wtorek, 8 listopada 2011

To jak to jest z tą Polską?

Od wielu dni próbuję usiąść do podsumowania kanadyjskiego i kompletnie mi nie idzie. Co próbuję coś sklecić, to mi same banały i pierdoły wychodzą, więc może zamiast się zmuszać do tego tematu i nic nie pisać, na razie popiszę o czymś innym :)

Wywołana prośbami fanów (haha), dziś na tapetę wezmę Polskę.

Wrażenie pierwsze, i wiem, że powtarzam to do znudzenia, to JA PIERDZIELĘ JAK TU DROGO. Naprawdę.  Ceny benzyny to jest jakiś kosmos. Na Orlenie ropa podskoczyła o 40 groszy od czasu jak przyjechaliśmy, do 5,49PLN za litr i obecnie jest droższa od benzyny. Może trzeba skompensować stosunkowo tanie ubezpieczenie ;) OC za Renault Scenica z 2002 (tylko bez soccer moms proszę ;)) to niecałe 600zł rocznie. Rachunek za prąd tak jak zabijał przed wyjazdem, tak zabija i po powrocie. Zupełny hardkor się porobił z biletami za koncerty - Kult 50zł, Nosowska 60zł. W styczniu przyjeżdża Dropkick Murphys - koncert w Berlinie 27euro, koncert w Warszawie 120zł. Tak, przeliczając wychodzi to samo, ale chyba nie muszę tłumaczyć czym jest 27euro dla Niemca a czym120zł dla Polaka. Komentarz na fb był bardzo wymowny "no chyba was pojebało". Nie liczę ile razy cofam rękę na zwykłych zakupach, nie z powodu braku kasy, tylko właśnie z powodu myśli "no chyba was pojebało". I co najzabawniejsze, drogie jest zarówno jedzenie dobrej, jak i średniej jakości, więc jak nie masz kasy to życzę powodzenia w rozwalaniu żołądka zupkami Amino i kopytkami z ketchupem. Nie mam pojęcia jak ludzie z niskimi pensjami żyją. A nie, w sumie wiem. Nie żyją, wegetują.

O jeździe samochodem (i nie tylko) już wiele słów napisano :) Miesiąc po powrocie oboje już zostaliśmy obtrąbieni, jak litościwie wpuściliśmy ludzi z podporządkowanej ratując ich przed zapuszczeniem korzeni. Pieszym serdecznie współczuję, szczególnie podczas nadchodzącej zimy, zawsze można przytupywać, żeby nie zamarznąć podczas czekania na przejściu. Zaobserwowałam też ciekawe zjawisko, że jak się jeździ spokojnie po mieście (w naszym przypadku spokojnie znaczy normalnie, a nie dupowato), to prędzej czy później ktoś się zacznie miotać za tyłkiem (Scenic też nie pomaga w utrzymaniu wrażenia zwinności ;)) powodując, że się czujesz niekomfortowo, bo nie chcesz się ścigać. Dzisiaj nie wytrzymałam i odstawiłam na światłach kolesia w małym Peugeocie, który pamiętał prawdopodobnie rezygnację Gomułki. Kretyn mnie dogonił pędząc nieco ponad setkę. W mieście. Fakt, że na dwupasmówce z ograniczeniem do 70, ale jednak w mieście. Obstawiam, że miał nieco ponad setkę, bo ja miałam 90 i jak mnie minął, spojrzałam na licznik i sama się postukałam w głowę. Staram się usprawiedliwiać niektórych zdenerwowanych, bo nasz kochany Poznań jest koszmarem obecnie, ale wielu się usprawiedliwić nie da. Ja rozumiem, ze korki, że rozryte pół miasta, a zdążyć trzeba, ale kuźwa, minimum rozsądku by się przydało.

Żuliki mi zaczęły przeszkadzać. Wkurza mnie, że każdy skrawek zieleni położony na uboczu jest zajęty przez kontemplujących swoje nieudane życie o każdej porze dnia i nocy. Robi mi się smutno jak ich widzę.

Prawie nie oglądamy telewizji, albo nic nie ma, albo wkurwia. Szkoda nerwów. TV oglądamy u Rodzicielki Mej, bo ma eNkę i możemy pooglądać Comedy Central, albo ESPN :)

Pogoda piękna, nie pamiętam takiej jesieni w Poznaniu. Od dnia przyjazdu były może z 4-5 dni deszczowe. Rewelacja, słońce cały czas, 12-15 stopni, jak dla mnie tak mogła by wyglądać cała zima ;)

W każdym temacie, przy każdej dyskusji, musi się wypowiedzieć ksiądz. Nieważne, czy to piłka nożna, czy mobbing w pracy. Wywiad z księdzem musi być. Ostatnio widziałam wywiad właśnie na temat mobbingu, który to jest ponoć grzechem. Bardzo to cenna wiedza, którą musi przekazać ogólnokrajowa gazeta. W ogóle ciągle religia, wiara, Kościół, obraza, szatan, Smoleńsk, szału można dostać. Od internetu się nie odetnę, więc leady mnie atakują ;) Aha, a wczoraj w M jak Miłość zginęła Hanka Mostowiak. Nie chciałam tego wiedzieć, ale mnie zaatakowało na gazeta.pl :))) Kolega na fb podsumował to bardzo krótko acz wymownie "Who the fuck is Hanka Mostowiak????" Otóż ma nawet swój wpis w Wikipedii http://pl.wikipedia.org/wiki/Hanka_Mostowiak

Jedzenie się psuje :) Otwarty serek President umarł po tygodniu, kanadyjski President's Choice wytrzymałby jeszcze spokojnie kolejnych pięć :)

Podsumowując - nie, nie zrobiło się tak fajnie, żebyśmy chcieli zostać. Wiele rzeczy moglibyśmy znieść, ale nie chcę cały czas mieć poczucie, że mnie okradają. Może to brzmi przesadnie i patetycznie, ale jak się pożyje w kraju, w którym koszty życia są na rozsądnym poziomie (z małymi wyjątkami - no musiałam ;)), to potem siedzisz i się zastanawiasz "To ile ja muszę zarabiać???" A nawet idąc tym tropem. Powiedzmy, że zostanę Kontrolerem Finansowym. I zarobię, przy dużym łucie szczęścia 10tys brutto (7000 na rękę, taka jest mediana, ale nie wiem kto w Poznaniu tyle płaci...) To ja wiem ile się na takim stanowisku zarabia w innych krajach i koncert za 120 zeta nadal będzie mnie drażnił. Pozostaje oczywiście pytanie, czy i kiedy zostanę Kontrolerem Finansowym poza Polską...
Ale nie wchodząc już w takie rozważania, bo to na razie kwestia jakiejś tam przyszłości - koszty życia są strasznie zniechęcające i tak jak mogę nie oglądać telewizji, a na koncert pojechać do Berlina (skoro mam już wydać tyle kasy, to sobie chociaż pozwiedzam), tak nie chcę do końca życia się zastanawiać jaki standard życia miałabym, gdybym nie musiała płacić kuriozalnych cen za życiowe podstawy.

41 komentarzy:

  1. Spodziewałem się dokładnie takich wrażeń :) To samo zawsze odczuwam przyjeżdżając do Polski - wszystko jest przeraźliwie drogie, kierowcy mają problemy z nadmiarem testosteronu, cały kraj to wielki kościół katolicki a za każdym krzaczkiem kryje się uśmiechnięty policjant z lizaczkiem.

    Ciekawe kiedy zaczną dodawać swoje komentarze "Prawdziwi Polacy", dla których krytyka Polski to zdrada główna...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, nie wszystko jest złe, jedzenie generalnie lepsze jakościowo, internet od ręki o normalnej prędkości, sensowna oferta komórkowa, telewizja w cenie nie powodującej zawału serca, ale jednak... Na dłuższą metę szlag cię trafia, że kumpel z Niemiec ma koncert za 27 euro, czyli dla niego grosze, a ty patrzysz na jakiś kosmos jak za trzech tenorów. A to punkowa kapela!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszczie;) No sorki, musialam to napisac. Wlaze tu codziennie i nic, i nic, i nic:) No ale jest notka i to sie liczy. W sumie rozumiem dlaczego nie chcialo sie Tobie pisac, zreszta pisalas o tym.

    Zgadzam sie w 100% z tym co tu nam napisals i tez sie tego spodziewalam. Ciesze sie, ze tak to wszystko widzisz/widzicie, bo to oznacza, ze jednak ta Kanada cos tam Wam dala do myslenia (chociazby wzmianka o zulikach, Wy tutaj byliscie tylko rok, co ja mam powiedziec jak jade i widze takie obrazki?)Pozdrawiam i powodzenia w dalszych przedsiewzieciach:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z jakością jedzenia to bym polemizował. Internet - to też zależy od lokalizacji + te wielkie prędkości które są w umowach najczęściej nie sięgają do granicy miasta a co mówić o granicy państwa. TV - tak, w PL jest ZNACZNIE tańsza. Zresztą wszelkie usługi komunikacyjne (internet, telefony, TV itp.) są znacznie tańsze w PL. W sumie to nie wiem dlaczego - w końcu postawienie i utrzymanie sieci kosztuje tyle samo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten serek psuje się niestety/stety dlatego szybciej, że w Polsce jest bardziej rygorystyczne prawo co do utrwalaczy i dodatków do żywności. W innych krajach Europy czy Ameryce więcej "różności" dodają:).
    Jedyne co dobre w Polsce to, że rodzinę ma się blisko, a za granicą zawsze jakaś tęsknota jest i pozostanie całe życie - ja zawsze zimą mam ochotę spakować wszytko i wrócić!!:)
    W kraju Donalda T. chyba dobrze żyje się tylko staruszkom - wiek emerytalny wcześnie, darmowa komunikacja miejska, bodajże abonament TV-radio też, opieka medyczna dobra i za free, w kolejkach do lekarza można sobie poplotkować:), kościół i ksiądz co niedziela:) - żyć nie umierać:)
    A tak poważnie to szczerze życzę Wam powodzenia w dalszych planach!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hihi, dlatego ja w ogóle się bolę mysleć o wracaniu ;-)

    Jedzenia trochę mi brakowało, ale przez te 5 lat co mieszkam w Szkocji wszystko zmieniło się diametralnie - dziś można tu kupić wszystko co się chce, bo wszystko przywożą z Polski albo robią na miejscu (bardzo przyzwoita polska masarnia jest w Glasgow) i to często znacznie taniej niż to syntetytczne tubylcze żarcie...

    Więc tylko utwierdziłaś mnie w przekonaniu, żeby na razie się stąd nigdzie nie ruszać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie Polska mentalność jest główną przyczyną, dla której tam nie mieszkam. Ta mentalność nie jest w całości zła, ale jest zdominowana przez taką zakompleksioną małomiasteczkowość (nie tylko bynajmniej w małych miasteczkach). Ludzie lubią, jak inni są tacy jak oni, tolerancja jest ogólnie sztuczna i raczej jeszcze w Polsce naturalnie ludziom nie przychodzi. Ja sama jestem jak najbardziej z nurtu "mainstream", więc i tak mam szczęście, że nie odstaję wiarą, orientacją seksualną czy nawet tym jak się ubieram. Współczuję jednak wszelkim mniejszościom, to na mój gust Polacy są nadal nietolerancyjni.

    Pozdrawiam.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  8. Monika: bo sobie wkręciłam to podsumowanie, a kompletnie nic sensownego mi nie wychodziło. Ponadto szukam pracy, siedzę w domu, oglądam seriale i też jakoś weny one nie dają ;) W końcu stwierdziłam, że podsumowanie przyjdzie z czasem, a póki co, będę nadawać co mi w duszy gra.

    Żuliki rzucają sie w oczy, jak się przez rok ich nie widuje za często. Nie sterczą na każdym rogu, ale są zauważalni, w komunikacji miejskiej, koło pobliskiej Biedronki, itd. Różnice są i za wieloma rzeczami się tęskni i już trochę nosi, żeby gdzieś pojechać, ale jeszcze chwila :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Marek: jakość jedzenia zawsze jest dyskusyjna. Ale jednak nadal w polskim jedzeniu jest mniej "ulepszaczy". Nie wiem jak jest z internetem na prowincji, w Poznaniu oferty są bardzo sympatyczne. I nikt mi nie każe anteny montować, bo kablówkę jedna firma dostarcza ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonim: ja wiem czy niestety... Mniej chemii no i lepiej planujesz wydatki mając świadomość, że sie szybciej zepsuje.

    Szczerze mówiąc, nie powiedziałabym, że się emerytom dobrze żyje, jak obserwuję starszych ludzi, to ostatnie co bym ogólnie mogła stwierdzić to dobre życie. Oczywiście są wyjątki, ale ogól raczej cienko przędzie. Ale zdaję sobie sprawy z lekkiej ironii ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Oryś: no chyba nie musiałam Cię utwierdzać ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Alicja: myślę, że są ogromne różnice w poszczególnych częściach kraju. W weekend siedzieliśmy z kolegą podróżnikiem i stwierdził, że musimy brać pod uwagę, że Poznań jest i tak w skali kraju fajny.
    Mnie dobija ta religijna dominacja. kwestie wyznaniowe rządzą debatą publiczną i nie tylko, co było, a po pobycie w Kanadzie jeszcze bardziej jest, abstrakcją. Ale to chyba nie jest tylko i wyłącznie polska bajka, w wielu miejscach w USA jawne nazwanie się ateistą było by atakiem na lokalną społeczność.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak na moj gust w Polsce jest za duzo kosciola a za malo usmiechu i radosci. Jesli chodzi o jedzenie to warzywa i owoce sa smaowo lepsze i bardziej naturalne. Natomiast roznorodnosc produktow i jakosc np. serow jest nieporownywalnie lepsza w USA. Polska kuchnia jako taka juz od dawna mnie nie rajcuje, a restauracje etniczne w PL sa niestety na bardzo niskim poziomie (nawet w Warszawie). Nie mam problemu z tesknota i nigdy nie mialam (taka juz jestem, ze jak cos i przeszkadza a nie pomga to potrafie to rozpracowac) i w zasadzie to przymuje do wiadomosci z ulga fakt, ze ja juz ostatnia podroz do Polski odbylam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Stylistycznie wyszlo mi to ponizej normy, ale mysle o czym innym i jednoczesnie pisze, a nie zawsze da sie to pogodzic;))

    OdpowiedzUsuń
  15. Stardust - warzywa z supermarketu są jednakowo niesmaczne i tu i w Polsce. Ja np. zaopatruje sie w lokalnym "zieleniaku" który wyglądem przypomina najbardziej zaniedbane stragany na bazarze w Pcimiu Małym, ale warzywa są świeże i smaczne. I przede wszystkim jest ich znacznie wiecej niż w sklepie - np. fava beans których w supermarkecie nie uswiadczysz. W Atlancie tez mieliśmy taki "specjalny" sklep ze świezymi warzywami - Buford Farmers Market - tez były znacznie lepsze niz z supermarketu. Po prostu trzeba poszukać a nie iść na łatwiznę a potem narzekać ze jest niesmaczne.

    OdpowiedzUsuń
  16. Z tym polskim kościołem to jest w sumie trudna sprawa i nie lubię jak kościół ma ponosić winę tej całej zaściankowości. Polska była po prostu przez długi okres czasu zamkniętym krajem, nasz pieniądz nie był w normalnej wymianie i nie można było sobie kupić normalnych jeansów. O koncertach w Berlinie za czasów komuny to sobie człowiek zwykły mógł pomarzyć. Ja wiem, że to są inne czasy, ale moim zdaniem Polska jest tak jakby jedną nogą niby w Europie, a drugą...to nie wiem gdzie. Kościół jest w sumie łatwą wymówką, ale to nie kościół powoduje w Polakach pewną małomiasteczkowość, która mnie razi. Czy ona istnieje w innych miejscach Europy? Oczywiście, że tak. I w Kanadzie i w USA też.
    Ale razi mnie to w Polsce, no bo ta Polska to niby moja i chciałabym, żeby tam już było wszystkim dobrze. A tak nie jest i szybko nie będzie. Polska ekonomia dobrze stoi, bo jest ogromnie uzależniona od Niemiec i to w dobry sposób. Jak coś się zawali w Niemczech, to Polska leży i kwiczy. Nawiasem mówiąc, czemu nie ma w Polsce takiej świetnej drużyny piłkarskiej jak ta dawna dream team (Lato, Boniek, Tomaszewski, Dejna i tak dalej). Jak to jest, że Polacy już piły tak dobrze nie kopią jak kiedyś?

    Pozdrawiam, Alicja

    OdpowiedzUsuń
  17. Alicja może dlatego, że w Polsce teraz bardzo stawia się na indywidualizm, nie ma coś takiego jak team, praca w zespole w ogóle nie jest popularna - widać to w rekrutacji do pracy, w wyścigu jaki ludzie toczą na każdym kroku i o wszystko, na drogach pokazują to chyba najbardziej dobitnie - każdy chce być najlepszy, przykład: kiedyś gość z "maluszka" koniecznie chciał być szybszy od Opla, a jak się nie udało to pokazywał środkowy palec - zabawna sytuacja, ale po co to było? nie mam pojęcia:). Podobnie chyba jest w sporcie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ciekawa teoria, ale zupelnie oderwana od rzeczywistosci. Jak to sie dzieje, ze w innych sportach zespolowych (siatkowka i reczna) odnosimy sukcesy? Nie kazdy kraj moze byc potega w pilce noznej, mielismy swoje zlote lata, ale minely. Wegry tez mialy, a teraz sa za nami. Tak bywa.
    - IB (idac za rada RV ulatwiam odroznianie mnie od innych anonimow)

    OdpowiedzUsuń
  19. Odnosnie ceny biletow na koncerty, w Kanadzie tez nie naleza do najtanszych. Zwykle chodzimy jedynie na te, na ktorych naprawde nam zalezy, wtedy nie zal wywalic ponad stowe od osoby. I tak wlasnie przed chwila zakupilismy dwa na czerwcowy koncert Roger Waters - The Wall Live. Nie wiem jakie miejsca moj luby wybral i ile zaplacil ale bilety sa w cenie 47.85 (dziadostwo, na ktore nie warto sie decydowac, mielismy takie tanie na Madonne i nic nie bylo widac!)- $269.55 plus oplaty. Przecietne miejsca zwykle okolo stowki wlasnie. Licza sobie;) Wyglada na to, ze w Berlinie taniej!!! Korzystajcie wiec:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Stardust: troche racji ma Marek co do tych warzyw i owoców, z supermarketu to wszystko i tak smakuje tak samo. Jak się kupi u Pani Zosi na targu, to co innego :) Zgadzam się co do różnorodności, choć w dużych miastach wiele rzeczy już można dostać, to nadal się nie umywa.

    Wiesz, jak patrzę na te koszty życia, to rozumiem brak radości. Problemy finansowe (a myślę, że takowe ma zdecydowana większość rodaków) potrafią zabić każdy uśmiech...

    OdpowiedzUsuń
  21. Alicjo: co do zaściankowości i małomiasteczkowości. Tak jak piszesz, Polska była długo krajem zamkniętym. To, do czego się zachodnie społeczeństwa przyzwyczajały długie lata (równouprawnienie, tolerancja) lub dziesięciolecia, na Polskę spadło w ciągu ostatnich 20 lat. Wiele osób się zagubiło w rzeczywistosci, której nie rozumie i która jest dla nich obca.

    Co do piłki, to odpowiem zbiorowo. Teoria z indywidualizmem jest niestety chybiona. W Polsce leży na łopatkach cała baza szkoleniowa, to po pierwsze. Już 13latki mają spore braki techniczne w porównaniu do rówieśników z innych krajów, a w tym wieku jest to już nie do nadrobienia. Młodsi chłopcy są katowani poważnymi meczami i pokiereszowani kontuzjami, podczas gdy w innych krajach do pewnego wieku mecz to zabawa, a nie walka i wślizgi w nogi.

    Druga sprawa, to niestety etos pracy, a raczej jego brak. Świadomość przepaści w wyszkoleniu powoduje, ze ci chłopcy wiedzą, że największym osiągnięciem w ich karierze będzie wyrwanie się do zagranicznego klubu. Obojętnie jakiego. I jak się już wyrwą, to następuje stagnacja. Chlubnym wyjątkiem są obecnie Robert Lewandowski i Kuba Błaszczykowski, grający w Bundeslidze. Ostatnio czytałam wywiad z Robertem, że często zostaje po treningach i dodatkowo ćwiczy - nie wiem kiedy usłyszałam takie zdanie z ust polskiego piłkarza... Ci co zostają w Polsce są zżerani przez chore układy, panienki, alkohol i kasę i tak znacznie większa od przeciętnego Polaka.

    OdpowiedzUsuń
  22. Monika: o tak, to pamiętam, że w Kanadzie też tanio nie było :) Ale pamiętaj, że Kult jest polskim zespołem i 50zł za bilet to jest jakaś masakra! A w listopadzie jest na przykład pięć fajnych koncertów, wszystkie w podobnym zakresie cenowym, co daje 250 zeta od osoby!!! A Dropkick Murphys... no dobra, Hameryka, ale to jest zespół punkowy, a nie mainstream typu Madonna, czy klasyk jak Rogers Waters...

    W ten weekend się będę widziała z kolegami z branży, popytam co się dzieje, może tak wzrosły koszty wynajmu sal, a może zespoły biorą więcej niż "za moich czasów" :)

    OdpowiedzUsuń
  23. No ale Kazik też chce z czegoś żyć, nie? Tak samo jak panowie od sali, dźwięku, oświetlenia i inni członkowie zespołu. 50 zł za koncert nie wydaje się wygórowaną sumą skoro CD kosztują mniej więcej tyle samo albo często więcej. Problemem jest bardziej to, że większośc ludzi po prostu w Polsce za mało zarabia.

    Ceny koncertów w Toronto są różne. Byliśmy na wielu i nie zabijały jakoś specjalnie. The Police było przystępne (świetny koncert!) w Air Canada Centre i ze świetnymi miejscami, Tindersticks kosztowali coś koło $40 w bardzo kameralnych warunkach, Nick Cave chciał za swój występ cos koło $35, również kameralnie, Sinead O'Connor kosztowała coś koło $30 a Loreena McKennitt w bardzo ładnej sali Roy Thompson Hall coś $50. Nawet bilety na Cohena były bardzo sensownie wycenione. Najdroższe są zwykle zespoły na topie, ale to mi akurat nie przeszkadza osobiście;)

    Co do jedzenia to jakoś nie potrafię zrozumieć czym się ludzie w tym polskim jedzeniu zachwyacją, serio. Mięso nieciekawe, kurczaki niejadalne, jajka niejadalne, mleko takie sobie... Sery są w Polsce pyszne, ale to by było na tyle. Zresztą sery w Toronto też są pyszne, tyle, że dosyć drogie. Warzywa i owoce w Polsce też takie sobie. Rodzina z polski zgodnie twierdzi, że ontaryjskie o wiele smaczniejsze, o ziemniakach nie wspominając.

    Pozostałą kwestią jest to o jakim jedzeniu mówimy, bo te najtańsze produkty kanadyjskie faktycznie sa niejadalne i sie nie psują, ale tak samo ma się sprawa z wieloma tanimi produktami w Polsce. Różnica jest też taka, że w Kanadzie jest napisane dokładnie co jest w środku, w Polsce niekoniecznie. Często na polskich produktach są naklejki ze składem po angielsku i lista jest dłuższa, bo pojawiają się składniki po polsku niewypisane.

    Fajnie, że się odezwaliście. Byłem ciekaw wrażeń z kraju krzyża:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Hehe Koala, piszesz o cenach "za moich czasow" na koncerty:) Za moich czasow natomiast, a bylo to w latach osiemdziesiatych, z kolezanka wchodzilysmy na koncerty za darmo. Nie zawsze sie udalo ale kilka razy tak! Nie przyjezdzalo tych zespolow wtedy duzo, a raczej powiedzialabym, ze niewiele, ale bylo to przeciez jeszcze za PRL-u. Pamietam, ze weszlysmy na Tangerine Dream i na Lady Punk zupelnie za friko. Wystarczylo zbajerowac bramkarza:)))) Ot tak mi sie przypomnialo...

    OdpowiedzUsuń
  25. resvaria: właśnie dlatego chcę popytać ludzi z branży co się zmieniło, bo akurat siedziałam w środku przez pewien czas i wiem, że jak koncerty były za 35zł to też zespoły nie brały mało (jak na polskie warunki). Ceny biletów nie do końca zależą od tego, ile zespół bierze, bardziej obstawiam wzrost kosztów wynajmu sali i sprzętu. No i zarobki organizatora. 50zł to niedużo patrząc obiektywnie, ale jednak. Przy takich cenach musisz już wybierać, na którym koncercie zależy ci bardziej, bo jak wszystkie wpierdzielili w listopad, to nie masz szans ich zobaczyć. Co do problemu generalnego, to się całkowicie zgadzam :)

    Ceny w Toronto akurat sprawdzałam na mainstreamowe rzeczy, więc jakieś w miarę sensowne miejsca już były dość drogie. Nigdy też nie zapomnę tych nieszczęsnych Rancidów za $70 w Vancouver...

    Jedzenie - wydaje mi się, że po prostu nawet jedzenie z tych tańszych nadal ma mniej ulepszaczy i soli niż w Kanadzie. Jasne, że najlepiej od rolnika brać, ale nie zawsze się da :) Ja z kolei nie rozumiem niejadalnych jajek, czy niedobrego mleka, może mam rąbnięty smak, ale naprawdę różnicy nie widzę :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Monika: haha, teraz bajerowanie bramkarza by nie przeszło ;) Niestety koncertów z lat 80tych nie pamiętam, bo się uczyłam tabliczki mnożenia ;) Ale lubię stare dokumenty oglądać, czuje się dobry klimat :)

    OdpowiedzUsuń
  27. No to widze, ze musze wyjasnic:)) Jak pisze, ze w Polsce warzywa i owoce sa lepsze, to raczej znaczy, ze mnie karmiono lepszymi:)) Z tego prostego powodu, ze jak bylam tam 3 tygodnie, to przeciez sama nie robilam zadnych zakupow, ani nie gotowalam. Chodzi mi tez o zwykle markety, bo te sa dostepne dla przecietnej kieszeni tak tu jak i tam. Nie wiem dlaczego Marek nie moze dostac fava beans w markiecie u mnie sa;)) No ale, to juz widocznie roznica lokalna. Ja tez glownie kupuje warzywa i owoce sezonowe na Farmers Market, ktorych w NYC jest co raz wiecej, wiec nie musze ich taszczyc z drugiego konca miasta, jak to kiedys bywalo.
    Po prostu mysle, ze jesli zaopatrzenie polskich sklepow polega na lokalnych zrodlach, to prawdopodobnie jeszcze nie jest tak skazone jak u nas. Pisze prawdopodobnie, bo wlasnie jak to pisze przychodzi mi do glowy, ze lokalne moze byc wysylane na export a do zaopatrzenia sklepow moze byc towar sprowadzany z innych krajow. Tego nie wiem.
    Wypowiedzialam sie na temat restauracji z kuchnia etniczna, bo takich probowalam w kilku miastach no i tylko przez grzecznosc nie mowilam, ze to sie nijak nie ma do kuchni niby tych krajow z szyldu restauracji. Z czego to wynika tez nie wiem. Sery mnie akurat w Polsce nie smakowaly, bo ja tu sobie zyje w krainie serwow francuskich i wloskich prosto od producenta, wiec taka np. polska mozzarella to mi akurat w PL nie smakowala.
    Ale to nie znaczy, ze w PL nie ma miejsc, sklepow gdzie mozna zaplacic 3x tyle co w normalnym markiecie i to jedzenie bedzie o klase lepsze. Tak sobie mysle;))

    OdpowiedzUsuń
  28. Koalo--> W kwestii soli, to dla mnie akurat w Polsce bylo wszystko za slone:)) Ja uzywam minimalne ilosci soli wiec wolalabym, zeby te decyzje zostawil kucharz dla mnie;)) A tam kazde danie restauracyjne to pol solniczki na talerzu:)) Rozumiem, ze trzeba posolic w gotowaniu, bo inaczej dupa mokra, ale posolic do smaku i potrzeb osobnika, ktory ma zastrzezone ograniczenie soli przez lekarza;)) Cala reszta niech sobie dosoli na talerzu w/g wlasnej potrzeby, bo przeciez latwiej dosolic niz odsolic;))

    OdpowiedzUsuń
  29. Star, ja nie pisze bynajmniej o mozarelli albo fecie, oba te "seropodobne" produkty byly dla mnie w PL niejadalne. Za to sery plesniowe sa bardzo smaczne, czasem lepsze niz francuskie. Podbnie zolte sery polskie. Na codzien jadam raczej sery z Quebecu i Francji, wiec jestem rozbestwiony, ale polskie mi tez smakowaly.

    Koala, ja nie wiem, wychowalem sie na jajkach domowych u dwoch babc, wiec jak zoltko ma kolor wyblakly i brak aromatu dla mnie jest malo jadalne. Tutaj kupuje albo free range po $4.50/tuzin albo organiczne po $5 z hakiem za tuzin. Albo, jak sie uda, prosto od memnonickiego farmera, po $3 z hakiem za tuzin.

    Mleko polskie jest UHT, wiec jak dla mnie niepijalne... A "jogurt naturalny" to w Polsce jakas ciecz jogurtopodobna, przy ktorej ludzie z Turcji i Balkanow dostaja torsji:)

    Co do restauracji "etnicznych" calkowicie sie zgadzam ze Star, te w Polsce sa po prostu etnicznawe. Czyli serwuja dania niby etniczne pod polski smak.

    OdpowiedzUsuń
  30. Star: ja tam się na temat restauracji etnicznych nie wypowiadam, bo doświadczenie mam żadne, a w Polsce jeśli już, to mam z reguły wrażenie, że i tak to jest coś jak ryba po grecku, o której Grecy nie słyszeli ;) Umówmy się, etniczne restaurację mają "credentials" (kuźwa, czasami łatwiej mi angielskie słowo znaleźć, choć 99% życia w Polsce spędziłam) w krajach wieloetnicznych, a Polski niestety do nich nie zaliczam...

    Co do soli. Może ja mylę sód (w sensie sodium) z solą? Wydaje mi się, że to to samo, ale mogę sie mylić. Bo nawet nie chodzi o sam słony smak, ile o to poczucie pragnienia towarzyszące przez resztę dnia. Naprawdę, w Kanadzie zwykle jak zjadłam coś gotowego, to potem piłam jak na mega kacu :) W Polsce mam tak jak zamówię pizzę na telefon, gotowe sosy są strasznie słone, ale bardzo rzadko ich używam, ale nadal mogę zjeść w ramach "nagłego kryzysu w lodówce" wiele rzeczy, które nie doprowadzą mnie do zawału :) W Kanadzie, naprawdę, nie histeryzuję, miałam podwyższone tętno po zjedzeniu czegoś, czego sobie sama nie ugotowałam.

    A miejsca z dobrym, drogim jedzeniem oczywiście są. Na razie nie nagminnie, ale w dużym mieście, bez problemu mogę kupić dobre oliwki (w których się właśnie w Kanadzie zakochałam).

    OdpowiedzUsuń
  31. Aha, a w gotowaniu mam tak samo :) Lepiej postawić solniczkę na stole niż wyrzucam przesolone danie :)

    OdpowiedzUsuń
  32. resvaria: aaaaa, bo ty miałeś dostęp do wiejskich produktów! Ja miastowa (małomiasteczkowa, ale zawsze ;)), więc to jest pewnie ta różnica :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Koala, tak sodium=sod=potocznie zwana sola. Faktycznie duzo tej soli sypia w Kanadzie ale jedynie w fast food'ach i niektorych z gatunku tzw casual dining albo w bufetach. Ja tez sie czuje po takim jedzeniu jak na kacu i nie moge sie oderwac od butelki wody. Unikamy takiego zarcia:)Nie wiem jak jest w Polsce, fast food tam nie jedlismy.

    OdpowiedzUsuń
  34. Koala, miastowy jak najbardziej, tylko, ze jakis czas temu na Slasku kazdy mial przy domu (wiele osob przy bloku) kroliki i kury. Teraz juz nie.

    OdpowiedzUsuń
  35. Może to właśnie problem w tym, że Koale zamiast korzystać z różnorodności kuchni etnicznych jakie oferuje Toronto jedli rzeczy typowo fastfoodowo-ciężkie. Swoją drogą szkoda, tylu tanich etnicznych knajp co tutaj gdzie indziej nie znajdziecie. To jedna z najlepszych spraw jakie Toronto ma w swojej ofercie.

    OdpowiedzUsuń
  36. Hmmm. Chyba nie da się jednak ocenić ekonomii kraju po biletach koncertowych. To zależy od miejsca, od zespołu, wokalisty oraz oczywiście od miejsca. Ja byłam na wspaniałym koncercie Cohena, siedziałam na fenomenalnych miejscach, ale ta przyjemność kosztowała mnie $250 od osoby. Były i bilety za $45, ale nie wiem co się z tamtych miejsc dało widzieć/słyszeć. Na pewno nie dało się widzieć Cohena, chyba, że na telebimie, ale i wtedy musiał być raczej malutki. No ale co z tego, ile kosztują bilety. Ja lubię bardziej przyziemne pomiary, np. bochenek chleba albo bagietka z tych samych składników czyli mąka, woda, drożdże i sól.

    Przesadzacie z tą solą wszędzie w Kanadzie. Pewnie w miejscach fastfood to tak, no ale ja tego nie lubię. Kris zauważył , że nie musieliście tyle soli jeść chociażby w restauracjach etnicznych i ma rację. No ale pewnie chcieliście spróbować tych kanadyjskich fast-foods. Ja tam tego nie lubię nigdzie.:)

    No a z tymi wiejskimi produktami w Polsce to różnie bywało. Nie wiem czy słyszeliście, jak Sanepid notorycznie dawał kary tym różnym babkom od serów-oscypków; Podobno nie było zbyt dużo zasad higieny stosowanych w tychże produkcji. No ale to nic. Jedliśmyu różne rzeczy i przetrwaliśmy, teraz pewnie po jedzeniu tej "chemii" (fatalny wybór słowa, nawiasem mówiąc) i tak przetrwamy i nasze dzieci też.

    Pozdrowienia! W Polsce, życzę Wam łagodnej jesieni. Dwa lata temu w listopadzie w Warszawie padał śnieg. Byłam tam wczesnym listopadem, bo odwiedziłam nawet groby, więc mam nadzieję, że śniegu aż tak szybko nie doświadczycie. Ten śnieg był piękny, szłam obok PKiN i nagle, wczesnym wieczorem zaczęło sypać, było ślicznie.

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  37. Monika, resvaria: zależy co zdefiniujemy jako fast food. Jeśli przybytek typu podchodzę do kasy, zamawiam i dostaję jedzenie, to niespecjalnie dużo tego jedlismy. Jeśli Hard Rock Cafe, czy sieć Firkin zaliczymy do poszerzonej definicji, to fakt, jadaliśmy często. W koreańskiej knajpie nie było słono :) Ale ja w sumie nie o restauracjach mówiłam, tylko o gotowym jedzeniu. Kupuję czasami jakieś gotowce do podgrzania, w razie jak się nie będzie chciało gotować i te gotowce są wg mnie bardziej napakowane solą niż w Polsce. Ale to moje odczucie, bo danych na to nie mam ;)

    OdpowiedzUsuń
  38. Alicja: nie oceniam ekonomii, tylko stwierdzam, że bardzo ceny biletów podskoczyły. Pochodną tego skoku jest pewnie jakoś tam ekonomia, a ściślej to, że ciągle rosną ceny za prąd, którego w końcu w takich przybytkach zużywa się dużo.
    O fast foodach już wcześniej napisałam - typowych spróbowaliśmy na początku i później praktycznie nie jedliśmy (żadne Wendys, czy inne McD).

    Na śnieg się na razie nie zanosi, w sumie aż sama jestem zaskoczona tym słońcem, rano i wieczorem jest już chłodno, ale w ciągu dnia na słońcu całkiem przyjemnie nadal jest. A u Ciebie w ogóle temperatury poniżej 15 stopni spadają? ;)))

    OdpowiedzUsuń
  39. Spadają, spadają, w zimie! Może nawet być blisko zera czyli 2 lub 3, ale to just jest uważane za szczyt zimna i media o tym trąbią. Przymrozków jako takich to nie mam, co bardzo sobie cenię, bo wjazd do domu mam bardzo stromo. Tak stromo, że jakby był lód, to bym nie wjechała.

    Pozdrawiam, Alicja

    OdpowiedzUsuń
  40. @Monika
    I tak wlasnie przed chwila zakupilismy dwa na czerwcowy koncert Roger Waters - The Wall Live. Nie wiem jakie miejsca moj luby wybral i ile zaplacil ale bilety sa w cenie 47.85 - $269.55 plus oplaty. Przecietne miejsca zwykle okolo stowki wlasnie. Licza sobie;) Wyglada na to, ze w Berlinie taniej!!!

    Bilety na The Wall w Berlinie kosztowały od 80 do 400€.

    OdpowiedzUsuń
  41. hej,
    w dobrym momencie trafiłam na Twojego bloga i ten wpis, bo jestem nieco rozżalona i rozczarowana tą Polską za którą tęskniłam przez ponad 3 lata pobytu w UK...wróciliśmy do kraju dokładnie rok temu!!!
    Mam podobne odczucia co Ty, p.Koala, tu w PL jest strasznie drogo a zarobki do dupy. Ja nie mogę narzekać, bo mąż dobrze zarabia, ale sama miałam przez parę m-cy problem ze znalezieniem pracy, bo w CV napisałam (pochwaliłam się?) że pracowałam dla firmy x czy y i że mam takie kursy czy owakie zrobione. Koleżanka(pracująca tylko w PL) doradziła mi żebym może wymazała te "3 lata" z CV to znalazłabym pracę szybciej. Szok! Co to jest - zawiść? zazdrość? zaściankowość? Jednak nie zrobiłam tego. Pracę dostałam i mam póki co ;)
    Jeśli chodzi o koszt życia w PL to, płakać mi się chce, pamiętając ze tam zarabiałam 3xwiecej niż tu(PL) a benzyna, bilety na koncert czy nawet jedzenie z wyższej półki kosztują podobnie...Najgorsze jest to że małżonek jakoś się szybko dostosował do powrotu a mi to zajmuje już rok :)
    Co nas jeszcze zaskoczyło po powrocie? Otóż nasi starzy znajomi za którymi tak tęskniliśmy...Oni też już nie "tacy" jak dawniej.A może to my się tak zmieniliśmy?
    Polskie jedzenie zdecydowanie tak (kontra ang) ale powoli zaczyna być takie jałowe jak za granicą. Nie byłam za oceanem, to nie mam porównania :(
    Żulki żulkami, ale ta nieuprzejmość w urzędach-masakra!!! Od razu bym pozwalniała połowę za takie traktowanie ludzi. Ktoś pisał ze PL to kraj krzyży, nie tylko, bo też urzędasów, tzw. biurw!
    Pozdrowionka z 3city :)

    OdpowiedzUsuń