sobota, 30 października 2010

Grand Opening czyli koszmar z disco w tle

Wczoraj przeżyłam jeden z gorszych wieczorów w życiu. Autentycznie.

Ponieważ karierę kasjerki zaczynam jutro, miałam dwa dni wolnego. Wczorajszy (w sensie czwartkowy) wieczór postanowiłam spożytkować na zgłoszenie się na zmywak do właśnie otwieranego klubu nocnego. Zmywak wielkim marzeniem nigdy nie był, ale pomyślałam, że nie zawadzi zarobić paru groszy jak się i tak nie ma nic innego do roboty. Pierwszy wkurw przyszedł zanim jeszcze wyszłam z domu, a mianowicie dostałam maila od Joe (mój "szef"), że zmiana może mieć koło 12 godzin i że oni generalnie nie płacą za pierwszy raz, ale że zapowiada się na wiele godzin, to mi trochę zapłacą. Było już za późno na wycofanie się, znaczy teoretycznie mogłam, ale ja już tak głupio skonstruowana jestem, że nie chciałam zostawiać ich na lodzie, więc pojechałam, całą drogę układając sobie maila do Joe z informacją co myślę o pracy za darmo.

Przyjechałam na miejsce i zastałam malutką kuchnię, w której wszyscy sie ciągle o siebie obijali, nie działającą zmywarkę do naczyń, brak jakiejkolwiek suszarki, ograniczony zapas czystych, suchych ręczników i kończącą się ciepłą wodę. Ogarnęłam bałagan, który stworzyli kucharze (dwóch) przygotowujący dania możliwe do odgrzania, zajęło mi to tak z 1,5h - 2h, poinformowałam Anthony (nie wiem jak to zapisać po polsku, Anthony'ego? w każdym razie to był główny kucharz), że skończyła się ciepła woda i zaczęło się takie pałętanie w te i we wte. Była prawie 18ta, imprezę zaplanowano na 21:00. Zaznaczam, że ja nigdy nie pracowałam w knajpie, tym bardziej na zmywaku, ale tak na logikę już widziałam, że to nie jest robota na jedną osobę, bo ciężko będzie sprzątać z talerzy, myć, wycierać szmatką i odnosić na półkę samemu. Ale wtedy jeszcze trwałam w błogiej świadomości, że jak będę zapierdzielać na najwyższych obrotach to dam radę, poza tym rozejrzałam się, zapas talerzy był pokaźny, więc nic nie zapowiadało dramatu. Właściciele lokalu okazali się być bandą włoskich znajomych Joe, którzy momentami wyglądali jak żywcem wyjęci z Rodziny Soprano, zarówno laski, jak i kolesie. Mnie się w ogóle Włosi nie podobają, jacyś tacy wymoczkowaci i pizdowaci są, więc nawet nie miałam rozrywki w postaci gapienia się na mężczyzn ;) W pewnym momencie zaczęłam podejrzewać, że nie są tak do końca przygotowani na otwarcie, bo godzinę przed drukowali menu w "biurze", którym było takie małe pomieszczenie na przeciwko kuchni. Główny (chyba) właściciel postanowił zapracować na stereotypowe opinie o Włochach, czyli łaził i darł się na niemal wszystkich. I to nie tak, że "kurwa, zawaliłeś", tylko  faki leciały co trzecie słowo, a wyzwiska były równie wymyślne co "you are a fucking disgrace to this fucking town", czyli że ktoś okazał się być wstydem dla miasta, w ocenzurowanej wersji ;))))

Nadeszła godzina zero. Nawet sie ucieszyłam, bo już mi się trochę nudziło, kelnerzy zaczęli znosić pierwsze zamówienia, a ja z podwiniętymi rękawami czekałam na pierwsze naczynia. I się, kuźwa, doczekałam. Mój pierwszy błąd nowicjusza polegał na tym, ze starałam się być zbyt dokładna. Jak mi Anthony powiedział, że talerze mają być naprawdę suche, to jest wycierałam i wycierałam, aż były suche, tracąc na tym mnóstwo czasu. Jak mi wrzucali patelnie, to je szorowałam próbując doprowadzić do stanu nowości. Innymi słowy, zmywałam tak, jakbym zmywała w domu. Szybko się zorientowałam, że muszę sobie ustawić priorytety, którymi były naczynia dla kucharzy, wiec patelnie, garnki szły na pierwszy ogień. W międzyczasie zerkałam jak wygląda sytuacja naczyniowa i myłam te, które wyglądały na chętne to zniknięcia. Brzmi logicznie? Niby tak. Ale do tego trzeba dodać, że praktycznie cały czas kelnerzy znosili brudne talerze, które rosły mi za plecami, pomimo moich niemal nadludzkich wysiłków, żeby chociaż trochę rozładowywać zatory. Nie miałam gdzie położyć rzeczy do wyschnięcia, skończyły mi się suche ścierki, skończyła się ciepła woda, a nadzieja, że naczynia będą schodziły falami okazała się złudna, bo lądowały koło mnie rwącym strumieniem...

Każdy kto mnie zna, wie, że jestem cholerykiem, ale doprowadzić mnie do wrzasku połączonego ze słowotokiem i wkurwić tak, że jestem bliska płaczu ze złości, jest ciężko. Bowiem w połowie kompletnej bezsilności przypomniałam sobie maila Joe "...ale ci trochę zapłacimy..." Była dopiero 22ga, ja byłam wyczerpana fizycznie (te żeliwne patelnie są naprawdę w cholerę ciężkie), psychicznie i na skraju załamania nerwowego, bo chociaż stawałam na głowie, to po prostu NIE BYŁA ROBOTA NA JEDNĄ OSOBĘ. Zaczęłam rozważać rzucenie tego w cholerę i wyjście z lokalu, ale wiedziałam, że wtedy dadzą na zmywak któregoś z kelnerów, a co oni byli winni. I wtedy podszedł Anthony, bo u kucharzy się akurat nieco rozluźniło i zapytał, czy wszystko w porządku, bo widzi, że jestem zdenerwowana. Uch... Nie będę siebie cytować, ale okazało się, że ja też potrafię kląć po angielsku i wyrzucić z siebie całkiem płynny potok wściekłości. Zagroziłam, że jak nie dostanę kogoś do pomocy, to wychodzę. Anthony stwierdził, że wszyscy mają sajgon, na co ryknęłam "Tak, ale wam za to zapłacą!!!". Zamurowało go na chwilę, więc mu wyjaśniłam sytuację, co mi napisał Joe w mailu i że to moje pierwsze otwarcie (nie przyznawałam się, że to w ogóle moje pierwsze wszystko ;)), że Joe uprzedzał, że będzie zamieszanie, ale się spodziewałam, że będzie więcej osób i zamieszanie będzie po prostu oznaczało zapierdziel, a nie sprawienie, że niemożliwe stanie sie możliwe. I w ogóle ja wychodzę, bo mam kurwa dosyć. Anthony obiecał, że się rozliczymy, że nie będę pracować za darmo i dał mi do pomocy jednego z kelnerów, który skończył swoje stoliki - chłopaczek czyścił talerze tak, że mi pozostawało przetarcie w wodzie w płynem i jako w dwójkę zdołaliśmy rozładować ten burdel, szczególnie, że powoli się uspokajało, muzyka z przebojami disco sprzed jakichś 8 lat grała coraz głośniej, a spalone solarem Włoszki śmiały się coraz głośniej.

W okolicach 23:30 Anthony prawie siłą mnie wygonił z kuchni, żebym zrobiła sobie przerwę, a ja z wściekłości poszłam na fajkę. I nawet fajka mi nie smakowała. Może i lepiej, bo w żaden sposób nie pobudziło mi to z powrotem chęci powrotu do nałogu. Potem ze spokojem ogarniałam całą resztę, po północy zostały głównie gary, które i tak wymagały namoczenia, więc po prostu posprzątaliśmy, a to co zostało do zmycia zostało zalane wrzątkiem i zostawione na noc. Rozliczyłam się z Anthonym, pogadaliśmy sobie chwilę. Powiedział, że kolesie byli nieprzygotowani na otwarcie, a ta kuchnia to jest jakaś komedia a nie kuchnia. Oni też mieli sajgon, był jakiś problem z zamówieniami, ochrona tez miała problem na wejściu, bo nie mieli aktualnej listy, no jeden wielki bajzel. Powiedział też, że on pracował z Joe, więc nie dziwi go ten email, jedynie tylko nie rozumie, czemu wysłał mnie, wiedząc jaki jest sajgon na otwarciach i wiedząc, że nigdy nie robiłam otwarcia (a ja w duchu myślałam, że przecież nigdy tego nie robiłam i Joe o tym doskonale wiedział!!!). I że przysłali drugiego kolesia na zmywak, ale zwyczajnie nie było go gdzie postawić, żebyśmy w dwójkę pracowali. I że teraz właściciele go zatrudnili, żeby rozwiązał problem z kuchnią... Życzyłam powodzenia, zebrałam garść pochwał i pojechałam do domu.

Dzisiaj rano wysłałam Joe maila z informacją, że to bardzo "miło" z ich strony, że nie płacą za pierwszą zmianę, ale nie ma o tym słowa w mojej umowie i jest to nie dość że niegrzeczne, to jeszcze niezgodne z prawem. Odpisał, że zapłacą mi całość i że to była "amazing job", czyli informacja o moim wybuchu na całą kuchnię do niego nie dotarła ;)

W sumie miałam zrezygnować ze współpracy z nimi, Pan Koala strasznie nie chce, żebym dla nich pracowała, ale dzisiaj się zaczęłam wahać. Na pewno nie idę nigdzie na zmywak więcej i na pewno nie robię żadnych grand opening. Ale tak sobie myślę, że jak się raz w tygodniu zdarzy szansa dorobienia,  to czemu nie przynieść paru dolarów więcej do domu. Szczególnie, że nikt mi nie rozkazuje, jak pasuje impreza, to się zgłaszam, jak nie, to nie. Wiadomo, jak nie będę się zgłaszać w ogóle, to w końcu mi dadzą wypowiedzenie ;)

Dzisiaj bolą mnie dłonie, przedramiona, część nóg, trochę barki i mam poczucie, że nigdy już nie zjem niczego w restauracji bez obrazu tych biednych ludzi harujących w kuchni na mój posiłek...

12 komentarzy:

  1. Ja pierdziele, az sie spocilam!

    Masz dziewczyno sile i charakter ze to przeszlas - ja na sam widok takiego towarzystwa bym pirzgnela wszystko. ludzie!!
    opis tych wlascicieli od siedmiu bolesci kojarzy mi sie z towarzystwem z Jersey Shore (taki reality z MTV..totalna zalamka.)
    a juz nawet wspomnienie o tym, ze robisz za darmo - czyli niewolnika se najeli, mnie by tak doprowadzilo do szalu, ze patelnia zeliwna by sie odbijala na kazdej bezmozowej facjacie.

    no sie zbulwersowalam. moje kondolencje wogole. mozesz tylko miec teraz nadzieje, ze juz gorzej byc nie moze - masz do czego porownywac.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, dziewczyno! Gratuluję determinacji i asertywności i nie wątpię, że poradzisz sobie w absolutnie każdej sytuacji... Trzymam kciuki za lepsze fuchy w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kryste!!! Co Tobie przyszlo do glowy?? Ja miewalam rozne durne pomysly na poczatku, ale w zyciu nie TAKIE!!! Zmywak?!?!?!? To jest jakis horror!! Ty moze sobie przed podejmowaniem takich idiotycznych "prac" najpierw zrob wyliczenie ile zarobisz i na ile zdrowia stracisz, bo to sie chyba nie bardzo balansuje. No chyba, ze koniecznie chcesz udowodnic sobie i swiatu, ze jestes Superkobieta, ale czy ktos sie juz zobowiazal wystawic pomnik?
    W zyciu nie wyobrazam sobie ze mozna sie zdecydowac na taki horror, nawet jakbym na chleb dla dziecka nie miala, to bym z tamtad uciekla. I wiem co pisze, bo kiedys poszlam sprzatac mieszkanie i wlasnie wyszlam bo bylo "za brudno" wlascicielka szla za mna na ulice i podnosila stawke godzinowa, ale ja nie bylam w stanie. Nie wyobrazalam sobie ze moglabym tam wejsc jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Poza paroma drobnym szczegolami, to ja to co rano przezywam sprzatajac po sniadaniu zony i corki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ania: Jersey Shore leciało na polskim MTV, więc kojarzę, zaciekawił mnie ten socjologiczny fenomen i obejrzałam parę odcinków ;) Fakt, znalazło by się tam paru kolesi, którzy pewnie utożsamiali się z The Situation, który chyba nawet ma włoskie korzenie... Panny zresztą nie były lepsze, też wyglądały na takie co sobie po ryjach dadzą jak popiją ;)

    Aneta: dziękuję, a lepsza fucha jak najbardziej jest, na kasie jest cicho i spokojnie :)))

    Stardust: wiesz, po prostu pomyślałam, że nie zawadzi zarobić parę dolarów ekstra :) Skąd się miałam spodziewać, że to taki hejzel będzie... Udowadniać nic nie mam zamiaru, natomiast co do zostawiania roboty, to tutaj niestety była inna sytuacja. Wiedziałam, że jak wyjdę, to ostatnimi osobami, na których się to zemści będą właściciele. Przerąbane by mieli bogu ducha winni kucharze i kelnerzy, którzy niczym nie zawinili, a sami próbowali przetrwać wielkie otwarcie. Właściciel by wpadł, wydarł ryja, że ma być zrobione i gówno go obchodzi jak. No nie mogłam ich tak zostawić, wszyscy tkwiliśmy w tym po uszy...

    Marek: niech Ci będzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tylko chcialam dodac, ze jak bedziesz miala jakies problemy z otrzymaniem od niego zaplaty, to naslij na ten "wyszynk" inspekcje strazy pozarnej. Na 100% gosc na pewno nie ma wszystkich alarmow, gasnic, oznaczen tak jak trzeba i mu te meline zamkna. Nie ma co sie litowac i tlumaczyc - osobiscie pierwszy raz slysze o tym ze sie wymaga darmowej pracy - zamiast placic za nadgodziny!
    Nigdy wiecej sie na takie cos nie godz.

    No, to se pogadalam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz, ja Cie rozumiem, ale z drugiej strony, nie mam pojecia czy stac by mnie bylo na takie poswiecenie. Pamietaj, ze nikt tutaj nie bedzie sie przejmowal czy Ty sobie dasz rade i jak warunki pracy odbija sie na Twoim zdrowiu. Tylko tyle:))) Don't work hard, work smart:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowite. Straszne wykorzystanie człowieka, no ale tak zdarza się wszędzie. Na pewno komitywa z innymi pracownikami była dobra, tacy towarzysze w niedoli. Na przyszłość ostrożniej wybieraj te niedole. Moim zdaniem Polacy po studiach w Kanadzie czy USA wcale nie są skazani jedynie na prace fizyczne. Wiadomo, jak ktoś lubi to czemu nie. Jest jednak wiele, wiele innych opcji. Gratulacje za przejście takiego chrztu bojowego, jestem pewna, że uda Wam się zrealizować wszystkie marzenia z takim podejściem. Nie zaniżajcie sobie jednak poprzeczki! Powodzenia.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja chyba wiem, o co Ci chodziło. Pewnie, jak już bym się zdecydowała na pójście do pracy bez zapłaty, to też bym tak zrobiła, jak Ty. Na zasadzie, że jak już powiedziałam A, to trzeba powiedzieć B itd. No i oczywiście zgrywanie twardziela, też nie jest mi obce. Co, ja nie dam rady? Ja im jeszcze pokażę! Ale w tym wypadku, to pewnie głupie podejście, bo oni żerują na takich naiwniakach.
    Ale szacun, że nie pierdzielnęłaś kogoś patelnią w łeb.
    A co do fragmentu o tym, że trudno doprowadzić Ciebie do wrzasku, słowotoku itd. - hmmm... no ja Ciebie akurat trochę znam :-P

    OdpowiedzUsuń
  10. Aga: eee tam, nie chodzi o takie mielenie jęzorem i kłócenie się z Kubą ;) To był taki prawdziwy szał, z obłędem w oczach i potarganymi włosami ;)
    Co do żerowania, właśnie z Koalą o tym gadaliśmy, że jak się każdy godzi na tę pierwszą zmianę bez płacenia, to ładna kasa im w kieszeni zostaje. Tyle, że ja też nie do końca się na to miałam zamiar zgodzić, w sensie chciałam najpierw po dobroci zwrócić uwagę, że to jest niezgodne z prawem, a potem prawnikiem postraszyć. Na szczęście nie musiałam, bo się od razu zgodzili się na zapłatę.

    Alicja: może i jest praca nie fizyczna dla nas, ale na razie nie w Toronto. Tu jest wyższe bezrobocie niż średnia krajowa i jest ogromna konkurencja, więc my jesteśmy na szarym końcu jeśli chodzi o bycie wybranym. Ja w sumie od kilku dni nic nie wysłałam, muszę nadrobić zaległości :)

    OdpowiedzUsuń
  11. O matko jaki wyzysk! Podziwiam za determinacje, ja bym chyba trzasnela tam drzwiami;) Jednoczesnie super, ze sie nie dalas. To jakis BS z tym nieplaceniem za pierwszy przepracowany dzien, dobrze, ze temu zgnilemu kapitaliscie numerek sie nie udal!
    Pozdrawiam z Mississauga i zycze powodzenia. Bedzie dobrze, jestescie ambitni, do takich jak Wy swiat nalezy:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Soczysty opis, widze wszystko oczami wyobrazni i nie, ze brak mi empatii, ale rechotalam przy czytaniu.. szczegolnie jak mozg mi podal jak sie ciskasz jak Kaczor Donald. :) Ale obiektywnie przygody nie zazdroszcze.

    OdpowiedzUsuń