czwartek, 25 sierpnia 2011

Dzień dobry, Calgary!

Udało się, nikt nas nie okradł, nie zgwałcił, nie zgubili nam bagażu, nie zabłądziliśmy w drodze do hostelu, innymi słowy, jesteśmy cali i zdrowi w Calgary. Najpierw prawie zamordowałam Pana z Hostelu, który ignorował nasze dramatyczne dobijanie się do środka i odbierał nam wizję snu, ale jak już się pojawił to się tak naprzepraszał, ze aż nie miałam serca go ochrzanić tak jak to pierwotnie planowałam. Hostel jest w samym centrum, więc po wyjściu mamy widok na, nieco chaotyczne z tego punktu, downtown.
Hostel póki co jest jak najbardziej godny polecenia - jeśli ktoś będzie się wybierał do Calgary, to polecam (jeden z niewielu zresztą, ale to inna sprawa) - Wicked Hostel. Za pokój dwuosobowy płacimy $90. Taniej się nie dało... Zależało nam jednak na komfortowej nocy po trzech nocach w autobusie i przed nocami w dziczy. Jednak za tę cenę mamy jedno z lepszych miejsc, w których nocowałam (mówimy tu o zakresie cenowym "najtaniej"). Łazienki czyściutkie, łóżko wygodne, kuchnia dobrze wyposażona, właściciel bardzo sympatyczny, czego chcieć więcej? Pewnie więcej napiszę po wieczorze, bo na razie wpadliśmy, pospaliśmy i wypadliśmy :)

Po krótkiej drzemce i doprowadzeniu się do higienicznego ładu poszliśmy na podbój Calgary. Calgary jest... hm... jakby to... to ja może zacznę od historii, w historii zawsze jest coś ciekawego ;)

Przydomek tego zamieszkałego przez milion mieszkańców miasta to "Cowtown", czyli krowie miasto. Albo miasto krów. Albo Krówno :) W każdym razie pomimo zmiany twarzy od momentu odkrycia ropy, mieszkańcy nadal wolą utożsamiać się z romantyczną wizją pastwisk niż bezdusznymi wieżowcami centrum finansowego. Calgary nadal jest bardzo ważnym rynkiem bydła w Kanadzie, jednak olejowy boom, który rozpoczął się w latach 40tych zmienił niemal wszystko. Surowce odkryte w zachodniej Kanadzie ściągnęły do Calgary inwestorów i bogactwo zmieniając je w centralę rodzącego się przemysłu energetycznego, ściągając niemal wszystkie bolączki szybko rozwijających się miast. Z wyjątkiem może zanieczyszczeń - brak wielkich fabryk powoduje, że powietrze jest nadal czyste jak w mało którym dużym mieście.

Miasto jest młode - ma 140 lat. Chociaż pierwotne plemiona dotarły w te okolice 2000 lat temu, pierwsi biali osadnicy pojawili się w późnym XVIII wieku. Swoją nazwę zyskało w 1876 roku, kiedy do zbudowanego Fortu przybył inspektor J. F. Macleod i za jego sprawą ukuła się nazwa inspirowana Calgary Bay, wioską na wyspie Isle of Mull w Szkocji. W 1886 roku pożar strawił większą część miasta - zadecydowano, że odbudowane budynki będą z trwalszego materiały, wapienia. Niestety wiele z nich zostało wyburzonych, aby zdobyć miejsce na późniejsze wieżowce i inne szklane domy. Parę jednak ocalało.
W dużym skrócie tak mniej więcej to wszystko przebiegło. Najpierw wypasano bydło i zbudowane mięsne imperium, potem nastąpiła era przemysłu rafineryjnego, którego problemy na początku lat 80tych zostały przyćmione sukcesem Olimpiady z 1988 roku.

Tyle z suchych faktów, które jednak rzucają światło na pierwotne "hmm..." - tu nie ma za bardzo co robić :) W sumie dobrze, że trafiliśmy akurat po podróży, mogliśmy bez przeszkód odpocząć i wybrać się na leniwy i słoneczny spacer po centrum miasta. Bardzo słoneczny. O co chodzi, że słońce w Kanadzie jest takie jasne?!?! ;) Okolica jest biurowo-rządowa, ale pomimo wszystko było cicho. Ludzi mało. Jakby to nie środa była. "Bo oni też tu mają podziemne miasto" - stwierdził Koala. "A może to było Edmonton? Nie pamiętam. Ale mówię ci, mają podziemne miasto". Po trzecim lub czwartym zdaniu wycedziłam "To je znajdź i przestań jęczeć" :))) Okazało się, że owszem alternatywne miasto jest, ale w przeciwieństwie do Toronto jest... nad miastem właściwym :) Dokładnie 4,5 metra nad chodnikami. Wszystkie biurowce i centra handlowe są połączone nadziemnymi tunelami (sztuk 47), w których można się schować przed zimą podobnie jak w torontyjskim podziemiu. 

Również ciekawy jest podział miasta. W pierwszym momencie poczułam się skołowana, ale w gruncie rzeczy ma to sens i jest proste jak budowa cepa. Otóż miasto dzieli się na cztery kwadranty: południowo-wschodni, południowo-zachodni, północno-wschodni i północno-zachodni. Podział wyznaczają: Centre Street, która dzieli miasto na wschód i zachód i rzeka Bow, która dzieli na północ i południe. Ulice biegnące w kierunku północ-południe to "Street", a te w kierunku wschód-zachód to "Avenue". Jeśli mamy adres 14 Avenue SE, to znaczy, że jest to 14 ulica "pozioma", na południe od rzeki Bow i na wschód od Centre Street. Voila, mówiłam, że proste :)))

Pogoda jest dzisiaj cudowna, więc poszliśmy połazić. Po drodze był park z pieskami preriowymi:
Koala się zamyślił nad sensem tego świata, w którym różowe pieski wyłażą ze ścian.
Mnie natomiast dopadła dziwna chęć wyszczerzenia zębów...
W środku miasta, dwa kroki od szklanego centrum jest mały, zielony raj:





Jako, że Cowton, to wywnioskowaliśmy, że steki powinny być zacne. Pana Koala stracił dziewictwo smakowe z bizonem, ja z jagnięcym curry - ocena Pana Koali "może to i dobre mięso, ale jednak cena w stosunku do ilości..." Innymi słowy, jestem z prostym człowiekiem, który jak nie dostanie kilogramowego udźca na stół, to niedojedzony jest ;))) Curry natomiast zabiło smak jagnięciny i nadal nie wiem jak owieczka smakuje.

Ozdóbki nad głowami na deptaku jedzeniowo-zakupowym:
Jeśli to jest to co ja myślę, to osoba, która to wymyśliła jest kolejnym geniuszem prostoty. Jakieś pomysły? :)

Kończąc opowieść o Calgary - nie wiem co myśleć o tym mieście. Wydaje się być leniwe i spokojne. Uporządkowane i drogie. Mało interesujące, ale co można powiedzieć po paru godzinach? Inna sprawa, że przeryłam internet i przewodniki wzdłuż i wszerz i... no nie ma co robić. Jest Fort, który zamykają o piątej, więc nie zdążyliśmy. Jest coroczna gonitwa, czyli Calgary Stampede, które sprawia, że miasto zamienia się w drogiego, wypełnionego turystami potwora. Chyba największą zaletą Calgary jest miasteczko olimpijskie, o które pewnie zahaczymy jutro i bliskość tych oszałamiających gór, na których podbój wyruszamy.
Mam nadzieję, że moje nogi z powrotem zaczną być moimi nogami, to co zjadło mi kostki w końcu je odda, bo na razie po podróży mam dwie spuchnięte kłody, bądź balerony, zamiast zwykłej części poniżej kolan. Pan Koala zresztą też nie pozostał nietknięty, stąd długie spodnie przy 30 stopniowym upale.

Innymi słowy - Rockies, strzeżcie się, przybywamy! :))))

20 komentarzy:

  1. $90 za hostel??? Ja dosłownie 10 minut temu zrobiłem rezerwacje na pięciogwiazdkowy InterContinental w Buckhead (Atlanta) za $108...

    OdpowiedzUsuń
  2. no bo ceny w kanadzie sa dwa-trzy razy wyzsze niz w usa.

    zgadza sie, ze calgary to raczej turystycznie do niczego, podoba mi sie krowno hehe - mysmy z wizyty w krownie zrezygnowali wlasnie z tego powodu, ze oprocz miasteczka olipijskiego to tam nic niema, no ale w waszym przypadku to zupelnie co innego - wypoczynek po przebytej drodze no i swiezy start w dalsza podroz.
    ta rzeka bow to przeplywa przez lake louise i tam ma przecudny turkusowy kolor - czy do calgary doplywa dalej go majac? a ciebie to pogryzlo, czy to od dlugiego siedzenia masz nogi spuchniete? bo wiesz - nawet jak sie leci pare godzin, to trzeba wstawac i lazic, zeby wlasnie temu zapobiec.

    OdpowiedzUsuń
  3. nidgy nie bylam w Calgary w celach kulturalnych, ze sie tak wyraze ;-) wiec za bardzo nie wiem, co polecic... dla mnie najwiekszy urok tego miasta to bliskosc gor i Ikea ;-) ruszajcie w Rockies!

    OdpowiedzUsuń
  4. ania_2000 nawet jak się chodzi to po długich podróżach nie tylko samolotem b.często sa obrzęki.Troszkę znam się na tym.A Kindze i Łukaszowi zazdroszcze zwiedzania ."Łapcie " wszystko bo lubię oglądać - na pewno już się przekonaliście .Pozdrawaiam.Mama

    OdpowiedzUsuń
  5. A może masz problemy z krążeniem? lub brałaś kiedyś tabletki anty? bo od nich też tak łydki bolą:(, współczuje!

    OdpowiedzUsuń
  6. Spuchnietych nog wspolczuje, znam ten problem, ale da sie rozchodzic:) Wiec wygodne buty, najlepiej wiazane (widze, ze wlasnie cos takiego masz na zdjeciach) i marsz, tyle ile sie da. No i moze robcie sobie nawzajem masaz stop:)) Krowno jak nudne, to przynjamniej sie nie sforsujecie za bardzo:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Kinga, opuchlizna odejdzie, czesto tak jest po dlugich podrozach. Mi tez spuchly po podrozy na Floryde (26 godzin)ale szybciutko odeszla jak zaczelam chodzic:) Ja tez nie przepadam za samym Calgary, za to okolica miasta jest przecudna, z kazdej jego strony jest cos wartego zobaczenia. Nie wiem czy planowaliscie Kananaskis Country, nie jest daleko wiec jesli juz bedziecie mieli samochod, to warto i tam wyskoczyc.

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie, że już tam dotarliście. A stamtąd to już macie samochód, tak?
    Jak będziecie się kierować do BC, to czy przez Rogers Pass (to taka bardzo wąska dolina, w której świetnie widać majestat Gór Skalistych)?
    Ja mam podobne odczucia w stosunku do Calgary. Na pewno jest kilka uroczych miejsc, pamiętam taką fajną część miasta, Eau Claire (na północ od downtown i nad rzeką), ale mnie najbardziej interesowało to co jest wokół Calgary. Ktoś wspomniał Kananaskis, ja chyba przedtem też, tam rozgrywała się część Olimpiady (która, nawiasem mówiąc, zakończyła się zyskiem, co nie jest takie częste).
    Bawcie się dobrze, uważajcie na jelenie i na sarny po drodze i przestrzegajcie ograniczeń prędkości.
    Pozdrawiam, Alicja

    OdpowiedzUsuń
  9. Marek: nawet mnie nie denerwuj, nie masz pojecia jaki mnie szlag trafiał jak robiłam rezerwacje i szukałam tanich noclegów. W dziczy, bez bieżącej wody - $54. W Jasper, na 40osobowej sali, jakoś $70 wychodziło. W Vancouver jest nieco taniej, ale już Vancouver Island to następna jazda bez trzymanki, w Tofino ciężko cokolwiek poniżej $100 znaleźć i nie mówimy tu o komforcie, tylko o łóżku i wspólnej łazience.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ania: rzeka może nie ma cudnego koloru, ale jest lekko turkusowa, podejrzewam, że sie nie umywa do tego co jest w Rockies. Tak właśnie podejrzewałam, że gdzieś dalej płynie, bo pamiętam, że po drodze jest Jezioro Bow, które swoją drogą jest bardzo polecane widokowo. Dzisiaj się już nie mogę doczekać, w planie Mount Edith Cavell (nie, że sie na nią wespniemy, haha).

    A nogi mi puchną bez względu na chodzenie. Chodziłam, rozciągałam się, nawet truchtałam czasami, nie ma bata, swoje muszę napuchnąć :) Ale już jest normalnie, więc spoko :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Atsanik: takie mam właśnie podejrzenie po wizycie tutaj - góry i stampede, poza tym niewiele.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mamo: łapiemy :) I wrzucamy zdjęcia, jakby co :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Anonim: to nawet nie o ból chodzi, ale o uczucie napięcia i niemożność założenia czegokolwiek odkrywającego kostki i łydki. Na szczęście wzięłam długą sukienkę, bo bym wczoraj w spodniach przy tym upale łaziła ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Stardust: bardzo mądrze piszesz o tym masażu, przekażę Panu Koali ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Monika: Kanaskis Country sprawdzę za chwilę, bo nie planowaliśmy. Dzisiaj chcemy zahaczyć o miasteczko olimpijskie i dalej do Jasper jechać.

    OdpowiedzUsuń
  16. Marek, jak sobie wejdziesz na Expedia.ca to zobaczysz, ze ceny hoteli w Calgary sa podobne. Za $100-120 mozna znalezc porzadny hotel. Hostele nie sa takie tanie. Koalowa pisala o "taniej" formie noclegu. Jesli hostel kosztuje $90 a hotel $120 to jednak spora roznica nawet na dwoch noclegach. Najlepszy stosunek ceny do jakosci zwykle jest w motelach swoja droga. A najprzyjemniej w B&B.

    Ania - "no bo ceny w kanadzie sa dwa-trzy razy wyzsze niz w usa."
    Bez przesady, jest troche drozej, ale nie dwa trzy razy. Poza tym, stwierdzenie "W Kanadzie" i w "USA" jest troche bez sensu. W Toronto hotel bedzie o wiele drozszy niz w Fredericton, tak samo jak w NYC raczej sie w pieciogwiazdkowym za $100 nie wyspisz...

    OdpowiedzUsuń
  17. Alicja: samochód mamy na wypad w góry, potem wracamy do Calgary, wsiadamy w autobus i następny pojazd czeka na nas w Vancouver. Z samochodem to wyszło małe zamieszanie, bo pierwotnie nie sprawdzaliśmy cen na lotnisku w Calgary, a z innych lokalizacji wychodziło znacznie drożej niż w Vancouver. Więc zdecydowaliśmy sie na greyhounda. Jak już kupiliśmy bilet, to odkryłam, że lotnisko w Calgary ma śmiesznie niskie stawki i jakbyśmy wzięli auto na cały już pobyt to by nas wyszło tyle samo, a może i nieco taniej niż łączenie auta z autobusem. Niestety bilety są bezzwrotne, więc utknęliśmy z tą opcją, a szkoda, by byśmy się przejechali z Rockies przez całe BC. Ale cóż, tak bywa czasami :)

    OdpowiedzUsuń
  18. owieczek to sie najesz w Szkocji, zadna strata ;-)

    OdpowiedzUsuń
  19. Hmmm, wszystko zależy od tego co się lubi. Ja osobiście nie lubię B&B bo nie lubię pogaduszek z ludźmi, i wolę takie niepersonalne hotele niż czyjąś sypialnię z tysiącem poduszeczek dekoracyjnych (których nie znoszę i estetycznie i praktycznie). ALE: czasem trafi się na kogoś czyj gust nam odpowiada i wtedy jest inaczej. No ale sądzę, że ceny w B&B są konkurencyjne i warto próbować. Hostele (czyli po polsku schroniska w miarę młodzieżowe) są zwykle tańsze niż hotele, ale niekoniecznie o wiele i niekoniecznie jest warto poświęcić prywatną łazienkę za te $20. No ale to są osobiste decyzje, zależne od portfela, wymagań etc.

    Swoją drogą Kananaskis Country to właśnie miasteczko olimpijskie gdzie miały miejsce dyscypliny narciarstwa alpejskiego i coś tam jeszcze w 1988 roku. Może się tam zatrzymacie?

    I pamiętajcie, że zwykle to najdroższe miejsce na wypożyczenie samochodów to lotnisko. Czasem są wyjątki - może i tak jest w Calgary, ale zwykle jak jest miasto i kilka punktów wynajmu, to najdroższe w tym mieście będzie lotnisko- parę kilometrów dalej i jest już taniej.
    Bizonie mięso jest faktycznie pyszne no i trochę drogie, ale nie tak strasznie. Różnica między dobrą wołowiną a bizonem nie powinna być powalająca.

    Acha, w Vancouver KONIECZNIE pójdźcie do Chinatown i do Dr San Yat Sen Gardens. Wstęp jest płatny, ale za to ogrody są prześliczne i warto zobaczyć. O Granville Island już Wam pisałam.
    Szczęśliwej podróży!
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  20. Qrcze, a ja tak zawsze chcialam jechac do Calgary...hmm widze, ze nie jest to zbyt ciekawe miasto, a szkoda bo wyglada bardzo ladnie i w miare interesujaco. Pozdrowienia i powodzonka w dalszej wyprawie :)

    OdpowiedzUsuń