sobota, 16 października 2010

Pogniewani

Ponieważ przez ostatnie parę dni się trochę pogniewaliśmy z Kanadą, to wolałam nic nie pisać, żeby nie było, że przesadzę, rozpętam burzę, a potem się uspokoję i będę musiała się wycofywać ;) W miarę ogarnęłam emocje, więc napiszę co myślę :)

Przed przyjazdem wiedziałam, że z dużym prawdopodobieństwem będę wykonywać tutaj jakąś prostą i mało wymagającą pracę. Niemniej jednak, zawsze jest jakaś cicha nadzieja, że może zdarzy się wyjątek i jednak człowiek się do biura dostanie. Od trzech tygodni wysyłam CV na przeróżne stanowiska - od wprowadzaczy danych i asystentek z minimalnymi wymaganiami (tutaj już wiem, ze błędem było zbyt rozbudowane CV), po analityków finansowych. Cisza, jak makiem zasiał. W międzyczasie Pan Koala dzielnie zarejestrował się w kilku agencjach dających roboty typu siedzenie w budce i zakupił safety boots, których swoją drogą nikt nie sprawdza i wczoraj poszedł w glanach. Ale ja nie o tym. W czwartek miałam bardzo miłe i ciekawe spotkanie przy kawie z Olą, która jest tu od ponad roku i pomimo posiadania autochtońskiego męża, nadal się zmaga z kanadyjską biurokracją i nie może pracować. Dowiedziałam się, że stanowczo za bardzo rozbudowuję CV, bo powinno być praktycznie za każdym razem dostosowywane do stanowiska na które się aplikuje. Pewnie jak widzą zakresy obowiązków i kursy to nie wierzą, że to prawda, bo to w końcu niemożliwe, żeby ktoś z jakiejś Europy (która w ich oczach jest chyba taką trochę bardziej rozwinięta afrykańską dżunglą) tyle umiał. O Polsce nie wspominając, wczoraj Pana Koali kolega z pracy zapytał, czy mamy w Polsce komputery. Aha, wczoraj miałam tę całą rozmowę o pracę, która okazała się być zwykłą komedią, czyli szukali jeleni, którzy będą robić praktycznie za darmo.

Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego jestem tak wściekła i rozżalona, skoro przed wyjazdem byłam w pełni świadoma, że tak to może wyglądać. Doszłam do wniosku, że po pierwsze chodzi o ilość dostępnej tu pracy. Patrząc po ogłoszeniach, pracy jest mnóstwo i to przeróżnej. Patrzysz na codziennie pojawiające się ogłoszenia i myślisz "No nie ma bata, jak wyślę 100, 200 CV to musi się trafić jedna dusza, która zadzwoni". A 100-200 jest szybkie do wyrobienia, bo wysyłałam w okolicach 10-15 CV dziennie. Otóż jak najbardziej jest bat. Moją nadzieję rozbudziła na nowo Kobieta Pracująca z radami dotyczącymi CV, pomyślałam, że na pewno nie dzwonili, bo źle sobie napisałam resume, więc teraz to tylko kwestia czasu. Ale nie, oni tu NAPRAWDĘ mają w dupie doświadczenie i umiejętności zdobyte gdziekolwiek poza Kanadą (no, jeszcze USA uznają). Wczoraj poznałam chłopaczka, który dał mi namiar na firmę oferującą pomoc w uzyskaniu stażu świeżo po szkole i nowo przybyłym profesjonalistom. Niestety, nie mam stałego pobytu. I jest to strasznie wkurzające, jak się widzi ilość dostępnej pracy. Jak się widzi powtarzające się ogłoszenia. Mam rewelacyjny angielski, łeb na karku, ale kompletnie nikogo to tutaj nie interesuje, pomimo tego, że potrzebują ludzi!

Druga sprawa, wpadłam w lekką panikę. Nie mogłam znaleźć żadnej oferty pracy w knajpie, czy kawiarni, który by nie wymagała wcześniejszego doświadczenia, a ja nigdy nie byłam ani kelnerką, ani sprzedawcą. I z przerażeniem dotarło do mnie, że najprawdopodobniej pracy w tej branży nie dostanę, a do biura mnie nikt nie chce wziąć, czyli za chwilę będziemy ciułać 500$ na zerwanie umowy wynajmu mieszkania i pakować się w drogę powrotną, bo Pan Koala nie jest w stanie zarobić na nas dwoje. Zapałałam więc straszną niechęcią do kraju, który traktuje mnie jak nieużytą idiotkę.

Wczoraj kompletnie zdołowana siedziałam wieczorem i szukałam pracy dla studentów i idiotów. Nie obrażając nikogo ;) Znalazłam parę ofert dla asystentek bez doświadczenia, coś dla kelnerów, dostosowałam CV, żeby wyglądało prosto i nieskomplikowanie i dostałam na razie jednego maila z zaproszeniem na środę. Firma zajmuje się dostarczaniem obsługi (kelnerów, barmanów) na różne imprezy, do klubów golfowych, itp. Zatrudniają chętnie studentów, szkolą, płacą minimalną stawkę (plus pewnie jakieś napiwki) i są elastyczni co do godzin. Dodatkowo Oli mąż zaproponował, żebym się zgłosiła na nocną wartę przy jakimś telefonie alarmowym, tylko na razie nie wiadomo czy nadal szukają ludzi. Jeśli tak, to najprawdopodobniej dostanę tę pracę po znajomości i zapewne skończy się tak, że w nocy będę się śmiertelnie nudzić przy jakimś telefonie, a dodatkowo 2-3 dni w tygodniu będę kelnerować, jeśli firma nie okaże się kolejną komedią.

Podsumowując. Ja wiem, że zaraz wszyscy zaczną pisać, że przecież uprzedzali, że to normalne, na co ja liczyłam, ze początki w nowym kraju są trudne i w ogóle miętka jestem ;) Oczywiście, że wiedziałam, ale samą mnie zaskoczyło jak bardzo mnie to wkurzyło na miejscu. Patrzysz na tych wszystkich ludzi dookoła, pracujących w kawiarniach, supermarketach i masz poczucie, że przecież jesteś, kurwa, profesjonalistą w tym co robisz, więc czemu traktują cię tutaj jak debila?! Myślę, że przyjeżdżanie tutaj na rok, nie ma większego sensu, chyba że faktycznie planuje się spędzić rok na siedzeniu w budce. Są oferowane różne programy pomocowe, ale są skierowane do stałych rezydentów, co jak najbardziej rozumiem i ma to sens. Nie chcę tutaj definitywnie stwierdzać, że Kanada jest do dupy i mi się nie podoba, bo to tak samo jak Szpakowski podsumowujący mecz w dziesiątej minucie ;) Zobaczymy co będzie dalej, ale mamy poważne wątpliwości co do starania się o stały pobyt. Bo jeśli ja mam spędzić tu następnych dziesięć lat na udowadnianiu, że nie jestem wielbłądem i na byciu obywatelem drugiej kategorii, to ja mam w dupie taki układ. Chyba jednak nie jestem stworzona do pracowania za minimalne stawki w knajpach, tutaj odkryłam w sobie niespodziewane pokłady dumy i ambicji ;) Myślę, ze jedynym sposobem, żeby cię traktowali tutaj w miarę normalnie, jest przyjechanie na studia. Z kanadyjską uczelnią w CV są w stanie uznać, że jednak nie masz IQ śliniącego się debila, pomimo tego, ze pochodzisz z dzikiej Europy.

Czuję się zagubiona, głównie z powodu tego stałego pobytu, bo żeby go dostać w miarę sensownym czasie, musielibyśmy składać papiery w ciągu najbliższych 2-3 miesięcy.
Chcę zostać dobrze zrozumiana - ja widzę mnóstwo pozytywnych rzeczy tutaj, o których akurat w tej notce nie wspominałam. Nie wiem jak to będzie wyglądać dalej, być może po miesiącu kelnerowania i siedzenia w budce, trafi nam się łut szczęścia i praca biurowa. Ale na razie nie jestem pewna, czy chciałabym tu zostać na stałe. Bo mam wrażenie, że imigranci są tu potrzebni do pracy fizycznej, a nie do realizowania marzeń o karierze intelektualnej.

26 komentarzy:

  1. Alez pod zadnym wzgledem sie nie zalamuj! ile tutaj jestescie? miesiac? I przeciez tak naprawde pracy szukacie od dwoch tygodni? glowa do gory:)
    Na pewno cos dostaniesz - ludzie z twoja determinacja, optymizmem (ok, dzisiaj moze na niskim poziomie;) - znajda.

    Teraz chcialam na inny temat - prosze sie tylko nie obraz;) ale wiesz - Polacy maja ogromne poczucie wlasnej ze tak powiem - wielkosci, nieomylnosci i wspanialosci, szczegolnie jak sa wyksztalceni, to nie wiem skad to sie bierze - ze sa jedyni:) No i potem klops psychiczny - bo przeciez jak to - nikt mnie nie chce?... No niestety, twoje szkoly, kursy itp itd sa nic nie warte - bo sa niespradzalne i to tak jakbys kupila na targu w indiach dyplom. Przepraszam cie - poza tym angielski to tutaj kazdy perfect:)
    Dopuki nie jestes tutaj na kontrakcie z firmy lub jej placowki z Europy, to twoje wyksztalcenie raczej na razie nikogo nie obchodzi. Co wcale nie znaczy ze nie jest nic warte! po prostu teraz nie ma znaczenia. Wiem, ze cie to boli, bo przeciez jestes inteligentna - ale tutaj nic nie zrobisz i tego nie przeskoczysz. Na razie.

    Ale.
    Absolutnie sie nie poddawaj i na zasadzie - nowy tydzien, nowe wyzwania -z podniesiona glowa i wiara mysl o tym ze to przeciez dopiero pare dni.
    I zobacz - mialas spotkania, rozmowy - wiesz, to tez nie jest nic. Uczysz sie. Wiesz juz o wiele wiecej niz na poczatku.
    Ja ze swojej strony trzymam kciuki i absolutnie wierze, ze dostaniesz prace - wpierw te do dupy, ale pozniej juz o wiele lepsza:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cori, mysl, ze to teething problems. ułozy sie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ania2000 ma zupełną rację. Tutaj jesteś nikim dopóki nie jesteś kimś. A stawanie się kimś jest lekko bolesne. Nie należy jednak rozczulać się nad sobą bo wszyscy ci ludzie, których widzisz na ulicach, i sprzątaczki i sprzedawcu kawy, to ludzie, którzy pną się w górę i teź kiedyś było im ciężko.
    Wczoraj wiózł mnie w taksówce pan z Iraku, który ma doktorat z matematyki z Uniwersytetu Bagdadzkiego. Przyjechał tutaj po pierwszej Gulf War, chciał zostać nauczycielem matematyki, ale życie mu się pokomplikowało i jeździ taksówką. Postanowił więc, że zamiast pracować jako nauczyciel, otworzy piekarnię. I jeżdżąc taksówką zarabia na piekarnię i utrzymuje rodzinę. Wiele jest trudnych życiowych historii na ulicach Kanady i Ameryki. Nie poddawaj się, zobaczysz, że będzie dobrze. Trzeba szukać tymczasowych prac - może przez Temping Agencies. U of T zatrudnia ludzi na takiej bazie, wiem bo tam kiedyś pracowałam i potrzebna mi była tymczasowo pomoc i departament tak mi właśnie kogoś załatwił - przez agencję prac dorywczych czyli Temp.
    Do jest dla nich dobrze, bo nie chcą nikogo na stałe, a ci co starają się o pracę to też niekoniecznie chcą ją na stale.

    Głowa do góry, będzie dobrze.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  4. Ania: mnie nawet o edukację nie chodzi, ile o doświadczenie, które jest jak najbardziej sprawdzalne, wystarczy tylko zrobić testy przy przyjmowaniu do pracy. Wiem, że skończyłam uczelnię, o której nie słyszał nikt poza Polską :) Ale też z drugiej strony, po kiego licha mają instytucje, które uznały, że mam odpowiednik kanadyjskiego Bachelora? Z angielskim mi chodziło o to, że nie wszyscy pracujący w prostych pracach znają perfekt. Albo mają przefascynujący akcent jak Pan Ochroniarz w banku, którego w ogóle nie rozumiałam.
    Wracając do doświadczenia - rozumiem całkowicie, że nie biorą mnie na stanowiska menedżerskie, w końcu są różnice pomiędzy krajami w rachunkowości, a na jej analizie opierała się moja praca. Więc niech mnie zatrudnią na asystentkę, albo juniora i ja już się zajmę udowadnianiem, że jestem dobra. I to mnie wkurza, że utykasz w zawodach, z których jest problem potem podskoczyć wyżej. Dla mnie to jest po prostu takie traktowanie ludzi z góry i z lekceważeniem połączonym z manią wielkości - jesteśmy tacy boscy, więc jak chcecie dostąpić zaszczytu mieszkania w naszym kraju, to się czołgajcie i może za parę lat łaskawie się zastanowimy, czy jesteście coś warci.

    Baśka: no niby wiem, pracuję nad zmianą nastawienia, bo nie chodzi o to, żebym się wściekała cały rok ;)

    Alicja: i o to właśnie chodzi, że jestem na etapie zwątpienia, czy ja chcę się piąć w górę z mozołem i uzyskać jakiś tam szacunek za dziesięć lat, albo i później.

    OdpowiedzUsuń
  5. ostatnio sie ukrywam i nie pisze nic, ale po przeczytaniu Twojego posta, postanowilam sie ujawnic.
    masz prawo marudzic, jestem w Kanadzie lat piec i niestety wiem jak moze wygladac tutaj szukanie pracy :-( najlepszym przykladem jest djmoose-moj maz. szukal pracy juz nie raz, i tez go czasami trafialo, bo ogloszen mase, ale zadnego odzewu (albo baaardzo opozniony odzew, a propos, u nas czasami odpowiedz zajmuje nawet miesiac, wiec mozliwe ze jeszcze sie odezwa do Ciebie...). djmoose skonczyl w koncu na studiach magisterskich, ktore chlop wlasnie zaczyna (w wieku lat 36). ja mialam szczescie, bo pracuje naukowo i jak na razie nikt nie zakwestionowal mojego polskiego doktoratu, ale tez nigdy nie szukalam pracy poza uniwersytetem...
    nie poddawaj sie! szukaj dalej, bede trzymac kciuki, Toronto to jednak nie ta moja Wolka Ogryzkowa, wiec cos MUSI sie znalezc!

    OdpowiedzUsuń
  6. Troche nie rozumiem czego sie spodziewaliscie? Ze zagraja chory anielskie i pracodawcy rzuca sie z ofertami? Pracy jest duzo, ale konkurencja na rynku jest rowniez spora. Osobiscie nie wyjezdzalbym nie majac juz czegos nagranego.

    OdpowiedzUsuń
  7. To jeszcze rzuć pomysłem jak coś "nagrać" z Polski. Chórów anielskich się nie spodziewałam, w ogóle szkoda, że nie przeczytałeś ze zrozumieniem, więc zacytuję: "Oczywiście, że wiedziałam (że będzie ciężko z pracą biurową), ale samą mnie zaskoczyło jak bardzo mnie to wkurzyło na miejscu".

    OdpowiedzUsuń
  8. "Czekalem" na ten etap, prawie kazdego emigranta to bierze. Co ciekawe nienawisc zawsze zwraca sie przeciwko krajowi - niedobra Kanada. Czeka Cie jeszcze wiele takich momentow - dopoki nie dostaniesz obywatelstwa, bedziesz zawsze osoba "drugiej kategorii". Dla pracodawcow, dla policji, dla urzedow. Trzeba to przyjac z pokora i zrozumieniem..

    OdpowiedzUsuń
  9. Normalnie. Szukasz ogloszen na sieci - wysylasz zgloszenie. Nie w kazdej branzy jest to mozliwe, ale jak sie uda, to masz pozwolenie na prace + oplacony przelot (rowniez dla ew. rodziny).
    W kazdym innym przypadku (tzn. jezeli nie sciaga cie firma), jestes jednym z tysiaca imigrantow, nikt nie bedzie cie w specjalny sposob traktowal. Z czasem to sie moze oczywiscie wyprostowac, ale po miesiacu - nie ma sie co spodziewac cudow. Generalnie pierwsze pokolenie imigrantow to zawsze sa obywatele drugiej kategorii, jak bardzo otwarty nie bylby kraj, do ktorego wyjechali.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeszcze tylko takie kilka slow zebys nie myslala ze emigranci sa tylko do pracy fizycznej - my z zona oboje pracujemy w wyuczonych zawodach. Mi sie udalo w sumie osiagnac sporo, bo dotarlem do pozycji IT Architect IV a zona jest lekarzem - board certified. Wiec wcale to nie jest tak ze imigranci sa do "brudnych prac". Tak, w ciagu 11 lat bycia tutaj mielismy pare momentow gdy wydawalo nam sie ze caly kraj jest przeciw nam i nigdy nie uda sie niczego osiagnac, ale nie poddawalismy sie. Najwazniejsze to zrozumiec ze tubylcy nie dyskryminja cie - oni po prostu dbaja o wlasny tylek i tyle. Wiec przestan sie obrazac na Kanade, wez sie w garsc i do szukania pracy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ty chyba Anonimie naprawdę nie czytasz ze zrozumieniem, więc postaram się wypunktować.
    1. W mojej branży nikt nie będzie specjalistów zza oceanu ściągał, bo finansistów jak mrówków z własnych uczelni mają.
    2. Nie oczekuję specjalnego traktowania i nie wiem skąd to przekonanie.

    Faktycznie, przyznaję, miałam nadzieję, że w ciągu tych trzech tygodni chociaż ktoś zadzwoni, a że nikt nie dzwoni, to wpadłam w lekką panikę, że tu kuźwa nigdzie pracy nie znajdę. Z tymi imigrantami też racja, pierwsze pokolenie ma słabo, dlatego też się zastanawiam, czy się akurat tutaj w to bawić chcę. Wydaje mi się (podkreślam WYDAJE), że w Anglii szybciej by mi poszło, bo nie potrzebuję wizy i mogłabym szybciej na studia iść (bo tutaj na stawkę międzynarodową mnie nie stać).

    OdpowiedzUsuń
  12. Marek: powiem szczerze, że się nie spodziewałam po Tobie takich wyważonych wypowiedzi, raczej obstawiałam, że wpadniesz z tekstami, że mają prawo czuć się boscy, bo są nadal dla wielu ludzi rajem, itp ;)
    Co do etapów emigracji, to czytałam o nich, ale myślałam, że to się rozkłada na miesiące i lata, a nie na dni ;) Faktycznie, zaliczyłam: zachwyt, pierwsze zwątpienie, ponowne rozbudzenie nadziei, złość i doła. Obecnie wchodzę w etap "Wiec przestan sie obrazac na Kanade, wez sie w garsc i do szukania pracy" :) Jak napisałam tę notkę i przeczytałam komentarze to dotarło do mnie, że faktycznie oczekiwanie, że pójdę na rozmowę w sprawie pracy biurowej w ciągu trzech tygodni brzmi zabawnie. I wszystko jest kwestią nastawienie, jak będę się obrażać na wszystko, to lepiej było w domu zostać.
    Co do Waszej historii, to jednak uważam, że jesteście w zdecydowanej mniejszości. Większość imigrantów albo nie nostryfikuje dyplomów (co musiała zrobić Twoja żona), ani nie idzie na studia, żeby zaistnieć na rynku innym niż General Labour. Nie wiem jak to wyglądało u Ciebie, czy po prostu się zawziąłeś i piąłeś do góry szczebel po szczeblu, czy zrobiłeś jednak jakieś studia ichnie, żeby być bardziej konkurencyjnym. Co nie zmienia faktu, że uważam, iż Wasza historia nie jest bardzo powszechna wśród emigrantów pierwszego pokolenia.

    OdpowiedzUsuń
  13. Szukanie pracy z Polski na wlasna reke jest oczywscie mozliwe ale na 100 albo nawet 150% nic nie dostaniesz. Jedyna mozliwosc to praca w firmie miedzynarodowej - z ktorej to dostajesz "skierowanie" do pracy w odziale kanadysjkim lub amerykanskim - wtedy pracujesz na tym samym stanowisku. Znam paru Polakow. inzynierow ktorzy w ten sposob pracuja u nas w Intel i w Nike.
    Jednak to sa przypadki.
    Dobrze szukacie, i dobrze dzialacie - tylko nie poddawajcie sie tak od razu. Macie wielu zyczliwych ludzi kolo siebie co bardzo sie liczy:)
    Ja ze swojej strony to powiem ze w zyciu bym nie powiedziala ze emigranci sa tylko do fizycznych robot - skad ci to przyszlo do glowy?:) Usa i Kanada to sa kraje zbudowane na emigrantach wylacznie, tylko niestety - poczatki sa zawsze trudne.

    OdpowiedzUsuń
  14. ania_2000: bzdura. Znalazlem z Polski prace w 3 roznych krajach (rowniez Kanadzie), nigdy nie bylem przenoszony z firmy miedzynarodowej. To dosyc powszechne w IT.

    OdpowiedzUsuń
  15. anonimowy - a ja mam rozowego slonia.

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie chcesz, nie wierz, nie moj problem.
    Zeby bylo bardziej konstruktywnie - przede wszystkim troche cierpliwosci. Osobistych doswiadczen nie mam, ale patrzac po znajomych przyjezdnych (nie tylko Polakach), to znalezienie sensownej pracy (tzn nie czegos ze stawka minimalna) to bywa kwestia kilku miesiecy. Podobno pomagaja tutejsze warsztaty (sa za free).

    OdpowiedzUsuń
  17. ania_2000 A ja mam rozowa swinke - jak Malkovich na RED :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Rozumiem doskonale czemu sie frustrujesz, ale jak pisal ktos wyzej szukasz dwa tygodnie dopiero. Wiem, ze sie wydaje dluzej, sama przez to przechodzilam, ale tez to trwalo kilka tygodni zanim znalazlam pierwsza prace. W kawiarni tez mnie nie chcieli przyjac bo nie znalam nazwy jakichs tam ciasteczek :) Trzymam kciuki! Pozdrowienia dla Pana Koali i sympatycznej Oli.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja rozumiem, że się frustrujecie, ale po miesiącu?
    Głowa do góry, prędzej czy później coś znajdziecie. Akurat w Toronto wielu emigrantów z pierwszego pokolenia doskonale sobie radzi, często o wiele lepiej niż "starzy" Kanadyjczycy. I Kanadyjczycy mają do imigrantów naprawdę bardzo pozytywne podejście.
    Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  20. M. dzieki :) a co do pracy to ja obecnie przezywam rozterki czy nie odrzucam czasem "oferty zycia"... dzwoni do mnie na raz kilka agencji :)


    PS/ Pozdrowienia dla wszystkich którzy trzymają za nas kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  21. W dyskusję o różowych słoniach nie będę się włączać, bo słonia nie mam, mam za to Koalę ;)
    Jestem w stanie uwierzyć, że ktoś znajduje pracę na odległość, ale zwykle są to poszukiwani fachowcy, często inżynierowie wszelkiej maści.

    Ania: nie no my się nie poddajemy. Tylko ja musiałam parę rzeczy jednak w głowie przestawić. Jednak uważam, że pierwsze pokolenie imigrantów w dużej części jest od sprzątania/siedzenia w budce. Pan Koala pewnie za jakiś czas coś rozwinie w kwestii swojej pracy, a tam to jest widoczne wyraźnie...

    Anonimie: warsztaty są za free. Dla stałych rezydentów (co jest jak najbardziej logiczne).

    M: dzięki za zrozumienie :) Bo to tak jest, że się, wydaje, że przecież już tu "trochę" jesteśmy, więc praca już powinna być ;)

    Kris: frustracja to może za duże słowo, taka mała frustracyjka połączona z dość intensywnym miesiącem :) Plus bycia cholerykiem jest taki, że takie nastroje przychodzą i przechodzą. Natomiast nadal będę się trzymać opinii, że przyjeżdżanie na rok ma sens tylko wtedy, gdy się nastawisz na robotę w magazynach. Co nie zmienia faktu, że nawet w chwili wkurwienia trzymam się zdania, że nie żałuję decyzji o przyjeździe. Miesiąc intensywnych emocji i przeżyć, a większość dopiero przed nami! W przeciwnym razie byśmy siedzieli i się zastanawiali "A co gdyby..."

    OdpowiedzUsuń
  22. Aha, no i oczywiście też dziękuję za kciuki i za otrzeźwienie i w ogóle, że jesteście :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie martw się winnix .....i tu wytarty slogan "będzie dobrze":)). Śledzę na bieżąco Wasze poczynania i przypomina mi się moja tułaczka "za chlebem" na przełomie lat 89'-94'z tym, że ja n ie miałem aspiracji zamieszkania w obcym kraju za co już Was podziwiam. marekatlanta dobrze pisze i trzeba się z nim zgodzić, że na początku trzeba podwinąć ogon i dostosować się do warunków a nie dostosowywać warunki. Pozostaje mi tylko trzymać za Was kciuki i życzyć powodzenia - don't vorry be happy :))

    OdpowiedzUsuń
  24. No i przypomnę jeszcze mądrą opowieść z radą "kup sobie kozę".
    Kiedyś do TO przyjeżdżali emigranci bez wykształcenia, bez języka i jakoś dawali sobie radę. Ja rozumiem, że nie jesteście emigrantami, więc z taką pracą na rok pozostają Wam jedynie prace dorywcze, nie na stałe. Bo jak opłaci się pracodawcy "wytresować" Was, wydając na to pieniądze i czas, aby potem za 12 miesięcy znów robić to samo? Pozostają więc proste prace, do których przyuczenie Was nie będzie nikogo kosztować fortuny.
    Mogą jednak być to prace i ciekawe i wciągające i w kanadyjskim stylu.
    Wielu studentów uniwersyteckich w lecie zarabia małe fortuny sadząc drzewka na północy kraju czy na pólnocy swoich prowincji gdzie zadrzewia się tereny wykorzystane do produkcji drewna i przemysłu związanego z wykorzystaniem drzew.
    Też wydaje mi się, że będzie bardzo dobrze, ale powinniście być elastyczni i pozytywni jak najczęściej się da, To widać na zewnątrz i Wam będzie samym z tym lepiej.
    Pozdrawiam. Alicja

    OdpowiedzUsuń
  25. Na szybko przychodza mi do glowy dwa powiedzonka "nie od razu Krakow zbudowano" i "nie swieci garnki lepia" :))) Bedzie dobrze, rozumiem, ze sie wkurwiasz (nie pytalam czy tu mozna, wiec uznajmy to za testowanie;)) bo sama jestem choleryczka i zwykle jak cos chce to juz na przedwczoraj. Takie sa uroki emigracji i to nie tylko do US czy Kanady, wyobraz sobie, ze takie same rozterki mialby ktos kto wyemigrowal do Polski. Nie wierzysz? Poczytaj blog Kielbasa Story jest u mnie zalinkowany. Pisze go Amerykanka, ktora wyemigrowala do Polski, naprawde warto przeczytac:)

    OdpowiedzUsuń
  26. Stardust - blog Kielbasa Story jest rewelacyjny!

    OdpowiedzUsuń