wtorek, 8 lutego 2011

Tak od serca. Bo lubię.

No dobra, czas napisać o paru rzeczach trawiących duszę, które tym samym wyjaśnią, mam nadzieję, niektóre moje poglądy i reakcje. I uspokoją Moją Mamę, że nie zamierzam wiązać się na stałe z zawodem kasjerki ;)
Innym słowy, ten post będzie o tym po co w ogóle był ten wyjazd i jakie za nim stały powody. I dlaczego w żadnym wypadku, ani przez chwilę go nie żałuję.



Wyjechać za granicę chciałam zawsze. Pomieszkać w zupełnie innym, nowym miejscu, poznać zupełnie innych ludzi, nie wiedzieć co jest za rogiem i jaki jest najlepszy sklep na kupno bułek. Wszystkiego się dopiero dowiedzieć, sprawdzić jak sobie dam radę. Z różnych powodów przez długi czas nie realizowałam tego marzenia, podjęłam pracę, zaczęłam "karierę" w korporacji i tak się kulało. Aż przyszedł kryzys. Musicie bowiem wiedzieć, że nie wierzę w horoskopy, ale jedna rzecz zawsze mi się podobała w charakterystyce Ryb. Na każdym rysunku one dwie w różnych kierunkach chcą płynąć. I ja tak miałam zawsze - z jednej strony lubię wygodne życie i lubię mieć pieniądze. Z drugiej serce mi się wyrywa jak słyszę La Revolucion i bardzo mnie zawsze interesowały losy Ameryki Południowej, chyba najbardziej lewicowego kontynentu. No punk rock też mi raczej nie pomagał w karierze ;) Niby chciałam, ale się brzydziłam i cały czas kontestowałam rzeczywistość. Dawało się to jakoś ogarniać i zgrywać przez pewien czas, aż w końcu przyszedł moment, kiedy myśli, że moje życie nie jest takie jak powinno być zawładnęły mną całkowicie, nie dawały spokoju i nie pozwalały wręcz normalnie funkcjonować, bo ciągle w głowie było "A co gdyby...?". A gdyby tak wszytko rzucić? Pamiętałam znajomego, który pojechał na rok do Australii, opowiadał jak po pracy (nie wiem co robił, coś zupełnie prostego) siadał na plaży, zapalał jointa i był szczęśliwy. Jointów akurat nie potrzebuję, ale nie dawało mi żyć pytanie, czy to nie jest moja droga. Rzucić tę cholerną karierę, robić coś prostego, w kraju w którym pensja za prostą pracę wystarczy na życie i po prostu być szczęśliwym. W pewnym momencie wiedziałam, ze jak nie spróbuję, to nie da mi to spokoju do końca życia.

Myśleliśmy o Australii, ale wydawanie sporej sumy na studia na uczelni, o której nikt nie słyszał jakoś nie było racjonalne. I wtedy zdarzyła się Kanada i program dla takich jak my. Oderwało mnie to od rzeczywistości na tyle, że już nie było ważne utrzymanie pracy, bo przecież za chwilę stąd zniknę i pojadę do lepszego świata. Oczywiście, były nerwy, jak sobie poradzimy, czy w ogóle sobie poradzimy, bezrobocie niszczące psychikę i dość spory stres. Ale wiedziałam, że jestem w stanie, w którym muszę rzucić moje myśli na głęboką wodę, bez koła ratunkowego, masz, jesteś zdana na siebie, przestań się miotać jak dzieciak i podejmij w końcu decyzję co masz zrobić ze swoim życiem. Psychika potupała, pobuntowała się i zaczęła w końcu działać.

Kiedyś miałam plan na życie, do którego straciłam serce, bo uwierała mnie korporacja. Buntowałam się jak nastolatek, każdy mój argument jestem teraz w stanie zbić zupełnie racjonalną odpowiedzią, ale wtedy miałam rację, och jaką miałam rację i jak bardzo byłam nieszczęśliwa. Obecnie wydaje mi sie to zabawne, ale wiem, że to wszystko musiało się zdarzyć, żebym się wreszcie odnalazła. I nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo jestem z tego powodu szczęśliwa. Wiem czego chcę, wiem jaki mam cel, wiem jaki mam plan na dalsze jestestwo. Poznałam siebie lepiej niż przez ostatnich kilka lat, nauczyłam się bardzo, bardzo dużo. Bez obaw, nadal zagadam każdego na śmierć, aż tak wielkiej metamorfozy nie przeszłam (bez względu na nadzieje ;)) Nadal mam niepoprawne poglądy, nadal klnę (wybacz, Mamo) i nadal odwinę się każdemu, kto na to zasłuży ;) Ale pod wieloma względami jestem zupełnie inna i bardzo to lubię. Nie wyobrażacie sobie jaka to ulga i jakie szczęście czuć w końcu, że jakieś tam dylematy i pytania znalazły odpowiedź.

Mogę nienawidzić TTC. Mogę mieć wkurwionego Kaczora Donalda w środku głowy na widok zimy co rano. Mogę też nie darzyć sympatią kanadyjskiej policji. Ale już zawsze Kanada pozostanie krajem, który pomógł mi wyprostować z powrotem moje życie, prześwietlić mój charakter i uświadomić co jest dla mnie ważne. I za to zawsze będę ją wspominać z uśmiechem na twarzy :) Bo nie przyjechałam tu robić kariery, czy znajdować dolary na ulicy. Przyjechałam tu, żeby z perspektywy tysięcy kilometrów uporządkować myśli i zadecydować, co się dla mnie tak naprawdę liczy.

Mission completed.

89 komentarzy:

  1. I to podsumowanie jest wyczerpujące :) A ta metamorfoza nazywa się dojrzałość :) POZDROWIENIA Z EZOTERYCZNEGO
    EWA

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak w sumie to nie wiem czemu to piszę, bo post jest adresowany do mamy, a ja Waszą mamą nie jestem. Za to nieskromie zaliczam się do Waszej grupy wsparcia (a może dołowania) moralnego, więc poczułem nagle w sobie obowiązek napisania co o tym myślę. Więc przede wszystkim to z tego postu wywnioskowałem że decyzja o powrocie została podjęta. Czy słusznie wnioskuję? Po drugie czytając ten post mam wrażenie że próbujesz się usprawiedliwiać. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie. Po trzecie uważam że Twoje wnioski o tym co Ci Kanada dała są całkiem błędne. Bo po tej próbie życia w "lepszym" świecie, życie w Polsce będzie nie do wytrzymania. I nadal będzie Cię/Was nosiło żeby gdzieś wyjechać. Czuję że Australia/Nowa Zelandia to tylko kwestia czasu... Z drugiej strony przynajmniej nie próbujesz się usprawiedliwiać jak Oryś, który zawsze pisze o tym jak to będąc kierowcą ciężarówki można się rozwijać zawodowo i umysłowo i że taka praca po studiach (i to nie jakichśtam turystykach, biznesie czy innej fabryce bezrobotnych, ale po fizyce - trudnych, ścisłych studiach) wcale nie hańbi. Trudne zdanie mi wyszło, ale chodzi mi o to że bycie kasjerką jest jednak trochę uwłaczające gdy człowiek ma dyplom wyższej uczelni. Szczególnie gdy musi pracować z półgłówkami którzy swoją edukację zakończyli na poziomie high school.

    Więc podsumowując - z jeden strony mi trochę Was żal że ziemia obiecana okazała się mało obiecana, a z drugiej strony podziwiam Was za podjęcie decyzji o powrocie i nie kontynuowaniu tego marazmu. Pomimo że w Polsce szanse na prace są raczej kiepskie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Najpiekniejszy wpis na blogu, ciesze sie bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, w czasie gdy dorastałam, musiałam tu, w Polsce, sprawdzić co dla mnie ważne i istotne.Moja córka w wieku 16 lat pojechała do Anglii na kurs językowy i choć co wieczór moczyła łzami poduszkę, po powrocie zakomunikowała mi,że ona wyjedzie z Polski na stałe, gdy skończy studia. I wyjechała , za granicą jest już 10 lat i wcale nie ma zamiaru wrócić do Polski.Znalazła drugą ojczyznę, za Polską nie tęskni.Tam zrobiła doktorat, wyszła za mąż, ma dziecko, za 2 tygodnie urodzi drugie, robi karierę zawodową. Mam wrażenie,że Ty jednak tak do końca nie masz sprecyzowanego pomysłu na życie.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Marek, ale ja tak naprawdę uważam. To nie jest żadne usprawiedliwianie się na siłę. Ja sobie zdaję sprawę z tego, czym jest jazda ciężarówką. Ale porównawszy się do moich znajomych z Polski, kolegów i koleżanek z uczelni którzy uczą fizyki w szkole, zasuwają od rana do wieczora za marne grosze, użerają się z systemem, z rozszalałą młodzieżą i ich jeszcze gorszymi rodzicami a w wolnych od żmudnej roboty papierkowej chwilach dorabiają korepetycjami i próbują wiązać koniec z końcem, ja naprawdę widzę, że jeżdżenie cieżarówką było bardzo dobrą decyzją jeśli chodzi o rozwój osobisty (bo oczywiście nie zawodowy). Mam czas i pieniądze na realizowanie swoich pasji. (Ze ich za bardzo nie realizowałem spowodowane było innymi przyczynami, o których wiedzą tylko niektórzy i niech tak zostanie). Studiuję na fascynujących studiach na dobrej, zagranicznej uczelni. Zwiedzam sobie Europę (i to, dzięki mojej ostatniej pracy, nie tylko fabryki i magazyny).

    To nie jest usprawiedliwienie, to jest stwierdzenie jak rzeczy stoją.

    Czy gdybym wcześniej przeszedł etap korporacji, tak jak koala, to byś na mnie inaczej patrzał? Ja po prostu od razu wiedziałem, że korporacja to jest duże nie-nie w moim przypadku. I dalej tak jest. Nawet zaczynam myśleć o tym, żeby tak się ustawić żeby w ogóle nigdy od nikogo nie być zależnym zawodowo (ale to jeszcze długo czasu minie zanim będzie o czym opowiadać).

    Po prostu - takie mam podejście do życia, że wolę pracować sobie w prostej pracy, wtedy, kiedy mi wygodnie za przyzwoite pieniądze a resztę mojego życia przeznaczać na to, co mnie interesuje, niż całościowo poddawać sie karierze. Jeśli kogoś kariera bawi - super. Może mnie też coś kiedyś zarazi. Ale na razie jest mi dobrze tu gdzie jestem (co nie znaczy, że nie pracuję nad powiększeniem sobie ilości opcji do wyboru).

    OdpowiedzUsuń
  6. Aha, i jeszcze jedno:

    "Bo nie przyjechałam tu robić kariery, czy znajdować dolary na ulicy. Przyjechałam tu, żeby z perspektywy tysięcy kilometrów uporządkować myśli i zadecydować, co się dla mnie tak naprawdę liczy."

    Dokładnie takie same nastawienie miałem wyjeżdżając do Szkocji.

    Tylko ja miałem to Szczęście, że mi się w Szkocji bardzo podoba i dobrze mi się tu żyje, dlatego z początkowych planowanych "roku, nie więcej niż dwóch" wyszło na to, że zostałem tu na stalsze (bo nie wiem, czy na stałe).

    OdpowiedzUsuń
  7. Powodzenia na przyszlosc. Robcie tak byscie byli zadowoleni z zycia, niezaleznie od miejsca przeznaczenia czy wykonywanej pracy.
    Ja najchetniej wrocilbym do Krakowa (gdyby tylko bylo po co) mimo to ze nie byloby tak samo jak 10 lat temu. Biorac pod uwage okolicznosci, nie ma dla nas juz drogi powrotu - JAk to moj przyjaciel raz rzekl - nie mozna miec wszystkiego. Takze jak sie nie ma co sie lubi to sie lubi co sie ma...
    Ale radzilbym sie zastanowic powazniej nad zyciem a raczej nad miejscem stalego zamieszkania. Nie tylko z wlasnego doswiadczenia wiem ze jak sie jest za granica zbyt dlugo to nie jest sie mile widzianym na rynku pracy w polsce - takie generalne nieoficjalne stwierdzenie - chyba mozna to podpiac pod ludzka zawisc. Smutne ale prawdziwe. Nie wiem co wy o tym sadzicie - moze ktos doswiadczyl cos podobnego albo slyszal i sie ze mna zgadza...

    Jakbym byl na waszym miejscu wybral bym: albo powrot do kraju, jesli jeszcze nie jest za pozno i staral sie odbudowac sciezke kariery - nie bedzie latwo - wiem - ale zawsze jest nadzieja ze kiedys sie polepszy,
    albo zostac za granica i zaczac od zera - i po kilku latach moze zobaczyl swiatlo w tunelu.

    Kilka miesiecy w Kanadzie - to przygoda i doswiadczenie - drzwi nadal otwarte ale po kilku latach - nie ma juz do czego wracac - chyba ze sie ma wlasna firme ( no i zakladajac ze sie nie ma znajomosci wedlug definicji KW ;-) czyli brat ciotki meza...)

    Cokolwiek postanowicie zrobic - zrobcie to szybko bo czas nie stoi w miejscu i z kazdym miesiacem rokiem bedzie wam gorzej zaakceptowac nowa rzeczywistosc, znalesc nowa prace - szczegolnie majac przerwe w zyciorysie. Wiem to z wlasnego doswiadczenia.

    Pozdrawiam
    DJ Moose

    OdpowiedzUsuń
  8. "Nie wiem co wy o tym sadzicie - moze ktos doswiadczyl cos podobnego albo slyszal i sie ze mna zgadza..."
    Ja doswiadczylem czegos odwrotnego, doswiadczenie zawodowe z Zachodu bardzo pomoglo mi tez w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ewa: pozdrawiamy Ezoteryczny, zielonej budki mi brakuje i karkandaków :) Podeślijcie plis w wolnej chwili ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Marek: post nie był tylko do Mamy, ale między innymi :)
    Co do reszty: ja mam nieco inne podejście niż Oryś, bo po doświadczeniu pracy jako kasjerka tęsknie za korporacjami najbardziej na swiecie :) Co do dalszych planów, to powiem tylko, że nie napisałam, że chcemy wrócić na stałe do Polski... Plan zakłada inwestycję w siebie, zarówno strony męskiej jak i żeńskiej tego bloga. Myślę, ze trochę zaniedbałam tę inwestycję przez ostatnich parę lat, uśpiło mnie robienie kariery w Polsce bez niektórych papierów, które jednak w świecie są konieczne w moim zawodzie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Anabell: oj mam, tylko na razie jeszcze nie chcę o tym tak wprost pisać, dopóki nie mam paru konkretów :) A córce Twojej zazdroszczę, ja strasznie żałuję, że nie podjęłam decyzji wcześniej. Ale nie ma co roztrząsać powodów pozostania w Polsce po studiach, było minęło :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Oryś: ja Cię rozumiem pod kątem pieniędzy, które zarabiasz i łatwości życia. Ja się po prostu męczę pracując z menedżerami, którzy są ode mnie głupsi, moje ambicje nie pozwalają mi w 100% cieszyć się możliwościami, które daje mi mieszkanie tutaj. I jeślibym miała cień szansy, że to tak na parę miesięcy, to bym to zniosła, ale ja mam wizję, że tutaj w takiej robocie bym na 2-3 lata utknęła. Jeśli Ciebie mentalnie nie męczy bycie kierowcą, to dla mnie problemu nie ma, każdy sobie kuje sam los :)

    OdpowiedzUsuń
  13. DJ Moose: miejsce zostało wstępnie wybrane, ale jak już wspomniałam, jak nie będę mieć konkretów, nie będę się rozwodzić na ten temat :) O polskim rynku pracy w ogóle nie mówię, bo w Poznaniu musiałabym pracować w dużej firmie, która dobrze płaci, żeby żyć tak jak chcę, a za wiele takowych nie ma. Poza tym zarabianie w złotówkach wydaje się mocno bez sensu ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Anonim: to chyba zależy w jakim zawodzie, myślę, że moje kasjerowanie nie zrobiło by rewolucji na polskim rynku pracy, haha :))))

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytalam notke, przeczytalam komentarze i jestem zdania, ze "kazdemu jego wlasne niebo":)) Jak ktos lubi korporacje to oczywiscie bedzie sie zle czul w samodzielnych zawodach i odwrotnie. Ja na tem przyklad wiem, ze w moim zyciu nie ma juz miejsca dla bossow, szefow, kierownikow, dyrektorow, prezesow itp. Kazdy wczesniej czy pozniej znajdzie sobie swoje wlasne miejsce na ziemi, nikt nie musi do tego miejsca gonic po trupach i wybijac zeby po drodze, bo wszystko i tak dzieje sie zawsze w odpowiednim czasie:))) A zdobyte po drodze doswiadczenia nawet jesli na dzis niezbyt mile, beda zawsze dobrym wspomnieniem:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Stardust: no właśnie :) Ja tam najchętniej bym z pasywnego kapitału żyła, albo z aktywnych inwestycji, ale na ani jedno ani drugie nie mam wystarczającego kapitału ;) Ale plan docelowy, długoterminowy jest taki, żeby żyć z inwestycji. Z szefami mam problem od zawsze, za mocno kwestionuję autorytety i pyskuję, co w korporacjach nie jest mile widziane. Ale nie mam pomysłu na własny biznes i chyba minimalnie za leniwa na to jestem ;) Zaczełam natomiast doceniać pozytywy korporacji, których wcześniej nie dostrzegałam w pełnym świetle. I z odpowiednim podejściem, korporacje są dla mnie użyteczne w realizowaniu własnych planów :)

    OdpowiedzUsuń
  17. A ja uwielbiam korporacje! Od wielu lat pnę sie w takiej jednej do góry z prędkością leniwca i jak dobrze pójdzie to za jakies 200-300 lat dopnę sie do pozycji CTO. Nie ma to jak korporacja - jak człowiek sie nauczy życia w biurokracji to staje sie nietykalny - coś jak ciężki mebel który przeszkadza, ale którego nie da sie przesunąć. Wiec nie demonizujcie korporacji. 40 h tygodniowo pracy, miesiąc platnych wakacji w roku, pension plan, 401k match i milion innych przywilejów. I czas na realizowanie swoich hobbies.

    OdpowiedzUsuń
  18. Marek: no właśnie, ludzie często demonizują. Ja rozumiem, że komuś korporacja zupełnie nie pasuje, moim marzeniem życiowym też nie jest, ale nie da się zaprzeczyć, że benefity potrafią przykryć niedogodności. Ktoś się na nie godzi, ktoś inny nie. Ja porzuciłam korporację, bo stwierdziłam, że się nie nadaję i chcę spróbować czegoś innego. Spróbowałam, nie dziękuję, stanę na głowie, żeby do korporacji wrócić. Bo dzięki niej byłam elitą, a teraz jestem kasjerką. I nie obchodzi mnie jak to brzmi ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Koala: Bo dzięki niej byłam elitą, a teraz jestem kasjerką. I nie obchodzi mnie jak to brzmi ;)

    Wszystko zależy jak się definuje elitę... Mnie się elita kojarzy z czymś niedostępnym typu genialny pisarz, muzyk albo profesor, ale niech będzie...

    Koalowa, nie piszę tego złośliwie, ale z Twoich tekstów (i komentarzy Marka z Florydy) od czasu do czasu przebija mniej lub bardziej dosłownie polska cecha narodowa, która mnie wyjątkowo irytuje. A mianowicie przekonanie o tym, że Polacy są lepsi i mądrzejsi niż Kanadyjczycy. Amerykanie, współpracownicy, szefostwo albo "półgłówki po high school". Nie za bardzo wiem na jakiej podstawie Polacy często wysnuwają takie wnioski...

    Może Twoje przekonanie o głupocie managerów wynika nie tyle z ich głupoty co z innych powodów...? W CBC Radio któregoś poranka w tym tygodniu pracodawcy narzekali, że nowi imigranci nie rozumieją tutejszych realiów zawodowych, mają problem z językiem, choć są przekonani, że znają świetnie, nie potrafią pisać CV, choć im się wydaje, że potrafią i nie umieją współpracować z resztą. A potem się denerwują, że nie mogą znaleźć pracy. Może coś w tym jest?

    Może nie mam racji, ale przy takim podejściu trochę trudno jest tu (i nie tylko) coś osiągnąć. A do tego na świecie ludzi niezastąpionych nie ma, a geniuszy też jakby na pęczki...

    Powodzenia w decyzjach życzę. Mam nadzieję, że znajdziesz swoje miejsce. Lub też miejsce znajdzie Ciebie. Póki co brzmi jak plan na MBA w Anglii:)

    Orys - tak trzymaj. Nie ważne co się robi, byle móc dzięki temu robić kiedyś to na co naprawdę się ma ochotę.

    OdpowiedzUsuń
  20. resvaria: moje przekonanie o głupocie menedżerów bierze się z ich nieznajomości słów pokroju "socjopata" oraz z samokrytyki, gdy tłumacząc jak chcę zmienić grafik usłyszałam "rozpisz mi to, bo ja dość wolno myślę" :)

    Z jednej strony uwielbiam Twoje komentarze, bo zawsze się mogę rozpisać w odpowiedzi :)))

    1. Elita... zgadzam się z definicją, tutaj trochę niefortunnie użyłam tego słowa. W sensie finansowo-możliwościowym, ale akurat nie przyszło mi do głowy nic innego.

    2. W żadnym wypadku nie uważam, ze jestem mądrzejsza niż Kanadyjczycy i Amerykanie! Czytając tutejsze felietony w gazecie codziennie przekonuję się o swoich brakach zarówno językowych, jak i intelektualnych. Ale nie będę zaprzeczać, że jestem bardziej inteligentna niż ludzie z którymi pracuję...

    3. Co do języka - wszyscy pieją jak to cudownie mówię po angielsku, chociaż sama mocno obniżyłam samoocenę i łapię się na tym, że do takiej swobodnej rozmowy z zabawami słownymi, a tym bardziej odniesieniami kulturowymi to jeszcze mi spoooro brakuje. Co do CV, pisałam już, że konsultowałam swoje z tutejszą kobietą z HR. Kanadyjką. Pewnie nie jest idealne, ale już nie mam siły zastanawiać się co z nim może być nie tak... mogę z ręką na sercu napisać, że kombinowałam z wieloma wersjami - krótką, dłuższą, niemal esej, na odczepnego, od serca. Wiem, ze wyłapałeś parę błędów na początku - potem wiele sformułowań z oficjalnych stron brałam, z przykładowych CV, innymi słowy naprawdę kombinowałam już jak mogłam. Ja nikogo nie oskarżam, zwyczajnie jestem w dziurze zawodowej - na finanse nie mam certyfikatu (byłeś blisko z MBA, ale nie trafiłeś ;)), na asystentkę nie mam żadnego tego typu doświadczenia. Czyli to, co pisałam na początku: na moją działkę nie mam papierów, na inne doświadczenia. Zaniedbałam zainwestowanie w coś więcej niż studia na AE, a wybrałam ścieżkę, która jest obwarowana tym, co tutaj się zwie "designation". W Polsce praktycznie nikt nie wymaga od Ciebie certyfikatu jak chcesz zostać kontrolerem czy księgowym. Plan rozpoczęcia nauki urodził się już dawno, potem straciłam do niego serce i się zaczęłam miotać. Teraz mi sie wszystko wyprostowało.

    I na koniec. Praca nie jest decydującym powodem dla którego nie chcemy zostać Ale o tym chciałabym napisać osobną notkę :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Moim skromnym zdaniem mamy tutaj do czynienia z podwójnym problemem: a. pani Koala nie rozumie Kanady (bo jak można rozumieć po kilku miesiącach)
    2. pani Koala nie przyjmuje do wiadomości, że nie rozumie Kanady.

    No i wcale nie jest konieczne, że jak czyjś szef nie wie co znaczy "socjopata" albo nie wie co jest stolicą Boliwii, to jest jakiś niedokształcony głup, głupszy niż pani Koala.

    Pani Koala wydaje się szybko osądzać i pewnie nieraz ktoś jej uciera nosa, na co sobie na pewno nieźle zasłużyła.
    Piszesz bardzo ciekawie, ale czasem mam wrażenie, że Twoja naiwność wskazuje na wiek ok.18 lat, czemu przeczą inne fakty z bloga. Zupełnie mi Twój obraz nie pasuje do żadnych tam elit, zwłaszcza jak macie zamiar doić kogoś w tej Anglii czy gdzieś tam indziej w Europie. Elity nie doją, na 100$ :)

    Pozdrawiam.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak jak mówisz, Alicjo, tak jak mówisz :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Alicja ma trochę racji niestety, choć Ciebie nie zna.
    Wiem, wyjaśniłaś już to, ale mimo wszystko muszę zauważyć, że z tą elitą pojechałaś po bandzie. I chyba za bardzo gloryfikujesz pracę w korporacji. To, że lubisz to jedna sprawa, ja też lubię pracę w korporacji ze względu na jej stałość i dość dobrą przejrzystość zasad, ale bez przesady, to żaden wielki cymes. Oczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i pewnie też bym strasznie tęskniła za taką pracą, gdybym ją straciła i musiała pracować na gorszym stanowisku. Ale czy w korporacji nie zdarza się, że szefem jest "półgłówek", który nie wiadomo w jaki sposób znalazł się na takim stanowisku? Czytając niektóre Twoje wpisy, odczuwam pewien niesmak, że tak źle oceniasz ludzi, którzy wykonują prostsze prace. Tak, jakby byli gorsi. To oczywiście Twój blog i nie kieruj się moimi odczuciami, ale to taka rada do przemyślenia samemu, po cichu - skąd się bierze u Ciebie takie poczucie, że jesteś stworzona do lepszych rzeczy, że coś więcej Ci się należy. Nigdy nie wiadomo co było powodem tego, że ktoś pracuje w sklepie, a nie w jakiejś renomowanej firmie na lukratywnym stanowisku, jakie były koleje losu, że doprowadziły kogoś do tego, a nie innego miejsca.
    Poza tym nie bradzo mi się zgadza stwierdzenie, że zrezygnowałaś z pracy w korporacji. Chyba, że o czymś nie wiem.
    Nie bierz tego za bardzo do siebie, bo nie piszę złośliwie. Wiesz dobrze, że z całego serca Wam kibicuję i trzymam kciuki, żeby się Wam powiodło.

    OdpowiedzUsuń
  24. Aqulek napisala cos o czym ja sama mysle:) Nie rozumiem wartosciowania ludzi wyksztalceniem mimo, ze bardzo szanuje ludzi wyksztalconych, jak rowniez nie rozumiem wartosciowania luzi ich sila nabywcza. Zgadzam sie, ze ktos moze lubic korporacje, bo to jest uporzadkowany chociaz nie koniecznie bezpieczny sposob na zarabianie na zycie, ale tez nie widze nic zlego w tym, ze ktos lubi byc kasjerka. Bardzo mi sie podoba Orys ze swoim zapalem do bycia kierowca, ktore pewnie daje mu poczucie wolnosci, jakiego nie ma sie w korporacji. Wyksztalcenie to piekna rzecz, ale niekoniecznie najpiekniejsza wartosc czlowieka. Zreszta, moj maz ma doktorat a do zycia wybral sobie mnie "idiotke po high school" :))) Nie widzimy roznicy:))) W swoim 56 letnim zyciu widzialam juz wielu wyksztalconych idiotow i rownie wielu inteligentnych ludzi bez wyksztalcenia. Moze warto chociaz czasem (jesli nie mozna zawsze) byc po prostu uczciwym, dobrym czlowiekiem, ktory moze spokojnie patrzec w swoje odbicie w lustrze ze swiadomoscia, ze nikogo nie skrzywdzil, ze nikt przez niego nie plakal. Jak obserwuje gry i gierki rozgrywajace sie na codzien w korporacjach, to mam wrazenie, ze kasjerka ma na takie szczere spojrzenie w lustro wieksze szanse. No ale ja jestem "polglowkiem po high school" wiec prosze sie moja opinia nie przejmowac;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie zauważyłem żeby Koala twierdziła że WSZYSCY Kanadyjczycy są głupi. Za to twierdzi (i ja ją w tym popieram) że osoby z którymi musi współpracować nie należą do elity intelektualnej. I żebyście się nie wiem jak tym oburzali, to jest to fakt. Do "brudnej" pracy trafiają wyłącznie osoby o ponadprzeciętnie niskim IQ oraz imigranci. Do dziś pamiętam rozmowę z pewną panią pakującą mi kwiaty w sklepie Kroger - na początku próbowała umieścić Polskę gdzieś w afryce i dziwiła się że nie jestem czarny choć jestem z Polski, a po informacji że Polska leży koło Niemiec i że jak mi nie wierzy to niech sobie przypomni drugą wojnę światową - Niemcy zaatakowali Polskę w 1939 roku, zapytała "a ta wojna to już się skończyła, bo ja nie jestem dobra z historii?". Trudno oczekiwać żeby osoba pracująca na stanowisku kwiaciarza znała historię Europy. No chyba że jest emigrantem z Europy Wschodniej i ma doktorat z jakiegoś nieprzydatnego w USA zawodu :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Oj Marek, aleś się eurocentryzmem upoił... Polska jest niewiele znaczącą dziurą w środku Europy, gdzie klany, granice i języki mieszają się mniej więej jak w Afryce, więc nie oczekuję, że ludzię bedą wiedzieć gdzie leży.

    Gwarantuję, że sporo ludzi po studiach w Polsce nie ma pojęcia, jakie państwa otaczają na przykład Turcję, która jest strategicznie o niebo ważniejsza niż nadwiślańskie piaski. Ale nie w tym rzecz, robisz dokładnie to o czym pisze Stardust i Agulek - oceniasz ludzi przez pryzmat wykształcenia i inteligencji. Nie ma to sensu, bo znam profesorów, którzy są delikatnie mówiąc niezbyt mądrzy i tak dalej. Wykształcenie i inteligencja nie przekładają się na to jakim jest się człowiekiem. Można być genialnym psychopatą, jak niesławny Russel Williams, można też być prostym dobrym człowiekiem jak jedna moja ciocia, która z powodu wojny zakończyła edukację po podstawówce, za to jest jedną z najcieplejszych, najlepszych i najmilszych ludzi jakich znam. Czy to dlatego, że 90% polskiego społeczeństwa jest z "awansu społecznego" ludziom się w głowach przewraca i wydaje im się, że są lepsi od innych?

    Koala, podobnie jak Agulek czuję niesmak kiedy opisujesz ludzi z którymi pracujesz i masz kontakt i odnosisz się do nich z góry. Nie rozumiem jak można się naśmiewać z kogoś kto wyraźnie ma problemy psychiczne. Każdemu z nas może się to zdarzyć, zapewniam. Wolałbym wierzyć, że kiedy mnie się przydarzy ludzie wokół nie będą chichotać i pastwić się nade mną.

    A na koniec Twoje ostatnie zdanie:
    "Praca nie jest decydującym powodem dla którego nie chcemy zostać."

    Ha, bez urazy, ale z tego jak to piszesz wychodzi na to, że to Ty zdecydowałaś się nie zostawać w Kanadzie, z jakiegoś powodu. Ładnie to brzmi, ale problem w tym, że nie bardzo masz JAK zostać w Kanadzie i to nie Ty masz wybór tylko Immigration Canada i pracodawcy.

    Innymi słowy, nie za bardzo macie szansę, żeby tu legalnie zostać, chyba, że udałoby Wam się znaleźć pracodawcę, który by przekonał Immigation Canada, że trzeba Wam dać pozwolenie na pracę. Czyli, że to Kanada musiałaby wybrać Was a nie na odwrót:) Innymi słowy, musielibyście się bardzo postarać i mieć dużo samozaparcia i wyrzeczeń, żeby móc tu zostać.

    I właśnie chyba od jakiegoś czasu to właśnie staram się przekazać, tyle, że nie potrafiłem tego sprecyzować do tej pory. I nie piszę tego żeby się wymądrzać, tylko po prostu tak dostrzegam całą sytuację.

    OdpowiedzUsuń
  27. Aga: wiesz o co mi chodziło z elitą (niefortunnie dobranym słowem, które powinnam wziąć w cudzysłów)? Że mnie byle gówniara z torebką LV nie traktowała z góry. Pracowałaś pewnie na początku przy obsłudze klienta w banku, to wiesz jacy ludzie potrafią być. Mnie to nie odpowiada.
    Poza tym jak mam źle traktować ludzi na niskich stanowiskach skoro sama na takim jestem :) I nie ma się co oburzać stwierdzeniem, że nie pracuję z kwiatem inteligencji, bo nie pracuję. Z małymi wyjątkami. Oczywiscie, że z różnych powodów ludzie pracują w tym nieszczęsnym sklepie - są dwie dziewczyny, które zarabiają na czesne na studia na przykład. Są Ukrainki i Rosjanka, które szkoły tu nie skończyły, bo na pierwszym miejscu było wykształcenie dzieci. I średnio bystry menedżer :) Bardzo sympatyczny, ale średnio bystry :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Marek z Florydy, Ty patrzysz na ludzi jakos tak "z gory" nie wiem co daje Ci prawo do tego, ale to nie moja sprawa. Po prostu Twoje wypowiedzi typu "niskie IQ, polgowki po high school" to wszystko swiadczy o tym, ze czujesz sie lepszy. Moze jestes lepszy, nie wnikam. Dla mnie w kazdym czlowieku jest cos pieknego, CZLOWIEK i w kazdym czlowieku potrafie go dostrzec. Jak pisalam wyzej moj maz ma doktorat ( nie tylko amerykanski, ale i podwojny w genetyce i mikrobiologii, jesli to ma dla kogos znaczenie) ale moj maz sie NIGDY nie wywyzsza, to piekna cecha. On jednakowo traktuje imigrantow (sam jest 3 albo 4 pokoleniem urodzonym w Stanach) jednakowo traktuje inne narodowosci, rasy, wyznania..itd. Ma zawsze dobre slowo i czas tak dla listonosza, jak i kelnerki, ktora potrafi zapytac (i pamietac) jak sie czuje jej synek, bo jak bylismy poprzednio to mowila ze byl chory. Dla niego to nie ma znaczenia, ze ta kelnerka w podrzednej osiedlowej knajpce nie ma zebow, on widzi w niej czlowieka. I to jest dla mnie duzo wazniejsze niz jego doktorat, jego pozycja w firmie, jego wysokie IQ, najwazniejsze jest dla mnie, ze on nie potrafi odejsc od kasy w sklepie zeby nie powiedziec "dziekuje Beth" bo on zawsze zauwazy tabliczke z imieniem osoby obslugujacej. Moj maz bylby takim samym czlowiekiem gdyby byl kierowca tira, bo zawod i wyksztalcenie to tylko czesc, ktora moze tworzyc czlowieka.

    OdpowiedzUsuń
  29. Święte słowa Stardust!
    Tak, jak nie szata zdobi człowieka, tak wykształcenie nie ma nic do tego, jakimi jesteśmy ludźmi. Rozumiem, że ktoś może mieć ambicje i będzie dążyć do tego, żeby poprawić sobie życie poprzez lepsze wykształcenie, lepszą pracę itp - możliwości jest wiele. Ale nie można innych traktować z góry i zadzierać nosa, że jesteśmy lepsi, patrzeć na wszystko przez pryzmat tego ile zarabiamy i co posiadamy - dla jednych może i jesteśmy lepsi, ale dla innych gorsi.
    Trochę zazdroszczę Orysiowi odwagi, żeby tak radykalnie zmienić swoje życie. Co z tego, że pracowałby w swoim zawodzie i klepał biedę - teraz jest wolnym, szczęśliwszym człowiekiem i może realizować swoje pasje. Podziwiam - ja jestem zbyt dużym tchórzem, żeby tak zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  30. Stardust: jak ktoś lubi być kasjerką, to git. Zapewniam Cię, że u mnie praktycznie wszyscy tej roboty nienawidzą, a klientów by z chęcią pomordowali. Ale się przyzwyczaili i jakoś dzień po dniu leci, a rachunki jakoś trzeba płacić. Różnica polega na tym, że te dwie dziewczyny skończą studia i sobie pójdą, a ja też mogę rozpocząć edukację, która sprawi, że zacznę się liczyć na zagranicznym rynku pracy.

    Zgadzam się, że ludzie niewykształceni mają często bardziej szczere spojrzenie na świat.

    OdpowiedzUsuń
  31. Marek: no tą nieznajomością Polski to bym się nie kierowała, oni nie muszą tego wiedzieć, bo po co im to. Mnie się zapytano ile jest pór roku w Polsce i czy mamy śnieg w zimie :) A ja nie wiedziałam ile jest pór roku na Filipinach, więc jesteśmy kwiat :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Stardust - a mi się to "dziękuję Beth" wydaje niesamowicie sztuczne. A jak jeszcze do tego dochodzi zmięty dolar napiwku, to już mam wrażenie typowo amerykańsko-kolonialnego traktowania innych.

    OdpowiedzUsuń
  33. RV: jakbyśmy chcieli zostać, to bym stanęła na głowie i znalazła na to sposób. Ale skoro Ty potrafisz mi napisać coś o wydźwięku "pfff, to nie Ty nie chcesz, ale Kanada Cię nie chce", no to sorry.

    OdpowiedzUsuń
  34. Aga: co do KP, to uważam, że gdybym naprawdę chciała, to bym się tam utrzymała. Ale straciłam serce i przestałam się starać, wmawiałam sobie, że przecież sie staram i o co chodzi, ale teraz widzę, że odwalałam co miałam do odwalenia i to na dodatek ze skrzywionym pyskiem. No raczej ciężko hołubić takiego pracownika :) Zresztą M. na koniec powiedział "Miałaś szansę we wrześniu, ale jej nie wykorzystałaś" i miał 100% racji.

    OdpowiedzUsuń
  35. Marek, a Ty dajesz napiwki w kasie w supermakiecie??? Bo ja przez 26 lat jak tu zyje, jeszcze sie z czyms takim nie spotkalam. Uwazasz, ze nie mozna podziekowac milo bez jednoczesnego dawania zmietego dolara, czyli gestu ponizenia?
    Cos mi sie wydaje, ze mamy tak rozne doswiadczenia zyciowe i poglady, ze zupelnie sie nie rozumiemy:)

    OdpowiedzUsuń
  36. Stardust - uważam że "dziękuję" jest podziękowaniem. A "dziękuję Beth" jest formą poniżenia kogoś.

    OdpowiedzUsuń
  37. A jak myslisz te imiona ktore pracownicy maja przyczepione do ubrania to po co sa? Tylko dla nich wewnetrznie bo jak stoi 7 tlumokow przy kasach to moga nie zapamietac jak ktory tlumok ma na imie?
    Ja osobiscie wole jak ktos zwraca sie do mnie jak do czlowieka, a wiec uzywajac moje imie, niz jak trakutje mnie jak automat obslugujacy jego potrzeby.
    Ale to jest indywidualna preferencja.

    OdpowiedzUsuń
  38. Koala, nie napisałem, że Kanada Cię nie chce, tylko, że zostanie tutaj było trudne i czasochłonne dla większości imigrantów których znam. Ja miałem łatwiej, bo miałem pozwolenia na studia i pracę (M.), mimo to żeby się tutaj odnaleźć trzeba było wrzucić całą naprzód i bez oglądania się za siebie nieźle się namęczyć. A i tak, podkreślam, mieliśmy sporo szczęścia i było nam łatwiej niż innym. Więc w tym kontekście kiedy ktoś kto ledwo co wyszedł z samolotu (nie piszę tylko o Tobie, sporo takich ludzi jest) uważa, że wszystko pójdzie z górki to jestem nastawiony sceptycznie. Część ludzi zakasuje rękawy, klnie pod nosem i sobie radzą. A część zaczyna marudzić - jednak nie tak to sobie wyobrażali, to i siamto im nie pasuje, pracy nie można znaleźć, ludzie nietacy, system do bani, imigranci i tak nie mają szans, bez znajomości sie nie da i tak dalej. Jasne, nie wszystkim się musi podobać. Jasne, każdy ma wybór. Problem w tym, że jednocześnie narzekając pisać o tym, że gdybyśmy tylko chcieli to by się udało nie za bardzo jest przekonywujące.
    Oczywiście to li tylko moja opinia.

    OdpowiedzUsuń
  39. Stardust - a miałaś kiedykolwiek "przyjemność" być w sytuacji osoby z taką plakietką? Ja w ramach hobby oprowadzam ludzi po muzeum i niesamowicie mnie wkurza jak ktoś mi mówi "dziękuję Marek" - nie jestem z nim na Ty żeby do mnie po imieniu mówił. Na szczęście większość zwiedzających to obcokrajowcy którzy umieją się zachować i podziękować w cywilizowany sposób bez wykazywania swojej wyższości.

    OdpowiedzUsuń
  40. Koala, ja to nie bardzo rozumiem ludzi, ktorzy wykonuja prace, ktorej nienawidza:) Dla mnie jest to prosta relacja przyczyny i skutku, gdzie przyczyna jest wczesniej podjeta decyzja a skutkiem praca za kasa. Przyczyna w przypadku dwoch innych kobiet o ktorych piszesz jest szkola, w Twoim przypadku wyjazd do obcego kraju. Dziewczyny chca sie ksztalcic i chwala im za to, praca przy kasie daje mozliwosc ksztalcenia i jakis zarobek zeby za te szkole zaplacic. Skoro wiem, ze cos jest tymczasowe, to robie i nie dodaje sobie stresu narzekaniem. Moze taka jestem, nie wiem, ale uwazam, ze narzekanie na to co robie, bo robic musze jako konsekwencja podjetej wczesniej decyzji jest niepotrzebnym dokladaniem sobie stresu. A ze ludzie sa wkurwiajacy, to ja wiem, mimo to kocham ludzi, bo nie da sie bez nich zyc:)) W przypadkach wkurwiajacych mowie sobie "to tylko jeden przypadek, to tylko 30 min." i tak jest latwiej. Natomiast wiem jedno, wkurwiajacy ludzie maja to do siebie, ze wkurwiaja nie tylko kasjerki w sklepach, ale tez lekarzy do korych chodza, bankierow, kelnerow, no wkurwiaja wszystkich z kim sie zetkna. Teraz wyobraz sobie, ze taka wkurwiajaca baba z kolejki pracuje gdzies na wysokim stanowisku w jakims korpo? czy Ty wiesz jak ona wkurwia swoich podwladnych? :)))

    OdpowiedzUsuń
  41. RV: no trudno, ale tak po prostu jest, gdybyśmy pokochali to miejsce i chcieli/musieli tu zostać, to by się znalazł sposób. I by się zacisnęło zęby. Mam styczność z wieloma imigrantami pierwszego pokolenia i oni walczyli o pobyt tutaj, bo nie bardzo mieli inne wyjście. Jedna z Filipinek mi wczoraj powiedziała, że ona gdzieś po 4 latach zaczęła lubić mieszkanie w Kanadzie, ale nie miała innego sposobu na lepsze życie, więc walczyła. W sytuacji gdy mogę mieszkać w Europie bez płacenia za wizy i pozwolenia, nie widzę powodu dla którego mam się szarpać tutaj. Wolę się poszarpać gdzie indziej, taniej wyjdzie :)

    Aha, piszesz też, że gdziekolwiek w Europie się nie pojawimy, to i tak będzie do bani, bo polska opinia i tak dalej. A ja pamiętam jak mi Anglik mówił, że on Polaków lubi, bo przyjeżdżają i pracują, a nie czekają na socjal, jak inne narodowości, których nie wymienię, bo zaraz będzie, że jestem rasistką. A renomowana organizacja, bez której nie masz szans na karierę w moim zawodzie oferuje mi zwolnienie z paru egzaminów, bo rozpoznaje moją uczelnię. I to jest ta różnica, nadal trzeba się starać i zaciskać na początku zęby, ale nie jestem nikim z nikąd, naprawdę Polska nieco inaczej jest traktowana w Europie niż 11 lat temu.

    OdpowiedzUsuń
  42. Marek, tak mialam przyjemnosc byc oosoba z plakietka przez 10 lat pracy w Spa, ktore miescilo sie w Bloomingdale's i nie tylko "moje" klientki czy tez klientki Spa zwracaly sie do mnie po imieniu, robili to tez przypadkowi ludzie w sklepie jak szlam np. na jakies stoisko w celu prywatnych zakupow. Nigdy mi to nie przeszkadzalo, moze dlatego, ze ja tez nigdy nie lubilam polskiej formy "pan-pani" Lubie jak ludzie mowia do mnie po imieniu, nawet od lat pracujac sama dla siebie mimo, ze nie mam takiej potrzeby, ale mam na fartuchu wyhaftowane moje imie. Jak przychodzi nowa klientka, to juz od drzwi wie kim jestem:)))

    OdpowiedzUsuń
  43. Koalko - nam się też życie w USA nie podobało na początku. I wielokrotnie myśleliśmy o powrocie do Polski. W sumie identyczne rozterki jak Wy przeżywaliśmy. A teraz cieszę się że się nie poddaliśmy i że przetrwaliśmy kilka chudych lat. Wartało.

    OdpowiedzUsuń
  44. Stardust: staram się jak mogę i tak już się uspokoiłam w porównaniu do tego jak się miotałam na początku. Teraz nawet już mam swoje sposoby na wkurwiających klientów :) Pracuję nad takim podejsciem jakie Ty masz, ale chyba to z wiekiem przyjdzie, bo jakbym sobie nie tłumaczyła, to i tak potem dostaję wewnętrznie piany i się sama zamęczam.
    Poza tym myślę, że jest różnica pomiędzy byciem po prostu wkurwiającym, a tym, że ludzie traktują kelnerów/kasjerów/obsługę z góry. Tacy ludzie nie będą traktować w ten sam sposób lekarza. Taką osobą jest partnerka właściciela przybytku w którym pracuję - kobieta się naprawdę musi zmusić, żeby się uśmiechnąć do "roboli". Właściciel zresztą nie jest lepszy, wita się tylko z menedżerami, innych pracowników mija z obojętnym wyrazem twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  45. Stardust: aha, a co do pracy, której się nienawidzi, widziałam to wiele razy, w Polsce i tutaj. Po prostu ludzie się przyzwyczają i boją się zmian. Pamiętam dziewczynę w jednej firmie, marzyła o zmianie roboty, ale się bała, że jak nie przejdzie okresu próbnego, to nie będzie miała za co utrzymać syna. Nie dawało się przetłumaczyć, że musiałabym się mocno postarać, żeby zawalić okres próbny, tak bardzo się bała zmiany i minimalnego ryzyka, że pracuje tam do dziś.

    OdpowiedzUsuń
  46. Koalo, czyli to o czym pisalam wyzej, trzeba widziec w czlowieku czlowieka:) Nie kazdy potrafi. Wiele rzeczy przychodzi z wiekiem, ale tez jak tutaj przyjechalam to mialam dokladnie 30 lat i bardzo podobne podejscie jak teraz. Ja chyba juz taka jestem:))) Jak mam podjac decyzje, to staram sie przewidziec jakie pociagnie za soba konsekwencje i przygotowac na kazda z tych konsekwencji glownie psychicznie, potem juz jest z gorki:))

    OdpowiedzUsuń
  47. Mysle, ze decydujacy jest powod wyjazdu. Koale przyjechaly tutaj troche z ciekawosci, troche dla przygody, nic nie musza. Nie podoba sie - wracaja. Nie wyjezdzali do jakiegos dramatycznie lepszego swiata, bo w Polsce mieli calkiem niezle. Ja przyjechalem na podobnej zasadzie, po prostu chcialem pomieszkac w Kanadzie. Na razie mi sie podoba, wiec troche jeszcze posiedze, ale wiem, ze to nie jest miejsce docelowe. Gdybym jednak musial np. mieszkac w piwnicy albo siedziec na kasie, to juz dawno bylbym gdzie indziej. Bo nie musze. Co innego, jezeli ktos przyjezdza z nastawieniem 'wszystko albo nic', wtedy trzeba zacisnac zeby i walczyc, a z czasem pewnie bedzie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  48. Koalo, strach nigdy nie jest dobrym doradca, to moje zdanie:)) Ale wiem, ze sa ludzie, ktorzy sie boja zmian, boja sie nieznanego, no tacy tez musza zyc:))) Ale bez wzledu na to z jakich pobudek trwamy w czyms czego nie lubimy to mozna soibe to uprzyjemnic, a nie dolowac sie dodatkowo samemu:))

    OdpowiedzUsuń
  49. Koalko - o pracy lekarza w USA i o tym jak go pacjenci traktują to nawet się nie wypowiadaj :) Kiedyś zacznę pisać bloga na ten temat to się wszystko wyjaśni - w każdym razie nie jest tak różowo jak wielu się wydaje...

    OdpowiedzUsuń
  50. Anonim: dziękuję, lepiej bym tego nie ujęła :)

    OdpowiedzUsuń
  51. Marek: blog z Waszego życia to byłaby ciekawa sprawa, powinieneś poważnie to rozważyć :) Teraźniejszość kontra wspomnienia.
    Jeszcze a propos chudych lat - postanowiliśmy pozaciskać zęby nieco bliżej "domu" :) Poza tym wydaje mi się, że robienie kariery wygląda trochę inaczej w USA a inaczej tutaj. Może się mylę, ale mam wrażenie, że w USA jest większe pole do popisu dla ludzi, którzy się starają i dużo pracują, bardziej proporcjonalne przełożenie ilości pracy na efekty. Ale tak jak mówię, mogę się mylić, to tylko wrażenie, nie wiem czy zgodne z rzeczywistością.

    OdpowiedzUsuń
  52. Stardust: tak jest, nie dołować się samemu :) I z tą radosną myślą uciekam na najnudniejszą na świecie drugą zmianę ;) Na szczęście tylko raz w tygodniu się trafia :)

    OdpowiedzUsuń
  53. No prosze, juz lepiej zabrzmialo:))))

    OdpowiedzUsuń
  54. Pozostaje życzyć pp. Koalom pozytywnych wrażeń w trakcie pozostałego czasu w Kanadzie. Po powrocie do Polski czy gdzieś tam trochę szkoda, że w sumie nieudany pobyt będzie służyć jako swojego rodzaju ekspertyza na temat tego pięknego kraju pachnącego żywicą. Osobiście żałuję, że pp. Koala nie skorzystali z mojej sugestii wycieczki pod namiot, oczywiście nie w zimie, no ale p. Koala odrzuciła moją romantyczną wizję spotkania niedziwiedzia czy campingu w ogóle.
    Pochwalę się tutaj, że niedzwiedzie w środowisku naturalnym to ja widziałam na świecie tylko i wyłącznie w Kanadzie. Było to wspaniałe przeżycie, po którym prawie nie mogłam spać.
    A jak z zapoznaniem się nieco z kanadyjską literaturą i filmem? Rodowitą muzyką? Czytało się coś kanadyjskich pisarzy, coś się może obejrzało Made in Canada? Stomping Tom Connors to już codzienność?

    Życzę wielu, wielu sukcesów i obcowania z inteligentymi menadżerami (hihihi), uznanych dyplomów i samych elitarnych przeżyć. Kanada też przeżyje (naturalnie opłakując) Wasz odlot.

    A tak poważnie, to posmakujcie trochę Kanady dla siebie, tej prawdziwej.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  55. Stardust - po raz kolejny muszę stwierdzić: święte słowa!
    Gdzieś chyba w nas obu przeważa nad innymi emocjami zwykłe człowieczeństwo i traktowanie innych tak, jak byśmy chciały być traktowane przez innych. Nie piję tu do Koali, że źle traktuje wszystkich. Nasze (w sensie moje i Sartdust kontra Koala) podejście do innych ludzi i do życia, w ogólnym tego słowa znaczeniu, jest zupełnie różne. Ale każdy ma prawo żyć tak, jak chce i nikt nie powinien w to ingerować. Fakt, że dojście do tego wniosku zajęło mi trochę czasu.

    OdpowiedzUsuń
  56. Agulek: Ale każdy ma prawo żyć tak, jak chce i nikt nie powinien w to ingerować.

    Zdecydowanie się zgadzam, z małym zastrzeżeniem - każdy ma prawo żyć jak chce o ile nie krzywdzi innych.
    Pozdrawiam zimowo:)

    OdpowiedzUsuń
  57. Alicja: ja, w przeciwieństwie do niektórych, przyjmuję do wiadomości, że komuś się w Kanadzie dobrze żyje i jest tu szczęśliwy. Bo to jest kraj, w którym można naprawdę fajnie żyć. Tylko nie bardzo dla mnie. Podobnie jak resvaria wkręcasz sobie pewne rzeczy i jak się uczepisz jednego słowa czy tematu to nie ma zmiłuj. Chcesz wierzyć, że będę panną z korporacji co nigdy pod namiot nie pojedzie, proszę Cię bardzo, ja wiem swoje. Nie wiem ile razy można tłumaczyć, jesteście oboje z RV odporni na argumenty i stwierdzenia "Mam wrażenie", "według mnie", itd. Kanada nie będzie po mnie płakać, bo Kanada ma mnie w dupie, podobnie jak całe stada podobnych jednostek.

    Nie, nie czytało się i się nie oglądało, nie muszę zgłębiać tego kraju na wylot, żeby wiedzieć, że nie chcę tu mieszkać. I żaden pisarz tego nie zmieni. I skończ z tym tonem, bo mnie obrażasz i zaczyna mnie to poważnie drażnić.

    OdpowiedzUsuń
  58. Aga: ja nie wiem co Was ugryzło z traktowaniem ludzi i wykształceniem. Gdzie ja napisałam coś o wykształceniu, ja mam gdzieś kto ma w tej firmie jakie wykształcenie. Wkręciłyście sobie jakąś historię jak to ja strasznie ludzi traktuję i oceniam na podstawie wykształcenia. Ja tylko napisałam, że mam głupiego menedżera, chcesz zaprzeczyć, że na tym świecie istnieją ludzie głupi, mało rozgarnieci, średnio bystrzy, czy jak zwał tak zwał? I wzruszają mnie zawsze takie stwierdzenia, że każdy niech żyje jak chce, ale w domyśle my jesteśmy takie fajne, dobre i kochamy cały świat, a ty nie. To mniej wiecej tak jak stwierdzenie "No jeśli ktoś chce pracować w korporacji, dusić się za biurkiem, robić nadgodziny i brać udział w wyścigu szczurów, to jego sprawa. Ja wybieram wolność i pasje" Niby masz prawo robić co chcesz, ale ja i tak cię ocenię, bo moja prawda jest najmojsza. (z korporacją nikogo konkretnego nie cytuję, po prostu często gdzieś w sieci czytam podobnie skonstruowane stwierdzenia).

    W ogóle oskarżanie kasjerki, że z góry traktuje lud pracy jest po prostu kuriozalne.

    OdpowiedzUsuń
  59. Podobno emigracja ma zawsze 3 etapy:
    1. Pierwszy wyjazd, pierwsze zniechęcenie, pierwsza tęsknota za ojczyzną i idealizowanie.
    2. Powrót do kraju, zderzenie ideału z rzeczywistością, często brutalne.
    3. Ponowny wyjazd, tym razem pogodzony ze światem i z większym dystansem. I na dobre.

    Ja uważam, że decyzji o powrocie (pkt. 2) nie powinno się podejmować wcześniej niż 2 lata od wyjazdu. Po prostu trzeba przeczekać fale nastrojów, które targają KAZDYM emigrantem i potem podjąć tę decyzję na w miarę chłodno. To takie moje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  60. Przemek: nie mamy dwóch lat, a poza tym przegrywamy konkurs piękności i Kanada nas nie wybiera ;) A na poważnie, to uważam, że do większości rzeczy, na które gdzieś tam w domowych pieleszach narzekamy, można się przyzwyczaić i doceniam jakość życia tutaj. Kluczowe jest pytanie, dlaczego mam się wykosztowywać na przedłużanie pobytu, czekać na możliwość podjęcia nauki (bez stałego pobytu nie stać mnie na studia tutaj), skoro istnieje Europa. A ja lubię Europę, bardziej niż myślałam :)

    OdpowiedzUsuń
  61. I nadszedl czs na mnie choc przyznam sie, ze z wielka obawa napisze ponizsze slowa. Zastanowmy sie dlaczego jestesmy za granica. Zacznijmy od samego poczatku. W wielu przypadkach oczekiwania sa wieksze od mozliwosci ich zaspokojenia. Nie che krytykowac autora postu ani komentujacych choc powodow dajecie bez liku. Swiadomosc wyboru chyba zagubila sie w realiach obcego kraju i teraz niektorzy winia swoich pracodawcow lub system. Warto wspomniec i przypomniec, ze kontynent amerykanski jest kolebka ludzi genialnych, wyksztalconych za grube setki tysiecy dolarow. Geniusza nie obchodzi gdzie jest Ghana bo normalnego czlowieka to nie obchodzi, jego geniusz jest otwarty na nowe doznania i z checia dowie sie gdzie ten, nikogo nie interesujacy, kraj lezy. Tylko po co komu taka bezsensowna wiedza. Znajomosc geografii z globusa to zaden plus w towarzystwie ludzi wyksztalconych. Czy wiecie co to jest calka potrojna? Moze teraz ktos blysnie intelektem. Jezeli ktos znalazl sie na emigracjii to inteligencia podpowiada czy tu jest to miejsce czy nie. Zadne fakultety nie przyjda w sukurs w podjeciu decyzji, wystarczy odrobine zdrowego rozsadku.
    Oto przyklad z mojego podworka: moj maz po studiach utworzyl tak zupelnie z niczego firme miedzynarodowa i ten moloch pochlonal go bez reszty. Spalal sie bezpowrotnie zatracajac samego siebie. Pewnego dnia spakowal plecak wzial mnie pod pache i ruszylismy w swiat bez grosza przy duszy. Mial wszystkiego dosc, i pieniedzy, i calych rozmow i nieprzespanych nocy. Pojechalismy do Belgradu tak zupelnie inaczej niz kazdy inny. Ameryka az tak bardzo nas nie pociagala ale byla numerem jeden. Duzy kraj, mozna sie zagubic bez reszty i znalezc miejsce dla siebie. Nam sie udalo i zadne z nas nie pracuje w wyuczonym zawodzie. Dziekuje Opatrznosci, ze tak sie stalo i nie jestem zgorzkniala emigrantka ciagle szukajaca kolejnego dolara. Jestem soba i ciesze sie, ze mam normalnego meza dla siebie i rodziny a nie dla firmy i pieniedzy. Kocham zycie, pieniadze sa tylko po to aby latwiej zyc a rzeczywiscie tu, w USA mozna za biedne grosze byc panem siebie. W wychowaniu Polakow pokutuje zlo, jest nim "my jestesmy madrzejsi" i "nam sie nalezy bo…". Bzdura jest milion albo miliard madrzejszych od kazdego z nas. Codziennie przegladajac sie w lustrze spojrzmy na siebie a nie na swoje odbice! Pomyslmy choc przez sekunde i niech ta sekunda nie bedzie tylko przesunieciem sie wskazowki na zegarze ale sekunda przemyslen nad samym soba.

    OdpowiedzUsuń
  62. Ataner: się zgadzam z Tobą. Proponuję w ogóle zakończyć temat tego nieszczęsnego wykształcenia, bo Marek rzucił hasło o szkole średniej i się nagle zrobiła nagonka, jakby to było sedno sprawy.

    Pieniądze dają wolność realizowania hobby i zmniejszają martwienie się o jutro.

    Ja nie winię żadnego pracodawcy o nic. System seniority do mnie nie przemawia i chciałabym mieć prawo własnej opinii.

    Drażni mnie natomiast, że co jakiś czas ktoś mi wmawia, że wie lepiej co miałam na myśli i co jest dla mnie dobre. I jak piszę, że nie chcę tu zostać na stałe to w odpowiedzi mam, że narzekam, że się przyzwyczaję, że Kanada mnie nie wybrała, że mam zacisnąć zęby, ze zadzieram nosa, że myślę, że mi się coś należy. Dlaczego nie można po prostu przyjąć do wiadomości, że nie widzę powodu, dla którego mam zrezygnować z przywilejów jakie daje mi Europa? I nie, nic mi się nie należy, po prostu WYBIERAM inwestycję w siebie, żeby znaleźć pracę zaspokajającą mnie umysłowo i finansowo. I tak, mam zamiar ułatwiać sobie życie, bo nie podnieca mnie kombatanctwo jak to przez dziesięć lat było ciężko, ale do wszystkiego doszłam sama. Jeśli mam możliwość, będę korzystała z ułatwień i znajo... tfu, networkingu ;) Cały świat tak działa, elity, "elity", nie elity i inne stworzenia.

    Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że chciałam napisać po prostu posta, że się odnalazłam, ze z powrotem mam plan na życie i jestem z tego powodu szczęśliwa. Że zawsze będę Kanadę miło wspominać, a dowiedziałam się, że oceniam ludzi po wykształceniu, jestem gówniarą co to Kanady nie rozumie, bo "się nie przeczytało", że mam sobie darować stwierdzenia, że nie chcę zostać, bo tak naprawdę to Kanada mnie nie ma zamiaru zatrzymywać i ogólnie nic nie wiem i jeszcze po dupie dostanę. Jak na mnie to i tak długo mi cierpliwości wystarczyło.

    OdpowiedzUsuń
  63. Czyli jeszcze jak do tego bigosu doda się to, że pani Koala została źle zrozumiana, to wychodzi na to, że to my jesteśmy czepialscy i nie rozumiemy tego co jest oczywiste.
    Po latach uczenia ludzi na wyższych uczelniach wiem na 100%, że jeżeli czegoś nie zrozumieli, to ponoszę za to wielką winę JA. Może i oni też, bo czegoś nie przeczytali czy nie chciało się zadań rozwiązać. Ale kwestia zrozumienia przez innych zależy bardzo od tego jak JA to przedstawiam. Pozwolę sobie przestać owijać w bawełnę i powiem tyle, że dlatego zostałaś tak zrozumiana, bo tak to nam przedstawiłaś czyli zostałaś dobrze zrozumiana.:) Tylko może sam ten obraz nie pasuje Ci do własnej wyimaginowanej rzeczywistości?
    Nie ma w tym nic złego, że nie zostaniecie w Kanadzie, ani że nie było ochoty na czytanie kanadyjskich autorów - poważnie. To jest Wasza sprawa i jak Resvaria zauważył, róbcie sobie co chcecie, o ile nie szkodzicie czy krzywdzicie innych.
    Piszcie o podboju Europy bo na pewno wszystko się uda. Tam jest dobrze, gdzie nas nie ma, a najlepiej i tak śpi się we własnym łóżku. Życzę Wam powodzenia i sukcesów i zawsze wygodnego własnego łóżka!

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  64. Piszesz, że się czepiamy, ale mam wrażenie, że zupełnie nie zrozumiałas o co komentującym chodzi. Nie wiem jak innym, ale mnie na pewno nie chodzi tylko o ten post.

    Można być krytycznym, można nie chcieć, można woleć co innego, można też się nie tłumaczyć. Ale język dlatego jest językiem, że tę samą myśl da się przekazać na różne sposoby. Ważne nie tylko co się mówi ale jak się to przekazuje, jaki ma to wydźwięk wobec otoczenia. Ja mam osobowość analityczną i jestem wyczulony na słowo, a że dosyć dokładnie czytałem wszystkie Twoje wpisy napisałe dlatego właśnie napisałem jak to odbieram.

    Pamiętasz kiedy na samym początku pisałaś o "skośnookim" sprzedawcy i się dziwiłaś, że mnie albo Alicję i innych to drażni? Też się wtedy nie zrozumieliśmy. Po prostu inaczej widzimy świat i tyle.

    W Twoich wpisach jest sporo opinii na temat miejsca i ludzi, co jest sprawą normalną. Jest też sporo ocen, bardzo surowych, ludzi i otoczenia. Masz do nich prawo, to Twój blog, ale nie wszystkim takie oceny się muszą podobać. Oczywiście można nie pisać nic. Można też napisać co się myśli, narażając się na gniew z Twojej strony.

    Słowa mają dużą moc. Kiedy się pisze o samym sobie, że jest się inteligentniejszym od kogoś tam to w takim sformułowaniu zawarta jest dużo większa treść i ładunek emocjonalny niż w stwierdzeniu typu "jabłko jest czerwone". Pokazuje czytelnikom jak autor widzi świat, jak widzi samego siebie, jak podchodzi do innych.

    OdpowiedzUsuń
  65. Kinga, uff..
    zgadzam sie z toba - bo to jest twoje zycie, i masz jak przezyc tak jak ty to sobie wymyslisz, a nie jak ci inni mowia:)
    wydaje mi sie, ze MY - tzn my tutaj wszyscy emigranci amerykansko-kanadyjscy nie bardzo "lapiemy" polakow, w sensie mieszkamy tutaj juz od wielu lat, wiec to co sie dzieje w PL - raczej do nas nie dochodzi. Uwazam, ze w PL jest niesamowite jak bardzo pod niebiosa wyniesiona jest praca w "KORPORACJI" oh, mi sie za kazdym razem smiac chce jak czytam o tych polskich nowoczesnych pistoletach co maja skonczone studia, 25lat znaja 15 jezykow biegle, na stanowisku oczywiscie menager, siedzacych w swoich garniturkach do poznych godzin, majacych sluzbowe samochody, wiedzacych oczywiscie gdzie jest tanzania - i uwazajacych sie za siodmy cud swiata... Aroganckie gnojki:)
    Pogarda dla wszystkich. Jak czasami ogladam polskie programy w tv to sie wstydze, ze cokolwiek rozumiem. Stworzone przez debili dla debili.
    Sorry - ale gdybym miala tutaj nawet korzonki gryzc pod mostem, to do w tym kraju nie potrafilabym mieszkac.
    I uwazam, ze ci mlodzi ludzie w sumie nie sa temu winni - tak zostali wychowanie, tak wyrosli i tak widza ten wielki "swiat" dookola siebie.
    Ale jak sie z tego wyjedzie, to sie dopiero oczy zaczynaja otwierac. Jednym szybciej, drugim wolniej - ale kazdy dostrzeze roznice. I chociaz jak to mowia - w ekstremalnych przypadkach: chlop z wiochy wyjedzie, ale wiocha z chlopa nigdy - to jednak uwazam, ze ogolnie rzecz biorac przecietnie inteligentny czlowiek da sobie rade na swiecie wszedzie.
    Tylko prosze was - skorzystajcie z szansy jak tu juz jestescie i na wakacje pojedzcie na zachodnie wybrzeze:) I tam zrobcie kolko z Vancouver BC przez Lake Louise i Banff do Calgary i z powrotem. Kanada jest piekna - oczywiscie nie tak bardzo jak USA ;))) hehe

    OdpowiedzUsuń
  66. Kinga, tak przeczytalam teraz co powyzej naplodzilam, i sie troche przerazilam - zebys przypadkiem zle nie odebrala, to byly tylko takie luzne przemyslenia po lampce wina - nie odnoszace sie do Was a do ogolnej sytuacji:)

    OdpowiedzUsuń
  67. Koala sie nie denerwuje, bo zlosc pieknosci szkodzi, a Koala piekna jest:))) No!!
    Juz w mojej pierwszej wypowiedzi napisalam, ze wszystko przyjdzie w swoim czasie, tak jak zawsze i kazdemu nalezy sie jego wlasne niebo. Owszem nie lubie jak ktos ocenia innych, sama staram sie nie oceniac, wiec tu sie wdalam w dyskusje z Markiem. Ale czy to znaczy, ze z Markiem juz nigdy nie bede dyskutowac? Ja uwazam, ze nie:)) Chyba, ze sie Marek obrazi to zupelnie inna sprawa, na ktora nie mam wplywu. Moim zdaniem ot podyskutowalismy, wyrazilismy swoje wlasne zdania i nikt nie ma do nikogo pretensji. Ja nie jestem Markiem, Marek nie jest mna i to juz wystarczajacy argument, zeby kazde z nas mialo prawo do innych pogladow i innych zachowan. Kanada, USA czy Polska jak kazde miejsce na ziemi jest nie dla wszystkich. I cale SZCZESCIE, bo niech sobie ktos wyobrazi kraj, w ktorym chcialaby zamieszkac ludnosc calego swiata. Koszmar:)))

    OdpowiedzUsuń
  68. No właśnie - to tylko dyskusja, tym ciekawsza, że zdania i opinie są podzielone. Każdy zrozumiał, co zrozumiał i napisał, co napisał - nie inaczej :-)))

    OdpowiedzUsuń
  69. resvaria: ok, całkowicie rozumiem i cieszę się, że napisałeś "po prostu inaczej widzimy świat", bo miałam wrażenie, że to do Ciebie nie dociera. Ale jak już w kwestii nie zrozumienia jesteśmy, to z kolei w moim odczuciu Twoje komentarze brzmią "nie masz racji, bo ja uważam inaczej". Może też dlatego tak mocno się kłócimy, bo Ty uważasz, że ja piszę autorytatywnie, a ja uważam, że mi odmawiasz prawa do własnej opinii, czy dyskusji, bo według Ciebie jest inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  70. Caly czas mysle, jakos temat mi nie daje spokoju. Moze to tez niesmak spowodowany faktem, ze nagle nasze towarzystwo czytaczy i komentatorow postawilo pod murem autorke bloga, u ktorej przeciez jestesmy w goscinie. No nie bardzo to chwalebne zachowanie jak na gosci. Mysle wiec i wymyslilam, nie wiem czy slusznie, ale jest ogromna roznica miedzy nami, ktorzy zyja na emigracji juz od lat, a tymi co przyjechali teraz. My wyjezdzalismy z Polski komunistycznej lub swiezo postkomunistycznej, ktora byla zupelnie inna od Europy zachodniej nie mowiac juz o Kanadzie czy Ameryce. Moze bede raczej mowic za siebie:) Ja wyjezdzajac, przygotowujac sie do wyjazdu zdawalam sobie w pelni sprawe z faktu, ze ja tego swiata do ktorego jade nie znam, ze to ja musze sie przystosowac a nie ten swiat do mnie. (Koalo domyslam sie, ze myslalas podobnie;)) Dodatkowo zdawalam sobie sprawe z faktu, ze to kraj z ktorego wyjezdzam jest zasciankiem swiata, a nie miejsce gdzie jade. I to powodowalo zupelnie inne nastawienie, przyjmowalam z pokora te roznice i chetnie sie uczylam nowosci, chcialam sie wtopic w to nowe otoczenie.
    Jak wiemy przez ostatnie 20 lat wiele sie w Polsce zmienilo, mieszkajacy tam obecnie Polacy biorac udzial w tych zmianach maja prawo do dumy. Przystapienie Polski do Europy jest przez wielu rozumiane jako zrownanie Polski z ta wczesniej niedostepna czescia Europy zachodniej. Ja tez widze te zmiany, chociaz mam swoj wlasny trzezwy osad, ktory mi mowi, ze Polska jeszcze nie dorownala reszcie Europy, a juz tym bardziej krajom Wielkiego Kontynentu. I w zwiazku z tym wszystkim mam wrazenie, ze wyjezdzajacym w dzisiejszych czasach Polakom jest ciezej, bo my wchodzilismy na piedestal, oni spadaja z piedestalu. Nagle przyjezdzaja do kraju gdzie malo kto wie gdzie jest Polska nie mowiac juz o tym zeby sie liczyc z polskim wyksztalceniem. I tu sie chyba sciera to osobiste, indywidualne wyobrazenie z rzeczywistoscia.
    Dlatego tez wierze, ze Koalom moze byc lepiej gdzies w Europie i z calego serca im tego zycze:)))

    OdpowiedzUsuń
  71. Ania: aroganckie gnojki są wszędzie, w mojej byłej korpo czasami mi się nóż w kieszenie na fajce otwierał jak niektóre dyskusje słyszałam. Mogę to napisać, bo do bloga zaglądają ci "porządni", których mam na FB :) Bo takich też tam poznałam i miło wspominam, korporacje są według mnie nieco demonizowane, ale to inna sprawa. Wolałabym nie siedzieć za biurkiem codziennie, ale nie mam za bardzo ochoty na zaczynanie kariery freelancerskiej od początku, bo to czasami dłuuugie lata zajmuje, żeby z długów wyjść ;) No i jestem zboczona i lubię finanse, haha :)

    Mamy zamiar jak najbardziej wykorzystać czas w Kanadzie, nie wiem czy finansowo damy radę zrealizować wszystko, ale zachodnie wybrzeże bardzo chcemy zobaczyć. Tyle się zdjęć z BC naoglądałam, tak się nazachwycałam, że chcę to na własne oczy zobaczyć :) Marzy nam się, żeby w ostatni miesiąc zrobić wycieczkę od wybrzeża do wybrzeża. Ale to zależy od tylu czynników, że na razie pozostaje w tyle głowy jako kusząca opcja :)

    OdpowiedzUsuń
  72. Stardust: Marek się nie obraża, kilka razy myślałam, że strzeli focha i sobie pójdzie, a on nadal jest ;)))

    Co do reszty, to myślę, że ujęłaś dokładnie to, o co mi chodziło, tylko mnie się nie udało ująć tego w zgrabną całość. Polska już nie jest pariasem Europy, nadal jest mocno z tyłu, ale to już nie to samo państwo co 10-20 lat temu. Dlatego mnie denerwują takie stwierdzenia, że polskie wykształcenie nie jest nic warte, a kraj jest nic nie znaczącą dziurą. Może polskie uczelnie są w ogonie europejskim, o światowym nie wspominając, ale polski dyplom jest uznawany w Europie za wyższe wykształcenie. Zabawne, że przed wyjazdem ciężko mi było dobre słowo o Polsce wykrztusić, teraz pokłady miłości znalazłam ;) Natomiast niestety ciężko się tam żyje, zarówno pod kątem finansowym (przełożenie zarobków na koszty życia jest dołujące) jak i mentalnym.

    Za parę lat ja będę stukać obcasami w korpo, a Pan Koala będzie szalał ciężarówkami po Europie, hahaha :))) Albo oboje założymy gang motocyklowy :)

    OdpowiedzUsuń
  73. Ania: aha, doczytałam to że w PL jest pod niebiosa korporacja wyniesiona, wiesz dlaczego? Bo często i gęsto jest to jedyny sposób na zarabianie pieniędzy, które pozwolą ci na nie martwienie się co zrobisz jak ci w połowie miesiąca niespodziewany wydatek wyskoczy. Jak szukałam pracy na przeczekanie przed wyjazdem, to trochę dziwnie na mnie patrzyli na rozmowach, na których byłam (trzech bodajże ;)), jak mówiłam ile zarabiałam do tej pory. A to nie były obiektywnie wielkie pieniądze.

    OdpowiedzUsuń
  74. Kinga - mowie ze Stardust, ze tez mi spokoju nie dawalo jak na ciebie wszyscy naskoczylismy. brr. ja bym sie niezle wkurzyla - ja ze swojej strony przepraszam.
    Rowniez zgadzam sie ze stwierdzeniem, ze my tutaj mieszkajacy od dawna - nadajemy na innych falach i byc moze dlatego sie nie rozumiemy...
    Fajnie ze masz w planach podroze - my w te wakacje wlasnie planujemy objazdowac petle do montany, glacier park - potem banff national park w kanadzie i z powrotem do oregonu.
    Moze sie spotkamy na jakims trail?;))
    ania_2000

    OdpowiedzUsuń
  75. Pocieszylas mnie Markiem:) Nie lubie jak sie ludzie obrazaja, sama sie nie obrazam, chyba, ze ktos mi juz wybitnie napluje w talerz:)) Staram sie tez nie obrazac innych, owszem bronie swojego zdania, ale nie napadam w chamski sposob na nikogo tylko dlatego, ze ma inne zdanie.
    A odnosnie tematu jeszcze, to ja wiem, ze latwiej podchodzic do gory bo tam jest jakas nagroda, niz spadac w dol, zwlaszcza na leb na szyje:))) Ty juz mialas w Polsce jakis status, a tu przyjechalas i powitalo Cie rozczarowanie. Trudno sie z tym pogodzic, ja to rozumiem. Ale zobacz jaki plus? Jak Ci Polska wypiekniala z dystansu odleglosci:))) To jak z ogladaniem obrazow w muzeum, jak sie przygladasz z bliska widzisz szczegoly, a moze nawet niedociagniecia, jak odejdziesz dalej calosc ma zupelnie inny wyraz:))) I dobrze, bo takie doswiadczenia nie tylko ucza, ale przede wszystkim wzbogacaja:))) Czy powinnam podpowiedziec na ucho, ze moze jednak poczytaj tych klasykow kanadyjskich;)))
    Nie przejmuj sie mnie sie kiedys od Alicji oberwalo, bo napisalam ze mi sie Montreal nie podobal. I tez zostalam zrugana i wysmiana, ze sie nie znam i nie poczytalam. Dobrze ze to tylko wirtual....ech;))

    OdpowiedzUsuń
  76. Ania: a kiedy macie te wakacje? Bo my najpierw na nie zarobić musimy ;)

    OdpowiedzUsuń
  77. Stardust: powiem Ci, ze wiedziałam, iż spadnę z korporacyjno-biurowego piedestału. Tylko zaskoczyło mnie jak bardzo mi to nie odpowiada, myślałam, że będzie mi się podobać prosta praca, odbębnić swoje, kasę zgarnąć i do widzenia. Tymczasem okazało się, że ja jednak tak nie mogę :)
    Plusów tego wszystkiego jest naprawdę dużo, bo i Polskę doceniłam i wszystko mi się w głowie poukładało na nowo.

    No dobra, poczytam klasyków, jak się tylko dowiem jak się nazywają ;))))

    OdpowiedzUsuń
  78. To ja miałem się o coś czy też na kogoś obrazić???? Chyba nieuważnie czytam te komentarze bo nie mogę znaleźć nic obraźliwego :)

    OdpowiedzUsuń
  79. A na wakacje to się na Florydę jeździ a nie jakieś Oregony gdzie stale pada. Wy tam marzniecie, a tutaj 20C :)

    OdpowiedzUsuń
  80. Marek: u nas też jest 20. Odczuwalnej na minusie :P Innymi słowy - nie lubie Cię ;)

    OdpowiedzUsuń
  81. Marek, milo mi:) Dziekuje:))

    OdpowiedzUsuń
  82. Hehehe, a moim konikiem to właśnie jest przygotowywanie się do wszystkiego i w głowie mi się nie mieści - NAPRAWDĘ - że mogłabym gdzieś pojechać i nic na dany temat nie czytać. Własne doświadczenie mówi mi, że bardzo wiele można liznąć przez czytanie literatury fikcyjnej, a nie literatury faktu. Na przykład kanadyjska pisarka Margaret Atwood od dawna, moim zdaniem zasługuje na literackiego Nobla. Czytając jej książki, zwłaszcza te wczesne np. "Surfacing" można bardzo wiele dowiedzieć się i Kanadzie, tak od tyłu. A dobrych pisarzy jest w Kanadzie więcej, i muzyka też jest ciekawa.
    Więc to moja słabostka jak widzę, że ludzie się czegoś nie dowiadują (a mogą), nie doczytują (a mogą), nie dopytają (a mogą) - a na przykład na temat TV czy sportów to wszystko wiedzą. To mi działa na nerwy - każdy ma coś co mu działa.
    A poza tym, to na pewno będziecie szczęśliwi tak czy inaczej i to inaczej wcale nie musi być gorsze.
    Pozdrawiam, Alicja

    OdpowiedzUsuń
  83. Alicja: ciesze się z Twojego konika. A moim jest dowiadywanie się współczesnych faktów, a nie czytanie literatury pięknej. Jakoś ważniejsze było dla mnie sprawdzenie w którym banku mam konto otworzyć, zamiast zgłębiania historii Kanady XIX wieku. Ups, taka przyziemna jestem.

    OdpowiedzUsuń
  84. A ja akurat byłam zaskoczona ogromną ilością uzytecznych informacji, jaką Koale zdobyły zanim wyjechały. To tak na załagodzenie dyskusji i udowodnienie, że nie tylko krytykuję Autorkę bloga :-D Szczerze byłam zaskoczona, że odnalazła ludzi, którzy w Kanadzie mieszkaja i bezpośrednio od nich dowiedziała sie wielu istotnuch rzeczy.
    Ja nigdy bym nie wpadła na to, żeby czytać literaturę klasyczną przed wyjazdem do innego kraju. Raczej przeglądałabym fora, reportaże i inne bardziej aktualne opisy rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  85. Inne pokolenie, pewnie inne pokolenie. Za "moich czasów" to się czytało ile wlezie. No ale teraz są inne metody: iPhony, IPady, komu tam chce się czytać literackie wypociny czyjekolwiek.
    Bank ważniejszy niż literatura-oczywiście, że dla Waszego pokolenia tak. Ja to rozumiem i jednocześnie nie rozumiem, jeżeli to ma sens.

    Pozdrawiam,
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  86. Alicja: ależ ja czytam, tylko chcąc sie przygotować do wyjazdu czytam o życiu WSPÓŁCZESNYM, a nie literaturę piękną.

    OdpowiedzUsuń
  87. Najlepiej czytać jedno i drugie, ale na to trzeba mieć czas i nastrój. Atwood jest specyficzna, nie każdy lubi taką literaturę. Ja póki co nie przebrnąłem i narazie nie mam ochoty.

    Za to jeśli macie ochotę na dowcipne opowiadania o życiu rodziny w Toronto to bardzo polecam jakąkolwiek część The Vinyl Cafe. Autorem jest bardzo popularny dziennikarz CBC, Stuart Maclean. Poza książami są też Podcasty:
    http://www.cbc.ca/vinylcafe/home.php

    OdpowiedzUsuń
  88. Ja nic nie pisałam o czytaniu literatury niewspółczesnej.
    Bardzo pipieram The Vinyl Cafe (dla nieczytających jest pewnie i CD), a Vinyl Cafe na bieżąco nadal można usłyszeć w weekend w radio CBC.
    Atwood to jeden przykład. bo być może szykuje jej się Nobel. Jest przecież wielu wspaniałych pisarzy: Richler (cudowna książka Barney's Version - teraz jest już film oparty na niej), Munro, Gallant. I masa innych. Może i czytanie literatury nie dostarczy praktycznych informacji co do tego gdzie otwierać konto bankowe, ale za to pokaże trochę życia Kanady przez oczy autora.
    Cudzoziemiec odwiedzający Polskę zyskałby dla siebie ogromną sympatię tybylców po przeczytaniu kilku książek polskich, nawet w tłumaczeniu...podobnie jest i w Kanadzie.
    Pozdrawiam, Alicja

    OdpowiedzUsuń