wtorek, 9 listopada 2010

Po jedenaste, nie przepracuj się

Tym razem się uzewnętrznię na temat moich obserwacji co do pracy w Kanadzie. Ryzykuję stwierdzenie "w Kanadzie", bo podejrzewam, że wszędzie jest podobnie. Siłą rzeczy nie będę się wypowiadać na temat pracy w korporacjach, bo takowego doświadczenia nie mam. Choć podejrzewam, że korporacje jak korporacje, wszędzie są bardzo podobne ;) Na pewno przerąbane mają pracujący przy bezpośredniej obsłudze klienta we wszelkich Starbucksach, fastfoodowniach, itp. Ci faktycznie się uwijają jak w ukropie... Dlatego poniższy tekst będzie o przypadkach z wyłączeniem korporacji i powyższych przybytków obsługujących tłumy ludzi chcących zjeść lunch.

Generalnie mam wrażenie, że w przeciwieństwie do tego co słyszałam o Amerykanach, praca nie jest sensem życia Kanadyjczyków. Obserwuję tutaj coś zupełnie dla mnie nowego, czyli takie zaskakujące połączenia państwa (prowincji?) niemal policyjnego i południowoeuropejskiego luzu. Ale do rzeczy, bo miałam się na pracy skupiać.

Jeden z Kanadyjczyków, którego poznałam stwierdził, że Kanadyjczycy są leniwi. Nie wiem czy to nie za duże uogólnienie, ale faktycznie ciężko mieć wrażenie, że ludzie się tutaj przepracowują - jak załatwialiśmy sprawy w urzędach, to się zastanawialiśmy po kiego licha mają tyle boksów, skoro w jednym momencie pracują maks dwie osoby. Reszta się tułała z kawą. Jak się zmieniają kierowcy w autobusie, to nie robią tego szybko i sprawnie, tylko z reguły ucinają krótką pogawędkę w drzwiach. Pan Koala z kolei ma taką trasę, że często ma nieplanowany postój, bo kierowca przemierza biegiem dwupasmówkę, aby kupić kawę w Second Cupie :) Rozkład jazdy też jest dość umowny, pięć minut w tę czy w tę różnicy wielkiej przecież nie robi...
Chłopaczek obsługujący nas w banku (zakładał nam konto, zamawiał czeki, itp) wysłał nasze karty na adres hostelu, nie zamówił czeków, choć miał to zrobić, a na spotkanie, na którym miałam mu podać nowy adres zarezerwował sobie godzinę :))))
Mam z tym tutejszym luzem i tumiwisizmem lekki problem, nie wiem czy to jest kwestia mojego charakteru, czy nadal mam w sobie tą polską nerwowość. Bo w polskiej pracy i w życiu codziennym jest nerwowo i to bardzo często. Plus tego luzu jest taki, że ludzie są po prostu widocznie szczęśliwsi i spokojniejsi. Nikt się nie ciska o pierdoły, dla mnie mają wręcz nieludzką cierpliwość do wielu rzeczy.

Ale też nie jest tak, że możesz sobie przyjechać, zacząć pracę i się obijać. Nowi pracownicy są bacznie obserwowani i dopiero po jakimś czasie, jak przekonasz szefa, że jesteś ok, zaczyna się taryfa ulgowa. Kiedy się zaczyna, zależy pewnie od pracy. Ja mam wrażenie, ze już trochę tę taryfę mam, ale na razie nie mam zamiaru tego sprawdzać. Z całej grupy pracowników, którzy zaczynali ze mną, zostałyśmy we dwójkę ja i Georgia i zebrałyśmy już parę pochwał, a nasza dobra opinia dotarła już do agencji pracy, więc nie patrzą już na nas z taką podejrzliwością. U Pana Koali jest dokładnie tak samo - stali pracownicy mogą przyjść na przerwę pięć minut wcześniej i wyjść pięć minut później, tymczasowi nie. Ale też już sobie renomę wyrobił i praktycznie ma pewne zatrudnienie po okresie próbnym.

Duże znaczenie ma powód dla którego się pracuje i możliwość zmiany pracy. Ben i Shane, o których już pisałam, nie pracowali na rachunki, tylko jeden na inwestycje, a drugi odkładał na własną firmę. Skończyło się to tak, że wylecieli na zbity pysk, są spaleni w agencji pracy, a Ben się ku uciesze wszystkich, odgrażał się prawnikiem :) Bo o co miałby pozwać firmę, o to, że mu kazali pracować? :))) Georgia z kolei jest kompletnie niezaradna życiowo i boi się utraty pracy jak ognia. Ma długi, trójkę dzieci i dni, kiedy nie ma co do garnka włożyć. Nie ma też zbyt wielu alternatyw, bo zwyczajnie nie należy do najbardziej bystrych i wykształconych osób. Bardzo ją lubię i nie chcę, żeby to brzmiało źle, ale ona po prostu na takie prace jest skazana do końca życia. Cały czas się upewnia, czy dobrze pracuje, podkreśla, że na niej można polegać i w jakiś absurdalny dla mnie sposób uważa, że zwiększona sprzedaż do zasługa tego, że jesteśmy dobre :)

Wszystko powyższe jest też silnie powiązane z ogromnym poszanowaniem praw pracownika (i proszę mi zmywaka nie wypominać, na pewno są wyjątki ;)) i silnym przemysłem ubezpieczeniowym. Bardzo modne jest pozywanie się o każdą pierdołę, więc pracodawcy trzymają się litery prawa, żeby za chwilę nie płacić kilku(-nastu) tysięcy odszkodowania. Błyskawicznie z pracy wyleciał koleś, który był takim pilnującym wejścia, pomagającym klientom, ustawiającym wózki, itp. Dość szybko i niebezpiecznie skracał dystans, który się powinno trzymać wobec dopiero co poznanych ludzi. Nękał smsami córkę właściciela, mnie pytał, czy mam ochotę się pozabawiać, Georgii sprawdzał, czy ma silne mięśnie brzucha, do dziewczyny z agencji wydzwaniał po godzinach pracy, a Steve'a ciągle pytał, czy w ramach rozrywki chce się na żarty pobić na dworze. Być może jego idiotyczne teksty były w jego umyśle śmieszne, ale jak tępym trzeba być, żeby się pytać laski, którą się widzi drugi raz w życiu, czy chce się zabawić??? W każdym razie został wyproszony bardzo szybko i w agencji również jest spalony i pracy nie dostanie.
Oczywiście bardzo restrykcyjnie jest przestrzegane BHP, nacisk na bezpieczeństwo w pracy jest bardzo duży. Myślę, że wizyta na niektórych polskich budowach przyprawiła by niejednego pracodawcę o zawał serca :)))

Duża różnica między Polską a Kanadą (poza siłą nabywczą zarobków) jest taka, że nie ma praktycznie większego problemu z pracą na część etatu i pracą tymczasową. Ponieważ takie sytuacje jak u mnie w firmie (z pięciu osób zostały dwie) zdarzają się często, zapotrzebowanie jest właściwie ciągłe. Kanadyjczycy raczej niechętnie pracują za okolice minimum, więc biorą takie prace na przeczekanie, albo jak nie mają wyjścia i nadziei na nic więcej. Albo jak dorabiają podczas studiów. Z reguły za te stawki pracują nowo przyjezdni, albo słabo zintegrowani stali rezydenci. W Polsce znaleźć pracę na przeczekanie, dorywczą, graniczy z cudem jak nie jesteś studentem albo emerytem.
Ogólnie sytuacja na rynku pracy w Toronto jest ciężka nawet dla Kanadyjczyków. Stopa bezrobocia jest wyższa niż średnia krajowa, konkurencja jest duża, więc żeby znaleźć coś porządnego, trzeba się naczekać. Z byle czym nie ma problemu. Kluczowe jest to, że byle co pozwala nam na normalne życie bez liczenia każdego centa.

Reasumując, jedenaste przykazanie sprawia, że ludzie pracują tyle, żeby zarobić na życie i mieć czas na życie prywatne. Oczywiście, pewnie jak chcesz robić karierę, to się przygotuj na nadgodziny, tak jest chyba we wszystkich dużych firmach. Powolność, niepunktualność i ten ogólny spokój bywa drażniący, ale być może właśnie dlatego Kanadyjczycy jawią mi się jako naród pozbawiony stresu i nerwów związanych z codziennym życiem.

19 komentarzy:

  1. O kochana, Kanadyjczycy zasadniczo pracuja bardzo, bardzo duzo, tluka bardzo duzo nadgodzin, pracuja w weekendy i maja bardzo malo urlopu. Z racji tych nadgodzin placa strasznie wysokie podatki. Nikt tutaj na start nie dostaje miesiac urlopu jak w Europie!!!! Zajmuje sie tym z racji wlasnie mojej pracy:)Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe obserwacje, szczególnie w porównaniu ze światem Ameryki czyli sąsiada. W Kanadzie jest pewna sprawa, która powoduje, że stres życiowy jest ciut mniejszy. Każdy ma tanie ubezpieczenie medyczne i wydatki medyczne nie są główną przyczyną upadków finansowych jednostek czy rodzin. W Kanadzie jest znacznie więcej świadczeń, to też pomaga w redukcji stresu. No ale to powoduje też, że kanadyjska rzeczywistość jest niejako definicją stawiania sobie niskich poprzeczek.
    Nie ma tam presji takiej, żeby być najlepszym, zresztą czasem to niejako wstyd pchać się tak, żeby być najlepszym. I stąd obraz Kanadyjczyków za granicą jest taki nieco bezbarwny. Kanada? To spokój i cisza i ludzie mieszkający w śniegu cały rok. Film kanadyjski? Co za nuda! Takie jest niestety postrzeganie kraju. A prawda? Prawda jest inna. To szalenie ciekawy kraj, który robi naprawdę bardzo dobre filmy. Który żyje w cieniu mołocha i często nie wysuwa się do przodu nawet wtedy kiedy powinien. Który woli "siedzieć cicho" niż wyskoczyć z czymś fantastycznym, bo nie wypada.
    Ja Kanadę szalenie lubię i zawsze dobrze się tam czuję, ale zwykle brakuje mi tam pewnego uczucia ryzyka, życia na własny rachunek, bo tam jest wszystko takie właśnie uregulowane i uporządkowane i nieco za spokojne! Pozdrawiam.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem jak sie pracuje w Kanadzie, natomiast z pktu widzenia amerykanskiego turysty - praca tzw. hospitality sektor w kanadzie jest o wiele bardziej. .. slimaczaca. Nie leniwa, nie -tylko powolna. Grzebiaca sie jak mucha w smole.
    Na zwolnionych obrotach.
    Osobicie mnie to wkurza, ale ja jestem nierpliwa:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam do warszawskiej centrali mojej korporacji - tam wszyscy mają luz, najważniejsza jest kawa, lunch i rozmowy z innymi najlepiej o sprawach prywatnych. Jak zapomnę spojrzeć na zegarek i dzwonię do nich między godziną 12 a 14, to wiadomo, że prawie wszyscy mają przerwę na lunch. Ogólnie mało jest takich sytuacji, żeby ktoś jeszcze podzielał moje ciśnienie, bo np. mnie klient naciska. Spoko, sprawy czekają kilka dni na głupi podpis. A klient czeka na decyzję. Ale kogo to obchodzi, przecież leasing to nie piekarnia. I żyje sobie Warszawka dużo spokojniej. Na szczęście ja już też się trochę tym zaraziłam, więc stres mam mniejszy. Bo w sumie po co tak ciągle gonić? Robota nie zając, nie ucieknie i nikt inny jej za mnie nie zrobi :-)) W naszej centrali centrali w Holandowie, analityk zajmuje się tylko dwoma wnioskami dziennie i nie tknie ani jednej rzeczy więcej. Zazdroszczę :-)
    A co do tego gościa, który chciał się zabawić - ile miał czekać? Wpadłaś mu w oko, to od razu przeszedł do konkretów. Po co miał się bawić w podchody? Strzał i od razu ma informację, na czym stoi. A tak, zagadywałby, starał się, fundował kawę i ciasteczka, może jakieś badyle by kupił - niepotrzebna strata czasu i pieniędzy :-D

    OdpowiedzUsuń
  5. Monika: mnie nie chodzi o to ile pracują, tylko jak ;) Jak koleś rezerwuje godzinę na spisanie ode mnie adresu, to ja wymiękam, a on po prostu chce mieć luz i spokój.

    Alicja: Fakt, presji za bardzo nie ma. Podejrzewam, że w P&G czy innym Unileverze sytuacja może wyglądać inaczej, ale korporacje rządzą się swoimi prawami. Wręcz nawet jest takie nastawienie "Hej, zostałeś zatrudniony do pilnowania drzwi, nie pchaj się tam, gdzie nie ma twoich obowiązków".

    Ania: o właśnie, właśnie dokładnie o to mi chodziło. Nie że się lenią, tylko tak powoli, ze spokojem wszystko robią, żeby się za mocno nie zmęczyć ;) I ja też z niecierpliwych, dlatego ten luz mnie drażni nieco...

    Aga: Ciekawe, że w Wawie tak się obijają. U nas był sajgon gdziekolwiek się nie dzwoniło, czy jechało. Ale to dobrze, może powoli się będzie zmieniać podejście, bo takie latanie jak kot z pęcherzem to jakaś paranoja jest. Oddział w Anglii z kolei funkcjonował podobnie jak wasz w Holandowie - mój był szef mówił, że jak pijesz kawę, herbatę i do tego jeszcze palisz, to spokojnie pół dnia spędzasz na tych czynnościach ;)
    A koleś podobno żonę ma... Ale podejrzewamy go, że obrączkę dla picu nosił.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czesciowo dlatego moga sobie na spokojniejsza prace pozwolic, bo 'ilosciowo' pracuja duzo wiecej. Standardem jest 10 dni urlopu, nie 25.

    OdpowiedzUsuń
  7. No i coś chyba z takiej pracy wychodzi, bo to w Kanadzie ludziom się dobrze żyje, lepiej chyba niż w Polsce z wielu względów. Czyli to wszystko ma jakiś sens!
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  8. Następny etap emigracji - uczucie wyższości nad autochtonami :) To już chyba jeden z ostatnich bo ja nadal na tym etapie jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pomijam już etap nazywania Kanadyjczyków "kanadolami", ale ten etap jest być może połączony z etapem wymienionym przez MarkaFloryda..:)

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  10. o tak.. Polacy - najmadrzejszy narod na swiecie. Pepek swiata. Wszystkowiedzacy. Najlepiej wyksztalcony. Jedyny.
    Najpiekniejsze kobiety.
    OMG.
    cale szczescie, ze ja takiego "wyzszosci na autochtonami" etapu nie mialam i podczas 20 latach zycia w usa - tak sie nie czualm.
    Widac nigdy nie bylam dobra Polka.

    ania_2000

    OdpowiedzUsuń
  11. Pociesze Cie ania_2000, ze ja tez nie mialam takiego etapu, a tez tu juz zyje tyle samo, co Ty w USA:) Musze Ci jednak powiedziec szczerze, ze moj partner, ktory nie jest Polakiem po wizycie w Polsce stwierdzil, ze nie widzial nigdzie indziej tak ladnych, zgrabnych i zadbanych kobiet! I zastrzegam, ze nie powiedzial tego, aby sie mi przypodobac, bo szczery jest do bolu! I troche swiata tez juz widzial wiec ma porownanie. Kwestia gustu czy ma chlop jednak racje;)))?

    OdpowiedzUsuń
  12. Monika, no wiem wiem:)
    Tylko z drugiej strony - IMHO - Polki sa ladne gdzies tak do 30. Chude (zreszta wszyscy w porownaniu z usa sa mniejsi i chudsi;), wystrojone - ale pozniej niestety cos sie dzieje - i nagle starsze Polki juz niestety nic z tymi mlodymi i pieknymi nie maja wspolnego. Styl zycia? ciezka praca? zle odzywianie? papierosy? Srodowisko?
    Zreszta nie wiem, moze sie myle - w PL nie bylam dosyc dawno, moze sie zmienilo:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Eeeee, nie wiem skąd wniosek, że się poczuwam do wyższości nad Kanadyjczykami, bo się nie poczuwam. Moje obserwacje nie mają związku z wartościowaniem kogokolwiek. Wręcz uważam, że zdrowsze jest celebrowanie półgodzinnego lunchu niż jedzenie go przed kompem odpowiadając na maile, co było nagminne w mojej byłej firmie.
    A flegmatyzm nie powoduje, że czuję się lepsza, tylko wkurwiona jak się spieszę, a kierowca autobusu zamiast wsiąść i jechać prowadzi dyskusję z koleżanką.

    Poczucie wyższości mam z nieco innego powodu, ale jest wybiórcze, a nie ogólnorozwojowe :P

    A Polki wcale nie są najpiękniejsze ;) Ale to kwestia gustu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ale ja tobie nie zarzucam zadnej wyzszosci - nawet
    tak nie myslalam przez chwile.
    Moje obserwacje dotycza tylko stwierdzenia Marka.
    Co do pieknosci Polek - tez uwazam jak ty - tym bardziej, ze nie gustuje w kobietach:) moi koledzy np. gustuja w azjatkach - no ale przeciez rozne sa gusta:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ania: wyższość chyba Marek mi przypisał, tak przynajmniej zrozumiałam.
    Zawsze tak jest, że podoba się egzotyka. Jak masz na co dzień blondynki, to ujmuje brunetka ;) Ja lubię mieszanki, szczególnie ciemnoskóre (i nie oznacza to tylko Mulatek), a jak na razie chyba najładniejsze dziewczyny widziałam w Tunezji. Brazylijki też uwielbiam i za figury i za twarze :)

    OdpowiedzUsuń
  16. No ja tak nie zrozumialam - bo jak Ciebie czytam, to wszystko przyjmuje jako Twoje obserwacje kogos kto jest tutaj od niedawna, i sila rzeczy nie jest przyzwyczjony i widzi to wszystko w zupelnie inny sposob, tzn. zauwaza. To jest zupelnie co innego niz stwierdzenie - ja uwazam sie za kogos lepszego od amerykanow/kanadyjczykow/itp...mozna sie uwazac za madrzejszego od np. Billa - bo to matol ale od wszystkich??? no to juz mania.
    Niestety b. czesto wystepujaca - z tego co czytam, bo osobiscie nie mam duzo doswiadcznia - wsrod Polakow.

    OdpowiedzUsuń
  17. takiego "Steva" to każdy chyba zna, a jak się ma pecha, to nawet kilku, a co do podejścia do pracy - może jest tak, że jak rynek pracy wygląda inaczej niż Polsce - tzn - w castingu nie musisz pokonać kilkudziesięciu kandydatów, to po prostu masz większy luz? Krzywe spojrzenie przełożonego nie jest powodem do histerii, masz świadomość, że pracę można zmienić, a nie potem miesiącami wertować ogłoszenia.

    OdpowiedzUsuń
  18. Oczywiscie, ze wywody na temat wywyzszania sie byly odnosnie wpisu Marka. To on jakby przepowiadal Tobie co Cie czeka w przyszlosci;)??? Jesli chodzi o gusty, to opinia o Polkach jest opinia wylacznie mojego lubego, to on obserwowal te wszystkie szczuple, gustownie ubrane dziewczyny (tak, masz racje Aniu, ze chyba raczej chodzi o mlode;)w butach na wysokich obcasach. Egzotyke to i ja lubie, nie to, ze gustuje w kobietach ale przyjemniej popatrzec na super ladna babeczke niz tlustego babsztyla.

    OdpowiedzUsuń
  19. Barbaro: Steve nie chciał się bić, to z nim się chciano bić :) Swoją drogą koleś (ten od zabawiania się) dostanie drugą szansę w agencji, bo sie przyszedł pokajać, że miał problemy małżeńskie i że w ogóle przeprasza :) Co do pracy, to na pewno większa możliwość podjęcia pracy "na przeczekanie" powoduje, że nie ma aż takiej histerii. Ale poszanowanie prawa jest ogromne, jak przedwczoraj stwierdziłam, że rezygnuję z mojej 15minutowej przerwy, bo nie chce mi się siedzieć w kuchni, to wszyscy zamarli z przerażenia i pytali "Jak to NIE CHCESZ, przecież masz przerwę?!" :)

    Monika: co do ubioru, to wiele osób tutaj mi mówi, że Europejczycy się po prostu lepiej ubierają. Gustowniej i bardziej zróżnicowanie niż dżinsy i t-shirt :) Ale fakt, że w Londynie widziałam mnóstwo osób w strojach, w których w Polsce na ulicy nie widziałam nigdy, więc coś w tym jest. Może to nasze polskie "co ludzie powiedzą", więc automatycznie się starasz ładnie wyglądać ;)

    OdpowiedzUsuń