piątek, 9 września 2011

Victoria, czyli polowanie na fokę

Victoria jest stolicą Brytyjskiej Kolumbii, co bywa dla wielu osób zaskoczeniem - jakoś się tak przyjęło, że mówiąc o BC do głowy przychodzi pierwsze Vancouver. Miasto jest spokojne i wręcz senne, choć może takie było nasze wrażenie, bo akurat pogoda nie dopisała w pierwszym dniu i było dość szaro. Naszym głównym celem jednak była... foka, która okazała się niełatwa do znalezienia :)

Victoria jest jednym z najstarszym miast na północno-zachodnim wybrzeżu, w którym brytyjskie osadnictwo rozpoczęło się w 1841 roku. Znajduje się na wyspie i jedynym sposobem, aby się na nią dostać jest przepłynięcie promem, co tez uczyniliśmy, najpierw pakując samochód (cena za auto plus dwie osoby to nieco ponad $77 w jedną stronę - nadal opłacało się to bardziej niż oddać pojazd w Vancouver i wynająć nowy w Victorii).


W 1843 roku na miejscu oryginalnie zwanym Camosun, została stworzona faktoria Hudson Bay Company, krótko pod nazwą Fort Albert - już trzy lata później nazwę zmieniono na Fort Victoria ku czci królowej brytyjskiej. Wraz z odkryciem złota w Kolumbii Brytyjskiej w 1858 roku, Victoria stała się portem, bazą zaopatrzeniową i centrum wyposażenia dla górników. Była również ważnym punktem w handlu opium, który był nieuregulowany aż do 1865 roku, a w 1908 opium stało się nielegalne. Swoją pozycję ostatecznie straciło w 1886 roku, kiedy ukończono budowę trasy kolejowej Canadian Pacific Railway - od tego czasu zaczęło się szybko i regularnie rozwijać Vancouver, które ostatecznie przejęło miano handlowej stolicy BC.

Przez długi czas Victoria dbała o zachowanie swojego brytyjskiego charakteru. Flagi angielskie bywały częstsze niż kanadyjskie, zachowano również wiele historycznych budynków, w tym parlament:
Jak już wspomniałam całe miasto jest takie senne, ale równocześnie... urocze, to chyba najbardziej adekwatne słowo. W centrum zachowało się wiele brytyjskich wpływów, szczególnie w zabudowie, ulice są małe (jak na standardy północnej ameryki ;)), mnóstwo jest kafejek, pubów i restauracji:
Jest to miasto często wybierane przez emerytów - brak mrozów i spokojny tryb życia przyciąga spokojnych ludzi :) Nie wiem jak sobie radzą z wilgotnością i ilością deszczu, które to nie bardzo mi pasują do nie najmłodszych kości, no ale widocznie jakoś sobie radzą.

Zatrzymaliśmy się w hostelu Ocean Island Inn, gdzie za miniaturową dwójkę zapłaciliśmy niecałe $70. Hostel bez większych fajerwerków, malutki pokój, łazienka w pobliżu, w centrum, bez większych ekscesów. W ogóle mieszkanie w hostelach mocno się zmieniło w ciągu ostatnich paru lat. Jeszcze 5 lat temu jak byłam w Londynie, życie towarzyskie kwitło, siedziało się w międzynarodowym towarzystwie gadając pół nocy. Teraz wchodzisz do "salonu" a tam wszyscy z komputerami, na facebooku i nikt z nikim nie gada. Czasami sie zdarza fajniejsze towarzystwo, ale z reguły są to ludzie bliżej naszego wieku niż wczesnej "dwudziestki"...  Dobijające to czasami jest...

Wracając do Victorii, poszliśmy połazić po centrum, pooglądać łódki w marinie:
Wzdłuż wybrzeża porozkładane były małe straganiki z przeróżnymi dobrami na sprzedaż, z reguły dobrami wyrabianymi przez Indian i sprzedawanych przez tychże. Miło było zobaczyć, że część z nich coś robi i zarabia w ten sposób pieniądze, zamiast przepijać pieniądze z zasiłków...

Jednak my w Victorii mieliśmy jeden nadrzędny cel - znaleźć fokę :)))) Otóż mój były szef mi powiedział, że w jednym miejscu jest dzika foka, która wie, że ludzie rzucają ryby i przypływa do mariny w oczekiwaniu na pożywienie. Postanowiliśmy ją znaleźć :) Zeszliśmy dwie mariny i nic, pytamy, no gdzieś ta foka jest, ale ludzie nie bardzo wiedzą gdzie. Skandując po cichu "Fo-ka, fo-ka, fo-ka", przemierzaliśmy wybrzeże, aż w końcu ponura pogoda doszła do wniosku, że trzeba się uzewnętrznić i zaczęło padać:
Musieliśmy się poddać, przenosząc tym samym polowanie na następny dzień, który okazał się być znacznie bardziej sympatyczny niż poprzedni:

Oczywiście jak to zwykle w takich przypadkach bywa, wystarczyło sprawdzić w necie gdzie nasza foka się ukrywa - spory kawałek dalej od miejsca gdzie łaziliśmy poprzedniego dnia, w Oak Bay Marina. Prawie byśmy ją ominęli, ale w ostatnim momencie dojrzeliśmy stado ludzi gapiących się w wodę :) Można kupić mrożone kawałki ryby w pobliskim sklepiku z pamiątkami i zabrać się za karmienie fok, których okazało się być sztuk trzy! :) Skubane wiedzą doskonale po co ludzi przychodzą na pomost, bo najpierw następuje skanowanie tłumu:
Potem oczekiwanie przerywane chlapaniem wodą, jeśli delikwent z rybami sie ociąga z chojnością ;)
Od czasu do czasu trzeba się też zrelaksować:
Pożegnaliśmy się z fokami, uszczęśliwieni, że je w końcu znaleźliśmy, po czym pognaliśmy na dalszą część podróży.

Generalnie Victoria wydała nam się właśnie urocza. Fakt, też w centrum było paru podejrzanie wyglądających delikwentów, ale ogólnie miasto jest tak spokojne, że aż dla nas za spokojne. Na pewno jest idealne na leniwe wakacje, zawinięcie do portu, otwarcie piwka (których jest do wyboru do koloru ze wszystkimi browarami na wyspie), wyruszenie na jakiś połów z rana, albo zwykłe żeglowanie. Przejść się uroczym deptakiem, wejść do irlandzkiej knajpy, bez pośpiechu, całkowity relaks. Lubię takie miasteczka, w życiu nie mogłabym w takim mieszkać, ale uwielbiam je zwiedzać :)

20 komentarzy:

  1. :-) Z tym deszczem w "brytyjskim stylu" to jest tak, że on jest jakiś taki dziwny, że się w sumie nie moknie. Głupio to może brzmi, ale on jest jakiś taki rzadki i rozwodniony :D To nie jest taka polska ulewa, co się 10 sekund na niej postoi i człowiek do suchej nitki przemoczony - tu niby pada, ale w sumie ludzie się tym specjalnie nie przejmują, tymbardziej że często wcale deszcze nie oznacza, że jest zimniej niż było, a latem często wręcz przeciwnie - to jak nie pada, jest "porno i duszno" i taki deszczyk przynosi ulgę.

    Pomieszkasz w Szkocji to zobaczysz co mam na myśli, bo mi ciężko to wyrazić słowami ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcia super.Jeszcze trochę a zostaniecie zawodowcami.Foczka prześliczna.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna foke znalezliscie - na pierwszym zdjeciu ma troche evil eye;)) pewnie glodna hehe

    zgadzam sie z twoim opisem victorii - urocza:) poszliscie do ogrodow butchard? pewnie nie, - to bardziej rozrywka dla emerytow i rencistow;)

    co do deszczu, bo ten temat sie przewija ciagle, jako ze jestesmy na northwest a potem w szkocji - to tak jak pisze orys. tutejsze deszcze nie mozna porownac do polskich - albo moze juz polskich nie pamietam. tutaj nie "zaciaga" sie na kilka dni, tylko pada krotkimi odcinkami, wiec w jednym dniu moze swiecic slonce na przemian z deszczem tak co pare godzin. Druga sprawa - to infrastruktura, czyli nie ma blota, itp - chodniki sa suche momentalnie. Kolejna sprawa - to chyba psychologicznie, ze sie nie moknie, bo sie jezdzi samochodami a nie stoi pod parasolka na przystanku autobusowym. No i jak wracasz z pracy do domu, to odpalasz kominek, za oknem masz duze choinki ktore uciszaja padajace krople - wiec ten deszcz tak zle nie wyglada.

    OdpowiedzUsuń
  4. aha, i jeszcze chcialam powiedziec, ze po parasolkach poznaje sie tylko turystow - tubylcy ewentualnie zaloza kaptur od kurtki;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja to chyba bym się z tego pomostu nie ruszyła, gdyby ta foka tak na mnie patrzyła. Karmiłabym ją, aż by pękła :-)) Kotek ze Shreka miał podobne spojrzenie :-) Ja chcę taką do domu!
    Pozdrawiam
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. W Victorii pada mniej niż w Vancouver, nie mówiąc już o śniegu w Toronto, więc dlatego Victoria jest stolicą emerytów Kanady, a nie tylko BC.:)
    Deszcz, jak pada, to w Vancouver potrafi lać bez przerwy tygodniami, opady są większe niż w Seattle - skąd pisze Ania. I często nie ma tych przerw w deszczu, co jest okropne, ALE - jak się człowiek na to przygotuje psychicznie oraz strojem, to da się żyć zupełnie spokojnie.
    O foce to nigdy nie słyszałam, może dlatego, że ciągle je gdzieś widuję i są dla mnie codziennym zjawiskiem.
    Trzymajcie się zdrowo, czy jedziecie samochodem do Calgary?

    Pozdrawiam, Alicja

    OdpowiedzUsuń
  7. I hope you're OK!
    wlasnie slysze o tym earthquake - i tsunami warning.
    6.7 to sporo
    trzymajcie sie koalki
    ania_2000

    OdpowiedzUsuń
  8. Tutaj mowili, ze nie ma grozby tsunami. Niemniej tak sobie mysle, ze musieliscie gnac na drugi koniec Kanady aby doswiadczyc nastepnego (dopiero bylo przeciez w Toronto) trzesienia:) Zupelnie zapomnialam o tym ale fakt, ze jest V lezy na terenie sejsmicznym zraza wiele osob do tego stopnia, ze nigdy by tam nie zamieszkali. Dla mnie na pewno nie bylby to decydujacy faktor;) Ciagle deszcze tak ale nie grozba trzesienia.
    A Victoria-bardzo urocze miasto:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak sie pomysli nad tymi zywiolami natury, to jednak chyba "wole" mieszac nad Pacifikiem, narazonym na te earthquakes ( bo mam nadzieje, ze sa tak rzadkie, ze sie nie zdarza;) niz np. w srodkowych stanach - nie dosc, ze ciagle narazonych na tornada, to jeszcze huragany/pozostalosci po huraganach w postaci deszczy czy powodzi - albo w tych stanach gdzie jest goraco i wilgotno latem i zimno i snieznie zima.
    ania_2000

    OdpowiedzUsuń
  10. Oryś: ja tym razem nic o brytyjskim deszczu nie pisałam ;) To co spadło w Victorii to jakaś popierdółka była a nie deszcz :) Generalnie z pogodą się nam udało, wszyscy mówią, że w BC do dupy lato było i ciągle padało, a my tylko ten deszcz w Victorii trafiliśmy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ania: jak się ma samochód to nawet chyba ta zima w Toronto jest bardziej znośna... Trzęsienie ziemi nas ominęło - akurat byliśmy w Whistler i tylko w radio usłyszeliśmy. Mówią, że jakieś tam prawdopodobieństwo tsunami jest, ale raczej nie będzie. Oby, bo jutro chcę wreszcie na plaży poleżeć ;)
    Co do Stanów, to jak słyszę "letnie" newsy, to tam ciągle coś, albo pożary, albo tornada, jak nie urok to sraczka. Ale nie wiem czy bym wolała zachodnie wybrzeże z trzęsieniami czy wschodnie z tornadami...

    Tak na marginesie jak się ostatnio zatrzęsło na wschodnim, to Pan Koala powiedział, że to może być wypadek przy pracy, ale równie dobrze moze być początek ponownych ruchów starych płyt tektonicznych, co mogło by wskazywać, że się coś zaczyna tam pod spodem dziać. Ciekawa jestem, czy sie powtórzy czy nie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Aga: ja jestem zakochana w morskich wydrach, których zdjęcia w późniejszych notkach wrzucę. Najsłodsze zwierzę jakie widziałam chyba :))))

    OdpowiedzUsuń
  13. Alicja: dla nas foki to jednak nowość, a tym bardziej takie na wolności. Do Calgary niestety już naszym ulubionym Greyhoundem, już się przygotowuję psychicznie na tę podróż z powrotem do Toronto...

    OdpowiedzUsuń
  14. Monika: wygląda na to, że nas te trzęsienia omijają - w Toronto się zatrzęsło jak już nas nie było, na wyspie i w Vancouver też. Człowiek chce przeżyć coś ekstremalnego, a tu nic ;)))

    OdpowiedzUsuń
  15. te morskie wydry to otters znaczy sie? bo one sa rzeczywiscie soooo cuuute, widzialam raz pare otters w kalifornijskim aquarium, jak trzymala sie za lapki i plywala razem na plecach! cudo!
    milo sie czyta Wasze wrazenia :-) a co dalej po Victorii??

    OdpowiedzUsuń
  16. Ale skad tornada na wschodnim wybrzezu? Mieszkam na wschodnim wybrzezu 27 lat i jeszcze nigdy nie widzialam, ani nie slyszalam o tornadach. Czy ja za duzo spie? :))))
    Trzesienie ziemi tez w ciagu tych 27 lat bylo 2 razy i to w sumie male, bo drugiego (kilka tygodni temu) nawet nie poczulam, a nie spalam:))) Lato, owszem jest wilgotne (2 miesiace zwykle) a cale lato trwa 5 miesiecy, zima? Moim zdaniem bardzo lagodna, to tylko ostatnia byla bogata w snieg. No ale przeciez to zima:)))

    OdpowiedzUsuń
  17. atsanik: tak, sea otter. Jedną wiedzieliśmy na wolności, a drugą w akwarium w Vancouver. Musiałam być na siłę odciągana od niej :)))

    OdpowiedzUsuń
  18. Stardust: tam niżej od Ciebie, Floryda i te rejony :)

    OdpowiedzUsuń
  19. A Floryda... ten Dom Starcow:))) Tam to wszystkie fajerwerki sa.

    OdpowiedzUsuń
  20. do ania_2000
    Ty chyba długo już mieszkasz poza Polską, bo języka polskiego już nie pamiętasz. A jest polski odpowiednik na earthquake - to trzęsienie ziemi. Na evil eye też by się coś po polsku znalazło :-)

    OdpowiedzUsuń