wtorek, 1 maja 2012

Dlaczego nie chcecie naszych pieniędzy?

W ostatni weekend w Poznaniu miała miejsce chwalebna akcja "Poznań za pół ceny". Jak się można domyślić po tytule, atrakcje, restauracje, muzea i inne bezeceństwa były przez dwa dni za pół ceny, a niektóre nawet w jeden dzień za darmo. Mieliśmy zaplanowane wszystko elegancko - w sobotę Muzeum Archeologii, Muzeum Historii Poznania, posiłek w Czerwonym Sombrero i jak wystarczy czasu to jeszcze Fort III, bo mieliśmy się spotkać też z Agą i jej małżonkiem i dalszy plan zależał od negocjacji z nimi :) W niedzielę natomiast w planie było zwiedzanie Zamku, World Press Photo i ewentualnie Fort III, jeśli w sobotę jednak nie wypaliło. I posiłek w jakiejś innej knajpie biorącej udział w akcji (sushi?). Niestety postanowiono nam utrudnić zrealizowanie powyższego...

Po powrocie z Kanady mieliśmy mnóstwo przemyśleń i postanowień i dwoma z nich było zwiedzanie ile się da i nie marudzenie. Postanowiliśmy, że nie będziemy ciągle narzekać i krytykować, tylko znajdować pozytywne strony gdzie się da. Pomimo szczerych chęci, czasami się zwyczajnie nie da.

Na pierwszy ogień poszło Muzeum Archeologii, które w sobotę było za darmo. Pozytywne zaskoczenie, ciekawe ekspozycje, wszystko ładnie i logicznie opisane i wystawione, polecam jak ktoś jest zainteresowany takimi klimatami. Przebiliśmy się przez Rynek, żeby odkryć, że do Muzeum Historii Poznania się nie dostaniemy, bo akurat jest konferencja prasowa i prezentacja pucharu UEFA. Ok, rozumiem, Euro 2012, ale miło by było, jakby przy okazji informacji o godzinach otwarcia Muzeum pojawiła się wzmianka o pucharze. Poczekaliśmy chwilę, ale nic się nie działo (znaczy ludzie stali z aparatami, Polsat News z kamerami, a do Ratusza nie dało się wejść), więc pojechaliśmy do Fortu III, który znajduje się w Nowym Zoo. W naszych głowach była logiczna wizja, że jest Zoo i jest Fort i można albo wejść do jednego, albo do drugiego, albo kupić bilet zbiorczy. Otóż nie. Trzeba najpierw wejść do Zoo, a potem w środku kupić bilet do Fortu. Szlag nas trafił, bo nie chcieliśmy akurat iść do Zoo, nie wspominając o staniu w kolejce wypełnionej rodzinami z dziećmi, bo pogoda ładna i początek długiego weekendu. Pojechaliśmy w takim układzie nad Maltę, czyli jezioro w (niemal) centrum miasta.

Posiedzieliśmy nad Maltą nad piwem przyniesionym przez obrażoną na cały świat kelnerkę, zjechaliśmy torem saneczkowym, po czym pojechaliśmy po Agę i Małżonka. Niestety nie zjedliśmy w Czerwonym Sombrero, ponieważ pomimo wolnych stolików, przed restauracją była kolejka - lokal nie zapewnił wystarczającej ilości obsługi i nie byli w stanie obsłużyć wszystkich stolików. Machnęliśmy ręką i poszliśmy gdzie indziej. W niedzielę zaspaliśmy na zwiedzanie Zamku, więc pojechaliśmy tylko na World Press Photo, odpuszczając sobie już jedzenie na mieście.

W poniedziałek przeczytałam w sieci, że ludzie byli bardzo niezadowoleni z akcji w restauracjach - bywały sytuacje, że promocja obejmowała piwnicę, ale już nie ogródek, albo tylko część dań, które nie były w żaden sposób oznaczone w menu. Co za idiotyczne krótkoterminowe myślenie! Przecież taki klient już do tej restauracji nie wróci, a jeszcze zrazi innych opowieścią jak został potraktowany. W imię czego, zyskania 50zł na posiłku?

No i tak właśnie zaczęliśmy się zastanawiać. Ostrów Lednicki - nie można płacić kartami, Dinozaury - nie można płacić kartami, Muzeum - prezentacja pucharu, restauracja - nie ma miejsc, bo za mało obsługi, Fort - musisz płacić za coś, czego nie chcesz oglądać, przez co rezygnujesz z całości. Miło, że takie akcje w ogóle są, bo wiele oferowanych atrakcji faktycznie było za pół ceny i naprawdę doceniam, że cokolwiek się dzieje, ale na litość boską, to nie jest trudne do zrobienia. Winterlicious i Summerlicious w Toronto trwają około dwóch tygodni każde. W tym czasie restauracje uczestniczące w akcji wymagają rezerwacji telefonicznej, dzięki czemu wiedzą jakie będą miały obłożenie. Klient przychodzi, dostaje specjalnie przygotowane menu, zamawia, praktycznie z marszu dostaje cały posiłek, bo kuchnia jest przygotowana. Klient zadowolony bo ma dobre jedzenie za śmieszne pieniądze, restauracja zadowolona, bo obsługuje więcej klientów niż normalnie, a dodatkowo zarabia na napojach, które nie są wliczane w akcje. Proste? Proste.

Bardzo bym chciała, żeby Poznań się uczył i udoskonalał swoje pomysły, bo nie dość, że coraz więcej ciekawych pomysłów jest realizowanych, to jeszcze naprawdę lubimy nasze miasto. Niech to jednak ma jakieś ramy i porządek, bo na razie skończyło się tak, że pieniądze wydaliśmy tam, gdzie nie planowaliśmy (gdzie nie było "pół ceny"). Trzymam kciuki.

9 komentarzy:

  1. Dało się wejść do Ratusza :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A idź, nadal nie wiem jak się wbiłaś na tę konferencję ;)

      Usuń
  2. No wlasnie, jak w ostatnim akapicie, Polska (bo to nie tylko Poznan, to samo zaobserwowalam 1.5 roku temu w Warszawie) juz za czasow demokracji osiagnela duzo ale jeszcze duzo musi sie nauczyc. Wyglada na to, ze dalej nie wiedza jak zarobic, przyciagnac, zachecic i zatrzymac klienta a raczej wprost przeciwnie zniechecaja. Tu chyba chodzi o czas aby zalapali o co w tym marketingu chodzi. 20+ lat to troche za malo:) Mysle, ze drugie tyle tez nie wystarczy.
    A tak szczerze? Zalujecie troche, ze nie dane Wam bylo zostac w Kanadzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego nie marudzę aż tak bardzo, zdaję sobie sprawę, że to są pierwsze poważne kroki i że to, co mają inne kraje wymagało więcej niż 20 lat postępu. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że nie musimy wyważać otwartych drzwi, pewne rozwiązania są znane i można je zastosować, a nie przechodzić cały bolesny proces od początku. Nie wiem skąd to się bierze - krótkowzroczność? Chęć szybkiego zysku kosztem "niepotrzebnych udogodnień"? W każdym razie, dużo sie dzieje w dobrym kierunku, na szczęście :)

      Nie wiem co odpowiedzieć na pytanie o Kanadę. Na pewno za wieloma rzeczami tęsknimy, ale czy żałujemy, że nie zostaliśmy? Chyba nie. Ale tęsknimy.

      Usuń
  3. To wszystko jest dziwne, ale nie aż tak strasznie dziwne. Taka jest chyba jeszcze nadal mentalność. To się zmieni, ale jeszcze sporo wody musi upłynąć. Dla mnie to zmiany które już zaszły są ogromne. Na przykład to, że jest sporo uprzejmości w sklepach jest dla mnie prawie niewiarygodne. Pamiętam, jak byłam w Polsce po iluś tam latach niebycia i nagle w restauracji kelner był dla mnie niewiarygodnie uprzejmy (raczej nie wiedział, że jestem "zagraniczna") i aż myślałam, że on się ze mnie nabija. No a ten brak organizacji to trochę też wskazuje na nadal rozwijający się kraj i właściwie tyle. Pozdrowienia bardzo serdeczne. Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno dużo się zmienia, teraz jesteśmy na Warmii/Mazurach i jesteśmy zachwyceni, o czym będziemy dalej pisać. Mentalność zmienia się wolno, nie wiem czy można oczekiwać, że w krótkim czasie wyrobią sie pewne obywatelskie postawy, czy zmiana myślenia w ogóle. Ale jestem dobrej myśli, bo naprawdę idzie to w dobrym kierunku, choć czasem doprowadza do szału :)

      Pozdrawiamy również :)

      Usuń
  4. Jadę w tym roku do Polski to dokładnie sprawdzę czy jest tak strasznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, strasznie nie jest, bardziej mnie zastanowiło dlaczego nie robi się pewnym logicznych rzeczy, które przecież pomagają turystyce. Żywimy nadzieję, że w swojej wizycie zaplanowałeś spotkanie z najzajebistszymi ludźmi w kraju, czyli Nami ;)))

      Usuń
    2. No nie do końca :( Jadę do Polski B która jest daleko od Polski A w której mieszkacie. Do tego tylko na kilka dni - raczej trzeba będzie odłożyć wszelkie spotkania na następny raz.

      Usuń