poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Droga do Rockies, czyli już jest niesamowicie

Wróciliśmy do cywilizacji :) W górach nie mieliśmy ani internetu, ani (w większości) zasięgu komórek, w schroniskach nie było bieżącej wody, więc powrót do Calgary i prawdziwy prysznic był bardzo przyjemnym doznaniem :) Rockies spełniły pokładane w nich oczekiwania, nawet chyba z nawiązką - to prawda co mówią, że tych widoków się już nie da wymazać z pamięci. Zdjęć mamy chyba ponad 400 z samych tych czterech dni :) Ale nie wrzucę wszystkich na bloga, bez obaw ;)

Wyruszyliśmy z Calgary dość mocno podekscytowani, czując, że oto właśnie nadszedł moment, kiedy sie zaczynają nasze prawdziwe wakacje. Plan był prosty, acz pełen niepewności - ile czasu nam zejdzie na zaplanowane szlaki? Czy nie napakowaliśmy za mocno "programu"? A może okaże się, że to jakieś badziewia, które machniemy raz-dwa i będzie trzeba kombinować co robić? Czy spotkamy zwierzaczory? Może będziemy mieć pecha i zwierzaczory nas ominą i nic nie zobaczymy... O co chodzi z tymi widokami, co możemy zobaczyć takiego, że wszyscy, ale to wszyscy nawet po latach opowiadają o nich z iskrzącymi oczami?
Przedsmak zaczął sie niedługo za Calgary, kiedy na horyzoncie zmajaczyły się potwory... góry znaczy się. Wielkie góry.



Plan na dzień był dość prosty - zahaczamy o park olimpijski, jedziemy w kierunku schroniska Athabaska Falls i dalej w kierunku Mount Edith Cavell na szlak. Schronisko jest otwierane o 17tej, więc wiedzieliśmy, że będziemy wcześniej.

Miasteczko olimpijskie nas zaskoczyło pod katem wykorzystania potencjału w lecie. Są oczywiście skocznie, ale na cieplejsze dni teren jest przygotowany dla wszelkiej maści rowerzystów, którzy mogą wjechać z rowerami wyciągiem na górę i stamtąd zjeżdżać. Albo trenować na mini trasie z przeszkodami. Dla różnych kategorii wiekowych i stopnia umiejętności - tuż przy wyciągu były stada rodziców z trenującymi pociechami.



Obowiązkowo trzeba było zrobić zdjęcie skoczni:
Po krótkim spacerze, ruszyliśmy dalej, coraz bardziej podekscytowani. Jechaliśmy na północ Rockies, czyli w okolice Jasper, 383km od Calgary.



Potwory zaczęły nieśmiało majaczyć na horyzoncie:



Po czym nabrały odwagi, a ja dostałam amoku pstrykania zdjęć z samochodu :) Aha, 99,9% zdjęć jest nietkniętych przez photoshopa, tam naprawdę tak wygląda... 










Pierwszy kontakt z "naturą" zaliczyliśmy na parkingu w pobliżu lodowca - kruk nam pozował. Niby nic, ale nigdy nie widzieliśmy kruka z tak bliska w naturze :) Lodowiec natomiast pokazał nam przedsmak tego, co mieliśmy zobaczyć dwa dni później.






Trafiały się też widoki typowo "widokówkowe" - oto Hector Lake.



Trasa, jak widać, była bardzo przyjemna. Z wjazd do parków płaci się $19,60 za grupę 2-7 osób i opłata jest ważna do 16tej następnego dnia. Nie płaci się za osobne parki, więc jeśli ktoś chce w ciągu jednego dnia "zaliczyć" Banff, Jasper, Yoho i Kootenay, nie płaci poczwórnie. Jeśli ktoś planuje odwiedzić więcej parków, w dłuższym okresie, warto policzyć, czy nie opłaca się bardziej kupić rocznej wejściówki za bodajże $67,70. Przy czym należy pamiętać, że wejściówka jest ważna w parkach NARODOWYCH. Oprócz nich jest w Kanadzie całe mnóstwo parków prowincjonalnych, do których czasem wstęp jest, czasem nie, a jeśli jest, to roczny pass ich nie obejmuje. Ponieważ my mieliśmy w perspektywie trzy opłaty, roczny pass się nie opłacał, bo pozostałe parki, które mamy w planach nie są już narodowymi.


Jak już wspomniałam schronisko otwierane było o 17tej, więc pojechaliśmy rozruszać mięśnie na pierwszym szlaku, o którym więcej napiszę w następnym odcinku :) 
Po szlaku dotarliśmy do schroniska Athabasca Falls, który jest... po prostu schroniskiem ;) 



Nie ma bieżącej wody, jest elektryczność, wydzielone miejsce do ochlapania się, kuchnia, domki z łóżkami... eeee... i to chyba tyle :) Ogólnie chyba mieliśmy pecha, bo spędziliśmy tam dwie noce i nie poznaliśmy nikogo, oprócz zarządzającego. Ludzie byli jacyś... dziwni. Czekałam tylko aż albo chwycą się za ręce i odśpiewają "Abba Ojcze", albo rozpoczną jakieś medytacje. Kompletnie nie nasza bajka i nie nasz klimat. Na szczęście byliśmy na tyle zmęczeni, że zgraliśmy zdjęcia, podzieliliśmy się po raz kolejny uwagami na temat dnia, spiliśmy piwko i poszliśmy spać. Za przyjemność spania w dziczy płaci się $54 za dwie osoby za dzień. Dość dużo jak na brak kawy, brak śniadania jakiegokolwiek i ogólną zasadę "do it yourself". No ale czego się spodziewać po jednej z największych atrakcji turystycznych w Kanadzie (chyba). Jako alternatywę mieliśmy hostel w Jasper,  z 40 osobową salą, za $36 od łebka za noc, w warunkach opisywanych w recenzjach jako "głośne". A nie mieliśmy ochoty się upijać do nieprzytomności po to, żeby zasnąć...  


Jutro w południe ruszamy do Vancouver naszym ulubionym Greyhoundem ;) Także macie sporo czasu na komentowanie i burzliwe dyskusje, a w Vancouver będzie dalszy ciąg opowieści o Rockies, które pokochaliśmy i na pewno kiedyś wrócimy.

25 komentarzy:

  1. super! czekam na dalsze relacje! a jakies niedzwiedzie i inna dzika zwierzyne spotkaliscie?

    OdpowiedzUsuń
  2. atsanik: oj tak, spotkaliśmy :) Będzie w następnych notkach :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne zdjecia a i tak nie oddaja w pelni tego, jak to naprawde wyglada i jakie wrazenie robi! Czekam na wiecej......Nie mysleliscie o namiocie? Na campingu bylaby przynajmniej mozliwosc kapieli;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piekne zdjecia!!!! Niesamowite widoki.

    OdpowiedzUsuń
  5. wspaniała wyprawa! Nie za bardzo wiem o co chodzi z tymi ludźmi w schronisku. Czy byłi bardzo widocznie religijni? Czy może też takie wrażenie na nich wywarły te góry? No a medytacja....no cóż, natura potrafi z nami zrobić niesamowite rzeczy. Może przyjechali rozrzucić prochy jakiegoś znajomego w tych górach? Różnie to w życiu bywa.
    Bawcie się dobrze, cieszę się, że mieliście okazję zobaczyć zwierzynę.:)
    I też myślę, że szkoda, że nie wyszło Wam z namiotem bo to - jak dla mnie- kwintescencja Kanady. Może innym razem!

    Szczęśliwej dalszej podróży.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  6. Monika: zdecydowanie zdjęcia nie oddają w pełni masywności tych gór. Jeśli chodzi o namiot, to po pierwsze musielibyśmy kupić cały sprzęt, a było by to bez sensu tylko na jedną wyprawę. Po drugie mamy i tak tonę bagażu, więc jeszcze do tego namiot, śpiwory... Za dużo dźwigania :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Stardust: dzięki :) Widziałam, że w NY też mieliście ostatnio niezłe widoki ;)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Alicja: nie byli ostentacyjnie religijni tylko jacyś tacy... przymuleni, że się tak wyrażę :) Przypominało mi to środowiska oazowe w Polsce :) Ale może to dlatego, że nie mieli internetu i dlatego byli oszołomieni ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zdjecia piekne! Zwiedzajcie ile się da! Nie lubię tez takiej atmosfery "religijnej", wyjazdy z religii na kurs przed-małżenski, oazy, mieszkania w bursie podczas studiów już mi w zupełności wystarczą i teraz zmieniłam swój styl życia i czuje się lepiej. A to co sie dzieje w bursach (klasztorach sióstr) to lepiej, żeby ludzie nie wiedzieli!:)

    OdpowiedzUsuń
  10. krajobrazy piekne, bez poprawek;) na mnie najwieksze wrazenie zrobil kolor wody z glacier w jeziorach i w rzekach. Istne Karaiby ale tylko co do koloru, a nie temperatury:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ależ te góry monumentalne, szok! Ogromniaste.
    Ceny hosteli i schronisk niezbyt zachęcające. Nie mam pojęcia ile co kosztuje w Kanadzie, ale myślałam, że noclegi są tańsze. Wiem, że tego nie można porównywać, ale my za domek 10-cio osobowy w Czarnogórze płaciliśmy 1000 EUR za 7 noclegów. Domek miał wszystko, czego dusza zapragnie - 3 łazienki, osobny kibelek, kuchnia w domku i kuchnia na tarasie, pralka, lodówki, zmywarka do naczyń, garnki, naczynia, ogród, taras-patio, basen i widok na morze (z daleka, ale zawsze). Miało nas być 10 osób, ostatecznie dotarło 8, ale i tak wychodzi w przeliczeniu po 71 zł od łebka za noc.
    A może mi się schronisko niepotrzebnie kojarzy z tanimi noclegami? Albo jest tanio dla Kanadyjczyków, a dla nas juz niekoniecznie. A jeszcze dodatkowo piszesz, że nie było bieżącej wody.
    Pozdrawiam
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  12. Anonim: ja miałam krótką fascynację takimi środowiskami w wieku 13 lat - potem zaczęłam słuchać punk rocka i mi przeszło ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ania: temperatura była mało zachęcająca - pomacałam wodę parę razy i czuję, że by kosci zamarzły po paru minutach :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Aga: jeśli chodzi o noclegi (kempingi, hostele) to ceny są europejskie albo i nawet nieco wyższe w niektórych miejscach. W miejscowościach turystycznych i bardzo popularnych ceny są wyższe, wiadomo, ale i tak to schronisko w Jasper z 40 osobową salą mnie rozbiło :) Resvaria pisze, że najtaniej wychodzą motele - niestety nie w miejscach, w które jedziemy, bo zawsze sprawdzam wszystkie opcje (hotel, motel, B&B, hostel) i to co znalazłam było najtańsze. Może są miejsca, których nie ma w internecie i tam jest taniej? Inna sprawa, że my jednak po turystycznych miejscówkach jeździmy. Zależy też jaki chcesz mieć "standard" - nam jednak zależało na dwójkach, bo już nie mam ochoty się męczyć z gówniarzami we wspólnych pokojach, więc to też wychodzi drożej. Na przykład hostel w którym teraz jesteśmy, możesz mieć miejsce we wspólnym pokoju za $27 od łebka. My za dwójkę płacimy $40. Czyli podsumowując - europejsko bardzo :)

    Jeśli nieskładnie wyszło to sorry, ale jestem kompletnie niewyspana ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Myślę, że to właściwie nie jest drogo. Nie wiem jakie są opcje i czy na każdym poziomie danego luksusu są możliwości wyboru wśród nich. Jeżeli jest jedno schronisko, to wiadomo, że będzie sobie liczyć więcej. A jak gdzieś tam jest 5 moteli, to w jakiś sposób konkurują ze sobą i wtedy nie ma monopolu. Moim zdaniem $40 za dwie osoby to jest bosko tanio i nic nie powinno być w taką cenę wliczone oprócz łóżka i drzwi. Nawet i nie łazienka oddzielna.
    Pozdrawiam i szerokiej drogi życzę,
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  16. "My za dwójkę płacimy $40" - od osoby?????
    No to wtedy to już jest inaczej.:)

    W hotelach za pokój 2-osobowy nie liczy się OD OSOBY.
    Jak jest pokój na 2 osoby za $200, to dwie osoby zatrzymują się za $200 razem, nie od każdej po tyle.

    Pozdrawiam. Alicja

    OdpowiedzUsuń
  17. O Jezu, przepraszam, psze Pani, że niedokładnie napisałam.

    OdpowiedzUsuń
  18. A gdzie teraz jesteście?

    Nie wybieracie się do Pacific Rim Nat'l Park na wyspie?

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  19. Fajne te góry. Trochę jak w Szkocji, tylko wszystko bardziej: bardziej skaliste, bardziej duże, bardziej odległe (i bardziej słoneczne) ;-)

    OdpowiedzUsuń
  20. Alicja: teraz w Vancouver i się nareszcie wyspaliśmy :) Pacific Rim może, mamy jako "backup" plan.

    OdpowiedzUsuń
  21. Oryś: hahaha, bardziej duże ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. No to słuchajcie, zajrzyjcie na Granville Island. Na pewno nie macie daleko. Zostawcie sobie nań co najmniej pół dnia, cały lepiej. Blue Parrot cafe - schodki na góre = piękny widok.

    Pozdrawiam, świetnej zabawy.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  23. Koalko
    Mam pytanie, z jakiej agencji posrednictwa pracy korzystaliscie? Wlasnie sie wybieramy do Kanady, z tego samego programu co Wy. Wasz blog sluzy nam za przewodnik, dzieki!
    Bawcie sie dobrze i powodzenia w Szkocji
    Anna

    OdpowiedzUsuń
  24. Kochani, widoki zapieraja dech w piersiach. Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń