niedziela, 2 stycznia 2011

Kanadyjskie Święta, czyli indyk z miłością :)

No dobra, czas się ogarnąć i wrócić do blogowania, w końcu trzeba mieć jakieś priorytety w życiu ;)

Jak już wspominałam na Święta zostaliśmy zaproszeni do S. i jej rodziny - ośmiorga dzieci (jednak wszystkie jej, a nie jak kiedyś napisałam piecioro jej i troje jej partnera) i partnera D. Nie w stu procentach rozumiem ich układ i sytuację, ale wygląda to tak - są ze sobą od pięciu lat, mają dwuletnią córkę, ale dopiero od pół roku razem mieszkają i nie są małżeństwem. Mam wrażenie, że mają nie do końca poukładane zależności finansowe, D. bowiem ma swoją firmę i mnóstwo pieniędzy, a S. ma poczucie, że siedmioro dzieci powinna utrzymywać sama, bo to nie jego dzieci i nie jego odpowiedzialność. W każdym razie, pamiętam jak rozmawiałyśmy o prezentach dla jej gromadki i mówiąc o prezencie dla nastoletniego syna powiedziała "On myśli, że jesteśmy zamożni, a niestety nie jesteśmy" Dlaczego o tym wspominam? Bo mi szczęka opadła i długo ją zbierałam :)))

S. przyjechała po nas po południu nowym i dość wypasionym vanem, który na mnie aż tak bardzo wrażenia nie zrobił, bo w samochodach jednak bardziej siedzi Pan Koala i on na pierwszy rzut oka rozpoznaje co kosztowało kupę kasy a co nie. Podjechaliśmy do ich domu i jak zobaczyłam przez szklane drzwi kawałek wnętrza, to moją jedyną myślą było "Ahaaaa, to tak wygląda dom niezamożnych Kanadyjczyków..." :)))) Dom jest piękny, urządzony dokładnie tak jak mi się podoba. I spory, ale w końcu trochę ich tam mieszka. Duży salon, w którym można ustawić wielki stół, ogromna kuchnia z miejscem na jedzenie "codzienne", pokój z wielkim TV, kominkiem i sofą na której mieści się 10 osób, pięknie urządzona łazienka, itd, itd. Całego domu nie widzieliśmy, wiec nie wiem co było na piętrach, ale domyślam się, że reszta była w podobnym guście. Jestem zakochana w tym domu, a szczególnie w kanapach :) Pan Koala, jak się domyślam, bardziej się zakochał w tym co stało w garażu, czyli najnowsze BMW 3 convertible 328i z poprzedniego roku :)))

D. jest typem gościa, który wydaje się być cały czas na amfie :) Co bywa przytłaczające. Nie zmienia to zupełnie faktu, że jest bardzo pozytywnym i sympatycznym facetem. Na kolację przygotowali oczywiście indyka z nadzieniem, słodkie ziemniaki, zwyczajne ziemniaki, szynkę pieczoną z ananasem, sałatkę i smażoną marchewkę. Innymi słowy, zupełnie inne menu niż w Polsce i tak jak nadzienie z indyka smakowało mi bardzo, tak reszta już była bez większego szału. I tak spróbowałam wszystkiego, upewniając się w tym, że nie lubię słodkich ziemniaków. Być może powodem było to, że S. sama o sobie mówi, ze kucharką jest słabą, a D. ma swoje popisowe dania, które robi, w tym przypadku była to szynka i indyk. Resztę komponują po prostu z gotowych rzeczy. Podczas kolacji wzbudziłam małą sensację, bo D. zapytał czy wiemy jaki jest główny składnik owego nadzienia indykowego. S. rzuciła "Echhh, myśl nieszablonowo, to nie jest taki prawdziwy składnik". Zupełnie żartem rzuciłam "Miiiłoooość?", co spowodowało wybuch entuzjazmu i komentarze "To jest niesamowite, nikt nigdy nie odgadł!!!" Poczułam się wyróżniona :) Kolacja, jak to kolacja, skupiała się na rozmowach i komplementowaniu jedzenia.

Po kolacji zaczęło się dawanie prezentów, które było dla mnie dość zaskakujące. Po pierwsze byłam przekonana, ze tu wszędzie jest zwyczaj dawania jednego konkretnego prezentu. W domu S. jest zwyczaj mnóstwa małych prezentów, które dla mnie osobiście były... naciągane. Na przykład młody dostał trzy pary dżinsów, pięć par koszulek, itp. Zaskakujące jest dla mnie dawanie ciuchów na Gwiazdkę, w kraju, w którym ciuchy są tanie jak barszcz. U mnie w domu ciuchy się owszem dawało, ale bardziej na zamówienie, albo w dawnych czasach jak się sweterki z zagranicy trafiały. Ale jakbym dostała dżinsy pod choinkę to chyba bym się nieco skonfundowała ;) Oczywiście oprócz tych ciuchów dostał wiązania snowboardowe, na których chyba mu zależało najbardziej. Dla mnie było to trochę przesadzone w kierunku "Zróbmy tak, żeby pod choinką było jak najwięcej". Inna sprawa zupełnie różna od polskich zwyczajów - mówienie o tym ile co kosztowało. I tu znowu - nie uważam, ze im droższy prezent tym lepszy i też lubie się chwalić, że coś kupiłam wyjątkowo tanio. Ale jakby mi Mama dała spodnie i jeszcze skomentowała, ze tylko 10$ kosztowały, to chyba by mi trochę przykro było. Więc zupełnie, zupełnie inne podejście niż u nas, gdzie spodnie i koszulki się kupuje na co dzień, a pod choinkę sie wybiera rzeczy, które są droższe, a tym samym nie kupujemy ich ot tak, jak mamy kaprys. Nie wiem, czy tak jest wszędzie, czy tylko u S., jak znam życie to co dom to obyczaj :) A i w polskich domach pewnie jest różnie, ja odnoszę wszystko do tego jak to u mnie wyglądało.

Na drugi dzień zostaliśmy zaproszeni na łyżwy, potem zjedliśmy resztki świątecznej kolacji i rozłożyliśmy się na wielkich kanapach, żeby obejrzeć "Noc w muzeum 2". Innymi słowy, całkiem miłe popołudnie :) Ludzie na lodowisku jeździli w kółko, co spowodowało niewielką panikę jak mnie wyniosło pod prąd ;)

Mam nadzieję, że pozytywnym aspektem tego weekendu będzie praca - D. zaproponował, żebym mu przysłała moje CV, to obgada sprawę z partnerem w interesach, bo być może przyda im się dodatkowa osoba w księgowości. Co było by dla mnie idealnym rozwiązaniem - praca biurowa no i zaczęłabym się uczyć kanadyjskich finansów, na czym mi zależy najbardziej. A póki co, kontynuuję przefascynującą karierę jako kasjerka/pomoc biurowa/pomoc magazynowa/pomoc merchandisingowa ;)

No i wszystkim życzę jak najlepszego Nowego Roku! :)

18 komentarzy:

  1. Mysle, ze co dom to inna tradycja. Ja sie wzenilam w amerykanska rodzine, ale jakos nie ma rozmow na temat cen, a juz szczegolnie przy okazji prezentow. W ogole w naszej rodzinie nie rozmawia sie o pieniadzach, nie mamy pojecia ile zarabiaja nasze dzieci, nie mamy pojecia ile emerytury ma Tatek. Pewnie uzyskalibysmy takie pojecie gdyby byla potrzeba, a ze jej nie ma to co nas to obchodzi za ile mlodzi kupili mieszkanie i ile chca teraz wydac na dom.
    W kwestii swiat, przejelam bardzo duzo tradycji amerykanskich, tzn. akurat te, ktore mi odpowiadaja, a inne tworze sobie wlasne. Nie jestem tez sztywno zwiazana z zadnymi polskimi tradycjami, bo uwazam, ze nie musze. Zycie ma isc do przodu i sie rozwijac, tradycje na to nie pozwalaja, wiec ja sobie albo modyfikuje stare, albo tworze wlasne:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Stardust: jasne, mnie się na przykład podoba połączenie tradycji polskiej z kanadyjską, w sensie, ze u nas kluczowa jest kolacja wigilijna, a tutaj kolacja pierwszego (i jedynego) dnia świąt. Dzięki temu można robić polską kolację w Wigilię i kanadyjską kolację w Święto. Albo wymyślić coś nowego jak się nie chce dwóch robić, albo się podzielić, no opcji jest bez liku ;)
    Co do pieniędzy, to nie wiem na ile to ma wpływ, ale towarzystwo S. i D. jest silnie żydowskie, może dlatego takie w dobrym tonie jest podkreślanie, że się umie gospodarować i nie przepłacać? A może ulegam stereotypowi? W każdym razie dużo o pieniądzach mówią, ile co kosztowało, za ile młodzi kupili dom i tym podobne, czyli zupełnie inaczej niż u Ciebie, a z tego co pamiętam, Wspaniały też Żydem jest :)
    Co zupełnie nie zmienia faktu, że nas przygarnęli, nakarmili i spędziliśmy z nimi naprawdę miły weekend. I to tylko obserwacje, a nie wielka krytyka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tego nie odebralam jako krytyki, tylko mam wrazenie, ze to akurat specyficzne podejscie do pieniedzy w tej rodzinie. Moze ma to zwiazek z pochodzeniem zydowskim, moze nie:) Moj Wspanialy jest Zydem z wyboru, bo tak naprawde wychowal sie w agnostycznej rodzinie, a ozenil z Zydowka i 5 lat po slubie zdecydowal przyjac te religie. W zwiazku z czym nie ma mocno zakorzenionych ani tradycji ani nazwijmy to patrzenia na swiat. Zreszta Nasza Zona tez nie jest za bardzo religijna, po prostu jest Zydowka, tak jak ja Katoliczka:)) No moze ona troche bardziej:)))
    A moze Ci Twoi znajomi to tacy troche nowobogaccy, bo ten gatunek lubi mowic o pieniadzach i podkreslac na co tez ich stac, lub jak udalo im sie zalapac na dobry deal. To oczywiscie moje gdybanie, a wiemy, ze gdybanie jest nie zdrowe:))
    Wazne, ze mieliscie mile swieta i spedziliscie fajnie czas, a przy okazji poczynione zostaly obserwacje, ktorymi sie z nami dzielisz:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że Ty nie odebrałaś, ja się zabezpieczam przed zarzutami, że mnie przygarnieto, nakarmiono, a ja jeszcze jakiś problem mam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Takich kilka luznych komentarzy:
    - jestem ciekaw jakbys opisała mój dom i garaż skoro malenka 3'jka z mikroskopijnym silnikem Ci sie tak podoba :)
    - my tez staramy sie zanizac ceny prezentów. Nie sztuka jest pojsc i kupić zegarek za kilka tys. USD. Sztuka jest znalezc ten sam za kilkaset. Zreszta w tym roku nie robiliśmy sobie prezentów, bo znacznie wiecej frajdy daje nam kupowanie sobie prezentów na poswiatecznych wyprzedazach.
    - indyk na święta jest chyba w USA nieunikniony. Wszyscy to jedzą. W tym roku zaprotestowalismy i nie było indyka w pierwszy dzień świat. Córka sie obrazila i zamowila jedzenie od chinczyka :) Dlatego na nowy rok już był.

    OdpowiedzUsuń
  6. Marek--> To Ty sie faktycznie zupelnie podporzadkowales amerykanskim zwyczajom:)) U mnie indyk jest tylko w Thanksgiving i nigdy wiecej:)) Nie lubie nudnego gotowania, wiec jak gotuje zwlaszcza na swieta, to musi byc cos nowego czego jeszcze nigdy nie robilam:) No tak mam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ech Marek, Marek. Ale czujesz różnicę między upolowaniem drogiego zegarka za połowę mniej a sprezentowaniem dżinsów za 10$?

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak to były spodnie np. Guessa czy innego Armaniego, które normalnie ponad stowke kosztują, to nie czuje. Ale jak to był jakiś Wrangler czy inny szaja, to czuje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Stardust - nie tylko ze podporządkowalem sie tutejszym zwyczajom, ale nawet je wzbogacam :) Np. niedawno temu zrobiłem samodzielnie turconducken'a. Co wiecej wzbogacilem recepturę przez użycie wyłącznie piersi trzech ptaszysk i indykowej imitacji bekonu. Było pyszne! I dietetyczne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Miało być turbaconducken'a :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Stardust, nie w kazdym domu takie eksperymentowanie na swieta sie sprawdzi:) U mnie bylaby to totalna porazka, bo moj partner jest strasznie wybredny i musi miec podane cos, co wiem, ze lubi;) Indyk jest bezpieczny, bo kazdy u nas lubi, po co wiec ryzykowac? Masz szczescie, ze Twoj Wspanialy jest taki easygoing facet i lubi wszystko (prawie?) co mu podasz. Szczerze Ci tego zazdroszcze;)

    Co do mozliwosci kupienia czegos taniej, to uwazam, ze jak mozna, to czemu nie? Ale juz chwalic sie tym przy wszystkich to troche nie teges. No ale niektorym pieniadz przyslania wszystkie inne wartosci!!

    Koala, czy ta znajoma ta siodemke dzieciakow miala z jednym facetem?

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo interesujące. W moim świecie nikt nie zachwala ani drogich ani tanich prezentów, za to wszyscy bardzo doceniamy prezenty własnoręcznie zrobione przez kogoś: a to ciasteczka, dżemy, antipasto (ostatnio), ciekawe kolekcje muzyki na CD (składanki ręcznie robione), a i tak zawsze najwyżej na liście prezentów pożądanych i wręczanych są książki - i to dla dzieci i dla dorosłych. Nikt nie gada o kosztach, w rodzinach moich i w znajomych, tak żydowskich jak i nieżydowskich. Chyba trafiłaś na raczej nietypowych ludzi, poważnie!
    Pozdrawiam i szczęśliwego Nowego Roku!
    Alicja
    PS Indyk u mnie tylko na Thanksgiving, podobnie jak u Stardust. W święta ma być tradycyjnie, w miarę polsko, ale indyka zostawiamy tylko na Thanksgiving - i bardzo nam wszystkim smakuje, ale jest specjałem tylko na raz w roku. Jak karp po żydowsku jest tylko na Wigilię! :)

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  13. Marek: o ja pierdzielę, ten turbaconducken wygląda naprawdę konkretnie! Chociaż jak kaczki za bardzo nie lubię i w ogóle francuski piesek jestem do jedzenia, więc nie wiem czy bym ruszyła...

    OdpowiedzUsuń
  14. Monika: no właśnie, nie każdy wszystko zje. My na przykład się zastanawialiśmy czy czegoś polskiego nie przynieść na tę kolację, ale wiem, że często cudzoziemcy nie lubią bigosu czy innych pierogów z kapustą, a nie chciałam ich stawiać w niezręcznej sytuacji, bo na pewno czuli by obowiązek chwalenia :)
    Co do dzieci, to tak, cała siódemka z poprzednim mężem :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Alicja: właśnie mnie to zaskoczyło, bo zawsze mi się wydawało, że przy prezentach rozmawianie o pieniądzach jest takie trochę nie bardzo. No ale to towarzystwo jest w ogóle specyficzne pod tym kątem, myślę że to jednak ma trochę wspólnego z nowobogactwem.
    Indyk mnie nie powalił. Nadzienie było owszem dobre, ale sam indyk... Ptaszor jak ptaszor :)
    Dzięki za życzenia, Tobie również Wszystkiego Dobrego! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Gentelmeni o pieniadzach nie rozmawiaja,
    gentelmeni je maja:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Hahahha brawo dla Ani_2000:)))) Trafna uwaga.
    Odnosnie dan polskich przyniesionych gdzies do innego domu to nie radzilabym bigosu. Nie ze wzgledu na smak, ale na specyficzny zapach, ktorego my Polacy nie wyczuwamy, ale zapewniam nie jednego potrafi odstraszyc:) Moj Wspanialy je wszystko, no prawie wszystko;) ale zdecydowanie sprobuje wszystko pierwszy raz, potem sie delikatnie przyzna, ze "nie przepada" albo "moze bez tego zyc" I tak nie przepada za bigosem, moze zyc bez flakow, zdecydowanie nie lubi karpia, ja zreszta tez nie, wiec tu nie ma problemu. Je co roku na Wigilie sledzie pod roznymi podstaciami, ale najbardziej smakuja mu w oleju. Generalnie nie je nic smazonego w glebokim tluszczu i nie je schabowego w panierce. Poza tym zezarl nawet pasztet z krolika, ktorego Amerykanie nie jedza, bo to Disney charackter:)))

    OdpowiedzUsuń
  18. Ania: :)))))))

    Stardust: Bugsa zeżarł!?!?!?! Złoczyńca :)))) A bigos dla mnie pachnie niebiańsko ;)))

    OdpowiedzUsuń