wtorek, 23 sierpnia 2011

Greyhound, czyli dawajcie prąd!


Miał być prąd. I Wi-Fi. I mniej siedzeń. I więcej miejsca na nogi. I wygodne fotele.

Nie wiem czemu, ale na długie trasy Greyhound puszcza autobusy z lat 90tych, z idiotycznie wyprofilowanymi fotelami, które bardzo chcą ci złamać kark. Do Winnipeg w takowym jechaliśmy i dzielnie przed złamaniem karku się obroniliśmy. W Winnipeg przeniesiono nas do autokaru z XXI wieku, niemniej prądu i wi-fi nadal nie ma, więc na każdym dłuższym postoju wyruszamy na polowanie, coby podładować laptopa i móc dalej oglądać seriale ;)

Stacje Greyhounda w miejscowościach mniejszych niż Winnipeg (czyli wszystkich dotychczasowych ;)) wyglądają jak koszmar senny PRLu i w nocy efekt jest naprawdę niesamowity, a jeszcze lepszy rano jak zaspany i z lekka wkurwiony Pan Sklepowy wyrzuca "towar" na ladę. Inne twarze niż w Toronto, więcej białych i Indian, nie spodziewałam się, że aż tylu Indian zobaczę. Niestety nie wyglądają jak Winnetou, bizona na bank by nie złapali, a jeden miał delirium. Piszę to półżartem, więc proszę mi rasizmu nie imputować :) Wydaje mi się jednak, że polityka wyrzutów sumienia ma podobny efekt jak u Aborygenów - czy ktoś ma wiedzę jak to wygląda w Kanadzie ze stosunkami kanadyjsko-indiańskimi?

Trzeba przyznać, że wyjątkowo bezproblemowo się jedzie, ludzie całkiem dobrze wychowani, z małymi wyjątkami, jednak nie uprzykrzającymi podróży. Krajobraz się zmienił z lasów i jezior na pola i płaskość, a Google Maps mówi, że preria jeszcze przed nami. Minus taki, że nie można się zatrzymać gdzie się chce i zdjęć robić, a stacje i okolice nie dają mi natchnienia.

Jutro z rana lądujemy w Calgary, a póki co machamy z trasy :)

26 komentarzy:

  1. hehe niezle - ja tu jeszcze autobusem nie jechalam, ani pociagiem (tzn nie liczac takich turystycznych ciuchci;)
    kolezanka natomiast podrozowala tak w peru - i byl pelen wypas, lacznie z personalnymi monitorami i rozkaldanymi w lozka siedzeniami:)
    trzymajcie sie! a sikalnia jest?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mojego kolegę z Polski okradli w Greyhoundzie z pieniędzy, paszportu i biletu do Polski, więc uważajcie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wlasnie, uwazajcie na kradzieze, bo tez slyszalam. Na temat Aborygenow, to ja moge ksiazke napisac:) Moze pamietasz jak kiedys wspominalam, ze ponad 10 lat mieszkalam w Winnipeg;)))) Czyli, tak wnioskuje, stukalas ta notke z Wpg? Szerokiej drogi, Saskatchewan bedzie bardzo, bardzo nudny, ostrzegam;) Gorszy jeszcze niz Manitoba, rowno, pola i nic wiecej!

    OdpowiedzUsuń
  4. wiesz, nie chcialam krakac przed Waszym wyjazdem, ale szczerze malo kto ze znanych mi tu osob, i Kanadyjczykow w szczegolnosci, podrozuje autobusami, byle do Calgary! sama nigdy nie jechalalm, ale slyszalam, ze bywa roznie :-/
    nie zdawalam sobie sprawy, ze widok Natives moze wzbudzic ciekawosc, no ale to juz inna Kanada, pewnie w Ontario jest ich po prostu mniej. stosunki pomiedzy spolecznoscia rdzenna a biala, to temat rzeka... napisze tylko, ze w Saskatoon mieszkaja w enklawie po zachodniej stronie rzeki, w ktorej malo kto z bialych chce mieszkac... i niestety czesto slychac o ich knofliktach z prawem... przykra historia, mysle, ze kanadyjski rzad i spoleczenstwo nie do konca poradzilo sobie z rdzenna populacja, z reszta w obrebie plemion (tribes) tez slyszalam o problemach, wykorzystywaniu itd. ciezki temat... no nic, poogladajcie sobie troche moja prowincje, plasko, to fakt, choc okolice przez ktore bedziecie przejezdzac moga byc troche hilly (w SK, im bardziej na poludnie, tym krajobraz mniej plaski). powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Monika, szczerze, jechalismy z mezem z S'toona do Winnipega raz, i niestety krajobraz bardzo podobny do tego w SK, dopiero za Winnipeg robi sie troche ciekawiej... W SK sa tez i inne, mniej plaskie miejsca, no ale wiem, jakie wyobrazenie o SK ma wiekszosc mieszkajaca w Kanadzie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Uważajcie kochani na siebie i na te kradzieże:(! Czy górka czy preria wszystko warto zobaczyć - drugi raz może się nie powtórzyć taki wyjazd.

    OdpowiedzUsuń
  7. Temat stosunkow z First Nations/Indianami/Aborygenami jest skomplikowany, choc z tego co czytam i slysze jest lepiej niz bylo. Niestety wyglada to troche podobnie jak z Cyganami/Romami w Europie i nikt tak do konca nie wie jak sobie z problemem poradzic. Wielu politykow chowa sie za ladnymi slowami a sami zainteresowani tez nie za bardzo wiedza jak sprawy powinny wygladac.

    W Ontario i samym Toronto jest bardzo wielu natives, tyle, ze nie w Waszej dzielnicy. Oczywiscie sa tacy, ktorym sie dobrze uklada jak i tacy, ktorzy od rana ciagna w parku piwo Ice albo plyn do plukania ust... :(

    Hm, autobusami zwykle nie jezdzi tu nikt poza biednymi studentami i ludzmi, ktorych nie stac na swoj samochod albo samolot, wiec to troche jak klientela pospiesznych i osobowych PKP w Polsce:)

    Udanej wyprawy i wstawcie jakies zdjecia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dokładnie mam to samo do powiedzenia na temat ludzi rdzennych i ich relacji z resztą Kanadyjczyków. Mi się w sumie podoba bardzo kanadyjska ich nazwa "First Nations", bo to prawda. Każda prowincja ma swoje szczepy i plemiona, chociaż oni nie ograniczją się do podziału prowincjonalnego białego człowieka. Z tego co wiem Indianie mogą się swobodnie poruszać czy dla przyjamności czy pracy, pomiędzy Kanadą, a USA. To jest bardzo ciekawy, ale niełatwy temat. Lilloet, o którym wspominaliście, to terytorium paru szczepów i tam jest kilka rezerwatów (chyba 3 w okolicy). Moim zdaniem te historie są raczej tragiczne i jak nie patrzyłby, bardzo trudno jest je dobrze rozwiązać. I to jest mimo wszystko szalenie ciekawe. Ja sądzę, że jest tutaj miejsce na badania, na jakieś innowacje socjologiczne. Ogólnie to Kanadyjczykom układa się dobrze z Indianami, od czasu do czasu oni robią jakieś blokady dróg na swoich ziemiach, bo nie mają innych metod ani możliwości protestowania niesprawiedliwości jakie im uczynili biali.
    Tak jak ktoś napisał, autobusami jeżdżą głównie ludzie biedni, czasem studenci i podróżnicy, ale ogólnie ponieważ jest to tania metoda podróźy, to spotyka się towarzystwo takie raczej...często dziwaczne. Czego nie należy odbierać pod własnym adresem. To nie jest po prostu forma podróży, w którą firmy inwestują. To nie ma być luksus ani wypoczynek tylko tani dojazd od A do B.

    Pozdrowienia, nie zanudźcie się na tych preriach. Ja słyszałam, że może być ładnie, szeroki horyzon, wielkie niebo....

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozwolę sobie odpisać ogólnie :)
    Fakt, finansowe elity tą formą nie podróżują, stąd pewnie i specyficzne dworce i same autokary i ich zawartość :) W nocy była dziwna sytuacja, dwóch chłopaczków skarżyło się na jednego gościa, w końcu przyjechała policja i znaleźli w jego bagażu jakiś damski ciuch i torebkę. Koniec z końcem pojechał dalej, ale już historyjka rodem z horroru się w głowie ułożyła ;)
    W sumie spodziewałam się takich współtowarzyszy, dlatego jestem dość zaskoczona, że nie ma aż takiego hardkoru pod kątem jedzenia w autobusie, czy dyscypliny. Jasne, zdarzają się osoby, które mam ochotę momentami zaszlachtować, ale nie jest źle ogólnie.
    Ładnie jest, ale nastawiliśmy się, ze będziemy oglądać filmy i seriale dla zabicia czasu, a tu dupa, bo prądu nie ma. I tak jesteśmy dzielni, bo ładujemy lapa kiedy można i jakoś leci. Dodatkowo mamy książki :) Tak jak pisałam, żałuję najbardziej, że nie jedziemy własnym transportem, bo parę fajnych zdjęć by sie pstryknęło po drodze, a tak dupa, mogę dworce fotografować...

    Ci Indianie, których widzieliśmy po drodze są niestety przedstawicielami tej części, po której widać, że niejeden litr przez wątrobę przeleciał.

    OdpowiedzUsuń
  10. A teraz krótko personalnie :)

    Ania: sikalnia jest, ale zatrzymuje się tak często, że nie korzystamy. No i ten nowy ma nieporównywalnie wygodniejsze siedzenia :)

    Marek: uważaliśmy i tak, a teraz uważamy dwa razy bardziej :)

    Monika: notka akurat była z Brandon, w Winnipeg Greyhound sobie życzył opłatę za wifi...

    Atsanik: w Toronto jest tak jak pisał Kris - w naszej dzielnicy królują Koreańczycy, tam gdzie pracowaliśmy też Indian nie było. Zwyczajnie nie pomyślałam, że będzie ich tak dużo :)

    Anonim: uważamy, uważamy. Wieje tu jak cholera, w zimie musi być ciekawie ;)

    resvaria: klientela i dworce :) Zostałam rozbrojona pierwszym postojem, o szóstej rano w czymś co wyglądało gorzej niż dworzec PKP w moim rodzinnym mieście :)))) A jak Pan zaczął rzucać towar na ladę, to wymiękłam do końca :)

    Alicja: towarzystwo faktycznie momentami ciekawe, ale wygląda na niegroźne ;)

    Niniejszym pozdrawiamy z Reginy. Jeszcze tylko 11 godzin i będziemy na miejscu :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Indian i Metysow jest w Toronto zdecydowanie mniej, wiekszosc mieszka w rezerwatach a Ci, ktorzy sie zdecydowali mieszkac w miescie sa zasymilowani bardziej niz Ci z Winnipeg na przyklad. W TO jest ich pewnie wiecej niz w Mississauga, ja ich jednak w Toronto tez nie widuje. Nigdy nie widzialam w Toronto nietrzezwego czy nacpanego aborygena jak to mialo notorycznie miejsce w Winnipeg. Pracowal kiedys w mojej firmie w Mississauga kierowca - Metys, ktory w tygodniu mieszkal w miescie a na weekend wybywal do rodziny, na polnoc. Pozdrawiam i szerokiej drogi, niedlugo zaczna sie piekne tereny!

    OdpowiedzUsuń
  12. W BC zobaczycie Indian na pewno. Jest takie jedno skrzyżowanie w mieście (Vancouver), gdzie oni praktycznie koczują, pijąc ognistą wodę z w papierowych torbach. Jest to na Hastings i Main. Tam trzeba ostrożnie i raczej nie lądujcie tam z aparatami i sprzętami w godzinach kiedy jest ciemno. Niekoniecznie jest niebezpiecznie, ale nie wiadomo na kogo się trafi.
    A gdzie śpicie po drodze? Czy w tym autokarze? Czy rozkłada się jakoś siedzenie do poziomu? Nigdy długodystansowym autobusem nie jechałam w Ameryce ani Kanadzie. Czasem żałuję, bo to może być przygoda. Trochę się zawsze boję, że ktoś mi będzie kichać przez ramię, albo, że ktoś będzie nieumyty i śmierdzący i akurat koło mnie. Czego Wam nie życzę!!!!!!

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  13. Monika, wszystko zalezy od dzielnicy. W centrum, gdzie dosyc dlugo mieszkalismy, jest bardzo duzo Natives, jak rowniez osrodkow zdrowia, zlobkow i community centres dla nich. W Allan Gardens, przy Yonge/Dundas i okolicach Ryersona, jak rowniez wokol UofT i w the Annex jest mnostwo Indian z "problemami".

    OdpowiedzUsuń
  14. No i wcięło mój komentarz :-(
    To napiszę tylko, że zawsze mi się podobały te autobusy Greyhound - znam je tylko z filmów, ale kojarzą mi się z jakimiś ucieczkami, pościgami :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Koale, dacie radę ;) Poza tym chyba ciekawie socjologicznie jest, mieć możliwość podejrzenia Kanady, że tak powiem, od kuchni.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dawno temu jezdzilam autobusami Greyhound ale na krotkich trasach tak 2 max. 3 godziny. Mysle, ze na taka daleka trase przez caly kontynent to chyba wybralalbym pociag. Pociagi sa wygodniejsze i ja ostatnio jestem zakochana w pociagach:)))
    Podrozujcie, podrozujcie i zdajcie relacje:)))

    OdpowiedzUsuń
  17. Star, ale pociągi są droższe niż samoloty;)W Kanadzie pociągiem się można dostać do różnych ciekawych miejsc, do których nie da się dojechać samochodem, bo nie ma dróg. Na przykład nad Zatokę Hudsona, albo do północno-wchodniego Quebecu. Mam nadzieję się tam kiedyś wybrać z M. Chyba mi przyszedł pomysł na wpis...

    OdpowiedzUsuń
  18. Resvaria, to tez nie do konca prawda, bo pociagiem dojedziesz tylko w wybrane miejsca i nie wszedzie w Kanadzie. Np chcielismy wyslac syna do Thunder Bay z Toronto pociagiem i nie da rady. Pasazerskie tam nie kursuja:( No i sa miejsca i to sporo w naszej rozleglej Kanadzie tzw remote, gdzie dostaniesz sie tylko samolotem. Maz mojej kolezanki mial robote do wykonania na jakiejs wyspie w polnocnym Ontario i musial leciec samolotem i to malym aby mogl tam w ogole wyladowac.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zza szyb autobusu też można robić fajne zdjęcia-i to takim aparatem.Ja swoim robiłam w Birmie i Kambodży , bo odległości były duże i w zakazanych miejscach nie wolno było się zatrzymywać.Zdjęcia tzw slamsów wyszły całkiem ciekawe.Pozdrawiam .Chyba już dojechaliście do zaplanowanego miejsca- w Polsce 16:30.

    OdpowiedzUsuń
  20. Monika, przepraszam, ale nie zrozumiałem, co nie do końca prawda? Wiem, że nie wszędzie się da pociągiem ale też nie napisałem, że wszędzie, ale są miejsca gdzie da się tylko pociągiem (albo samolotem), na przykład Churchill w Manitobie, nad Hudson Bay właśnie. I to prawda, do wielu miejsc tylko samolotem, albo statkiem, na przykład na Sable Island w Nowej Szkocji, gdzie mieszkają dzikie konie i gdzie normalnych turystów nie wpuszczają. A w ogóle to bardzo bym chciał do "Francji", czyli na St. Pierre & Miquelon. Da się tam dolecieć albo samolotem z Quebecu, albo dojechać promem z Nowej Funlandii.

    OdpowiedzUsuń
  21. Sorry, racja nie napisales, ze tym pociagiem sie wszedzie dojedzie, chyba za szybko przeczytalam Twoj komentarz i jeszcze szybciej dodalam swoj;) Do Churchill, stolicy niedzwiedzia polarnego jak najbardziej pociagiem! Nawet jesli bylyby tam drogi, to kto by je odsniezal?:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Kocham jazde pociagiem, nawet w Polsce, pomimo, ze smierdzi w polskich pociagach:), widoki sa swietne, jest wiecej miejsca niz w autobusie, mozna sobie miejsce wybrac jakie sie chce i z kim sie chce, mozna ciekawych ludzi poznac.

    OdpowiedzUsuń
  23. Autobusy, autobusy...

    Ja widziałem na drodze testy sypialnego autobusa, który za parę tygodni ma zacząć regularnie kursować z Glasgow do Londynu. Ciekawa opcja, trzeba będzie przetestować.

    W Ameryce powinne takie być - bo na takie dystanse to chyba naljepsza opcja :-)

    OdpowiedzUsuń
  24. Bardzo ciekawie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  25. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń