sobota, 20 października 2012

Gdzie są grubi ludzie?

No właśnie, kompleksów się normalnie nabawię ;) Jak wiadomo, reprezentatywnych danych nie mam, bo i po 2 tygodniach nie mam prawa mieć, ale dopiero dzisiaj po raz pierwszy w sklepie widziałam grubą parę, do tego czasu nic. Echo. Autentycznie, zaczęłam się obawiać, że jestem najgrubszą kobietą w Sztokholmie ;)

Na razie kursuję między hotelem, firmą a supermarketem, więc jedynie tam mogę obserwować ludzi, plus ten jeden dzień jak Sara nas obwoziła po Sztokholmie w poszukiwaniu mieszkań. Wytężałam wzrok mocno, aż w końcu dramatycznie zapytałam "Tutaj nie ma grubych ludzi, jak wy to robicie???", na co Sara odparła "A nie wiem, może dlatego, że wszyscy mają obsesję chodzenia na siłownię i biegania". Faktycznie, akurat zbliżała się pora obiadu i w okolicy parków można było wypatrzyć ludzi, którzy swoją przerwę obiadową wykorzystują na spalanie kalorii zamiast na ich przyjmowanie.

Z ciekawości sprawdziłam jak wyglądają statystyki i okazało się, że jednak jacyś grubi ludzie są - do Ameryki Północnej Szwedom owszem daleko - na liście nagrubszych nacji (wg Forbesa z 2007 roku) są na 90tym miejscu, z wynikami 12,9% osób z nadwagą i 4,3% osób otyłych. Co mnie zaskoczyło, to miejsce Polski - 98. Myślałam, że wyżej jesteśmy.

W każdym razie, Szwedzi mocno się przejęli, że robią się coraz więksi i wprowadzili programy naprawcze, które przyniosły efekt i w 2009 roku, po raz pierwszy od 70 lat, Szwedzi przestali tyć (Źródło). W supermarkecie, który mam w pobliżu jest zaskakująco mało gotowego jedzenia (co nie znaczy, że nie ma go wcale), ale nie będę wniosków wysnuwać zanim nie sprawdzę innych, może ten ma po prostu mały wybór. Jednak w mojej sytuacji (brak kuchni), jestem w stanie kupić tam gotowe danie, którego skład nie powoduje u mnie palpitacji serca i odgrzać sobie w pracy bez wyrzutów sumienia. Naprawdę, kobiety są szczupłe i wysportowane, niektóre wręcz chude, a jeżdżąc po centrum miałam wrażenie, że jedyne osobniki z pełnymi kształtami to był Latynoski albo Czarnoskóre (albo ja :))))). Ciekawa jestem, czy po jakimś czasie to wrażenie się utrzyma, na razie czuję się zmotywowana do nie przytycia.

Oprócz zdrowego odżywiania podobno uprawiają sport pasjami, w pracy co chwilę słyszę dyskusje o lekcjach tenisa, pływania, jodze, siłowni, aerobiku, karate i tak dalej i tak dalej.

Poza tym, póki co uwielbiam ichnią komunikację miejską. Może poza ceną (wg Wikipedii Sztokholm ma najdroższą komunikację miejską na świecie, patrząc na cenę pojedynczego przejazdu), ale cała reszta działa dobrze. Sztokholm nie jest specjalnie dużym miastem, więc metro nie wygląda jak w Londynie, niemniej wystarcza do poruszania, razem z siecią autobusów. Pojedynczy bilet ważny godzinę kosztuje 36SEK (ok. 18zł), a sieciówka na miesiąc 790SEK (nieco ponad 380 zł).

I bardzo lubię hotel, w którym obecnie mieszkam :) Bez fajerwerków, ale jest wszystko co powinno być, a dzisiaj mnie zaskoczyły panie sprzątaczki. Otóż nigdy nie mieszkałam w hotelu tak długoterminowo, więc nie wiem jakie dokładnie zasady rządzą sprzątaniem. Zwykle w hotelu nocuję, czyli rano wychodzę, w tym czasie jest sprzątanie i tyle. Dzisiaj pogoda pod psem, więc postanowiłam spędzić leniwy dzień w pokoju, wywiesiłam karteczkę "Prosze nie przeszkadzać" i tak sobie odpoczywałam. Po południu wyszłam na chwilę do sklepu i po powrocie ze zdumieniem odkryłam, że mam ogarniętą łazienkę, wymienione ręczniki, pozamiatane - zwyczajnie panie sprzątające wyłapały kiedy wyszłam i ściągnęłam karteczkę i w tym czasie błyskawicznie oporządziły pokój. Zdziwiłam się, naprawdę, bo myślałam, że sprzątają do którejś godziny i tyle, a do tego sklepu gdzieś o 16tej szłam. Nie ukrywam, że gdybym miała tu swoją kuchnię, niespecjalnie spieszyło by mi się do przeprowadzki...;)

20 komentarzy:

  1. a to nie ma hoteli z kuchnia? takie extended stay>

    ja mam swoja teorie na temat grubosci - mysle, ze kazdy kraj ktory ma dobrze rozwnieta komunikcje publiczna, i ludzie chcac nie chcac chodza - a nie wszedzie jezdza samochodem - to w takim kraju otylosc jest o wiele mniejsza.
    zreszta to jest pewnie temat bardzo zlozony - a i odpowiednie geny (chude i wysokie) w rasie nordyckiej tez maja jakis tam wyplyw:)

    Kinga - powrzucalabys pare zdjec:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może coś bym z tą komunikacją. Dodatkowo, w Sztokholmie ciężko się jeździ po mieście, bo jest problem z miejscami parkingowymi, więc lepiej jechać komunikacją miejską.

      Zdjęcia się wreszcie dzisiaj zrobił, bo wcześniej nie miałam okazji do centrum pojechać, więc myślę, że jutro wrzucę :)

      Usuń
    2. Aha, hotele z kuchnią są, ale w cenie, która niespecjalnie moją firmę ucieszyła ;) Na dłużej, by musieli pewnie się szarpnąć, ale miesiąc bez kuchni przepękam.

      Usuń
  2. sieciówka na miesiąc 790SEK (nieco ponad 380 zł).

    92€ W wartościach absolutnych — drogo. W Berlinie sieciówka to 77€ a miasto jest ponad 4x rozleglejsze.

    Intuicyjnie — w kraju bardziej socjalistycznym zbiorkom powinien być tańszy. Ale może jak porównać z płacami to faktycznie tak jest. Wiesz może jaka jest średnia pensja w Sztokholmie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie ciągle nie mogę wyczuć, czy tutaj jest drogo w wartościach bezwzględnych, czy jednak dla nich nie aż tak.

      Średnia płaca w Sztokholmie według Payscale to mniej więcej 29000SEK brutto (miesięcznie), czyli coś ponad 3300euro, lub 14000zł. Wiadomo, w Polsce każdy by chciał taką średnią płacę, ale jak tutaj mała klitka potrafi kosztować 6-8tys SEK miesięcznie, a podatki zjadają ci połowę pensji (średnia to ponad 50%, ale mają jakieś ulgi i dodatki, więc być może efektywnie wychodzi mniej), to zostanie na życie 8tys SEK, a to już naprawdę niedużo.

      Z drugiej strony, jakoś tu żyją i sobie chwalą i ciągle Szwecja jest w czołówce krajów, w których się dobrze żyje, więc albo w rzeczywistości te rachunki wyglądają inaczej, albo socjal łagodzi ból drożyzny ;)

      Usuń
    2. Wygladaja troche inaczej. Z 29000 SEK zostanie po podatkach jakies 20 tys. netto (pewnie troche mniej w grudniu). W Sztokholmie sie za to nie poszalaje, ale zyc mozna calkiem niezle. Jedno co jest faktycznie drozsze niz gdziekolwiek, gdzie bylem to imprezy na miescie :)

      Usuń
    3. Hm. To w takim razie gdzie są te sławne wysokie podatki, przy wyższych zarobkach jest taka różnica, że średnia wychodzi 57%? Bo jak z 29000 zostaje 20000, to wychodzi praktycznie tak samo jak w Polsce. Ostatnio widziałam jakies wyliczenie, że Szwedzi płacą w okolicach 80% podatków, ale w to były wliczone wszystkie VATy i inne pośrednie.

      W każdym razie przy 20tys to faktycznie szału nie ma, ale dramatu też nie, spokojnie można żyć :)

      Usuń
    4. W Toronto sieciówka kosztuje $126 (CAN), czyli coś koło 400 zł, 97 Euro albo 834 koron szwedzkich, czyli wygląda na to, że toronto jest najdroższe. Tyle, że tutaj nie ma dotacji od rządu federalnego a prowincja też dorzuca się bardzo mało. W Berlinie komunikacja jest dla mnie niedościgłym wzorem, ale jak sądzę do Berlina dokładają się wszyscy niemieccy podatnicy...

      A ile kosztuje w Szwecji benzyna? U nas jest teraz po $1.18/litr.

      Usuń
    5. Faktycznie, TTC wychodzi najdrożej. Biorąc pod uwagę moją wielką sympatię do nich, niespecjalnie mnie to dziwi ;)

      Benzyna - ostatnio mi mignęło 15,70SEK, czyli ok. $2,4. Potaniała w Toronto, jak my byliśmy to do $1,35 bodajże dochodziło. A jak przyjechaliśmy to akurat pękła granica dolara :)

      Usuń
    6. Cena się waha zależnie od wiadomości ze świata... Niedawno było $1.30, potem $1.35, teraz jest taniej. Jak my przyjechaliśmy w 2003 litr był po 65 centów, tyle, że dolar amerykański kosztował $1.30 kanadyjskiego...

      A piwo i wino jak? Po szoku cenowym u nas chyba Was niewiele zdziwi, ale kto wie...

      Usuń
    7. Piwo i wino? Powiem tak, nie wiem, czy w Toronto jakiś duży szok odczuwałam, jeśli tak, to zupełnie mi się zatarł w pamięci, ale tego co jest tutaj to do końca życia nie zapomnę. Pomijając dostępność alkoholu, bo ten ichni Systembolaget sieć sklpów ma delikatnie mówiąc marną, w porównaniu do Beer Store czy LCBO. W supermarkecie są dostępne alkohole do 3,5% i cena się zwykle kształtuje w okolicach 18-27SEK za litr, czyli $2,7-$4. Na przykład sześciopak Heinekena 3,5% w puszkach 0,33 to $7, czyli wyjdzie $3,58 za litr. W Systembolaget, gdzie są dostępne "normalne" wersje marek trzeba mniej więcej mnożyć prawie razy dwa - dwie puszki półlitrowego Heinekena to 44SEK, czyli $6,6.

      W knajpach to już w ogóle jest jazda bez trzymanki, na razie tylko raz zamówiłam piwo w hotelu, to za 0,25l zapłaciłam ponad 40SEK (ponad $6). W ten weekend zrobię wywiad w centrum, zobaczymy jak tam się cena kształtuje w pubach :)

      Podsumowując, sączę sobie nieśmiało piwo 3,5%, bo myśl o wydawaniu 10zł na pół litra piwa mnie wpędza w depresję :) ;)

      Usuń
    8. Aha, Tobie pewnie lepiej się będzie do butelek odnosić: butelka Heinekena 0,33l $2,2; butelka Tuborga (duńskie) 0,33l $1,8; Pripps (lokalne, tanie, niedobre) butelka 0,33l $1,5.

      Aż sobie sprawdziłam i wyszło mi, że w Beer Store wiele taniej nie jest. W takim razie nie wiem, czemu w takim szoku jestem, może dlatego, że nie przeliczałam w Kanadzie?

      Usuń
    9. Niepotrzebnie się na Heinekenie wzorowałam. Spojrzałam na lokalne i Tuborg kosztuje ok. $1,5 za puszkę pół litrową w wersji 3,5%, a za taką samą puszkę w wersji normalnej $2, czyli nie mnoży się razy dwa.

      Zamieszałam deko, ale mam nadzieję, że coś z tego wyciągniesz :)

      Usuń
    10. Hm, zależy. Półlitrowa puszka niemieckoego markowego piwa kosztuje od $2 do $2.80, podobnie polskie, czeskie itp. Tak samo Heineken - pół litra to $2.60 według strony LCBO (ja kupuję ostatnio zwykle produckty mikrobrowarów). Czyli w miarę podobnie. Natomiast w pubie pint piwa to dalej od $4.50 do $6, więc jednak chyba dosyć taniej niż tam. Tak czy siak, mamy na alkohol niskoprocentowy podobne ceny:)

      Usuń
    11. Dla porównania - u mnie butelka 0.5 Paulanera kosztuje 0.75€, czyli c.a. $1. W knajpie ceny od 2.70€ do 5€.

      Usuń
    12. resvaria: myślę, że jest też efekt psychologiczny - ze złotówek na dolary przechodzisz dzieląc, a na SEKi mnożąc. $2 inaczej wygląda niż 13SEK :)
      Po drugie, jestem tu od dwóch tygodni i nie mam ichniej pensji, pewnie dlatego nie potrafię też do końca wyczuć co jest drogie a co nie, więc przeliczam. W Kanadzie zarabiałam w dolarach, więc łatwiej mi było ocenić odnosząc się do zarobków.

      Dob: nawet mnie nie denerwuj :P

      Usuń
  3. wydaje mi się jednak, że nie jesteś najgrubsza. Mam koleżankę, Szwedkę, mieszkającą w Sztokholmie, w domu. Jeżdżą głównie komunikacją miejską, mają dwójkę małych dzieci i ona jest nawet taka spora. Niekoniecznie po dzieciach, chociaż pewno nie jest jej łatwo wagę stracić. Ostatni raz byłam w Szwecji jakiś czas temu, na krótko co prawda, ale nie pamiętam aby zaszokowało mnie to, że nie widać było grubasków. Na pewno nie szokująco sporo, ale pamiętam, że społeczeństwo wydawało mi się takie raczej bardzo polskie. I myślałam, że Szwedki wcale nie są ładniejsze niż Polki, ale ubierają się znacznie mniej wulgarnie i mniej wulgarnie się malują. I to mi się podobało, bo młode Polki często rażą mnie wulgarnym wyglądem, który ma być sexy, ale jest bardziej chamski niż elegancko sexy. Faceci strasznie, ale to strasznie przeciętni, w sumie nieprzystojni tak ogólnie. NATURALNIE SĄ WYJĄTKI.
    Ludzie są otwarci, a kobiety chyba bardziej niż mężczyźni -otwarci na innych. To jest w sumie zupełnie inne niż w Polsce. Pamiętam, że potknęłam się jakoś na kostce na wysokich obcasach i kilka osób rzuciło się w moim kierunku, aby mi pomóc i dowiedzieć się, czy mi się nic nie stało. To było na ulicy, szłam sama. Wydaje mi się, ale nie jestem pewna, że w Polsce ludzie są bardziej obojętni albo bardziej się obcych jakoś boją i nie chcą się wdawać w żadne rozmowy z nimi. Nie wiem, mylę się?
    Pozdrowienia.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzieś te 4% otyłych musi być ;)

      Ciężko mi póki co styl oceniać, widze zarówno kobiety mocno opalone w mocnym makijażu, jak i bardzo stonowane. Wyzywających strojów przy tych temperaturach ciężko się spodziewać, więc pora roku może zaburzać obserwacje ;) Na pewno mają w sklepach wiecej ciekawych, kolorowych rzeczy, wczoraj prawie oczopląsu dostałam w H&Mie, jak na zwiad poszłam :) Jak na razie nie uważam, żeby Szwedki były ładniejsze od Polek, ale wydaje mi się, że są bardziej wysportowane.

      Faktycznie w Polsce jakaś znieczulica jest, często ludzie nie chcą się pytać i interesować, bo jeszcze się okaże, że trzeba coś zrobić. I ogólnie ma się wrażenie, ze wszyscy sa zirytowani i wkurzeni. Tutaj nie jest może aż tak "radośnie" jak w Kanadzie (np dziewczyna w informacji na dworcu była poprawna, ale zero uśmiechu), ale na pewno milej niż w Polsce.

      Usuń
  4. Fajne takie porownania, lubie je:) A jeszcze jak mozna porownac z Kanada to juz pelnia szczescia;)A widac przewage tych slawnych, skandynawskich blondynek o niebieskich oczach? Bo jak kiedys bylam w Kopenhadze, to bylo to bardzo zauwazalne (z tym, ze byla to polowa lat 80-tych)
    Tak to jest z hotelu, ze jak masz wywieszone "do not disturb" to panie doslownie poluja na Ciebie az ten znak zdejmiesz. A jak zapomnisz zdjac i wyjdziesz, to po powrocie zastaniesz pokoj niepostrzapatny, bez czystych recznikow. A jak sie nazywa dzielnica, w ktorej mieszkasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzuca się w oczy ponad przeciętna reprezentacja blondynów i blondynek :) W Sztokholmie jest dużo przyjezdnych, ale pomimo to, blond włosy można łatwo wyłapać.

      Teraz mieszkam w Brommie, pod koniec miesiąca przeprowadzam się do Sundyberg. Daleko od centrum (jak na Sztokholm, 6 przystanków do ścisłego centrum), ale metro pod nosem, więc nie będzie problemu.

      Usuń