środa, 23 lutego 2011

Gotówką, bez podatków

Ostatnio wyczytałam w ulubionej gazecie Resvarii The Star ;), że rząd kanadyjski zastanawia się nad zaostrzeniem przepisów imigracyjnych w taki sposób, aby postawić na lepszą znajomość języka i doświadczenie/edukację. Nie podano szczegółów, ale dyskusja, która się wywiązała pod artykułem wskazywała dość dobitnie na niechęć komentujących wobec wpuszczania do kraju ludzi niewykształconych, słabo lub wcale nie mówiących po angielsku oraz uchodźców. Oczywiście nie twierdzę, że tak mówią wszyscy, bo to w końcu jakaś mała część obecna w internecie. Ale natchnęła mnie na przemyślenia w tej kwestii, szczególnie, że ostatnio miałam w pracy ciekawy dialog z Filipińczykiem. W ogóle w pracy mam mnóstwo Filipińczyków (z networkingu ;))



Chłopak przyjechał do Kanady jako Live-in Caregiver (osoba opiekująca się dziećmi, osobami starszymi lub niepełnosprawnymi, mieszkająca z powyższymi), przedłużał pobyt, nie wiem czy już ma stały pobyt, być może tak, bo z tego co wiem jest w trakcie ściągania tutaj swojej żony i dziecka. Pytał mnie czy mi się dobrze współpracowało z agencją i czy mogę dać na nich namiar, bo potrzebuje pracy na część etatu. Po czym zaczał wypytywać co, gdzie i jak i zadał pytanie:

R: A oni płacą gotówką?
J: ????? Nie...
R: Nie płacą gotówką?
J: Nie, płacą przelewem na konto i chyba czekiem, nie sprawdzałam drugiej opcji, mnie przelewali pieniądze na konto.
R: A to ja nie chcę. Chcę gotówką, bo wtedy się podatków nie płaci.
J: Że co?! Ty nie znajdziesz agencji, która cię w ten sposób zatrudni, to jest nielegalne!
R: Naprawdę? Ale podatków jest dużo, ja nie chcę ich płacić, chcę gotówkę.
J: Ale to jest nielegalne! Ja ci nie pomogę znaleźć takiej pracy i żadna agencja nie da ci takiej pracy. Rozumiesz, że to jest nielegalne?
R: No trudno, ale ja nie chcę płacić podatków.

Dosyć mnie zszokowało, że osoba, która podobno ma jakieś tam wykształcenie i mieszka tu od kilku lat nie wie o tym, ze sposób płatności za pracę nie determinuje tego, czy się płaci podatki czy nie. I pomyślałam sobie, że to trochę niesprawiedliwe, że wielu ludziom ciężko jest do Kanady wyjechać na stałe, a ktoś taki już ściąga rodzinę. On się nie będzie asymilował i nie będzie przestrzegał kanadyjskich manier ;) I jestem w stanie się założyć, że nie nauczy się języka na tyle, żeby pójść do kanadyjskiej szkoły. Mieszka wśród "swoich" i tak pewnie pozostanie.
 Myślę, że nie jest to przypadek odosobniony, Pan Koala w pracy też ma ludzi, którzy pracę na czarno mogą załatwić bez problemu, albo wiedzą do kogo skierować delikwenta. Być może to niewielki procent ludzi, ale jadąc tu słyszałam, że dostać pracę na czarno w Kanadzie to praktycznie niemożliwe.

Ale do rzeczy, wzięło mnie na przemyślenia w kwestii systemu imigracyjnego. Ciężko mi jest ocenić jednoznacznie system kanadyjski, bo de facto nie wiem czego Kanada potrzebuje, nie znam kraju na tyle. Uważam, że Kanada i Australia mają ów system najlepiej rozwiązany, niestety okazuje się tu na miejscu, ze kanadyjski nie jest pozbawiony dziur. Mnóstwo ludzi wjeżdża właśnie jako live-in caregiver lub jako uchodźcy, bo wystarczy ustna deklaracja, aby państwo otoczyło ich opieką do czasu rozpatrzenia sprawy, która często trwa całe lata. Pytanie tylko, czy aby na pewno oni wszyscy się tutaj wtopią w społeczeństwo, czy raczej będą korzystać z miłych benefitów socjalnych, które Kanada oferuje.

Myślę sobie, że Kanadyjczycy, bardzo logicznie, chcieliby żeby imigranci uzupełniali ich rynek pracy. Specjaliści tam, gdzie brakuje kanadyjskich, siła robocza tam gdzie Kanadyjczycy nie wezmą pracy za "mniej niż..." Natomiast mam wrażenie, że w rzeczywistości wygląda to tak, że specjaliści to z doświadczeniem z USA, z dużym bólem Wyspy Brytyjskie i Australia. Cała reszta to tania siła robocza. Na początku przynajmniej (podkreślam to, podkreślam ten początek!)

Ciekawa jestem jaki jest odsetek takich ludzi jak mój kolega z pracy? Jak dużym problemem stają się ludzie, którzy asymilują się na tyle tylko, aby jakoś tam funkcjonować w społeczeństwie, a głównie zamykają się w swoich enklawach. Szczerze mówiąc, jak się jest, według terminologii Marka, "brudnym imigrantem", to się takich ludzi widzi naprawdę sporo. Z drugiej strony, na pewno Resvaria, Monika, Kobieta Pracująca, mają mnóstwo przykładów w drugą stronę.

Australia już się zorientowała, że więcej taniej sił roboczej nie potrzebuje i podniosła wymagania tak bardzo, że widać jak na dłoni nastawienie się na studentów i baaaardzo doświadczonych specjalistów ze znajomością angielskiego bliską native. Jak dużą absorpcję ma Kanada? Ilu jeszcze Filipińczyków nie płacących podatków potrzebuje do zaostrzenia przepisów? A może nie zaostrzy ich nigdy, bo nie chce być nielubiana i oskarżona o odwrócenie się od zasad egalitaryzmu?

P.S. W tekście występują Filipińczycy, bo mam ich akurat sporo w pracy. U Pana Koali są inne narodowości, więc proszę mi nie imputować uprzedzeń, oprócz tego kolesia który mi wybitnie działa na nerwy, wobec całej reszty zupełnie nic nie mam.

40 komentarzy:

  1. To wszystko jest skomplikowane. Kanada ogólnie ma inne założenia co do asymilacji "nowych". Nie muszą się wcale mieszać, bo to nie jest "melting pot", jak w USA. W Kanadzie rządowe fundusze przeznacza się na wiele materiałów wielojęzycznych, aby ludziom, którzy nie znają angielskiego czy francuskiego, było łatwiej tam żyć. Są na przykład podręczniki dla rodziców małych dzieci, dotyczące zdrowia i opieki - wielojęzyczne, w tym też po polsku. Te książeczki są dostępne bezpłatnie, a zgadnij kto za nie zapłacił.

    W każdym kraju na świecie ludzie pracują na czarno, tak już jest. W Kanadzie też. Na pewno nie jest to łatwe.
    Taki kolega, niezależnie skąd jest, jeżeli nie będzie miał rodziny czy dzieci, to może wsiąknąć, jak kiedyś wsiąkali Polacy. Do dzisiaj są w Toronto starsi Polacy, którzy właściwie nie muszą po angielsku mówić, bo jest i lekarz Polak i firma od ubezpieczenia samochodu polska, no i w ogóle bez angielskiego da się tym ludziom przeżyć. Ale jeśli ktoś ma dzieci, to przez system szkolny niejako nabierze trochę ogłady tej kulturowej, bo i z nauczycielem trzeba pogadać i trzeba rozumieć materiały, które szkoła przysyła z dzieckiem.
    Kanadyjski model jest bardzo dobry, moim zdaniem. Pozwala na dowolny poziom asymilacji i nie narzuca jej tempa. Podatki prędzej czy później ten człowiek będzie płacić, inaczej zorientuje się ile ma z tego komplikacji. Nie założy nigdy własnej firmy, bo jak może odpisywać wydatki, jak nie płaci podatków?

    No a sprawy uchodźców to już naprawdę inna historia. Ludzie faktycznie przyjeżdżają do Kanady ze strasznych sytuacji, w których uchodźctwo ucali im życie. To zabiera sporo czasu? No i powinno, bo sprawdzanie takich ludzi, czasem bez dokumentów, jest bardzo czasochłonne. Na tych Filipinach jest straszna bieda, ludzie, wiadomo, są bardzo spragnieni własnego, bezpiecznego kąta na świecie i może w ich przypadku to jest objaw szoku kulturowego. Wy macie inne objawy, pan z Filipin ma inne. Ja bardzo dużo wagi składam na ten szok kulturowy, bo to inna sprawa odwiedzać dany kraj, a inna mieszkać w nim. Czasem ten szok potrafi trwać lata. Ja znam Ukrainkę z Vancouver, która twierdzi, że to jedno z najbrzydszych miast na świecie - mieszkała jedynie w Kijowie i w Wiedniu uprzednio. :)
    Moja diagnoza - ona nie potrafi się znaleźć w Kanadzie, wiele jej przeszkadza i wiele rzeczy ją drażni.

    Pozdrawiam, Alicja

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja myślę, że to jest różnica kulturowa.

    Miałem przyjemność jeżdżenia ciężarówką dla Pakistańskiej hurtowni w Glasgow. Tam wszyscy byli po studiach.

    Standardowa ścieżka wygląda tak
    - wiza studencka
    - wyższa szkoła tarota i zbierania jagód, specjalizacja: szydełkowanie kwantowe
    Po studiach absolwent ma prawo zostać w UK przez dwa lata pod warunkiem, że znajdzie pracę. Ale nie jest powiedziane, że to ma być praca w zawodzie. Wiec wszyscy pracują w tej hurtowni, która jest jedynym Pakistańskim miejscem pracy w Glasgow o którym słyszałem w którym płaci się na konto, wszystkie godziny są w porządku, dostaje się pay slipy, płatne urlopy i tak dalej
    - po dwóch latach dany Pakistańczyk idzie pracować gdzie indziej, najczęsciej do swoich i na czarno. Oraz, jako że po dwóch latach ma już prawo pobytu, rozpoczyna procedurę łączenia rodzin. Przy czym nie jest niczyim dziwnym że on ma już tutaj dziewczynę, ale żeni się z jakąś narajoną w Pakistanie tylko po to, żeby ją stamtąd wywieźć. Potem się rozwodzi (albo i nie) a i tak żyje z tą tutaj, często nawet Brytyjką (albo Polką, bo i takiego znam)

    Inny przykład: moja ex pracuje w polskim supermarkecie prowadzonym przez Pakistańczyka. On nie sprzedaje alkoholu bo jest człowiek religijnym i to jest wbrew jego zasadom.

    Nie jest już jednak wbrew jego zasadom oszukiwanie na podatkach i urlopach i dziewczyny stoczyły wielką wojnę o to, żeby w ogóle zaczął im płacić zgodnie z prawem (a i tak zaniża godziny a resztę daje pod stołem).

    To jest po prostu inna kultura. U nas, mimo wszystko, państwo jest widziane jako jakaś wspólna sprawa. Tam solidarnosć jest obrócona na rodzinę, nie na państwo. Dlatego rypanie państwa żeby dać rodzinie jest dla nich jak najbardziej moralnie dopuszczalne.

    Dla mnie to to jest właśnie problem z integracją: różnice kulturowe po prostu są za duże. Tam najpierw muszą się wykształcić jakieś realne struktury państwowe żeby ludzie nauczyli się jak to jest być obywatelem.

    To pewnie bardzo politycznie niepoprawne co mówię, ale co poradzę, że obserwując na co dzień ten problem wyzbyłem się naiwnych złudzeń.

    (z góry przepraszam koalko jeżeli się zrobi bardacha w komentarzach przez ten mój wpis, ale wiesz dobrze, że ja mówię co myślę).

    OdpowiedzUsuń
  3. co to znaczy bardacha? Nie znam tego słowa, czy to nowy slang polski?

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  4. Alicja: bardacha w sensie burdel i awantura. Też nie znałam, ale z kontekstu wnioskuję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Żeby nie było, że to filipińska specjalność proponuję zajrzeć na stronę polskiej gazety torontońskiej. Ludzie "na wizycie" szukają pracy za gotówkę i tak dalej. Niestety niektórzy Słowianie kombinują ile wlezie...
    http://www.gazetagazeta.com/artman/publish/cat_poszukprac.shtml

    Ale nie zazdroszczę. Bez karty zdrowotnej, konta w banku i prawa jazdy naprawdę trudno się tu funkcjonuje. Poza tym przy każdej kontroli policyjnej rusza machina deportacyjna.

    Uchodźcy to inna para kaloszy, absolutnie nie można ich porównywać do imigrantów. Oczywiście system bywa wykorzystywany, ale wielu uchodźców przechodzi przez piekło, zanim się znajdą w Kanadzie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałem sobie komentarz Tomka i zasmialem sie polgebkiem nad młoda naiwnoscia. Szczególnie biorąc pod uwagę kreatywność Polaków w dymaniu rożnych państw (ze szczególnym uwzględnieniem Polski) - Polaków, którzy maja struktury państwowe od 2000 lat i pewnie pierwsza demokrację na świecie. Gdyby teoria Tomka była słuszna, to powinnismy być wzorowymi obywatelami i imigrantami (tyle ze nikt by nie emigrowal bo poczucie obywatelskiego obowiązku by nam na to nie pozwoliło).

    A wracając do głównego postu - oszuści są wszędzie i nie musza być emigrantami. Jedni oszukuja na pare $, inni na miliony - np. Wesley Snipes obecnie siedzi w więzieniu za oszustwa podatkowe. Żaden emigrant...

    A Koalka jako uczciwy emigrant powinna była zamiast pisać to na blogu, poinformować stosowne wladze o tym Pakistanczyku :) Oczywiście żartuje, ale tak trochę - wiele osób zapomina ze nie poinformowanie władz o przestępstwie powoduje ze stajemy sie wspoludzialowcami. Oczywiście tu do przestępstwa nie doszło (każdy może mówić "nie płace podatków"), ale to taka przestroga dla emigrantów i obywateli na przyszłość.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak jest, podpisuje sie pod resvaria. Kombinuje tutaj wiele nacji, pewnie bardziej ci nowo przyjezdni. Szok kulturowy? Jak najbardziej, tu wiele rzeczy jest dla imigrantow nowych, z ktorymi sie nie spotkali. Mialam w pracy chlopaka, ktory dopiero co przyjechal z Pakistanu. Po pierwszej wyplacie dzwoni do mnie z pytaniem (trzeba przyznac, ze oni sie nie wyklocaja, grzeczni sa)ze dlaczego ma jakies potracenia ze swojej pierwszej wyplaty??? chodzilo o nic innego jak o podstawowe CPP, EI i Income Tax!!!! No zatkalo mnie, bo jeszcze nigdy nie musialam wyjasniac takich podsawowych rzeczy. Wiec mu wyklad przez telefon zrobilam. No, po prostu nie byl facet uswiadomiony! Spytal jeszcze czy to tak zawsze bede odejmowac??? Tak, zawsze dopoki nie osiagniesz limitu w CPP i EI w danym roku, a tax to zawsze! No szkoda mi sie go zrobilo, biedaczek chyba sie rozaczarowal;)))A pracy na czarno tez jest sporo ale tylko w specyficznych dziedzinach (sprzatanie, pilnowanie dzieci itd) Co do tytulu Koalowego posta, to moja fryzjerka tez bierze od stalych klientek gotowke i nie trzeba placic 13% HST. Ma normalny zaklad fryzjerski w srodku Mississauga. Wietnamka, tak ze nie ma reguly.

    OdpowiedzUsuń
  8. No, żyją Koale! Już myślałam, że zapili pod ten kontrakt :-D
    U nas kombinatorów nie brakuje, zwłaszcza tych, którzy nie płaca podatków. Doprowadza mnie to do białej gorączki, ja płacą podatek i ZUS od każdej zarobionej złotówki i uważam, że to jest słuszne. A ci, co nie płacą, najgłośniej potem krzyczą, że im się coś od państwa należy, narzekają na dziurawe drogi, na słaby system opieki zdrowotnej itp, itd. Gdyby każdy uczciwie za siebie płacił, to inaczej by wszystko wyglądało - ale to chyba utopia w państwie cwaniaków i kombinatorów niestety. Bo Polak przecież musi być najcwańszy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Alicja, Oryś, Marek: myślę, że połączenie tego co napisali Alicja i Oryś to sedno sprawy. Najbardziej (podkreślam, najbardziej, nie tylko) kombinują narodowości, które w domu mają słabo wykształcone społeczeństwo obywatelskie. I tak, niestety to tych państw należy Polska. Można by się oburzyć, że przecież gdzie Polsce do Filipin czy innego Pakistanu, ale niedawno wyczytałam, że problemem Polski jest to, że jak się tworzyła państwowość w takim kształcie jak ją znamy dziś, to Polska była pod zaborami. Kształtujący się twór siłą rzeczy był więc czymś obcym , narzuconym z góry, to byli ONI. Później krótki okres rzewnie wspominanego, acz nie idealnego 20lecia miedzywojennego i komuna, czyli znowu władze, z którymi społeczeństwo się nie identyfikowało. Znowu byli ONI, rypanie państwa było powodem do dumy i oznaką rebelii i oporu. 20 lat kapitalizmu to nadal za mało, żeby wykształcić społeczeństwo obywatelskie, gdzie naród będzie się identyfikował z państwem prawa. Póki co, państwo to ONI, bądź też waaadza.

    OdpowiedzUsuń
  10. Alicja: nie jestem tylko przekonana, czy takie zostawianie asymilacji swojemu tempu jest dobrym rozwiązaniem. Choćby pod kątem języka, czasami widuję rodziców z dziećmi robiących zakupy i ci rodzice mieliby problem, żeby się dogadać bez dzieci. Trochę to przerażające być tak od kogoś uzależnionym w prostej rzeczy jak uzyskanie gwarancji, czy informacja na temat zwrotu/wymiany towaru.

    OdpowiedzUsuń
  11. Marek: napisałam w pierwszym komentarzu, uważam, że fakt istnienia państwa polskiego od 2000 lat nijak się ma do identyfikowania się z państwem w obecnym kształcie. Ale Wy z Orysiem nigdy się ze sobą nie zgodzicie, dla zasady będziecie się prać po pyskach, więc przyzwyczaiłam się do Waszego uroku ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Resvaria: znowu Twój analityczny umysł widzi coś, czego nie napisałam. W którym miejscu wywnioskowałeś, że ja uważam, iż to jest filipińska specjalność?

    Co do uchodźców to naprawdę nie mam do końca wyrobionego zdania, nie wiem jak powinien funkcjonować system, żeby nie był nadmiernie wykorzystywany.

    OdpowiedzUsuń
  13. Monika: to samo co u Resvarii - nie napisałam w żadnym punkcie, że to czyjakolwiek specjalność. Wręcz zaznaczyłam ze dwa albo trzy razy, że piszę akurat o Filipińczykach, bo z nimi pracuję.

    OdpowiedzUsuń
  14. Aga: Ano. Kiedyś jechałam do Wawy pociągiem i w przedziale dwa panowie z wąsami się przechwalali ile który wyniósł czego z zakładu. Załamana byłam.

    I nie zapiliśmy, tylko nic się nie dzieje, długi weekend był, to mi się Koala rozchorowała i w domu siedzieliśmy. Ale w piątek na mecz idziemy, może się uda zdjęcie z Gortatem zrobić, haha :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj Koala, tym razem Ty się dopatrujesz jakichś podtekstów z mojej strony:) Może to źle sformułowałem, chodziło mi o to, że Polacy, Rosjanie, Jugo-Słowianie i Ukraińcy kombinują niemiłosiernie, tak samo jak w swoich krajach. Nie pisałem tego z myśla o Tobie, bo doskonale rozumiem, że filipiński przykład to ilustracja, tylko o Orysiu.

    OdpowiedzUsuń
  16. A ta teoria o tym, że Polacy są jacy są, bo zabory jest atrakcyjna i też często się z nią spotykam, ale wydaje mi się, że to dosyć duże nadużycie. W końcu podatki są wymysłem feudalnym i azjatyckim. Zarówno Persja jak i późniejsze muzułmańskie twory państwowe w Azji i na Bliskim Wschodzie (włączając tereny dzisiejszych Indii i Pakistanu!!!) miały doskonale rozwinięty system podatkowy. Imperium Osmańskie między innymi dlatego tak dobrze sobie radziło militarnie w Europie, bo jego armia była finansowana z wszelkiej maści podatków. Nie spotkałem się jeszcze z żadnym historycznym przykładem podatków, które miejscowa ludność by lubiła:)

    Polski problem polega nie na tym, że nie było (na własne życzenie) państwa, tylko na tym, że krajem "demokratycznie" rządziła szlachta, a nie jak na Zachodzie, mieszczaństwo. Wszystkie polskie ideały wolnościowo-państwowe to ideały szlachecko-wojskowe. Nie ceniło się i nie ceni przedsiębiorców, kupców i tak dalej. Trudno przy takim modelu zbudować silne państwo obywatelskie.

    OdpowiedzUsuń
  17. No, tak, wiadomo, że rodzice nie mówiący po angielsku to trochę jest smętne, ale co, na siłę mają się asymilować? Takie przypadki znane są z Europy i to z naszych stron. Czym innym była rusyfikacja Polski pod zaborami? Czy warto zmuszać? Nie chcą to nie, omija ich tak wiele rzeczy. I filmu w nowym kraju w kinie nie obejrzą, i o obywatelstwo może być niełatwo. Mi się podoba kanadyjski model pozwalania ludziom zatrzymywać swoje narodowe tożsamości, bez konieczności mieszania się w tyglu. Jest to nieco bardziej naturalne podejście do sprawy: w większości przypadków ta asymilacja nastąpi kiedyś, kiedy ludzie będą na to gotowi.
    Jednakże nieznajomość języka nie pozwala i nie tłumaczy łamania prawa - wedle prawa wszyscy są równi, i ci co mówią po angielsku/francusku i ci co nie mówią. Podatki mają płacić wszyscy, niezależnie od stopnia asymilacji i znajomości języka.

    Oprócz tego, mimo, że USA i Kanada różnią się tymi założeniami w modelach imigracji (cultural diversity vs. melting pot), to wystarczy w USA zahaczyć o getta narodowościowe (East L.A., Little Havana w Miami). Tam dopiero widać, jak ludzie dumni są z własnej spuścizny kulturowej i jak żadna polityka melting pot tego nie jest w stanie wyeliminować. Różnica pomiędzy Kanadą a USA jest taka, że w Kanadzie za te wszystkie wielokulturowe instytucje i ich produkty płacisz TY, a w USA każda społeczność kulturowa sama sobie produkuje swoje rzeczy, sama organizuje festiwale o o środki rządowe nie jest tak łatwo jak w Kanadzie.Przecież w Kanadzie macie nawet ministra of wielokulturowości! Coś takiego w USA jest nie do pomyślenia na poziomie federalnym.

    Osobiście podoba mi się model kanadyjski, a najlepsze jest chyba połączenie i tego i tego.

    Pozdrawiam, Alicja

    OdpowiedzUsuń
  18. Zjawisko pracy na czarno jest powszechne i wcale nie dotyczy Filipinczykow, Pakistanczykow czy tez innych -czykow;)) Jest rownie popularne wsrod Polakow. Nie wiem jak jest teraz na Greenpoincie, bo rzadko jezdze, ale byl czas, ze bywalam tam czesciej i jezyk polski jest powszechnie uzywanym nawet w sklepach prowadzonych przez Azjatow, bo Polak sie inaczej nie dogada:)) Niestety z czasow mojej emigracji (minelo juz 26 lat) znam wiele osob, ktroe jeszcze nie splamily sie legalna praca, czy niedajbuk umiejetnoscia angielskiego. Potem jak sie taki zorientuje, ze starosc za pasem i nie ma widokow na emeryture, to wraca do Polski, bo sie stesknil za ojczyzna:))))) 2 lata temu pozegnalam (bez odrobiny zalu) pare znajomych, ktorym po 24 latach nagle Ameryka zbrzydla, do tego stopnia, ze nic wiecej tylko "ojczyzny lono" ale on przez te 24 lata pracowal dla Rosjan wiec po angielsku nauczyl sie tylko "dzien dobry, dziekuje i prosze" W domu polska telewizja, polskie gazety, zakupy w polskich sklepach, ona przez cale lata pobytu tutaj pracowala sprzatajac wiec tylko na czarno. Jak wracali do Polski ona miala 62, a on 65 lat. Znam rowniez takich, ktorzy do dzis polegaja na tlumaczach w postaci wlasnych dzieci. Jak mozna tak zyc? Nie wiem, ja bym nie dala rady, pewnie popelnilabym samobojstwo:))) ale inni zyja, wiec domyslam sie, ze mozna.
    Nie rozumiem obrotu gotowkowego, nawet w moim przypadku, pracuje sama dla siebie i wiem, ze to sie nie oplaca w zaden sposob. Jak wezme gotowke i jej nie podam do rozliczenia, to oczywiscie na dzien dzisiejszy udalo mi sie okrasc panstwo na jakies drobne 4.5% od wartosci tej sumy, albo 8.775% w zaleznosci czy to usluga, czy produkt. Panstwo wiele nie ucierpialo, ale na dluzsza mete ucierpie ja, bo to wszystko sie liczy do mojej emerytury. No jakos mi sie okradanie samej siebie nie bardzo oplaca:)))

    OdpowiedzUsuń
  19. Aaaa jeszcze 10 lat temu jak Polak mieszkajacy na Greenpoint mowil, ze "jedzie na Manhattan" to w 95% mial na mysli ulice Manhattan Avenue na Greenpoincie, a nie wyspe Manhattan, ktora jest o 10 min jazdy metrem od Greenpointu.
    Tam jest wszystko polskie i nie ma potrzeby jechac gdzies indziej. Taka filozofia.

    OdpowiedzUsuń
  20. Tyle że te "getta" narodowościowe najczęściej są miejscem życia tylko pierwszego pokolenia emigrantów. Następne pokolenia już w nich nie mieszkają, ale pięknie się integrują z otaczającym ich krajem. Wyjątkiem jest emigracja latynoamerykańska, która jest najbardziej niechętnie integrującą się grupą w USA. Aż do tego stopnia, że zastanawiam się czy nie zacząć uczyć się hiszpańskiego, bo bez niego coraz trudniej żyć w cieplejszych częściach tego kraju.

    OdpowiedzUsuń
  21. no jesli sa takie stawki podatku to niewarto, ale gdybys miala oddac 23% vatu od towaru, 23% od uslugi i 19% dochodowego i haracz w postaci ZUS-u najmniejsza stawka 900zl, to pewnie zastanawialabys jak to obejsc

    OdpowiedzUsuń
  22. @Ewa - idac tym tropem, najwiecej oszustow jest w Szwecji i Danii? Pudlo.

    OdpowiedzUsuń
  23. EwaF--> Naprawde nie sadze, zeby to sie oplacalo na dluzsza mete. Jesli czlowiek chce nie tylko zyc, ale zyc czynnym zyciem i korzystac z przywilejow teraz i w przyszlosci to nie wierze, zeby bylo warto:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Różnica jest tylko taka, że ci pracujący na etacie płacą podatki i ZUS od każdej złotówki, a ci na własnej działalności kombunują ile wlezie, ale korzystają ze wszystkiego, jak inni - mam na myśli służbę zdrowia, szkoły, urzędy, drogi i wiele innych. Nigdy w państwie nie będzie dobrze, jeśli jedni będą żerować na innych i strasznie mnie wkurza taka postawa. To jest zwykłe okradanie - sorry, ale takie jest moje zdanie. Ja płacę uczciwie i nawet nie ze wszystkiego korzystam, bo np. od co najmniej 8 lat leczę się prywatnie, co nie zwalnia mnie z płacenia różnego rodzaju składek. Tak samo płacę VAT kupując i nie mogę go odliczyć, tak samo płacę podatek dochodowy. Każdy prezent od mojego pracodawcy w postaci bonów świątecznych, karnetu na siłownię, pakietu medycznego itp. obciążony jest albo podatkiem, albo ZUS-em. Nic nie dostaję za darmo. Najgorsze jest to, że jest ogólne przyzwolenie społeczne na takie kombinatorstwo i oszustwa.

    OdpowiedzUsuń
  25. Za szybko klieknęłam publikuj komentarz :-))

    Chciałam tylko dodać, że nie żyję w poczuciu krzywdy, że muszę płacić podatki - uważam to za słuszne i konieczne do sprawnego funkcjonowania państwa. Oczywiście wolałabym, żeby były jak najniższe, ale jest, jak jest i trudno.

    OdpowiedzUsuń
  26. miałam tylko na myśli, że drobna przedssiębiorcvzość jest skutecznie tępiona
    wysokimi podatkami i że jestem w stanie zrozumieć dlaczzego szewc, sklepikarz,
    kosmetyczka może pomyśleć o pracy na czarno ot tylko tyle. Natomiast opinia - aqulek pisze...
    Różnica jest tylko taka, że ci pracujący na etacie płacą podatki
    i ZUS od każdej złotówki, a ci na własnej działalności kombunują ile wlezie" zwala mnie z nóg.
    Ale zdaje sobie sprawę że tak myśli zdecydowana większość Polaków, że jak dorobisz się czegokolwiek własnymi rękami,
    to dlatego że kradniesz i kombinujesz. Że Polak u Polaka (prywaciarza) nie potrafi uczciwie pracować, a w dużej firmie lub
    za granicą podejmnie się każdej pracy i już nie boli go że jego szef ma dom i dobry samochód.
    Myślę, że niepotrzebnie puściłam poprzedniego posta, bo jest to temat "rzeka" a nie chciałabym już go ciągnąć,
    także pozdrawiam wszystkich ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Resvaria: widzisz, manię prześladowczą przez Ciebie mam ;)

    Jeśli chodzi o podatki, to fakt, nie było chyba czasu ani narodu, który by je lubił. Chodziło mi o to poczucie MY-ONI. Być może sprawa jest bardziej skomplikowana i obie nasze teorie są w jakimś tam stopniu prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  28. Alicja: nie wiedziałam o Ministrze ds wielokulturowosci :) Natomiast nie jestem całkowicie przekonana co do dawania stałego pobytu, a potem obywatelstwa ludziom, którzy nie mają najmniejszego problemu z rypaniem państwa na podatkach, raczej nie widzę w tym momencie dzielenia kanadyjskich wartości, itp. Oczywiście, nie jesteś w stanie powiedzieć który będzie rypał, a który nie, stąd moje zastanawianie się jak to ugryźć, żeby zminimalizować prawdopodobieństwo.

    OdpowiedzUsuń
  29. Stardust: pamiętam jak na blogu o tych znajomych pisałaś :)
    Tutaj też są miejsca gdzie się gromadzą niektóre narodowości, tam gdzie pracowałam na początku miałam na porządku dziennym na przykład Portugalczyków, którzy ledwo co mówili po angielsku. I Azjatów, którzy nie mówili prawie wcale. A koleżanka mi opowiadała o dziewczynie, Polsce, której ojciec w ogóle się angielskiego nie nauczył, nie poszedł do pracy i siedział cały czas w polskiej okolicy. Na rodzinę tyrała matka. Tak jak Ty, ja nie jestem w stanie sobie czegoś takiego wyobrazić, czułabym się koszmarnie wiedząc, że nie potrafię się porozumieć, wyegzekwować swoich praw, itp.

    OdpowiedzUsuń
  30. Marek: fakt, dzieci z reguły się wyprowadzają, bo samo pójście do szkoły już je otwiera na inne możliwości.

    OdpowiedzUsuń
  31. Anonim, Stardust: nie chodzi o wysokość podatków, tylko o sposób ich redystrybucji, który w Polsce leży i kwiczy. Najczęściej nie okradasz siebie tylko Świątynię Opatrzności...
    Z drugiej strony z wysokością też trzeba uważać, krzywa Laffera nie kłamie :) I to jest kolejny problem, że w Polsce koszty, zarówno życia, jak i prowadzenia biznesu, są naprawdę irracjonalnie wysokie. Dlatego dla wielu osób wysokość obciążeń już dawno przekroczyła próg opłacalności i kombinują.
    Reszta kombinuje natomiast z przyzwyczajenia i dla samego kombinowania ;)

    OdpowiedzUsuń
  32. Aga: myślę, że pomimo wszystko jesteś obciążana nieporównywalnie mniejszymi kosztami niż Ewa prowadząca swoją działalność. Sam ZUS to już jest jakaś paranoja, szczególnie, że wszyscy w tym kraju wiedzą, że ta gówniana instytucja stoi na skraju bankructwa. Tak jak pisałam - redystrybucja i stosunek kosztów do zarobków.

    OdpowiedzUsuń
  33. Ewa: wiesz, prawda jest gdzieś tam po środku, są tacy, którzy kombinują, bo balansują na granicy opłacalności, a są tacy, co kombinują dla zasady. Jak nie zakombinuje, to mu kumple powiedzą, że frajer i wiocha będzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  34. Ewa, ja nie piszę tego o Tobie. Ale niestety opinii takiej nabrałam z własnych doświadczeń, a nie zazdroszcząc komuś, że ma lepszy samochód niż ja, bo szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to ile mają inni, mam to gdzieś. Ja się cieszę z tego co mam i tyle - taka jest moja filozofia życiowa i dobrze mi z tym. Niestety przez wiele lat miałam do czynienia z drobnymi przedsiębiorcami przy okazji pracy jako analityk w banku i każdy z nich przyznawał się z rozbrajającą szczerością, że to co jest w dokumentach, to nie wszystko, co zarabia - reszta idzie poza dokumentami. Niektórzy wręcz byli bardzo zaskoczeni, że nie otrzymali kredytu, choć wykazywali stratę. No sorry, ale kij ma dwa końce. Niestety moi znajomi, którzy prowadzą własne działalności też przyznają się do tego, że kombinują. Stąd moja opinia.
    Akurat teraz znów jestem na bieżąco, bo budujemy dom i mamy do czynienia z różnymi fachowcami i prywatnymi firmami. Mało która firma nie jest zaskoczona, kiedy prosimy o fakturę. Chyba tylko hurtonia budowlana podchodzi do tego normalnie. Reszta wydziwia po co nam faktura za np. stemple do podtrzymania stropu, albo za usługę wywiezienia ziemi, podłączenia prądu itp. Niestety jest to powszechne, więc proszę Ewa nie oburzaj się, bo jak już wspomniałam wcześniej, nie chodziło mi o Ciebie.

    Przypomina mi się taka sytuacja, jak byliśmy ze sporą grupą znajomych w Czechach i gremialnie poszliśmy do miejscowego małego browaru na piwo. Kelner podszedł do nas i powiedział, że nie mamy wynosić kufli i szklanek od piwa, bo można je u nich zakupić. Oczywiście wszyscy byli zbulwersowani, że jak tak można, że bezczelny jest, że jeszcze nie zamówiliśmy, a on już sugeruje, że coś ukradniemy. Dyskusja trwała przez chwilę, po czym prawie każdy się przyznał, że co najmniej raz wyniósł kiedyś z knajpy kufel, szklankę, czy popielniczkę - łącznie za mną :-))) Trudno więc nie uogólniać.
    Ale ja wierzę, że kiedyś będzie lepiej i może jeszcze tego doczekam :-D

    OdpowiedzUsuń
  35. O kurde, ja nigdy nic z zadnej estauracji nie wynioslem! Mam chyba niedobór kleptomanii w krwi, czy to sie jakoś leczy?

    OdpowiedzUsuń
  36. Aga: a ja nic nie wyniosłam, bo cykor jestem i się bałam, że wpadnę :) Co do domu, to też inna sprawa, ze budowlanka to makabryczny sektor. Za cholerę bym nie chciała w nim pracować, pomordowałabym połowę panów przedsiębiorców.

    OdpowiedzUsuń
  37. Marek: taki sport na studiach był ;) I nie mówimy o restauracji, ale o pubach.

    OdpowiedzUsuń
  38. Ja na bezczela to zrobiłam, ale jakoś nie jestem z siebie dumna.

    OdpowiedzUsuń
  39. Z pubów też nic nigdy nie wyniosłem. Myślę że to jednak jakaś choroba :)

    P.S. Jak chcesz zobaczyć jaka jest pogoda na Florydzie, to zajrzyj na mój blog :)

    OdpowiedzUsuń