nie, to nie ten, musi pani iść na 4b, to jest 4a. Tylko niech się pani spręża, bo 5 minut zostało!". No kurde dziękuję za motywację! Z peronu 4a na 4b idzie się naprawdę spory kawałek, na dodatek oznaczenie jest tak skonstruowane, że w pewnym momencie nie wiadomo gdzie iść. Lecę na złamanie karku, na wysokich obcasach, trzymając słuchawki, coby się nie rozpadły, po drodze dopada mnie kobieta z kawą w ręce:
- Nie wie pani gdzie jest 4a?
- Niech pani biegnie ze mną, ja też w tamtym kierunku!
- Ja już tam byłam! Co za beznadziejne oznaczenia!
- Wiem! A wygodnie pani z tą kawą?
- Nie! Chyba ją wyrzucę!

Cała rozmowa odbywała się w rozpaczliwym biegu dwóch kobiet na obcasach, więc z zewnątrz to musiało wyglądać przekomicznie :) Dopadłam w końcu pociąg, odnalazłam swój przedział - zarezerwowałam sobie pierwszą klasę, bo różnica w cenie nieduża, a chciałam mieć święty spokój przed egzaminem. Wiele czasu nie minęło, jak wszedł konduktor i uprzejmie poinformował, że jak się nie zrobi cieplej, to mam się przesiąść do dwójki, bo mają problem z ogrzewaniem. Wytrzymałam godzinę...

W końcu dojechałam, egzamin napisałam, a czy zdałam to się dowiem w styczniu. Im dalej od egzaminu tym bardziej panikuję, że jednak nie zdałam :)

Wracając do tematów szwedzkich, nie mogę zrobić prania. Otóż wydawało by się, że ichni system jest w porządku - jest pralnia na dole w budynku (tak jak to było w Toronto) i jest taka śmieszna tablica, którą muszę w końcu sfotografować, n której można sobie zarezerwować godzinę i dzień. Brzmi sensownie? Teoretycznie tak. W praktyce, rezerwuje się zakres godzin i na każdą jedną rezerwację przypada pięć godzin. Ja nie wiem jak można pranie pięć godzin robić, mając dwie praki do dyspozycji, ale może się nie znam. W rezultacie, w ciągu jednego dnia są do wyboru trzy terminy: 7-12, 12-17, 17-21. Oczywiście wszystko oprócz środka dnia jest obstawione z wyprzedzeniem. Zarezerwowałam sobie 12-17, myśląc, ze wyjdę wcześniej z pracy i zdążę w dwie godziny. Jakież było moje zdziwienie, jak zastałam panią pakującą pranie do pralek, która na moje zagadanie po angielsku odparła "Mine", po czym zaczęła machać ręką w stronę tablicy. Zaprowadziłam ją do niej i pokazałam swoją rezerwację, na co pani wskazała na godzinę dwunastą i poszła. Sądziłam, że jak rezerwuję czas do piątej, to jeden pies o której przyjdę, jednak byłam w błędzie. Koleżanka miała dokładnie ten sam problem, więc wnioskuję, że trzeba być punktualnie o początkowej godzinie, bo jak nie, to ktoś po prostu zajmuje pralki. Nie rozumiem w tym układzie, po cholerę jest ten system. Przez rok w Kanadzie nie miałam ani razu problemu ze zrobieniem prania, bez żadnych przeklętych tablic i rezerwacji. Po prostu schodziło się na doł i jak ktoś robił pranie, czekało się godzinę-dwie i robiło się swoje. Wszystko działało, nikt nie miał pretensji. Teraz mam rezerwację na przyszłą niedzielę i może w końcu uda mi się to pranie zrobić.

Na koniec mam pytanie do czytelników mieszkających w Sztokholmie lub mających tu godnych polecenia znajomych - kto chce się spotkać na piwie, kawie, czy czymkolwiek innym? Nie ukrywam, że jak zostaję na weekendy, to mi się ekstremalnie wieczorami nudzi, a sama przecież nie będę w knajpach przesiadywać... Mam kolegę w pracy, który jest chętny do pomocy w tych kwestiach, ale on ma swoje życie i nie zawsze ma czas, a ja przecież nie będę mu na karku siedzieć i biadolić, że wyjść gdzieś chcę. Więc pomyślałam, że opublikuję dramatyczny apel na blogu i pomimo mojego ostatniego zaniedbania, może się ktoś odezwie i poznam jakichś fajnych i sympatycznych ludzi :) Ratujcie moje piątkowo-sobotnie wieczory, proszę!!! :)))))

P.S. Wielkimi krokami nadchodzi opowieść o zwiedzaniu Sztokholmu z Koalą. I ze zdjeciami ;)

13 komentarzy:

  1. Ręce mi opadły jak przeczytałam o praniu. Wydaje mi się to nienormalne. A pralni samoobsługowych tam nie ma?

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam mocno kciuki za egzamin! i za to, żebyś znalazła jakieś towarzystwo! A p. Koala nie może tam z Tobą być?
    Pozdrawiam, Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      No nie, Pan Koala ma swoją pracę w Polsce, więc nie będzie jej rzucał na parę meisięcy po to, żeby ze mną mieszkać :)

      Usuń
  3. System prania rzeczywiscie beznadziejny! Ja bym chyba nie mogla nie miec pralki we wlasnym domu czy mieszkaniu. Trudno jest uwierzyc, ze w Szwecji maja taki wlasnie system. Ale pewnie to tez jest kwestia przyzwyczajenia, bo ludzie tam przeciez zyja i maja sie dobrze? System rezerwacji do d...., tez nie wiem czemu sluzy jesli ktos moze Cie ubiec jesli sie spoznisz?

    Egzamin pewnie zdalas na 'piatke' tylko panikujesz hehehe? Czego Ci zycze:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam swoją teorię na temat tego całego systemu, ale na razie publicznie jej nie wypowiem ;)

      A co do egzaminu, to nie nie, ja nie z tych ;) Dziękuję za życzenia :D

      Usuń
  4. Piec godzin na pranie to dlugo ;-) ja mam trzy na pranie + 1 h na suszenie (tylko dostep do pomieszczenia pralni, bez uzytkowania pralek). U mnie jest tak, ze jesli sie nie pojawie w ciagu 40 min po rozpoczeciu "moich" godzin, to czas przepada, ktos inny moze go wziac. Pewnie u Ciebie obowiazuje jakis wariant tego...

    Co do innych spraw, to pozwole sobie odezwac sie na maila...

    Maria Agdalena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, ze właśnie tak jest jak piszesz, stąd pani sobie przywłaszczyła mój czas. W każdym razie w niedzielę, będę tam punktualnie o piątej warować ;)

      Ależ proszę bardzo, odzywaj się jak najbardziej :)

      Usuń
  5. Rezerwacja pralek???

    Mieszkaliśmy w Toronto w trzech wynajmowanych mieszkaniach gdzie do pralki trzeba było schodzić na dół i nigdy nie było problemu - jak ktoś prał to się przychodziło później, poza tym ludzie zostawiali kosze/torby na pralkach albo suszarkach, więc można było ich pranie wyjąć kiedy się skończyło i włożyć swoje. Nikt się o to nie rzucał i wszyscy tak robili. Pralki i suszarki były na monety albo karty, więc też nie było problemu.

    Swoją drogą, w Toronto praktycznie na każdym rogu jest pralnia samoobsługowa, bo w większości mieszkań do wynajęcia nie ma pralek i suszarek.

    PS. Co do Twojego komentarza pod moim wpisem o Wallanderze, naprawdę polecam, myślę, że dosyć ciekawie pokazuje szwedzkie społeczeństwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu jest za darmo, więc może się boją, że będziesz prał non stop ;)
      I też w wynajmowanych często nie ma pralek, nie wiem w sumie czemu nie powstały praktycznie żadne samoobsługowe, może we wszystkich budynkach, w których się wynajmuje, są pralnie i doszli do wniosku, że to wystarczy?

      Usuń
    2. Hej Kinga!
      Fatalna sprawa z tymi 5-cioma godzinami. W wiekszosci domow masz pralnie, dwie pralki i 3 godziny: 7-10, 10-13, 13-16, 16-19 i 19-22. Zasada jest taka, ze jak nie przyjdziesz w ciagu pierwszych 30-tu minut, to kto inny ma prawo pralnie zajac. W sumie i dobrze, bo dlaczego pralnia ma stac pusta?
      Co do systemu pralni i braku pralek w mieszkaniach, to wywodzi sie to stad, ze w 1925 roku zaczeto instalowac pralnie w domach mieszkalnych, wlasnie, zeby mozna bylo sobie zejsc i wyprac. Potem powoli pralki w domach kilkurodzinnych i blokach przestaly istniec w mieszkaniach. Niektorzy kupuja, mimo pralni na parterze, szczegolnie rodziny z malymi dziecmi.
      Anita

      Usuń
  6. Ja się chętnie wybiorę na kawę/zwiedzanie/cokolwiek... ;) Zobaczyć miasto i mieć do kogo usta otworzyć.
    Przenoszę się do Sztokholmu na pół roku już za półtora tygodnia... i bardzo chętnie poznamkogoś, spotkam się, żeby samotnie nie błądzić po zimowym Sztokholmie.
    Mam nadzieję, że do zobaczenia. :)
    Gosia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne :) Dobrą porę roku na przenosiny wybrałaś ;) W nowym poście wrzuciłam maila i telefon, na dniach postaram się też napisać takiego luźnego posta o tymczasowo odkrytych ciekawostkach, mam nadzieję, że pomoże w pierwszych dniach, a jak nie, to wal jak w dym ;)

      Usuń