czwartek, 25 listopada 2010

Liceum w pracy, czyli człowiek nigdy nie wie, kiedy przeszłość zawita ;)

Nie miałam weny, kompletnie, chciałam rzucić na pożarcie jakąś luźną notkę o moich ulubionych kierowcach TTC, dzięki którym najprawdopodobniej osiwieje i znienawidzę związki zawodowe, aż dostałam maila z prośbą o informacje i od razu temat na notkę się znalazł :) Nie wiem, czy Adze chodziło o intymnego maila z informacjami, ale cóż, nie można mieć wszystkiego, więc będzie publicznie ;)

Jak już wspominałam mam bardzo ambitną i rozwijającą pracę kasjerki w outlecie ze sprzętem domowym. Kilka towarów oferowanych w tym przybytku już się u nas zadomowiło, gdyż ponieważ mam zniżkę :) Jest to firma, która istnieje od bodaj 20 lat, mają stałą lokalizację, a tę w której pracuję otworzyli jako balon próbny, czy jest sens otwierać drugą. Przy okazji balon zarobi trochę kasy przed świętami. W przeciwieństwie do stałej lokalizacji, nasza sprzedaje rzeczy określane z angielska jako "refurbished", z polska chyba najbliżej "z odzysku" :) Innymi słowy, ktoś kiedyś ten sprzęt kupił, ale coś nie działało i został zwrócony, naprawiony, przetestowany, umyty, wypolerowany i wystawiony do ponownej sprzedaży ze z reguły śmiesznie niską ceną i ograniczoną, bo 90dniową gwarancją. Oprócz tego oczywiście mamy rzeczy nowe i mnóstwo różnych małych pierdółek, które codziennie mnie wołają, a ja codziennie staram się im dzielnie opierać ;)

Razem ze mną zostało zatrudnionych sześć osób z agencji, po kolei:
Ben - kasjer
Shane - kasjer
Georgia - kasjerka
Dann - kasjer
Steve - koleś od wszystkiego
Dennis - pilnowacz drzwi i ochroniarz

Ostałam się ja i Georgia. Ben i Shane odeszli w sytuacji o której pisałam, Dann stwierdził, że nie lubi kontaktu z klientami, Dennis chciał się zabawiać, a Steve wczoraj dostał lepszą pracę. Pewnie jakiś tam wpływ miało jego odkrycie, że zarabia mniej niż my, kasjerki.

Całym dobytkiem zarządza córka właściciela, która z byciem menedżerem raczej wcześniej nie miała wiele wspólnego. Popełnia mnóstwo podstawowych błędów w zarządzaniu pracownikami, co prowadzi do dziwnych nieporozumień, ale jak się człowiek przyzwyczai i po prostu nie słucha innych, to jest ok. Były dramaty i sytuacje rodem z liceum "A on powiedział... a ona powiedziała... a słyszałaś, że..."  - teraz pewnie się ukrócą, bo Steve'a nie ma, a do Georgii się nie odzywam, bo już jestem zmęczona jej pogłębiającą się schizofrenią i oderwaniem od rzeczywistości. No dobra, pokrótce wyjaśnię, gdyż osoba Georgii jest nadzwyczaj ciekawa i jeśli ona też nie odejdzie, a ja z powrotem się zacznę do niej odzywać, to pewnie będę o niej wspominać :)

Otóż dziewczyna ma albo schizofrenię, albo żyje w zakrzywionej czasoprzestrzeni. Jest kompletnie zakręcona, nie pamięta co się jej mówiło, ciągle gada o tym samym i zupełnie inaczej pamięta wydarzenia z przeszłości. Bardzo słucha swojej mamy, co jest dość zaskakujące zważywszy, że ma 36 lat i czworo dzieci. Jej stan umysłowy odbija się na obsłudze klientów, bo ciągle się jej coś przytrafia, komputer jej podaje zlą resztę do wydania, papierki nie wchodzą w te przegródki co trzeba i CIĄGLE ma dziwnych klientów. I to nie jest jej wina, bo ona ma całe mnóstwo doświadczenia i ostatnio nawet dzwonili, żeby w banku pracowała (na jeden dzień kogoś potrzebowali, ale to już szczegół...) Georgia się zakumplowała ze Stevem, ale ich przyjaźń została zagrożona, kiedy pewnego dnia, pod nieobecność Steve'a zaczęła mu zwyczajnie obrabiać tyłek. Steve się dowiedział, poszedł do szefowej, Georgia się dowiedziała, że Steve się dowiedział, Steve przestał się odzywać, szefowa ochrzaniła Georgię, ta nie przestała plotkować, Steve znowu poszedł na skargę, ochrzan dostali oboje... wspominałam już o liceum? :)))))) Straciłam cierpliwość, kiedy podniosła na mnie głos. Pomimo tłumaczeń czego ma nie robić, kompletnie nie docierały do niej proste informacje i się wkręcała w jakieś dziwne jazdy. Na przykład dialog:
G: Steve chce, żeby mnie zwolnili.
J: Ale czemu ma tego chcieć.
G: Bo mi zazdrości pieniędzy, które tu zarabiam.

Yyyyyy. Khhhmmm. Jak ktoś odnajdzie sens, prosimy o cynk ;)
W każdym razie, nasze miejsce miało być pierwotnie otwarte do 24go grudnia, ale już wiadomo, że będziemy tam do końca roku. Słyszę jak Georgia mówi klientce, że będziemy do 24.12. Delikatnie się wtrącam, że w sumie to do końca roku (jeśli ktoś będzie chciał zwrócić uwagę, że się nie wtrąca, itp, to przypomnę, że my pracujemy na kasie i wieloosobowe dialogi z klientami sa na porządku dziennym).

G: Najpierw powiedzieli, że do 24go, potem, że do końca roku, to są kłamcy!!! Oni kłamią i ja mam tego dosyć!!! Ta firma! Wszyscy gadają za plecami!

Ja próbuję ją uciszyć, bo dalej stoi klientka przy kasie, G. się przymyka. Kiedy klientka wychodzi, mówię jej, żeby nie mówiła takich rzeczy przy klientach, bo tak się nie robi, żeby na swoją firmę publicznie źle mówić. I wtedy ona dostała jakiegoś amoku. Że jest wolnym człowiekiem i będzie sobie mówić co chce. Że mama jej powiedziała, że nie pracuje dla nich, tylko dla agencji i ona zadzwoni w ogóle do agencji. Bo pracuje dla agencji i ją to nie obchodzi. A w ogóle, to odejdzie i pójdzie pracować w banku. I mogę iść do szefowej i powiedzieć co właśnie powiedziała, bo ona pracuje dla agencji. Stwierdziłam, że nie muszę się użerać z taką dozą absurdu i wróciłam do swojej pracy. To taki mały przykład, bo jazdy z nią bywają nieziemskie :)

Poza tym w pracy mam styczność z Sharon, która w sumie robi wszystko (głównie pomaga klientom robiącym zakupy, ale jak trzeba to też staje przy kasie, rozpakowuje towar, itd). mM w domu ośmioro dzieci (w tym pięcioro swoich !!!) i jest idealnym urzeczywistnieniem dialogu z amerykańskiego filmu ("Oh really?!?! Nooo way!!! It's AMAZING!!!") Bardzo ją lubię i uwielbiam z nią rozmawiać, kobieta ma za sobą długoletni związek z emocjonalnym przemocowcem, dzięki któremu zaliczyła dwa bankructwa, teraz ma kochającego męża i wprawdzie można wyczuć jej słabość psychiczną, to widać, że staje na nogi.
Córka właścicieli jest ode mnie chyba o 4 lata młodsza, wykształcona i lubię z nią rozmawiać.
Jest jeszcze dorabiający Alex, kolega owej córki, bogaty chłopiec, który w wieku 26 lat wrócił pod dach rodzinny i na dzienne studia. Podróżował po Europie, jest dowcipny i inteligentny, ma dystans do własnego kraju, bardzo lubię z nim pracować, czas szybko mija ;)

Jak już pisałam wcześniej, jako nowa i z agencji, byłam na cenzurowanym, uważnie się przyglądano jak i czy w ogóle pracuję. Teraz mam większy luz, jestem jedyną kasjerką, która nie popełniła żadnego błędu (trzeba się mocno starać, żeby popełnić, ale ludzie są zdolni do wszystkiego), klienci mnie uwielbiają (niestety bez wzajemności co do niektórych ;)), więc i sobie mogę posiedzieć i książkę czasem poczytać i przez telefon chwilę pogadać. I nawet dzisiaj się dowiedziałam, że jestem osobą zaufaną ;)

Ponieważ notka mi, tradycyjnie, wyszła dłuższa niż planowałam, dalszy ciąg zostawię na jutro. Bo jeszcze chciałam napisać o klientach, co jest tematem rzeką. O przestrzeganiu przepisów już w sumie pisałam, więc do klientów wrzucę jeszcze reakcje na pochodzenie, status w Kanadzie, itp.

Do notki zbiera się również Pan Koala (prosimy o aplauz i słowa zachęty, gdyż Pan Koala się stresuje, a napisać chce ;)). Na pewno będzie ciekawa, bo on ma w pracy nieco inne warunki niż ja, więc zawsze dobrze, jak nowe spojrzenie się pojawia.

Na koniec tylko, dwa zdjęcia naszych pysków - w sobotę spędziliśmy cudowny dzień we dwoje, między innymi odwiedziliśmy Hard Rock Cafe i oto nasze pyski cieszące się z tej chwili ;)

Mniej cieszący się a bardziej mówiący pyszczek Pana Koali z koalowym uchem (tak, czas na fryzjera, Ewuś, tęsknimy ;))
Image Hosted by ImageShack.us

I mój przygłupawy wyszczerzony pyszczek - naprawdę się cieszyłam, że jestem w HRC, prawdziwym, w niemal Hameryce ;)
Image Hosted by ImageShack.us

17 komentarzy:

  1. Dobrze, ze jestes z powrotem, bo juz sie niepokoilam;) Ze jestes juz tak zirytowana Kanada, ze masz dosc pisania hehe;) No nie, zartuje ale serio, ze sobie myslalam, czemu Koala nic nie pisze, to do niej niepodobne?:)

    Wesolo masz w pracy, ta Georgia to musi byc naprawde jakas....nie teges. Jesli moze miec prace w banku, to czemu nie pojdzie? Nie ujmujac nikomu ale na kasie pracuja: nowoprzyjezdni/studenci/emeryci/leniwi/nieudacznicy zyciowi. Jestem pewna, ze dlugo tam miejsca nie zagrzejesz, bo szybko znajdziesz cos lepszego i tak stopniowo, krok po kroku dojdziesz do tej wymarzonej pracy biurowej. Tak tez bylo ze mna. Moja pierwsza praca to bylo cos najgorszego co w ogole moze sie przytrafic: sprzatanie, brrrrr. Jak sobie przypomne te czasy, to mi sie robi slabo, no ale jakos przez to przeszlam. Wy macie lepiej, bo nie macie na stazu dziecka. My juz przyjechalismy z 1.5 roczniakiem. Czy dalej wysylasz resume? Bedzie dobrze. Pozdrawiam

    PS Wesole macie pysie, fajniej jak mozna dopasowac twarz do kogos, o kim sie czyta:)Dzieki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie o taki obszerny, publiczny opis mi chodziło - jestem zadowolona i czekam na dalszy ciąg :-D
    Panie Koalo - pisz Pan, bez krępacji i nie bądź Pan taki skromny - na pewno jest się czym pochwalić i dużo się u Ciebie dzieje, a ja do ciekawskich stworów należę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Spoko,dobrze wyglądacie!:)Twoje włosy mogą dalej rosnąć,a Koalę możesz sama ogolić,tylko kup maszynkę i najpierw zrób próbę tak z tyłu głowy czy to o taką długość chodzi.Dasz radę:)
    Gdybym miała taką Georgię w pracy to pewnie po tygodniu bym ją wylała bo mnie drażnią takie niemoty.No ale jak to wszystko ma działać do końca roku to wytrzmasz ;)
    P.s.Hondunia mega zadowolona bo dzisiaj miała zmieniane łożyska w skrzyni biegów i jej się młodość przypomniała:):):)

    OdpowiedzUsuń
  4. Monika: jakoś tak wena mnie opuściła. Na szczęście Aga zażyczyła sobie opisu pracy i mi wróciły pomysły :)
    Co do tego, kto pracuje na kasie, to pewnie masz rację, dodam do tego, że abstrakcją jest dla mnie pracowanie w takiej sytuacji przez agencję. Agencje to jest nowa forma niewolnictwa i mam zamiar się od nich uwolnić jak tylko będę miała okazję. Na pewno natomiast są wygodne, bo sama nic nie robisz oprócz czekania na telefon.
    Resume dalej wysyłam, na razie cisza, ale dzisiaj dostałam maila z odpowiedzią na zgłoszenie z 14go października, więc opóźnienie jest niezłe ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ewa: jeszcze dobrze ;) Koala nie wydaje się zachwycony pomysłem golenia go moimi ręcami i planuje fryzjera odwiedzić. Zobaczymy co mu z tego wyjdzie ;)
    Georgia jest z innej planety, boję się myśleć co się dzieje wewnątrz jej mózgu. Ale sama o sobie mówi, że jest bystra. Za każdym razem mam ochotę powiedzieć, ze jak ktoś jest bystry, to na kasie nie pracuje...
    Pozdrów Hondunię, dobrze, że drugą młodość dostała :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aga: Koala pracuje w zupełnie innym środowisku, bo w przeciwieństwie do mnie, ma w pracy jednego rodowitego Kanadyjczyka. Reszta to albo imigranci pierwszego pokolenia, albo niewyedukowani drugiego, albo nienormalni, jak "moja" Georgia ;) Poza tym on ma pełny przegląd tego jak tu się przestrzega przepisów BHP, innymi słowy jego codzienne przygody różnią się od moich :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj, jakoś nie jestem w stanie pozazdrościć Ci tej pracy z Georgią. Chyba faktycznie najlepiej się do niej nie odzywać. Nie pogniewasz się chyba na mnie, gdy Cię "wciągnę" w swoje linki?
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Anabell: ależ wciągaj, rewanżuję się tym samym, właśnie do Ciebie trafiłam i bardzo mi się tam podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja tylko pozdrawiam i życzę szybkiej zmiany pracy.Jelo chyba się dzisiaj na mnie obraził , bo chciał wskoczyć na kwietnik i ostro zwróciłam mu uwagę.Poszedł do małego / swojego / pokoju i dłuższą chwilę był sam.A tak to jest OK.Zażera super witaminy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mama: fakt, obrażalski bywa, ale trzeba to ignorować :) Witaminy dla kota, no świat się kończy ;))) Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  11. wiesz co, u nas w posen w tesco na serbskiej i w moim dawnym carrefourze też zatrudniają ludzi z agencji: Pani ekspedientka mi powiedziała = to niewolnictwo - ale standardy kanadyjskie i polskie to pewnie niebo i ziemia. Nie denerwuj się pracą , luzik miej i dystans. Szkoda zdrowia na to.
    p.s KO -A - LA, KO - A - LA, Ko-A-LA! (kibicuję wpisowi ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Praca, praca - ale zaczal sie weekend - moze wyskoczyc do kina .... "we see movie after movie without seeing one that really moves. At once stealthy and breathlessly paced, "The Social Network" (czy w Polsce tez juz to graja?) scoots at a fabulous clip……" Jedno zdanie utkwilo mi z filmu: "We lived on farms; then we lived in cities; and now we're going to live on the internet…………." Jestescie moimi "internetowymi" znajomych. Macie w sobie "cos" i dlatego lubie do Was zagladac.Dajcie znac (jak bedzie vena :-), czy film sie Wam podobal.

    OdpowiedzUsuń
  13. Baśka: nie no luz, ja tam się nie denerwuję, bo myślę, ze trafiłam z pracą dobrze. Zaprzyjaźniam się z szefową ;) Temat niewolnictwa szerzej potraktuję w następnej notce :)

    Anonim: jeszcze nie widzieliśmy, ale zdecydowanie zamierzamy, jakby nie było Facebook jest fenomenem :) Dziękuję za komplementy i odwiedziny ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Kingulina - jestem zafascynowany tym slangiem - nic nie rozumiem ale popieram. Pozdrawiam Urszulkę i (kota) Jelo. Powodzenia w walce z kapitalistami o kapitał!
    .....................

    OdpowiedzUsuń
  15. Zdjęcia są super, sympatycznie wyglądacie. Nie dajcie się niczemu! Panie Koala, do biurka (jeśli jest), albo na podłodze na książce - i pisać, bo potem będziecie mieć dzieci i pets i nie będzie czasu. A potem jeszcze zgorzknienie i już nie będzie tak wesoło! Pisać, panie Koalo, pókiś jeszcze młody jest!
    Pozdrowienia.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  16. Czyżby anonimowy , który mnie / Urszulkę / pozdrawia , to Zbyszek? Pozdrawiam .Jestem trochę uziemniona przez Jela , ale jest OK

    OdpowiedzUsuń
  17. Mamo: jasne, że Anonim to Wuja, nikt mnie przecież inny Kinguliną nie nazywa ;)

    OdpowiedzUsuń