Weekend spędziliśmy bardzo leniwie i spokojnie, co jest miłą odmianą w porównaniu do ostatnich miesięcy, kiedy prawie każdą niedzielę gdzieś szliśmy/jechaliśmy. Już oczami wyobraźni widzę nasze wakacje, w pracy ledwo co jestem w stanie wysiedzieć, nogami przebieram i nie mogę się doczekać. W międzyczasie załatwiamy już sprawy związane z wyjazdem, kończymy nasz związek z Rogersem, który zostanie zapamiętany jako burzliwy ;) Odmówiliśmy już internet, konto w banku i karta kredytowa jeszcze chwilę zostaną, ale tutaj akurat się nie spieszy. Muszę się tylko dowiedzieć, czy mogę zrezygnować z konta wyznaczając konkretną datę (np za miesiąc). W pokoju stoi wielgachne pudło, do którego zostaną spakowane dwie ciężkie walizy i jeszcze trochę i wysłane drogą morską do Polski, żebyśmy nie musieli płacić za nadbagaż.
Planowanie wakacji też już dobiega końca, chcemy już sobie odpuścić rezerwowanie noclegów w okolicach Vancouver na te ostatnie 3 albo 4 dni, zmodyfikowaliśmy nieco trasę i ostatni etap pojedziemy spontanicznie, gdzie się nam będzie chciało i gdzie znajdziemy spanie. Jak nie znajdziemy, to śpimy w aucie ;) Póki co walczę z Tofino i Ucluelet - noclegi są tam koszmarnie drogie w porównaniu do pozostałych miejsc (np Vancouver). Tańsze niż w dziczy, ale jednak drogie, widać, że to popularne miejsce wypoczynku i korzystania z licznych atrakcji. Poniżej $100 za pokój ciężko coś znaleźć. Mamy jeszcze opcję hostelu w pokoju 4-5 osobowym, ale spędzimy tam 3 noce i jednak lubimy naszą prywatność... Zobaczymy, jak nie będzie wyjścia, to skończymy w pokoju "dzielonym".
Wracając do tematu zdjęć :) Strasznie się ucieszyłam jak Koala znalazł tę opcję, o której pisał Kuba, plus paręnaście innych, swoją drogą ;) Moja czarna wizja przedstawiała połowę zdjęć z wakacji nie nadających się do użytku... Jakiś ptaszor nadleci, czy inne zwierzę, będzie jedna szansa na zdjęcie i... zamazane... Testowałam dzielnie przez pół niedzieli na maksymalnym zoomie i wszystko działa genialnie. Zresztą, pochwalę się poniżej :)










Powyżej ryba upolowana przez Koalę. Nie było w planie jej zabijać, ale niestety haczyk ją uszkodził na tyle, że trzeba było ją dobić.
Przyszły weekend będzie przebiegał pod hasłem paniki w oczach "czy na pewno wszystko mamy", a i tak się okaże, że nie :) Ruszamy w nocy z niedzieli na poniedziałek i na pewno się odmeldujemy z Greyhounda :) Jeśli ktoś ma jeszcze cokolwiek do dodania w kwestii naszej podróży, rady, wskazówki, albo zwykłe poklepanie po plecach - proszę się nie krępować :)))))
Trochę z ostrością jest kiepsko na zdjęciach, może ten kto robi ma wadę wzroku (blisko, daleko-wzroczność i nawet o tym nie wie)? Czy tylko czepiam się, bo ja lubię ostre i wyraźne zdjęcia. Poza tym to zdjęcia są OK, ale PRAWIE wszystkie główne obiekty zainteresowania są w samym środku zdjęcia. Pamiętajcie o zasadzie trzecich. Głównego obiektu zdjęcia zwykle nie wsadza się w samym środku, ale raczej w jednej trzeciej, w dwóch trzecich. W ten sposób zdjęcie jest mniej nudne.
OdpowiedzUsuńJestem trochę zaszokowana, że tak drogo jest w Tofino czy Ucluelet. Na promie przejrzyjcie sobie dokładnie broszurki na temat nocowania (różne tam B&B, hoteliki etc.) Może znajdzie się jakaś niespodzianka.
No i szerokiej drogi! jeździe bezpiecznie, nie szarżujcie, mandaty są bardzo wysokie. Uważajcie na sarny i jelenie na trasie, szczególnie przed zmrokiem i o świcie, kiedy one są bardzo aktywne. Jeżeli macie mały samochód i trzaśniecie sarnę, będzie niewesoło (dla Was też). W Banff po centrum miasta chodzą sobie wapiti (czyli elk, coś z rodzaju jeleniowatych) i jeśli spędzicie tam więcej niż pół dnia, to na pewno zobaczycie. W Banff Springs Hotel jest basen z gorącymi źródłami mineralnymi. Dla gości są na pewno bezpłatne, ale nawet jeżeli nie zatrzymacie się tam (może kiedyś w przyszłości!!!!) to dowiedzcie się czy można za opłatą z basenu skorzystać. Wydaje mi się,że tak, ale nie byłam tam już dobre 10 lat, więc nie mam pewności. Jeżeli można - to koniecznie skorzystajcie z tej przyjemności.
Życzę Wam wielu bezpiecznych spotkań z naturą.
Pozdrawiam, Alicja
klep klep klep klep :)
OdpowiedzUsuńa jak na wakaje ruszycie, to wracacie jeszcze do TorontA?
Bawcie się dobrze, róbcie tryliony zdjęć i piszcie pamietnik, coby nic nie uciekło i wszystko proszę opisać po powrocie - całą podróż z detalami!:-)
OdpowiedzUsuńNo no Alicja.
OdpowiedzUsuńMowa o regule trójpodziału.
http://www.fotografuj.pl/Article/ABC_kompozycji_-_regula_trojpodzialu/id/60
"(...) często błędnie określana przez początkujących fotoamatorów jako 'zasada trzech '. (...)"
Pozdrawiam
Łukasz
No, no Łukasz, po angielsku nazywa się to "the rule of thirds"
OdpowiedzUsuńhttp://en.wikipedia.org/wiki/Rule_of_thirds
Ja akurat myślę głównie po angielsku, wiesz. Czasem tłumaczenie jest dosłownei czasem to nie wychodzi. Cieszę się, że podałeś tutaj nazwę polską!
Alicja
Dzięki za angielską wersję! :)
OdpowiedzUsuńCzłowiek uczy się całe życie, a i tak...
Łukasz
Alicja: tak, mój aparat ma wadę wzroku ;)
OdpowiedzUsuńJak robię zdjęcie kwiata, to się nie będę w trójpodziały bawić, bo przy takim zoomie tło jest zamazane, nie widzę więc powodu. Jak mam ptaszora, który siedzi na drzewie a obok jest zachmurzone niebo, to też nie widzę powodu, żeby dwie trzecie zdjęcia zajmowały nieciekawe chmury. Po trzecie, nie każde zdjęcie może być perfekcyjne, a nawet według mnie nie powinno.
Tak swoją drogą, to Twoje dzieci mają przerąbane, co by nie zrobiły zawsze pewnie znajdziesz jakieś niedociągnięcie, które im wytkniesz, co? ;)
barbaro: ta, wracamy do TorontA na trzy dni, a potem wio do Warszawy :)
OdpowiedzUsuńlotnica: opisywać będziemy w trakcie, jakbym miała po powrocie obrabiać zdjęcia z trzech tygodni to może w nowym roku by relacja była ;))) A do detali to wiesz, pamięć już nie ta, haha ;) Dlatego na bieżąco będzie wszystko.
OdpowiedzUsuńPS. Pierwszy kwiat faktycznie jest nieostry. Chyba wywaliłam ostrego i zostawiłam nie ten co trzeba :)
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że dzieci mają przerąbane. Nie ma ze mną lekko. Ale wyniki takiego podejścia dosyć wcześnie owocują! Czyli lepiej nie wiedzieć, że nie jest ostro??? A ja zupełnie poważnie pytałam, bo mąż, zanim dowiedział się, że jest bliskowzroczny, to takie zdjęcia nieostre robił, że nie do wiary. A był pewny, że są ostre! Ja z kolei jestem okularnikiem, więc widzę wszystko ostro, ale sztucznie. No i tak mi się wydawało, że Wasze zdjęcia są nieostre. No i te kwiaty w samym centrum trochę mnie położyły. Natomiast gratuluję samych obiektów, żaba, ptak, kwiat, to moje ulubione przedmioty. Drzewa i skały, budynki. No i dzieci też! Dorośli już nie, bo ich nie potrafię fotografować zupełnie.
OdpowiedzUsuńSzczęśliwej podróży,
Alicja
Proszę bardzo :) Zapraszam jednocześnie do nas na bloga: http://bezdomu.wordpress.com albo http://kuba.asia
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Kuba Ł.
Alicja: tak, owocuje ludźmi sukcesu ze stałym abonamentem u najlepszego psychologa w mieście ;) Co do zdjęć, to autentycznie nie wiem jak Ty chcesz zrobić zdjęcia kwiatka na największym zoomie jak całe tło jest zamazane. Po kiego licha umieszczać go gdzieś z boku? Rozumiem człowiek na tle jakichś widoków i tak dalej, ale jeden, pojedynczy kwiat?
OdpowiedzUsuńJa z kolei dzieci nie fotografuje, ale ja ogólnie dzieci nie lubię. Dorosłych za to uwielbiam :)
No i dziękujemy za życzenia podróżnicze, oczywiscie.
OdpowiedzUsuńKuba: będę stałym gościem, uwielbiam takie blogi :) Zawsze jak je czytam to chcę tak samo, a potem przychodzi myśl, że nie wiem czy bym tak potrafiła...
OdpowiedzUsuńE tam. Wiary trochę! Czy naprawdę myślisz, że wychowuję dzieci, tak, że będą u psychologa siedziały? Zdecydowanie nie wychowujemy ich na modłę
OdpowiedzUsuńtego, że są królami świata i w ogóle, że są najważniejsze na świecie.
A co najważniejsze - to jestem w stosunku do siebie bardzo surowa.
Ja dzieci bardzo lubię, ale nie lubię sytuacji w których dzieci narzucają światu swoje wymagania (no dobrze, wiadomo, że jak są małe, to muszą). Coraz więcej jednak widzę styl wychowywania który określam "parenting by consultation), gdzie małe jest pytane o wszystko. No nie! Co chcesz zjeść? W co chcesz się ubrać? To ma bardzo złe skutki. Dziecku potrzebna jest wiedza, że rodzice wiedzą co ma zjeść i w co się ubrać. To daje im poczucie bezpieczeństwa, że jednak rodzice wiedzą. A rodzice czasem nie wiedzą co robić w danej sytuacji - od tego są mądre książki i właśnie profesjonaliści. Uspokoję Cię jednak, że dzieci są zupełnie zdrowe psychicznie, stabilne, i wydają się być szczęśliwe, wbrew tej dyscyplinie i nie przepuszczaniu, z którego jestem znana.:)
Alicja
Alicja - w jakim wieku masz dzieci?
OdpowiedzUsuńdwoje nastolatków (ledwo, ledwo) i ośmiolatkę. Starsze to bliźnięta.
OdpowiedzUsuńAlicja
Acha, pani Koalo, wcale nie miałam na myśli, że nasze metody wychowawcze owocują ludźmi sukcesu. Ja tak nigdy na dzieci nie patrzę. Dla mnie owocowanie znaczy, że dzieci są przyzwoitymi ludźmi, inteligentymi, z wiedzą większą niż wymaga szkoła, z dodatkowymi językami (tak, tak), z posiadaniem chociaż elementarnej wiedzy o muzyce, że mają dużo empatii oraz, że są uczciwymi bąkami. Widząc, że nie mają problemów z życiem towarzyskim, wnioskuję, że są lubiane przez rówieśników. No a ja jestem faktycznie znana z tego, że jestem surową ale raczej i wesołą matką. Koledzy dzieci wiedzą, że u nas w domu jest zawsze możliwość wywołania do tablicy, że odchodzi wypytywanie z wiedzy, że ciągle są jakieś testy i quizy. No i co z tego? Dzieci to lubią, są nagrody. Za dużo stresu? Myślę, że nasz stres domowy jest całkiem niezły i niski. Dzieci dobrze śpią, dobrze jedzą (nie ma wybrzydzania), a to chyba coś znaczy. Owszem, przechodziły przez okres wybrzydzania, w miarę to tolerowaliśmy bo to było w trudnym okresie dla nich (wiek 2-3 lata).
OdpowiedzUsuńAle żadni tam ludzie sukcesu. Po prostu dobrze dostosowani, elastyczni młodzi ludzie. Radzą sobie z dyscypliną, a jak jest luz, to radzą sobie też bardzo dobrze. I mówią po polsku, co mnie strasznie cieszy! I piszą po polsku chyba niegorzej niż ich rówieśnicy w Polsce. To się nie wzięło ot tak, samo z siebie.:) Pozdrawiam, Alicja
Może zamiast polskiego trzeba było od małego wpajać język chiński?
OdpowiedzUsuńA kto twierdzi, że nie wpajano...Moniko?????
OdpowiedzUsuńI tak chiński nie dla sukcesu, a dla rozwoju...no właśnie, właśnie mózgu. już
Alicja
Alicja: nie chodziło mi o panów tego świata, tylko o przekonanie, że cokolwiek nie zrobią, to nigdy nie będzie wystarczająco dobre, bo zawsze może być lepsze. Ale nie mnie oceniać metody wychowawcze :) Jedni dzięki temu wyrastają na ludzi sukcesu, inni przez pół życia wychodzą z doła na kozetce, różnie bywa.
OdpowiedzUsuńPani Koalo, naprawdę mam nadzieję, że dzieci nie spędzą pół życia na niczyjej oprócz swojej, kozetce.
OdpowiedzUsuńA skoro wkrótce będzie zamknięcie kanadyjskiego rozdziału, to gratulacje za ogólnie ładne pisanie po polsku. I ogólnie to raczej bez błędów! Jak jakieś były, to na pewno przyczepiłam się. Ogólne wrażenie mam takie, że piszecie ładnie, niepretensjonalnie i bez błędów, co cieszy oczy i nie dokłada do tego ładunku/magazynu błędów, które często występują u emigrantów. Faktycznie trudno jest nam ten polski utrzymywać, bo przecież często nie jest on nawet językiem mówionym w domu. Jednak, jeżeli ktoś decyduje się pisać po polsku, to moim zdaniem narzuca sam sobie pewne zobowiązanie - żeby pisać w miarę poprawnie, nie obrażać się za poprawki, i przede wszystkim sprawdzać to co się pisze. W czasach dzisiejszych trudno o wymówki, naprawdę.
Miło się czytało Wasze kanadyjskie refleksje, poważnie. Szczególnie podobało mi się Wasze wesołe podejście do życia i takie raczej w miarę młode. Sprawiacie wrażenie młodych ludzi, przed którymi świat i przyszłość stoją otwarte. Myślę, że smętnie Wam będzie z tą pogodą w Szkocji, ale mam nadzieję, że to krakanie się nie sprawdzi. I pozwolę sobie tylko przepowiedzieć, że docenicie kanadyjskie podejście do życia jak pomieszkacie jakieś....6 miesięcy w Szkocji.:)
Pozdrowienia, Alicja
Bardzo fajne zdjecia, ladny bokeh na tych z kwiatkami...
OdpowiedzUsuńAlicjo: dziękuję za ocenę mojego polskiego, pomimo tego, że 99,9% mojego życia spędziłam w Polsce... Chociaż czytając niektórą twórczość internetową...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że większość osób widząc, że piszę "zdjęcie kwiata" wie, że ja wiem, że to jest niepoprawne ;) Mogłabym pisać literackim językiem, ale... no właśnie, ale to nie byłabym już ja. Stąd ptaszory, statczory, potoczny język i inne wynalazki.
Podziwiam szczerze za utrzymywanie polskiego języka w domu, nie jest to takie oczywiste jak się dzieci rodzą już innym kraju, moim zdaniem bardzo dużo zależy od rodziców w tym momencie.
Zabrzmiało jakbyś się z nami żegnała, mam nadzieję, że nadal będziesz nas śledzić, po pierwsze podczas naszej wręcz dziewiczej podróży, a później gdziekolwiek nas wiatr i kaprys zawieje ;)
Co do pogody to już mam depresję, ale mam nadzieję, że miłość do Wysp pokona niedogodności poziomego deszczu ;)
Anonim: bokeh niezamierzony, lecz dziękuję :) Również za możliwość nauki nowego pojęcia ;)
OdpowiedzUsuńA w ogóle to chciałam powiedzieć, że nikt się nie zachwycił zdjęciem ptaszora w robakiem czy innym patyczakiem w dziobie. A to zdjęcie dla mnie jest najlepsze ze wszystkich powyższych - Koala niemal w krzakach się czołgał, żeby je zdobyć :)
OdpowiedzUsuńJa się zachwyciłam, chociaż może bardziej stosowne by było obrzydziłam (robak mój wróg), ale zdjęcie super.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Wam tej podróży, bo przestrzenie tam są nie do ogarnięcia. Europa taka bardziej kompaktowa jest :-)
Czekam na Was z utęsknieniem w Polsce - normalnie nie sądziłam, że będę tęsknić ;-) Załaduj do tej paczki ile się da, albo jeszcze więcej, żebym też mogła przyjechać po Was do Warszawy, bo mało fajnie się jechało w tamtą stronę z tą wielką walizą w środku.
Trochę mi szkoda, że tam nie zostajecie, bo marzyło mi się, że Was może odwiedzimy i w końcu polecę na drugi brzeg kałuży :-), ale rozumiem decyzję o powrocie do Europy. Nic na siłę, a jeszcze nic straconego i nie wiadomo, jak dalsze losy się potoczą.
A przy okazji, kiedy dokładnie wracacie?
Pozdrawiam Aga
Mi też się strasznie podobają zdjęcia tych ptaków, a żeby zrobić fotkę podczas posiłku:) - to niezły wyczyn - podziwiam Pana Koalę! A czy znacie może ich nazwy?? Ten z mrówką (chyba) to może Wax Wing Bird? Ten fioletowy kwiat z pszczółką też piękny, w Polsce chyba takich nie ma...?
OdpowiedzUsuńUdanej i odkrywczej wyprawy!! Poróbcie dużo zdjęć ciekawych zwierząt, ptaków i roślin, co byście mieli potem co wspominać!!!
Dla zainteresowanych:)
OdpowiedzUsuńTen wiszący głową w dół to Sikorka Uboga, a ten drugi z robalami to Jemiołuszka :)
Obiekty zdjęć bardzo fajne, przecież napisałam powyżej! Ja bardzo lubię tego typu zbliżenia z przyrodą. I wiem, że to jest bardzo trudne!
OdpowiedzUsuńNie przestaję czytać, ale wiem, że kończy się Wasza kanadyjska przygoda. I z tego co czytałam, to doszłam do wniosku, że najgorsza dla Was to była zima. No ale zima w TO to nie to samo co zima na przykład w Victorii czy Vancouver, gdzie nie jest zimno i gdzie w zimie śniegu nie ma częściej niż jest. I potrafi być ciepło. Czyli może to nie Kanada, ale bardziej Wam TO nie leżało klimatycznie. No a teraz Szkocja, rany boskie, czekam na opisy szkockich klimatów, ludzi, wyśmienitego jedzonka i przyrody.
Pozdrawiam, Alicja
No w Vancouver zamiast sniegu jest 5 miesiecy deszczu, nie wiem co gorsze :) Jak ktos chce mieszkac w fajnym klimacie, to musi sie udac bardziej na poludnie niestety.
OdpowiedzUsuńWcale nie 5 miesięcy deszczu, od listopada do maja, a czasem czerwca -- to więcej.
OdpowiedzUsuńKoale jednak były na bakier z zimą w Toronto, a nie z deszczem, więc takiej zimy w YVR nie doświadczyliby. No a Szkocja i Vancouver to pewnie będzie podobnie!
Alicja
Aga: pakujemy dwie walizki, więc na bak wracamy tylko z dwiema ;) Do Polski wlatujemy w niedzielę, 18 września z rana, bodajże o ósmej. Wyślę Ci maila jutro :)
OdpowiedzUsuńCo do kałuży, to wiesz, my już obcykani będziemy, a jeszcze parę miejsc chcemy zobaczyć, na które już nie będzie czasu, więc wrócimy tu razem :)
Anonim: planuję trzaskać tonę zdjęć, które potem będę zgrzytając zębami obrabiać :)
OdpowiedzUsuńAlicja: w kwestii zamieszkania to mamy parę problemów więcej niż zima tak naprawdę ;) Do vancouver nie pojechaliśmy, bo wyczytałam, że płace są niższe, no i mniejszy rynek. Również niespecjalnie nas pociągał ciągły deszcz, doszliśmy do wniosku, że zimę przepękamy, a potem będzie miła wiosna i cieplutkie lato. Przepękiwanie okazało się nieco trudniejsze niż sie spodziewaliśmy.
OdpowiedzUsuńCo wolę przekonam się na własnej skórze, ale chwilowo uważam, że wolę poświęcić piękne lato, żeby już nie przechodzić tej zimy...
Czyli nie jesteście twardymi kanadyjczykami. No właśnie! Nie jesteście! Kto by się spodziewał, że nie jesteście?
OdpowiedzUsuńMimo, że Kanadę lubię BARDZO, klimat odpowiada mi jedynie właśnie w Vancouver, a jeszcze bardziej to w Victorii, bo tam jest naprawdę ciepło. No i są plusy tego ciągłego padania. Jakie? No właśnie chociażby to, że tam jest zawsze zielono. Nie szaro, nie biało, nie szarawo, ale zielono. Drzewa są głównie iglaste (cedry na pierwszym chyba miejscu) i tuje czyli z cyprysowatych. Masa też modrzewi i różnych innych cyprysowatych. Ta zieleń jest soczysta i bardzo odświeżająca, nie ma nigdy suszy, co w rolnictwie jest wielkim plusem. Rzeczy uprawiane tam to głównie właśnie drzewa (choinki), ale wszystko rośnie świetnie. Jak będziecie w okolicy Okanagan, to polecam Wam winnice i winogrona. Wina z Okanagan są bardzo dobre. Są tam też fenomenalne brzoskwinie, śliwy i arbuzy, ale na to może być za późno, więc zostają Wam winogrona. Jedzenie jest pyszne też. Nawet żebyście nie mieli NIC kupić, odwiedźcie sklep spożywczy Urban Fare w Yaletown w Vancover. To mój dawny raj! Mieszkałam niedaleko stamtąd, ale po drugiej stronie przesmyku. No i nie zapomnijcie odwiedzić Granville Island (wcale nie wyspa), otwarte tam jest każdego dnia, w weekend jest tłoczno, za tłoczno jak dla mnie, więc lepiej w ciągu tygodnia. I Kitsilano Beach (lokalny slang: Kits Beach) oraz Spanish Banks. Zakochacie się w tym miejscu, powiadam Wam.
Pozdrawiam, już spakowani? :)
Alicja
Alicjo, pudlo, przykro mi, musze Cie rozczarowac! Monika bawi na Florydzie i dopiero teraz dorwala sie do neta;))))) Komentarz nie byl wiec jej. Widocznie Twoje wczesniejsze komentarze o nauce jezyka chinskiego w szkolach zostaly zapamietane rowniez przez innych:)
OdpowiedzUsuńKoale, fotki sa sliczne!
OdpowiedzUsuńMoniko, mam nadzieję, że sprawdziłaś w szkołach ontaryjskich jak to jest z tą nauką języków azjatyckich? No i baw się na Florydzie oczywiście wyśmienicie!
OdpowiedzUsuńAlicja
Alicja: nie spakowani :) Nie umiem się pakować na raty, ja za jednym zamachem muszę.
OdpowiedzUsuńMonika: tak podejrzewałam, że gdzieś wybyłaś na wakacje :) Dziękujemy, zdjęcia autorstwa obojga nas:)
OdpowiedzUsuńA ja jak zwykle od praktycznej strony.Mieszkanie ogarnięte -myślę ,że drobiazgów nie zauważycie.Jeszcze lodówka , szafki w kuchni ,trochę okna no i można wracac.CZEKAM !!!!!!!!!!! Pakowanie na ostatnią chwilę ma wiele cech minusowych. No ,ale to moje zdanie.Łukasz cierpliwości w dniu ostatecznego pakowania.:)Czekam głównie na Was ,ale i na zdjęcia.Nareszcie nie będzie , że to tylko ja przywoże stertę zdjęć z wojaży. Mam w zanadrzu jeszcze północne Indie z Nepalem. Mama.
OdpowiedzUsuńJak to dobrze w domu u Mamusi i dobrze jak ma się gdzie wracać:), ja na Waszym miejscu zostałbym w Polsce do Świąt, a po nowym roku uderzał w Świat, ale to Wasza decyzja! Ciekawych wakacji!!
OdpowiedzUsuńMają swoje mieszkanie i tam wracają.A mamusię na pewno odwiedzą.Zresztą jest tu Ich ulubiony kot Joelo. Najpierw musza mu wyrobić paszport , wszczepić "czipa " ,zaszczepić i po ok 6 m-cach dalej w drogę.
OdpowiedzUsuńUdanych wakacji zycze, niezapomnianych wrazen i przepieknych zdjec, bo to juz zdaje sie lada chwila:))) I czekamy na reportaze;)
OdpowiedzUsuńooo, to juz niedlugo chyba wyruszacie? szerokiej drogi i niezapomnianych wrazen! no i czekam na relacje po powrocie!
OdpowiedzUsuńUdanych wakacji, niezapomnianych wrazen i pieknych widokow Wam zycze! Uwazajcie na niedzwiedzie:)
OdpowiedzUsuń