niedziela, 30 stycznia 2011

Seniority, czyli kolejka

Już pisałam kiedyś o pracy tutaj, teraz czas na rozwinięcie tematu w miarę jak nam doświadczenia przybywa. Zaznaczam, ze nie wszystko co napiszę poniżej jest krytyką, staram się przedstawić rzeczywistość, a że pewnie w paru miejscach mi sie wymsknie, to już inna sprawa ;)

Seniority to nasze ulubione słowo tutaj. Podobnie jak związki zawodowe.
Seniority to nic innego jak hierarchia, w której starsi stażem mają pierwszeństwo. Związki zawodowe to związki zawodowe i pomimo moich lewicowych poglądów ogólnych, gospodarcze mam jednak mocno liberalne (choć ciągle ewoluują) i związki zawodowe w takim kształcie jak tutaj uważam za wrzód na dupie. Seniority i związki zawodowe są mocno powiązane, ale tak jak w każdym (podejrzewam) związku zawodowym istnieje seniority, tak seniority nie ogranicza się tylko do związków zawodowych.



Weźmy nasze ukochane TTC. Kierowcy mogą w trakcie prowadzenia autobusu wyskoczyć na kawę do Hortonsa, ostatnio pojawiły się zdjęcia kierowcy smsującego podczas jazdy, zmiana kierowców w trakcie trasy autobusu wiąże się z pogawędką, moszczeniem się i ogólnym brakiem jakiegokolwiek pośpiechu. I pomimo protestów, skarg, zdjęć dokumentujących ewidentne przegięcia, nic się nie zmienia. Jak ktoś jest w związku, jest nietykalny. Podejrzewam, ze dlatego tak mocno się bronią przed prywatyzacją, normalnie jeszcze by im ktoś pracować kazał! Metra się czepiać nie będę, bo tak jak tutaj wygląda metro w godzinach szczytu, tak samo wygląda w Londynie, Barcelonie i zapewne w każdym innym dużym mieście. Mogłabym się czepić godzin funkcjonowania, ale będę litościwa.

U Pana Koali w pracy związki rządzą równie mocno i niepodzielnie jak w TTC. Jak przychodzisz z agencji, musisz przepracować 450 godzin, żeby mieć szansę na propozycję kontraktu. Podczas tego czasu należy się wykazać, co jest logiczne i występuje chyba wszędzie na świecie w przypadku nowych osób w firmie. Potem należy przepracować ileś tam godzin, żeby dostać podwyżkę, ileś tam godzin, żeby dostać awans, itd. Im dłużej jesteś w firmie tym mniejsze znaczenie ma JAK te godziny przepracowujesz. Pojawiają się rekrutacje wewnętrzne, w których z góry wiadomo kto ma szanse - ci najstarsi stażem, którzy są niejako najbliżej stanowiska na które się rekrutuje. Co nie znaczy, ze nie masz się zgłaszać. Bo jak przyjdzie twoja kolej, możesz nie dostać stanowiska - wcześniej się nie zgłaszałeś, znaczy nie zależy ci.

U mnie związków zawodowych nie ma, ale hierarchia i kolejka jak najbardziej tak. Każdy musi przejść przez pracę w sklepie, nieważne czy jest zatrudniany do biura czy nie. Już widzę tę szczerą radość kogoś zatrudnianego na stanowisko w księgowości, że musi swoje na kasie odpracować. Kolejność jest ustalona i nie masz szansy na jej przeskoczenie - najpierw kasa, potem po trochu wszystkiego i na koniec decyzja gdzie najlepiej pasujesz. Jak się zrobi miejsce oczywiście, przecież nie wrzucą cię na miejsce kogoś kto zajmuje sie merchandisingiem (takie ładne słowo na układanie towaru na półkach) od 10 lat, nawet jeśli ty masz świeże spojrzenie, a on już rutynowo trzaska wszystko byle dzień minął.

Myślę, że to całe seniority to jest kwintesencja kanadyjskiej mentalności. Przynajmniej dla mnie, na tym etapie obserwacji. Kanadyjczycy są dość wyluzowani i wręcz flegmatyczni momentami (jeśli nie ma to nic wspólnego z komunikacją miejską, wtedy są agresywni i zaskakująco szybcy ;))  Bardzo lubią porządek i przestrzeganie zasad, którego wymagają od wszystkich i bardzo nie lubią jak ktoś próbuje te zasady kwestionować. Oczywiście mają do tego pełne prawo, to jest w końcu ich kraj. Wymyślili więc zasady, które wymagają od nich jak najmniej pracy i eliminują niejednoznaczności, co ustala dość wyraźną hierarchię społeczną. Z kimkolwiek nie rozmawiam tutaj na temat nieuznawania mojego doświadczenia zawodowego, każdy, KAŻDY reaguje tak samo: "Aaaa, wszyscy to przechodzą, tu po prostu tak jest. Musisz iść do szkoły, bez szkoły nie wezmą cię do biura". Czyli każdy przez to przechodził, dlaczego więc dla ciebie mamy robić wyjątek? Każdy w Kanadzie, ma zdobyć kanadyjskie wykształcenie oraz kanadyjskie doświadczenie zawodowe, jeśli nie chcesz, nie musisz, ale pogódź się z byciem kasjerką. WSZYSCY tak robią, więc czemu ty chcesz inaczej? Stój w kolejce i czekaj, jak przyjdzie twoja kolej (odbębnisz swoje, zrobisz szkołę), damy ci szansę. Jedynym sposobem na ominięcie tych zasad są znajomości. Życzę powodzenia imigrantom, dla których zwykle jedyną szansą na pracę są magazyny i sklepy na złapanie znajomości dających porządną pracę w biurze.

To widać nawet jak się patrzy na ruch uliczny - dlaczego nie można przejechać motocyklem pomiędzy samochodami (stojącymi, żeby nie było wątpliwości) i stanąć na pierwszym miejscu na światłach? Nikomu to nie wadzi, pasy jezdni szerokie, motocykl i tak rusza szybciej niż samochód, więc nikomu krzywda się nie dzieje. Teoretycznie, bo praktyce omijasz kolejkę i nie czekasz na swoją kolej, czyli naruszasz podstawową zasadę społeczną. Jak to stwierdził kolega Kanadyjczyk - Kanadyjczycy są głupi, nie mogą przeżyć, że nie stoisz w kolejce jak oni stoją. I żeby nie było, że pochodzę z kraju o dzikich zasadach na drogach i mam spaczone pojęcie - tak się jeździ jednośladami w całej Europie.

Miało być neutralnie, ale nie wyszło, pewnie bije z tego tekstu moja opinia na ten temat :) Ale się starałam :) Podkreślę tylko na koniec - uważam, że Kanadyjczycy mają pełne prawo do ustalania takich zasad na jakie mają ochotę. To jest ich kraj i przyjeżdżając tutaj albo się dostosowujesz, albo droga wolna. 

62 komentarze:

  1. Co do tych związków - ja też ich nie lubię.

    Najlepiej podsumował je mój znajomy Anglik, kierowca TIRa, kiedy rozmawialiśmy o strajkach kierowców cystern z benzyną, którzy tu w UK zarabiają po prostu nieprzyzwoite pieniądze.

    Powiedział on tak:
    "Zobacz kto strajkuje: Maszyniści pociągów strajkują, a kierowcy autobusów, którzy zarabiają o wiele mniej od nich przy znacznie gorszych warunkach pracy nie. Stewardessy z British Airways babrzą się z tymi sporami od dwóch lat, a stewardessy z Easy Jeta jakoś nie narzekają choć mają znacznie gorzej. Teraz znowu ci kierowcy cystern, podczas gdy wyrobnicy u Eddiego Stobarta* harujący po 7.00 za godzinę (ja mam więcej za jeżdżenie Sprinterem niż oni za jeżdżenie TIRem! - przyp. orysia) siedzą cicho.

    Bo zasada jest taka: jak ktoś może polepszyć warunki swojej pracy przez zmienienie jej na lepszą, to to robi. A jak już nie można znaleźć nic lepszego niż to, w czym się jest, to się zakłada związek zawodowy i zaczyna terroryzować pracodawcę"

    Coś w tym jest...

    W Polsce jest to samo: zwiążki najmocniejsze są na państwowych reliktach PRLu gdzie można sobie bąki zbijać bo rząd i tak da kasę...

    *) Eddie Stobart to taka firma transportowa, która rozwija się z prędkością i impetem kuli śniegowej połykając wszystko po drodze, niedawno się nudziłem za kółkiem i policzyłem sobie że z Lockerbie do Carisle co jedenasta ciężarówka na autostradzie, wliczając zagraniczne to wóz od Eddiego...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam ambiwalentne uczucia do związków, z przewagą tych negatywnych. Zaczęło się od zajęć na studiach, na których na wykresach uświadomiono nam, że nie można żądać podwyżek w nieskończoność :) Poprzez związki w byłej firmie, kiedy to panowie związkowcy zajmowali się głównie corocznym oflagowywaniem zakładu i kurzeniem Mocnych. Na kanadyjskiej rzeczywistości kończąc.

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak to z nimi jest.

    A tak z innej beczki to zawiodłem się widząc tytuł w RSSie. Miałem nadzieję, że będzie o jakichś fajnych senioritach :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahahaha :) Na to nie wpadłam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kazdy kraj ma swoje mniej lub bardziej durne przepisy i niestety przybyszom nie pozostaje nic innego jak je zaakceptowac, albo... No wlasnie:))
    Jak szukalam pierwszej pracy jako manikiurzystka to tez pytano mnie od "amerykanskie doswiadczenie" co oczywiscie jest glupie, bo jak czlowiek moze zdobyc amerykanskie doswiadczenia jak go nikt nie chce zatrudnic:))) Przeciez gdzies tam w innych krajach nie rodzimy sie z "amerykanskim doswiadczeniem". No to sie wkur...am i powiedzialam, ze owszem pracowalam w Detroit, nawet podalam jakis wymyslony numer telefonu i nazwe zakladu i co? No nic, dostalam prace;))) Czasem bezczelnosc i tupet poplaca:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Koala, no tak jest to poukladane na tym swiecie, ze cierpliwosc z reguly poplaca. Pewnych zasad nie przeszkoczysz, no chyba, ze po znajomosci. Ci Kanadyjczycy mowia Ci cala prawde. Jak jestes zdeterminowana na posade w biurze, to ja dostaniesz ale swoje musisz przejsc, wykazac sie, zdobyc doswiadczenie itd itp Moze nawet jakis kurs? Znow ta cierpliwosc nieszczesna. Wiem, ze Ci trudno to zaakceptowac, bo wyksztalcenie, rozumiem Cie:) Ale z drugiej strony ja tez kiedys po przyjezdzie do Kanady sprzatalam, bo musialam jakos zarobic na zycie, a mielismy juz poltoraroczne dziecko! I tez mialam wyksztalcenie z Polski, ktorym moglam sobie wtedy podetrzec d...Taka prawda. A seniority ma sens, takie jest moje zdanie. Jest fair.
    Nie zgadzam sie natomiast z Twoja ocena zasady stania w kolejkach. Ja akurat uwazam, ze Kanadyjczycy sa narodem z super zasadami spolecznymi, stoja grzecznie w kolejkach, nie pchaja sie, nie kombinuja jak by tu szybciej przeskoczyc itd. Nie wiem dlaczego Cie to denerwuje? Czy tak nie powinno byc wszedzie? Wiesz, podam Ci glupi przyklad. Jak lecimy gdzies lokalnymi liniami lotniczymi w kolejce do rekawa stoja sami Kanadyjczycy (no prawie), kolejka grzecznie sie posuwa do przodu, nikt sie nie wylamuje. Jak lecialam LOT-em do Polski - totalna zalamka. Wstyd mi bylo przed moim partnerem, ktory nie jest Polakiem. Zadnej kolejki, totalne bezprawie, wszyscy sie tlocza do wyjscia do rekawa, kazdy chce byc pierwszy mimo, ze obsluga oglasza ktore rzedy wchodza pierwsze. Nigdy juz nie bede podrozowac LOT-em, nie toleruje tego chamstwa!
    Troche zaczyna mi sie rozjasniac w glowie co Cie tu denerwuje, bo rzeczywiscie wiele rzeczy jest inaczej niz w Polsce. Ale chyba nie oczekiwalas, ze bedzie tak samo? Chyba powinnas sobie dac troche wiecej czasu/luzu aby choc troche przywyknac to tutejszych realiow;)))) Wiesz, lata swieltne temu tez mnie tutaj wiele rzeczy denerwowalo, zaczynajac na toaletach pelnych wody a konczac na sygnalizacji swietlnej za skrzyzowaniem;)))))Mysle, ze kazdy przechodzi takie same etapy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z ta 'zasada' przechodzenia wszystkiego od poczatku tez nie do konca tak, jezeli przyjezdza sie tu jako skilled worker, to zaczyna sie od poziomu wyzszego. Jezeli przyjezdza sie na wlasna reke, to faktycznie moze byc to bardziej upierdliwe.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wyjdzie na to, że znowu marudzę, ale też się do końca nie zgadzam z tym co piszesz. Znam trochę ludzi, którzy tak jak my przyjechali tu spoza Kanady i wszystkim się udało znaleźć sensowną pracę bez kombinowania i znajomości. Tyle, że trzeba przejść przez prace dorywcze i te mniej atrakcyjne na początku. Ale to chyba jest normalne w każdym kraju, do którego się przyjeżda jako imigrant. Ja zaczynałem od lepienia plakatów na mrozie. Bez znajomości. W odróżnieniu od większości miejsc w Europie, w Kanadzie i Stanach można się czuć jak u siebie. Nikt nie będzie na każdym kroku przypominał, że jest się "nie stąd".

    Kolejki Ci przeszkadzają? Mnie akurat się podoba, że tutaj szanuje się prawo i zasady współżycia społecznego, odwrotnie niż w Polsce, gdzie chamstwo i cwaniactwo są rzeczą powszechną. Kanadyjczycy są grzeczni, przez co wszystkim się łatwiej żyje. Nie obraź się Kinga, ale brzmisz trochę jak "typowy" rozżalony Polak-maruda z Mrożka, co to się na nim nie poznali.

    Co do związków mam zdanie podobne do Twojego, choć wydaje mi się, że to nie specyfika Kanady tylko związków właśnie. Tyle, że... w Kanadzie prace związkowe to około 30% wszystkich pozycji, trudno więc mówić powszechnym problemie.

    Poza tym zgadzam się z Moniką. Mam podobne doświadczenia i ocenę sytuacji. Też zdarzyło mi się raz lecieć Lotem i wstydziłem się, że mówię i rozumiem po polsku. Pani mówi, żeby podeszli ludzie z dziećmi i starsi, na co rzuciła się banda polskich turystów. To ja już wolę grzecznych i wyluzowanych Kanadyjczyków.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj, związki zawodowe służą głównie same sobie,zwłaszcza w Polsce.Co do seniority- tak samo jest w Niemczech na państwowych posadach, ważna jest ilość przepracowanych lat, nie liczą się natomiast faktyczne umiejętności zawodowe.Mnie też wpienia, gdy motocyklista wyprzedza między pasami stojące samochody, jest to wbrew pozorom niebezpieczne .A poza tym, skoro jest współuczestnikiem ruchu powinien przestrzegać przepisów i poruszać się po wyznaczonych pasach.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Co do tego amerykańskiego doświadczenia... Kiedy przyjechałem do Szkocji byłem na rozmowie kwalifikacyjnej o pracę jako kierowca w wypożyczalni aut.

    Padło pytanie "czy umiem jeździć po dużych miastach i parkować w ciasnych miejscach". Odpowiedziałem, oczywiście, że umiem. Pan się zapytał w jakich. Odpowiedziałem, ze ostatnio to w Warszawie, Paryżu, Zagrzebiu, Sofii, Budapeszcie i Istambule.

    Pan się bardzo zainteresował jak to się jeździ po Istambule, o wszystko wypytywał, 15 minut mu opowiadałem i był pod prawdziwym wrażeniem wszystkiego.

    Potem padło pytanie "Ale w Londynie pan nie był?" No i tak pracy nie dostałem ;-) On wie, że Londyn to pikuś przy połowie miast o których mówiłem, ale takie mają zasady...

    Niby trochę racji jest w tym, że musimy akceptowac zasady naszych gospodarzy, ale to nie zmienia faktu, że niektóre z nich są kretyńskie :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Monika, resvaria: co wy z tymi kolejkami :) Nie zrozumieliśmy się, jak jest kolejka (dosłowna), to w niej stoję i się nie pcham i to mi się najbardziej spodobało jak pierwszy raz przyjechałam do Anglii i nikt mnie nie chciał stratować przy wsiadaniu do autobusu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Monika: cały czas wspominasz o wykształceniu, a ja już gdzieś tam napisałam, że mnie nie o wykształcenie chodzi, a o doświadczenie zawodowe, które jest ignorowane nawet jak pracowałaś dla międzynarodowych korporacji. Seniority jest zasadą w której mnóstwo osób sie doskonale odnajduje i super. Ja nie :)
    Pewnie do wielu rzeczy bym przywyknęła, ale raczej nie będzie takiej szansy ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. resvaria: nie, nie marudzisz, tylko tradycyjnie złego słowa nie dasz powiedzieć na "swój" kraj, chociaż zaznaczam pięćdziesiąt razy, że to moja opinia, na obecnym etapie obserwacji. Piszesz, że znajomi dostali pracę bez problemu, zapytam tylko kiedy? W ciągu ostatnich dwóch lat? Czy przy obecnych nastrojach, gdzie 19% Kanadyjczyków uważa, że Kanada nie wyjdzie z recesji (!!!!!) w tym roku?
    Co do nie zwracania uwagi na pochodzenie, to się bardzo nie zgodzę. Uważam, że właśnie cały system jest zbudowany tak, że każdy wie gdzie jest jego miejsce i dlaczego właśnie tam. Ale to chyba nie jest tylko kanadyjska specyfika, tak jest w każdym kraju, w którym są imigranci. Co oczywiście nie zmienia faktu, że Toronto jest bardzo multikulturowym miastem i ludzie o różnym pochodzeniu i różnym kolorze skóry pracują wszędzie. Tylko w biurach z reguły nie ci z pierwszego pokolenia ;)
    O kolejkach już napisałam, nie zrozumieliście mnie. O polskich turystach się nie wypowiem, bo mi czasami źle, że jestem z Polski jak na nich patrzę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Stardust: dobra historia :) Czasami żałuję, że mi matka natura tupetu poskąpiła :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Anabell: i do nielubienia motocykli między samochodami masz jak najbardziej pełne prawo :) Chodziło mi tylko o to, ze tak to działa w całej Europie, pomimo tego, że są ludzie, którym się to nie podoba. Inna sprawa, że niektórzy motocykliści i skuterowcy mocno przesadzają, jak mi czasami jeden z drugim koło auta śmiga to się zastanawiam, czy ich wyobraźnia jest w stanie ogarnąć skutki tego jak ktoś chociażby drzwi otworzy...

    OdpowiedzUsuń
  16. Anonim: nie wiem czy jest różnica jak się przyjeżdża na skilled workera. Jak się nie ma propozycji pracy, to chyba przechodzi się wszystkie etapy tak samo? Ja tylko żałuję, że nie jestem trochę młodsza, jakby Polska weszła do UE w moich latach licealnych to na bank bym do Anglii studiować pojechała.

    OdpowiedzUsuń
  17. Oryś: no, to podobnie jak tutaj "Och, byłaś specjalistą finansowym? I młodszym menedżerem? I na komputerach się znasz? To wspaniale, będziesz cennym wkładem w naszą firmę, niestety u nas wszyscy zaczynają od kasy" :)
    Zasady - i tu właśnie leży pies pogrzebany, że ja uważam coś za głupie, a mieszkający tu od lat uważają, że to jest ok i że na pewno zmienię zdanie za parę(-naście) lat ;) Niestety co do systemu ignorowania doświadczenia zawodowego, zdania nie zmienię.

    OdpowiedzUsuń
  18. Kinga, nie uważam, że tu wszystko działa idealnie, bo oczywiście tak nie jest. Tyle, że akurat podobają mi się te rzeczy, które Ciebie drażnią.

    Co do pracy w biurze absolutnie się nie zgodzę. W większości biur z którymi mam kontakt, w mojej pracy, w pracy M. pracuje mnóstwo imigrantów z pierwszego pokolenia. W instytucjach publicznych nowi imigranci to wręcz większość pracujących, przynajmniej w Toronto.

    Mam znajomą, która tak jak ty skończyła AE w Poznaniu. Przyjechała do Toronto i dostała dobrą pracę dla Kraft Canada od razu po przyjeździe. Bez znajomości. M. zajmuje się w swojej pracy ludźmi, którzy chcą pracować w Kanadzie. Wielu z nich to ludzie w takiej samej pozycji jak Wy - przyjechali na roczny pobyt i dostali pracę. Nie twierdzę, że to łatwe, na pewno nie, ale pisanie, że nie jest to możliwe i trzeba mieć znajomości po prostu nie jest zgodne z tym jak to wygląda na prawdę.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie ma miejsc idealnych na swiecie,wszedzie cos dziala nie tak jak bysmy sobie to wyobrazali. Ale wydaje mi sie, ze twierdzenie ze w TO nie mozna dostac pracy bez znajomosci, jest nieco przesadzone, ja nie znam nikogo kto dostalby prace po znajomosci, w jakiejkolwiek dziedzinie, a troche ludzi znam i spora czesc jest imigrantami pierwszego pokolenia.

    Zdaje sobie sprawe, ze fakt braku kanadayjskiego doswiadczenia dla wszystkich jest ogromna przeszkoda. Ale Ty przeciez to doswiadczenie juz masz, pracujesz od kilku miesiecy i z tego co piszesz, sprawdzasz sie w tym co robisz. Na Twoim CV jest juz to wpisane i kazdy kto je czyta, widzi ze od jakiegos czasu tu pracujesz itp. wiec szanse na lepsza prace masz wieksza niz na poczatku.

    Musze przyznac ze dziwi mnie ta Twoja firma w ktorej trzeba zaczynac od kasy, moze to akurat specifika tego miejsca? Z doswiadczenia wiem, ze duze firmy zatrudniaja na konkretne pozycje, ludzie przychodza z roznych miejsc i wnosza swoje doswiadczenie nabyte gdzie indziej. I twierdzenie ze pierwsze pokolenie imigrantow nie pracuje na ambitnych stanowiskach tez jest na wyrost, bo gdyby tak bylo to firmy prawnicze zalatwiajace pozwolenia na prace nie mialby co robic, bo nikt by nie inwestowal w pracownikow najniszszego szczebla. I nie sa to tylko ludzie przenoszeni z jednego oddzialu firmy do drugiego, ale tez tacy ktorzy dla danej firmy nigdy nie pracowali, albo tacy, ktorzy przyjechali na roczny pobyt i dostali oferte pracy. Ale prawda tez jest, ze nie kazdej firmie sie chce inwestowac czas i pieniadze w ludzi, ktorzy sa tu na krotkim pobycie, bo zdaja sobie sprawe, ze zeby tego pracownika zostawic na dluzej to nie tylko bedzie sie wiazalo ze szkoleniem, ale tez z kosztami przedluzenia pozwolenia na prace. Poza tym nigdy nie wiadomo czy ten pracownik po roku bedzie chcial zostac, czy sie zwinie i pojedzie dalej. Jak ktos tu przyjezdza jako skilled worker i ma staly pobyt, to od tej strony ma latwiej, ze wiadomo, ze chce tu zostac na stale wiec szkolenie kogos takiego ma wiekszy sens.

    OdpowiedzUsuń
  20. Kris, pytałam już kiedy to było. Teraz naprawdę jest ciężko, Daniel z zaprzyjaźnionego bloga jest informatykiem zajmującym się bazami danych, pracował w Irlandii dla dużej firmy i nie może pracy znaleźć od października, był na JEDNEJ rozmowie. Tak jak jestem w stanie zrozumieć, że nie dostanę pracy jako specjalista, bo najpierw muszę się nauczyć kanadyjskich finansów, tak bazy danych z tego co wiem są takie samy bez względu na kraj :)
    Piszesz, że imigranci pierwszego pokolenia pracują w biurach - tak, po kanadyjskich szkołach. Ci którzy na szkołę nie mają pieniędzy bądź możliwości, nie pracują w biurach. Poza tym najczęściej (moim zdaniem) pracują na najniższych stanowiskach, myślę że niewielki odsetek awansuje do porządnych stanowisk.

    Oczywiście, że praca w biurze i awans nie są niemożliwe. Są po prostu bardzo trudne do uzyskania obecnie i wymagają nieco więcej czasu niż roczna wiza. I nie chcę mamić ludzi, którzy być może trafią na tego bloga przed przyjazdem tutaj, że spokojnie znajdą pracę w biurze, bo Twoja koleżanka znalazła. Jest cholernie, cholernie ciężko dostać teraz biurową posadę. Nie wiem jaki problem jest ze mną, że nawet z ogłoszeń "nie wymagane doświadczenie" nie dzwonią i nie chce już mi się nawet nad tym zastanawiać.

    OdpowiedzUsuń
  21. Kobietapracująca: myślę, że to co piszesz o rocznym pobycie jest obecnie bardzo ważnym czynnikiem, aczkolwiek żeby się przekonać czy dana osoba jest na stałe czy na rok trzeba chociaż z nią porozmawiać :)

    Mam kanadyjskie doświadczenie - tak, jako kasjerka. Mam niejasne wrażenie, że jest to dość nieważny fakt przy ubieganiu się o stanowiska asystentek, czy entry level w księgowości... Mam nadzieję, że się mylę. Natomiast to co piszesz o pozwoleniach o pracę - ok, ale dotyczy to specjalistów z wąskich dziedzin, których ciężko znaleźć na rynku kanadyjskim. Mieliście jakiś przypadek, w którym pozwolenie na pracę dostała osoba będąca początkującym księgowym? Albo asystentką? Znowu, moim zdaniem, żadna firma nie jest w stanie udowodnić, że nie mogła znaleźć asystentki na kanadyjskim rynku pracy :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Pozwoleniach NA pracę, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  23. Pani Koala: Piszesz, że imigranci pierwszego pokolenia pracują w biurach - tak, po kanadyjskich szkołach. Ci którzy na szkołę nie mają pieniędzy bądź możliwości, nie pracują w biurach. Poza tym najczęściej (moim zdaniem) pracują na najniższych stanowiskach, myślę że niewielki odsetek awansuje do porządnych stanowisk.

    Absolutnie nie tak to wygląda, ale oczywiście nie uda mi się Cie przekonać, skoro masz taką opinię a nie inną.

    Informatycy mają problem z pracą ogólnie, również miejscowi. Po prostu jest ich za dużo na rynku a o tego firmy nie chcą płacić jak kiedyś.

    Z pracą jest trudniej niż przed recesją, ale o wiele lepiej niż rok temu...

    OdpowiedzUsuń
  24. Asystentki nie, ale kogos kto robi "customer service" - odbiera telefony i udziela informacji o produktach pewnej firmy. Nie ma absolutnie zadnej waskiej specjalizacji - przyjechal na roczny pobyt, dostal te robote i tak sie spodobal ze go chca zatrudnic na dluzej.
    Poza tym ja nie twierdze ze jest latwo, ale irytuje mnie Twoje stwierdzenie ze bez znajomosci nie da sie dostac pracy i ze pierwsze pokolenie imigrantow nie pracuje w biurach ani na sensownych stanowiskach, bo to nie jest prawda. Rozumiem ze nie chcesz mydlic oczu tym ktorzy moga sie tu kiedys wybrac, jak Wy, na roczny pobyt, ale tez takie kategoryczne stwierdzenia jak Twoje ze sie nie da, tez nie sa prawdziwe. Wiec jesli czyta Twoj blog ktos, kto ewentualnie sie tu chce wybrac, tez powinien wiedziec ze jednak niektorym sie udaje i ze jest to mozliwe.

    OdpowiedzUsuń
  25. Jeśli nie mam racji z imigrantami i biurem, to się bardzo cieszę. Chociaż ciężko mi uwierzyć, że kariery robią ludzie bez kanadyjskiej szkoły.

    Może jest tak, że jeszcze nie odzyskali pracy ci, którzy ją stracili w czasie recesji. I to oni w pierwszej kolejności są wybierani do rozmów z obecnych ogłoszeń. My jeszcze jesteśmy krótko i to stali rezydenci mają pierwszeństwo (seniority :P).

    Póki co dziękuję wszystkim za trzymaniu kciuków w kwestii pogody :) Spisaliście się na medal, pogoda jest piękna i niniejszym idziemy podziwiać Toronto z wysokości :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Wow!!! Koala, ale namieszalas:))) Ale tak jest fajnie, bo jest jakas wymiana zdan, pogladow, a nie tylko ciupcianie:)))
    Przeczytalam wszystkie komentarze i... No wlasnie, mysle, ze czesc Twoich rozterek bierze sie z faktu, ze w Polsce jest ciagle minimalny procent imigrantow, a wiec nie ma problemu kogo zatrudnic w pierwszej kolejnosci, rodowitego Polaka, czy tez imigranta. Druga rzecz, to senioryty ktorego nie lubisz, to ja akurat lubie:)) bo dzieki temu, wiem, ze nawet kobieta po 50tce ciagle moze znalezc prace, ze jest jakis szacunek do starszych pracownikow. Byc moze jest to kwestia mojego wieku:))) ale tak mi lepiej. W Polsce czesto slysze stwierdzenia "po 40ce to juz nie ma szans na prace" wiec nie wiem co lepsze, ale pewnie jak zwykle punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. Nie wiem jak to wyglada w Kanadzie, bo wcale nie musi wygladac tak jak w Stanach. Ale jak tutaj przylecialam na wizie stalego pobytu z wszelkimi pozwoleniami do wszystkiego lacznie z praca to ta moja wiza miala inna kategorie niz wiza kogos kto przyjechal na 1 roczny kontrakt, czy tez kogos kto przyjechal jako turysta i "zalatwil" sobie pozwolenie na prace. Wiadomo, ze przy takim zroznicowaniu kategorii miejsce pracy bylo najpierw obsadzone przez kogos kto tu juz byl, lub nawet sie urodzil, potem mialam prawo ja, bo przyjechalam zeby tu zostac i zyc, potem pracownik kontraktowy. Hmmm pracownki kontraktowy to akurat nie jest dobrym przykladem, bo ten zostal sciagniety przez firme do konkretnej pracy i jego miejsce pracy juz na niego czekalo. Ale na samym koncu mial prawo do pracy ktos kto byl defacto turysta i tylko mial pozwolenie na prace.
    Kwestia kwalifikacji i doswiadczenia amerykanskiego? W moim przypadku i poszukiwanym w tamtym czasie zawodzie manikiurystki moglam sobie na taki tupet pozowolic. Chociaz szybko sie przekonalam, ze jednak inaczej sie malowalo paznokcie w PL w tamtym czasie a inaczej tutaj. Tu wlasnie pierwszy raz dostalam w lape pilnik do paznokci, ktory nie byl METALOWY (!!!) tu pierwszy raz w zyciu zobaczylam ze paznokcie maluje sie nie 2x kolorem, ale najpierw podkladem, potem 2x kolor a potem jeszcze jakims glancem. Czyli byla roznica w polskim a amerykanskim doswiadczeniu.
    Widzisz ta wspomniana osoba ukladajaca towar na polkach w sklepie to tez jest osobny zawod, poparty odpowiednim wyksztalceniem. Wiem bo pracowalam kiedys w Bloomingdale's co prawda nie na stoisku, tylko w Spa, ale mialam "wglad" jak to wyglada na stoisku np. z kosmetykami.
    I to wcale nie bylo tak, ze ktos sobie ukladal towar wedle wlasnego upodobania, kolorow czy tez rozmiarow pudelek. To byla cala nauka jak ulozyc towar, zeby sprzedac to co sie slabo sprzedaje. A tego juz nie poleca sie komus kto takiej nauki nie posiada:)) Niestety Polska, mimo ogromnych zmian na plus, jeszcze nie jest krajem wzbudzajacym zaufanie zwlaszcza po tej stronie oceanu. Polskie doswadczenie i wyksztalcenie wcale nie musi wzbudzac tutaj takiego zachwytu jak w Europie.
    Co wcale nie znaczy, ze pierwsze pokolenie imigrantow z Polski nie moze dostac pracy na godziwych pozycjach. Znam kobiete, ktora jest glownym menadzerem duzego supermaketu (C-Town) znam kobiete, ktora jest doradca finanswowym w banku, znam pana, ktory jest menadzerem w firmie ubezpieczeniowej... I przyklady mogalbym mnozyc. To nie sa ludzie, ktorzy zdobyli te prace "szeptanym marketingiem" bo i komu mieli szeptac? owszem 20-30 lat temu bylo latwiej, ba nawet 10 lat temu bylo latwiej. Ale teraz jest jak jest. I nie mozna miec pretensji, ze obywatel danego kraju ma pierszenstwo przed turysta.

    OdpowiedzUsuń
  27. Brawo, własnie osiagneliscie następny etap emigracji - ten najważniejszy, w którym odkrywacie ze marzenia o wielkim sukcesie są tylko marzeniami a do sukcesu dochodzi sie ciężka praca przez wiele lat. Nie chce mi sie szukać na Automobilu, ale chyba z rok temu pisałem ze dokladnie tak będzie i żebyście sie zastanowili. Teraz najważniejszy okres przed Wami - czy zaakceptujecie status "brudnego emigranta" w Kanadzie z nadzieja ze za kilkanascie lat będzie może trochę lepiej, czy zdecydujecie sie na wyjazd do jeszcze innego kraju ulegając zludzeniom o pieniądzach rosnących na drzewach, tanim życiu i szybkiej karierze. Podobno Nowa Zelandia przyjmuje polskich emigrantów?

    OdpowiedzUsuń
  28. Zapraszam do mnie po odbior nagrody:))

    OdpowiedzUsuń
  29. Stardust: akurat w seniority nie chodziło mi o pracowników zaawansowanych wiekiem, tylko o zasadę, że nieważne jak pracujesz, ważne jak długo. Uważam, że w Polsce są problemy na rynku pracy nie tylko w kwestii wieku, aczkolwiek ten problem na pewno jest poważny i cieszę się widząc kraje w których wiek i doswiadczenie są doceniane.
    Wiem na czym polega merchandising, miałam z nim styczność w pracy w Polsce, jak również z początkami category management :) Tylko, że u nas w sklepie to tak wygląda, bo osoba zajmująca się merchandisingiem de facto nie decyduje co gdzie i jak stoi. Dostaje wytyczne od managera, a następnie przetarguje towar z magazynu na półkę :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Marek: a Ty to sam sobie zaprzeczasz. To w końcu można zostać tym bogaczem czytającym iPada w basenie, czy nie, bo się zgubiłam...
    Ja nigdzie nigdy nie napisałam, ze przyjeżdżam tu zrobić karierę w rok. Wręcz zaznaczałam, że zdaję sobie sprawę, ze będę wykonywać proste prace na początku. Miałam jednak nadzieję, ze się w miarę szybko trafi jakiś wprowadzacz danych, czy inna praca nie wymagająca wielkiego doświadczenia na rynku kanadyjskim. Tak się nie stało, a moja tolerancja bycia kasjerką okazała sie być niższa niż się spodziewałam. I proszę cię, nie wmawiaj mi, że jestem tak głupia i naiwna, ze sądziłam, iż kasa rośnie tu na drzewach, wszyscy mi padną do stóp i na dzień dobry kontrakt za sześciocyfrową kwotę dostanę. Ale faktycznie sądziłam, ze uda mi się dostać pracę w biurze, JAKĄKOLWIEK. Wiem, że do sukcesu się dochodzi ciężką pracą i latami.

    OdpowiedzUsuń
  31. Stardust: w ogóle nie załapałam o co z nagrodą chodzi, ale w końcu trafiłam we właściwe miejsce :))) Dziękujemy :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Mówiłem ze jazda w ciemno to szaleństwo. I w sumie to i tak jestem pozytywnie zdziwiony tym jak (relatywnie) dobrze udało Wam sie ustawić w te 4 miesiące. Bo spodziewałem sie raczej ze skonczycie jak mój znajomy, który powiedział pól roku bez pracy i wrócił do Polski. A mi dojście do obecnego stanu tez zajęło kupę czasu (11 lat) i wiele wyrzeczeń. I nie jechałem w ciemno...

    OdpowiedzUsuń
  33. Marek: właśnie tak czasami się sprowadzamy nawzajem na ziemię jak zaczynamy za mocno narzekać. Uświadamiamy sobie, że oboje mamy już w sumie stabilne zatrudnienie, mieszkamy w bardzo fajnym miejscu w porządnym mieszkaniu i stać nas na wiele rzeczy pomimo pracowania za niewiele ponad minimum. Jeśli podejmiemy decyzję, że nie zostajemy, to nie będzie tylko i wyłącznie z powodu nie dostania pracy biurowej po czterech miesiącach :)))))

    OdpowiedzUsuń
  34. Kinga, wydaje mi sie, ze troche zamykacie sobie drzwi tym rocznym pobytem. NIe wiem, czy dobrze mnie zrozumiesz - ale np. w moim przypadku, ja przyjedzalam do stanow na stale - i tak to traktowalam. Bez innej mozliwosci odwrotu. Po prostu musialo sie udac.
    Ciezko jest okreslac swoja przyszlosc dokladnie w czasie. Rok to duzo i jednoczesnie malo - oczywiscie, ze trzeba sobie cos wyznaczyc - ale jak ma sie mozliwosc odwrotu, to ciezko sie caly czas starac na maxa.
    Poza tym - ty w PL mialas dobra pozycje w pracy i tez teraz inaczej patrzysz na swoj osobisty demoting.

    OdpowiedzUsuń
  35. O querva ale mata zajeb...te zdjecie!!!!
    Ania_2000 chyba trafila w sedno:) Przyjazd na stale czyli "bez odwrotu" powoduje, ze czlowiek od pierwszego dnia nie oglada sie za siebie tylko skupia na tym co tu i teraz.
    A z nagroda, to nalezy sobie to zdjecie skopiowac i wkleic, co by swiat widzial, ze zostaliscie nagrodzeni:))) I wytypowac nastepne blogi do nagrody.. instrukcja jest u mnie w notce:)
    A teraz ide jeszcze raz poogladac to zdjecie, bo jest superaszcze!!!

    OdpowiedzUsuń
  36. Cztery miesiace to naprawde niesamowicie malo na decyzje czy Kanada nam do zycia odpowiada czy nie! Ba, nawet rok to malo! I, tak jak Ania napisala, z innej perspektywy sie patrzy jak sie wie, ze nie ma odwrotu i Kanada musi stac sie naszym nowym domem. Jak ktos ma ten luksus, ze to moze byc tylko rok, to sie tendencyjnie widzi ta przyslowiowa szklanke do polowy pustea! Podczas gdy ci emigranci z krwi i kosci widza ja do polowy pelna:)
    Koala, co jeszcze, oprocz pracy i zimy jest na nie? Pytam, bo naprawde mnie to ciekawi:)))

    Z zdjecia w zajawce wnioskuje, ze lunch na wysokosciach sie udal?

    OdpowiedzUsuń
  37. Ania: coraz bardziej sobie zdaję sprawę, że rok to mało. Masz w 100% rację, dodam też, że mając w perspektywie podjęcie decyzji, człowiek ostrzej i bardziej krytycznie do wszystkiego podchodzi. Zamiast po prostu przyjąć, że coś jest jak jest, staramy się czasami na siłę ocenić, czy nam się to podoba czy nie, żeby potem listę plusów i minusów zrobić. Może też dlatego na blogu tak wiele opinii krytycznych jest.

    OdpowiedzUsuń
  38. Stardust: dziękuję, zdjęcie faktycznie wyszło, mnie też się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Monika: też masz rację, Ania trafiła w sedno, jak to już zauważyła Stardust. Co do za i przeciw, to cały czas to układam w głowie, to jest długi temat i na pewno będę o tym pisać. Piszesz o luksusie pobytu na rok i myślę, że pojawia się w naszych głowach myśl, czy warto się szarpać tutaj, skoro można się poszarpać w Europie, w której wiz nie trzeba, a też i znajomości więcej.

    OdpowiedzUsuń
  40. Kinga, ale ci powiem dziewczyno, ze canada ci sluzy:) super wygladasz:)

    i zgadzam sie z wami - teraz mozliwosci jest duzo wiecej niz kiedys - po co sie szarpac tutaj, kiedy w europie i blizej do domu na swieta, i lepsze mozliwosci. tylko jest chyba jeden minus - bo w europie jako polak zawsze bedziesz tak traktowany - jako obcy.
    tutaj - jestes w tyglu. tutaj wszyscy sa obcy - i tym samym sami swoi:)

    OdpowiedzUsuń
  41. Tak po prawdzie, to nie za bardzo rozumiem dlaczego gdzie indziej miałoby być łatwiej albo lepiej. W każdym obcym kraju trzeba się liczyć z tym, że zaczyna się od zera. Nigdzie nikt na nikogo nie czeka z otwartymi ramionami. Tyle, że dla mnie to jeden z plusów emigracji. Ma się szansę od początku coś zbudować i być niezależnym.

    Szczerze mówiąc bez oferty pracy raczej nie bardzo macie jak przedłużyć pobyt, więc i tak wszystko się niejako rozwiąże samo.

    Wydaje mi się, może się mylę, że w Europie Polacy nie są specjalnie popularni z różnych względów, więc nie wiem czy w jakimś miejscu w Unii będzie Wam łatwiej czy nie. To nie są kraje emigranckie, jak słusznie pisze Ania.

    W każdym razie trzymam kciuki i niech Wam się tak ułoży, żebyście byli zadowoleni!

    OdpowiedzUsuń
  42. Jak już ktoś zauważył tutaj, przechodzicie przez bardzo typowe etapy lubienia lub nielubienia kraju. Moim zdaniem pogoda ma strasznie dużo wspólnego z tym, jak odbieracie Kanadę. A czy wiecie, że jedna prowincja jak np. BC jest większa niż parę europejskich krajów razem? Czy wiecie, że na Toronto nie kończy się Kanada? Czy wiecie, że zima w BC (na południu) jest znacznie łagodniejsza niż w Polsce, że tam w lutym kwitną już wiśnie i żonkile? Ja w sumie bardzo sobie cenię te cechy kanadyjskie, które Ciebie drażnią, to kanadyjskie spokojne podejście do spraw, tę sprawiedliwość i pewnego rodzaju równość w społeczeństwie.
    Gdybyście zaczynali swój pobyt dajmy na to w marcu, Kanada urzekłaby Was swoją upalną letnią pogodą, tropikalnym wilgotnym powietrzem, wspaniałymi domkami letnimi nad jeziorami (cottages). Nie byliście chyba jeszcze pod namiotem, a to jedna z najwspanialszych rzeczy w Kanadzie. Gwiezdne niebo, niedzwiedzie pod ręką, łosie i inne takie. Gdzie to jest w Europie, w brudnej i zatłoczonej Europie, gdzie nadal panuje nacjonalizm, szowinizm, często antysemityzm. Z tego zo ja pamiętam, rasizm ma sporą w Polsce popularność, nie lubi się "Arabów", nie lubi się "czarnych", nie lubi się "ruskich". W wielu krajach Europy nie przepadają za Polakami. W porówmaniu z cierpliwymi i pracowitymi Holendrami Polacy wysiadają. Nasze roszczenia do lepszego życia niestety nie pokrywają się z polskim etosem pracy. Przykro to pisać, ale ja tak widzę Europę, a szczególnie nas w niej.

    Pozdrawiam.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  43. Kingo,
    Mam dla Ciebie jedna rade, spozniona, ale moze sie przydac w przyszlosci. Warto wybrac sobie jedna wymarzona firme, pojsc osobiscie i zaproponowac sie w roli wolontariusza. Wiem, ze z czegos trzeba zyc, ale mozna w ten sposob wykorzystac czas w ktotym poszukuje sie pracy. Wolontariat da Ci mozliwosc zaprezentowania swoich umiejetnosci, nie w CV, a "w naturze". To bardzo wazne, a jesli przypadkiem zwolni sie jakis etat bedziesz miala duza szanse go zajac. Jesli nie, to mozesz z takiej firmy dostac list polecajacy, znaczacy rownie duzo, co znajomosci. No i zyskujesz kanadyjskie doswiadczenie zawodowe, traktowane przez przyszlego pracodawce lepiej niz to zdobyte na stanowisku kasjerki. I zgadzam sie z przedmowcami, ze czasowe pozwolenie na prace jest najwieksza przeszkoda w znalezieniu wymarzonego zajecia, z punktu widzenia pracodawcy nie oplaca sie w Ciebie inwestowac. Powodzenia. Marcin J.

    OdpowiedzUsuń
  44. Alicja: "Gdzie to jest w Europie, w brudnej i zatłoczonej Europie"... Ot, chocby w Bieszczadach, zeby daleko nie szukac. Ze nie wspomne o lasach na polnocy Skandynawii, ktore spokojnie wytrzymuja porownanie z kanadyjskimi (IMO, oczywiscie). Nie wiem czemu obrona Kanady musi sie u Ciebie wiazac z atakiem na Europe, w dodatku atakiem zupelnie bezpodstawnym.

    OdpowiedzUsuń
  45. Acha! To nie atak na Europę, tylko realistyczne spojrzenie na miejsce gdzie pp. Koala może zechcą zamieszkać, poszukując pracy. Bieszczady? Jak najbardziej, chociaż o pracę tam niełatwo. Lasy Skandynawii? Dokładnie to samo. Może jeszcze greckie wyspy? Występuje podobny problem. Ja bardzo Europę cenię i lubię i w miarę często tam bywam, co nie zmienia mojego zdania, że jest brudna i zatłoczona.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  46. Witam tu zgromadzonych,

    Widze ze temat sie przyjal i podazyl w nieokreslonym kierunku.
    Co do pracy w Canadzie to nie mozna generalizowac bo kazde miejscie kieruje sie wlasnymi zasadami. NIe wiem jak jest w toronto ale przypuszczam ze nie jest latwo sie wybic bo konkurencja jest duza, przede wszystkim w labor. U nas jest moze troche latwiej ze wzgledu na ekstremalne mrozy i przybijajaca atmosfere prerii. Ludzie po prostu nie pchaja sie oknami i dzwiami i jest moze troche latwiej sie usadowic - ale nie zawsze...
    Co do pracy to bezwzgledu na wasze opinie, aby nie mydlic nikomu oczu wydaje mi sie ze jednak najlepiej jest zrobic szkole tutaj. Pare lat meki 2-4 lat w zaleznosci co sie chce robic ale potem to juz z gorki. No niestety - im predzej zdacie sobie sprawe tym lepiej dla was - ja stracilem 2 lata na dumaniu i nigdzie mnie to nie zaprowadzilo.
    Co do znajomosci to przynajmniej tutaj wydaje sie byc troche jak w polsce - 20 % tego. Nawet ja nawet bylem zmuszony dostac prace po znajomosci - nie ze jestem wielkim fanem tego - otoz w lecie jako summer student jeden pracodawca ze srilanki nie raczyl mi powiedziec ze nie funduszy na na pozostale 3 miesiace - nie powiem co o nim mysle - Biorac pod uwage sytuacje w ktorej sie znalazlem i posiadanie dziecka to bylem zmuszony zadzwonic to jednej firmy konsultingowej w ktorej pracowalem i pogadac z bossem aby mi dal prace na 3 miesiace. Na tyle mnie lubial ze utworzyli etat dla mnie. No coz...znajomosci czy nie trzeba cos robic w zyciu - tylko pytanie jak daleko chce sie zajsc...

    Pozdrawiam DJ Moose

    OdpowiedzUsuń
  47. Wiem, bo pisałaś mi o tym w mailu, że z czasowym pozwoleniem na pracę jest trudno znaleźć lepszą pracę i żeby dostać wizę na stałe (jak już kilka osób wspomniało wyżej, pracodawcy nie opłaca się w Ciebie inwestować). Ale ja na Waszym miejscu, będąc już tam i po tylu przejściach, nie chciałoby mi się zaczynać od nowa w kolejnym kraju i przechodzić to samo jeszcze raz. Starałabym się zrobić wszystko, żeby dostać stały pobyt. Cztery miesiące to mało i dużo zarazem. Mało, bo nie wszystko da się załatwić w tym czasie, a wystarczająco, żeby się do pewnych rzeczy zniechęcić. Weź Kinga pod uwagę, że pojechaliście podekscytowani i zestresowani nową sytuacją, problemy związane z szukaniem mieszkania, załatwianiem telefonów, znalezieniem pracy dołożyły swoje trzy grosze, albo znacznie więcej. A jesień i długa mroźna zima Wam nie sprzyja. Z nadejściem wiosny wszystko będzie można zobaczyć w lepszym świetle - nie zrozum tego, że chcę bagatelizować Wasze problemy, chodzi mi o to, że trudno jest wykrzesać z siebie optymizm i patrzeć z radością w przyszłość, po takich stresujących przejściach, jak na dworze jest szaro, pada deszcz lub śnieg i jest zimno. Najważniejsze, że jesteście tam razem i możecie się wspierać. A do tego macie sporą grupę kibiców, którzy trzymają za Was kciuki i dobrze Wam życzą. I myślę, że sporo racji jest w tym, że Polacy na emigracji w Europie nie są zbyt mile postrzegani, na co niestety sami sobie zapracowali. W Kanadzie chyba jednak nie jesteśmy aż tak źle oceniani, jako ludzie, społeczność. Kryzys światowy mocno dał się we znaki i czytałam ostatnio o tym, jak trudno jest teraz naszym emigrantom w Anglii. W dużych miastach jest spore bezrobocie i duża konkurencja i chociaż są lepsze stawki, to bardzo trudno znaleźć pracę, a mniejszych miasteczkach łatwiej dostać pracę i koszty utrzymania są niższe, ale miejscowa społeczność jest bardzo niechętna dla nowych przybyszy, bo zabierają im pracę. Zdarzają się pobicia, podpalenia samochodów, polskie dzieci są bardzo źle traktowane przez rówieśników w szkołach itp, itd.
    Nie wiem więc, czy bym się pchała na Wyspy teraz.
    Pozdrawiam i głowy do góry - będzie dobrze :-)

    OdpowiedzUsuń
  48. resvaria: łatwiej pod paroma względami. Po pierwsze mamy znajomych u których mozemy się zatrzymać dopóki mieszkania nie znajdziemy (oszczędność kasy na hostel). Po drugie mamy znajomych, więc można skombinować samochód i nie być ograniczonym limitem bagażowym, ergo mniej rzeczy do kupowania na miejscu. Po trzecie jest bliżej, wiec nawet jakby coś było potrzebne, to szybciej i taniej się skombinuje.

    OdpowiedzUsuń
  49. Ania: dziękuję za komplement :) Na pewno w Europie silniej są zaznaczone państwa, więc siłą rzeczy łatwiej być nie u siebie. Ale jednak UE robi swoje i ludzi emigrują dość mocno. Na pewno problemem są różne języki, dlatego jesteśmy ograniczeni w wyborze.

    OdpowiedzUsuń
  50. Alicja: masz dość idealistyczną wizję Kanady i pesymistyczną wizję Europy. Ja Europę uwielbiam i nie przeszkadza mi zatłoczenie, pomimo mojej aspołeczności. Zwyczajnie szerokich stepów mi na co dzień nie trzeba, a na urlop jest do wyboru mnóstwo miejsc, w których można przyrodę poczuć. No i tymi niedźwiedziami to mnie zachęciłaś bardzo do namiotu, haha ;)))))

    OdpowiedzUsuń
  51. Marcinie: a wiesz, ze myślałam ostatnio o tym? Żeby wybrać kilka firm i wleźć z propozycją wolontariatu. Na pewno tutaj upór i tupet dużo pomagają, nie wiem czy nie mam idealistycznej, amerykańskiej wizji, ale wydaje mi się, że to by mogło zadziałać.

    OdpowiedzUsuń
  52. DJ Moose: no właśnie o to mi chodziło, że są różne sytuacje i różne zawody i ich specyfika i samo stwierdzenie, ze ja znam ludzi którzy dostają pracę w biurze jest w moim odczuciu małym fałszowaniem rzeczywistości. Bo mogą to być ludzie znający język, który akurat jest wymagany a niepopularny. Albo będący przedstawicielem mało popularnej grupy zawodowej. Przyjechaliśmy do Toronto z myślą, że w dużym mieście jest więcej możliwości - nie wzięliśmy pod uwagę większej konkurencji, przy której wypadamy zwyczajnie blado. I nie twierdzę, ze pracy biurowej nie można dostać, tylko jest to obecnie bardzo trudne.

    Co do znajomości, to wszyscy strasznie alergicznie na to reagują, a ja przemyślałam sprawę i uważam, że to ma sens. Nie mówię o znajomosciach na zasadzie siedzi panienka i paznokcie maluje, bo znajomości ma i nikt jej nie ruszy. Ale jeśli pracodawca może zaoszczędzić czas i pieniądze i zatrudnić pracownika z polecenia, to nie widzę problemu. Nie jest to sprawiedliwe, ale umówmy się, nikt nie mówił, że będzie sprawiedliwie...

    OdpowiedzUsuń
  53. Aga: ale my się nie chcemy pchać teraz, tylko za niemal rok ;) A na poważnie, to naprawdę jeszcze nie wiemy na 100%. Tydzień temu byliśmy na 99% na nie, teraz jesteśmy na 90%, nie wiadomo co się stanie dalej, ale oprócz tej nieszczęsnej pracy jest jeszcze mnóstwo innych aspektów, które chodzą nam po głowach. Poza tym start na Wyspach nie byłby aż tak zakręcony jak tutaj, o czym już pisałam Krisowi - mamy gdzie się zahaczyć, Koala ma już numer NIN (odpowiednik SIN), chyba nawet ma jeszcze konto w banku, więc nie było by tak od zera ;) Jedyne czego się obawiamy, to koszty życia, co podkreślam od początku. Tu możemy robić to co robimy i mieć luz finansowy, tam z minimum nie wyżyjemy.

    Powiem tak, mam pewien plan i jeśli się pojawi szansa jego powodzenia, to nie będzie źle. Ale tak jak sama mówisz, rynek pracy jest ciężki i potwierdzają to ludzie mieszkający na Wyspach. Może plan wypali, może nie, jeszcze sporo czasu, a tutaj swoje plany tez mamy, bo nie mamy zamiaru się do Toronto przez cały pobyt ograniczyć :)))

    OdpowiedzUsuń
  54. DJ Moose, to o czym piszesz to networking a nie znajomości. To dwie zupełnie różne rzeczy. Zatrudnili Cię, bo wcześniej dla nich pracowałeś i uznali, że są z Ciebie zadowoleni. Na takiej zasadzie działa większość awansów i propozycji prac wewnętrznych, co jest naturalną sprawą. Załatwianie po znajomiści kojarzy mi się z sytuacją kiedy pani Jola zatrudnia panią Kazię, bo to koleżanka/siostra/szwagierka jej znajomej.

    Tutaj w wielu firmach jest zasada, że rodziny się nie zatrudnia. Czyli ja na przykład nie dostałbym pracy w firmie, w której pracuje M.

    Koala - przypomniało mi się, miałem napisać. Kiedy rozmawialiśmy na początku zauważyłem, że zadajecie pytania, które większość Kanadyjczyków zmraża - ile kosztował dom, auto, ile płacą i tak dalej. Nie polecam, raczej szkodzi niż pomaga. Znów, nawet wiele firm ma policy, że nawet pracownicy między sobą nie mogą rozmawiać o swoich zarobkach.

    Przy cięciach budżetowych, największych od czasów Thatcher, nie sądzę, żeby na Wyspach był pomyślny klimat dla Polaków. Sami Brytyjczycy i Irlandczycy zaczynają się starać o emigrację do Kanady i Stanów. Poza tym w UK ludzie przywiązują taką wagę do stanu i pochodzenia (nie wierzycie? Proszę posłuchać BBC radio, mają obsesję na tym punkcie), że nie wiem jak można się tam stać równoprawną częścią społeczeństwa. Pewnie się da, ale w egalitarnej Kanadzie albo Stanach na pewno o niebo łatwiej. I nie ma tutaj BNP (British National Party), która by chciała pogonić Polaków na kontynent...

    Co do Europy to zgadzam się z Alicją. Nawet zakładając, że idealizujemy Kanadę, to co się w Europie dzieje wcale nie zapowiada świetlanej przyszłości, zwłaszcza kiedy się okaże, że cały system podatkowo-emerytalny upadnie. Ale to temat na inną rozmowę.

    OdpowiedzUsuń
  55. Wnioskuję więc, że macie też nieco inne podejście niż ja do osiedlania się w nowych miejscach. Ja Waszą metodę nazwę może nieprzyjemnie, ale po imieniu: jest to dojenie. Dojenie znajomych i rodziny, aby mieć jakiś tam start. Wiele osób tak robi i w zasadzie nie ma nic w tym złego, ale powiem Ci, że jako osoba dojona, to daje czasem w kość. Pożyczam samochód, ale ja nie mam ich pięciu na zbytku, więc jakieś to znaczenie dla mnie ma. Zatrzymują się u nas znajomi poszukujący mieszkania czy domu w mieście, no dobrze, ale ile tak można, jeśli w planach jest pozostanie z tymi znajomymi na dobrej stopie? Znasz powiedzenie o tym, że gość w domu jest jak ryba? Jeżeli znasz, to wiesz co mam na myśli. Ja zawsze wolę sobie nawet w trudniejszych warunkach przeżyć gdzieś tam niż zwalać się komuś na głowę.
    W Anglii to musiałabyć założyć blog o pogodzie, bo byłoby o czym pisać. W Szkocji to samo.
    Zawsze można by pojechać do tej Hiszpanii, gdzie mieszkałam i pracowałam jakiś czas, no ale wtedy konieczny byłby blog o tzw. świecie "manana". Odwiedzając, a mieszkając to są dwie zupełnie inne bajki. Osobiście bardzo ciekawie czyta mi się Twój (Wasz) blog, wiec jak będzie ich wiecej, to nawet i lepiej. Wcale nie przeszkadza mi okazjonalne narzekanie na jakiś tam temat - mnie zawsze zadziwia w pozytywny sposób jacy ludzie są jednak różni. I całe szczęście, bo inaczej byłyby straszne nudy. Polacy mają długą historię dojenia, czasem jest ona lepsza, a czasem gorsza, ale uwierz mi, starszej pani po 40-ce (niewiele, ale zawsze), że dojenie kogoś częściej kończy się źle niż lepiej.
    Ja sama jestem bardzo gościnna (naprawdę!), ale już więcej doić się nie dam. A wszyscy dojący to byli bardzo mili ludzie, tylko jakoś tak wyszło, że chyba jednak za bardzo chcieli zaoszczędzić.

    Pozdrawiam serdecznie.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  56. resvaria: tak, zadawaliśmy pytania, żeby oszacować ile kosztuje życie i przyszłość. Nie wiem osobiście jak się żyje na Wyspach. Znajomym się żyje całkiem przyjemnie.

    OdpowiedzUsuń
  57. Alicja: no coż, dla Ciebie dojenie, dla mnie frajerstwem jest przepłacanie jak ktoś nie ma problemu z przenocowaniem nas przez tydzień. Nie lubię mieszkać z kimkolwiek innym niż Pan Koala, więc się wynoszę najszybciej jak mogę. A zeby być po prostu miłym dla znajomych, a nie dojonym, wystarczy umieć powiedzieć "nie" ;)

    OdpowiedzUsuń
  58. Mówienie "nie" nie jest takie proste, zwlaszcza, jak mili ludzie mówią Ci w trzecim tygodniu, że są w tak zwanej kropce. Wtedy to naprawdę chcesz pomóc, bo rozumiesz i odmowa pomocy jest wtedy nieludzka.

    Tydzień daje się znieść, ale trzy dni to naprawdę dobra miara dla dobrego gościa. A ileż to wydasz na hostel nawet na tydzień? To nie jest frajerstwo, tylko delikatność bytu, docenianie przyjaźni czy znajomości i niechęc jej utracenia. Uwierz mi, to jest bezcenne!

    Pozdrawiam, Alicja

    OdpowiedzUsuń
  59. Resvaria: Tu moze bym troche polemizowal na temat czy networking i znajomosci to nie to samo. Moze w pewnym sensie masz troche racji ale wydaje mi sie ze to wszystko zalezy od punktu widzenia i definicji. Dla mnie definicja znajomosci jest bardzo okrojona i sprowadza sie do poznania danej osoby - co w rezultacie mozemy zakwalifikowac jako networking.

    Poza tym co za roznica czy ktos dostal prace po znajomosci(resvaria przyklad) czy przez networking jak i tak cala reszta jest na straconej pozycji. Nie wspominajac juz o "canadian experience" czy dyplomie.

    No coz realia sa jakie sa i nie nikt nie powiedzial ze bedzie latwo. W tym przypadku tylko wytrwalosc i ciezka praca moga nas uratowac a potem juz tylko moze byc lepiej - zycze powodzenia

    DJ Moose

    OdpowiedzUsuń
  60. Chciałam tylko powiedzieć (a miałam się już nie odzywać...;)), że wg mnie networking a znajomości to kwestia semantyki.

    OdpowiedzUsuń
  61. Jak dla mnie znajomości = nepotyzm i korupcja. Pracę dostaję się za to kogo się zna a nie za to co się umie.

    Networking stawia na merytokrację i osobowość.

    Widzę wyraźne różnice między jednym i drugim.

    W każdym społeczeństwie istnieją do pewnego stopnia oba zjawiska, ale tutaj dominuje networking, natomiast w wielu miejscach w Europie znajomości. Oczywiście to moja opinia, z którą absolutnie nie trzeba się zgadzać.

    OdpowiedzUsuń
  62. To ja sie tylko zgodze z Resvaria, tez widze duza roznice miedzy networking a znajomosciami. Networking przede wszystkim nic nie gwarantuje, znajomosc tak:))

    OdpowiedzUsuń