Od niedawna jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami konsoli. Problem polega na tym, że wszystko mamy poustawiane w pokoju tak, że telewizor jest na jednym końcu, a kanapa na drugim. Niby pokój w bloku, więc długich dystansów ćwiczyć się nie da, ale jak gra ma małe napisy, to jest to upierdliwe. Przypomniało mi się, że kiedyś widziałam w jakimś sklepie fotel, który polegał na tym, że był to po prostu worek wypełniony czymś i można było się na niego glebnąć, a on się dostosowywał do ciała. Zapragnęłam takiego ustrojstwa, więc rozpoczęłam polowanie w sieci, które zakończyło się sukcesem po podpowiedzi kolegi, który coś takiego ma w domu.
Po długim namyśle, bowiem firma
FATTY ma szeroką ofertę, wybraliśmy model i kolor i z utęsknieniem czekaliśmy na przesyłkę. Nie pytajcie dlaczego, ale byłam pewna, że zamawiam coś mniejszego :) Jak odbierałam od kuriera to aż mi się wyrwało "Ojej", a po drodze do samochodu wzbudzałam ogólne zainteresowanie - jeden pan stwierdził radośnie, że dużo zakupów zrobiłam :))) Potem próbowałam wepchnąć grubasa do samochodu, co nie było łatwe, gdyż nie mieścił się do bagażnika (a mamy minivana!). W końcu upchnęłam gada na tylne siedzenie.
Jak weszłam do domu, kot prawie dostał zawału i odmówił ruszenia się z legowiska choćby na centymetr :) Rozpakowałam i beztrosko rzuciłam się na bezkształtną masę, która okazała się nie być mięciutka i milusia, tylko prawie mnie odbiła z powrotem do pozycji stojącej. Myślę, że oni wsypują więcej tych kulek do środka, żeby można było sobie dostosować do własnych potrzeb, a potem dosypywać w miarę upływu czasu, jak się kulki ugniotą. Odsypywanie to była jedna wielka komedia, wcale zresztą niełatwa i jak się pokryłam kulkami, to mi się farfocle z Toronto od razu przypomniały :)))
Ponieważ fotel nie jest cały czas w dużym pokoju, a Koala ma ograniczoną zdolność ruchową i nie ma łazić za wiele, na moje wątłe barki spadła odpowiedzialność za tachanie tego z miejsca na miejsce. Chodzę więc tak po domu, jak Święty Mikołaj, tyle, że zamiast prezentów mam stado kulek :) Kot nadal nie czuje się swobodnie i na widok worka nerwowo szuka drogi ucieczki :) Polecam, niby worek z kulkami, a zabawy z tym naprawdę mnóstwo, można leżeć, siedzieć, pół leżeć, pół siedzieć i nawet podnóżek przysłali. A za rok zawsze można wysypać kulki i prezenty wpakować - tylko któreś z nas musi mikołajowy brzuch wyhodować :)))
Uzupełniam zdjęciami, na prośbę Anety :)