wtorek, 21 września 2010

Pierwsze schody

Echhhh... Wiedziałam, że nie będzie tak różowo zawsze.

Wczorajszy dzień zaczął się euforycznie, skończył deko gorzej. Z rana poszliśmy do urzędu miasta, żeby załatwić numer ubezpieczenia, czyli SIN. Siedzieliśmy dwie godziny po to, żeby się dowiedzieć, że nie dadzą nam owego numeru dopóki nie będziemy mieli swojego adresu, bo muszą nam kartę z numerem wysłać pocztą. Osobiście odebrać nie można. Bez numeru SIN nie można natomiast znaleźć pracy, znaczy można jej szukać, ale żeby podpisać z kimkolwiek umowę, numer musi być.
No to poszliśmy kupić karty do komórek. Komórki tutaj to w ogóle jest osobny temat, w każdym razie nie chcieliśmy pre-paida, bo jest koszmarnie drogi. Żeby dostać plan miesięczny potrzebna jest karta kredytowa albo konto. Czyli następny przystanek to bank. W banku spędziliśmy trochę czasu, po czym okazało się, ze Pan nie może wysłać wniosku o kartę kredytową, bo nie mamy kanadyjskiego numeru telefonu... Ale założyliśmy konto, wpłaciliśmy na nie kasę i z tym numerem powlekliśmy się z powrotem do Rogersa. I tu mała dygresja - wydawało mi się, że jak sprawdzaliśmy w Polsce, to oferty sieci były praktycznie takie same. Okazało się, że nie zwróciliśmy uwagi na opłatę aktywacyjną, której nie mają wszystkie sieci i jesteśmy 70C$ w plecy. Cóż, mam nadzieję, ze to jedyne zapłacone frycowe.
Mając w ręku kanadyjskie numery wróciliśmy do banku, w którym Pan sie zlitował i dał nam trzy tymczasowe czeki, jakbyśmy musieli nimi zapłacić za mieszkanie. Bo czeki dostaniemy jak już będziemy mieć adres. Nie, nie można odebrać osobiście...
W Rogersie obsługiwał nas sympatyczny Rumun, który poinformował nas, że aby dostać mieszkanie w takich fajnych japiszońskich blokach, musimy mieć albo pracodawcę, albo referencje/poręczenie. I to mnie już dobiło. Nie dostanę czeków, dopóki nie mam adresu. Nie dostanę SIN, dopóki nie mam adresu. Aby uzyskać adres, musze mieć pracodawcę, którego nie znajdę bez numeru SIN!!! Kuźwa! Na szczęście Kris zaproponował, żebyśmy podali jego adres, bo czuje się niekomfortowo bez tego numeru. On jest dowodem na to, że jesteśmy tu legalnie i mamy pozwolenie na pracę, więc mam wrażenie, że bez SINu wszyscy mnie będą podejrzewać o niecne zamiary...

Kończąc część dramatyczną, parę wrażeń. Wszystko jest duże - lodówko w hostelu, kuchenka elektryczna, mikrofalówka (ma nawet osobny program na popcorn! :)) Praktycznie wszystkie samochody są tych gabarytów:

Image Hosted by ImageShack.us

A tak wygląda coś, co zjedliśmy w ramach śniadania:

Image Hosted by ImageShack.us

Inna sprawa, że jak zjedliśmy o 11 rano, to ja już w sumie mogłam nie jeść do końca dnia, a Pana Koalę zaczęło ssać wieczorem. Nie wiem ile to miało kalorii, ale obstawiamy, że koło 2000. Wieczorem z kolei poszliśmy na małe zakupy i ja już naprawdę rozumiem, dlaczego Ameryka Północna ma problem z otyłością. Ilość niezdrowych i tuczących rzeczy jest powalająca. Na ulicach jest knajpa przy knajpie, na jedną z tajskich czy japońskich jedzeniem przypadają ze 3-4 z fastfoodami wszelakiej maści. A najlepsze jest to pudrowanie pryszcza, czyli na przykład pełnoziarniste chipsy :)

Image Hosted by ImageShack.us

Wieczorem jeszcze zjedliśmy makaron z serem, wspólnie doszliśmy do wniosku, że raz wystarczy i nie rozumiemy powszechności tego dania.

Dzisiaj mamy spotkanie w sprawie mieszkania, więc trzymajcie kciuki. Osobny wpis dotyczący żarcia też wrzucę za niedługo, ze specjalną dedykacją dla Gianniego, który wprawdzie ma problemy z komentowaniem, ale na facebooku już się dopytywał o zdjęcie dewolaja z samolotu ;))))

Miłego dnia wszystkim życzę! :)

16 komentarzy:

  1. Jak mi sie podobaja takie notki:) Wiem, zolza jestem, bo Wy macie klopoty, a ja sie z tego raduje;) To nie zuplenie tak, ja po prostu zapomnialam przez te moje 26 lat jak to bylo na poczatku, wiec sobie teraz przypominam:)
    A propos tego wszystkiego duzego i pierwszych wrazen to polecam notke z mojego bloga napisana przez kolezanke, ktora mnie odwiedzila pod koniec maja. Podaje link, mysle, ze beda Wam sie te jej wrazenia podobac:))))

    http://bezodwrotu.blogspot.com/2010/06/spt-goscinnie-ale-nie-o-goscinie-bo-o.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Witajcie w Toronto Koalki :)
    Powodzenia i cierpliwosci zycze.
    Jesli bedziecie mieli problem z wynajeciem mieszkania dajcie znac, moj tubyczy maz wspolpracuje z wieloma property manager'ami wiec moze uda mu sie wam pomoc.
    Pozdrowienia Ola
    aloki@interia.pl
    Ps przepraszam, ze jako anonim ale moj komputer zyje wlasnym zyciem ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. śmiadanie bardzo ok, liczę na resztę gastronomicznych fotek :) powodzenia w walce ze sqrwiSINem :)
    g_v

    OdpowiedzUsuń
  4. Stardust: czytałam właśnie tę notkę poglądowo przed wyjazdem :) W hostelowym łóżku mamy dwa materace, ciągle mnie to wzrusza jak na nie patrzę ;)))

    g_v: fotki będą, cała notka nawet będzie z dedykacją dla Ciebie, tylko muszę zebrać materiał ;) Git, że komenty ogarnąłeś ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. komenty ogarnąłem, ale wymagało to sporo nerwów :) nie mogę, fota tego śmiadania mnie baaaardzo robi, co to dokladnie jest? :) wg Waszego czasu na TVP 1 za 10minut powinien zacząć się KLAN :D
    g_v

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehehe, u nas właśnie zaczynają się Simpsonowie :) Moment, jak za 10 minut, Klan jest o północy teraz?!
    Co do śniadania: to jest omlet z 4 jajek z szynką, papryką i cebulą, podsmażone tłuste pyry i 2 tosty z pełnoziarnistego chleba. Pełnoziarnistego według nich ;) Do tego kawałek pomarańczy i melona. Ja z kolei miałam coś podobnego, tylko omletojajecznica było zapakowane w kanapkę z tostem i chyba zamiast szynki miałam jakiś bekon czy coś w ten deseń. Masakrycznie sycące, jak zresztą chyba wszystko tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  7. znalazlam link do Was u Krisa i zaczelam podczytywac. witam w Kanadzie! trzymam kciuki i za szybkie miszkanie, i za prace! mam podobne odczucia jak Stardust po przeczytaniu tej notki, czlowiek jednak szybko zapomina te zmagania na poczatku... pozdrawiam z kanadyjskiej prerii!

    OdpowiedzUsuń
  8. hehe, to dokładnie tak samo jak w UK. NIe dostanie się pracy jak się nie ma numeru konta, a nie dostanie się konta jak się nie ma pracy :-) Pracy też się nie dostanie bez NINu, o który mozna aplikować dopiero jak się ma pracę (albo się udowodni, że się szuka).

    Wszyscy tak chyba zaczynaliśmy, ale się to jakoś zawsze da przeskoczyć, więc nie pękajcie :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Atsanik: witamy, my do Ciebie już od jakiegoś czasu wpadamy :)

    Oryś: jasne, że się da, ale o tym jutro, bo los się odwrócił, miejmy nadzieję :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Stardust, dobry ten wpis gościnny:)
    Tak, też czytam o Waszych zmaganiach z podobnym nastawieniem co Stardust. I aż mam ochotę popełnić coś o naszych początkach w Toronto, ale póki co śledzę Wasze początki.
    Tu wszystko jest duże, owszem, ale ZDECYDOWANIE mniejsze niż w Stanach, przynajmniej tam gdzie byłem. Jedynie mamy większe lasy:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ty jak zwykle, ledwo się gdzieś pojawisz, już masz znajomych :-))
    pozdrawiam
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  12. Kris: w pierwszym momencie pomyślałam, że to nie mozliwe, żeby wszystko było jeszcze większe, ale przypomniała mi się opowieść mojej koleżanki z poprzedniej pracy. Jest mojego wzrostu, a może nawet niższa, czyli poniżej 160cm. Pojechała służbowo do USA i w hotelu miała takie łóżko, ze musiała brać mały rozbieg, żeby na nie wskoczyć :)))

    Aga: bo ja ich sobie tak po cichu zbierałam, żeby potem się pochwalić na raz ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. PS. Wiem, że słowo "niemożliwe" pisze się razem ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja też tutaj od Krisa i strasznie fajnie mi się czyta o Waszych początkach (jak Stardust, proszę wybaczyć, że się ekscytuję Waszymi niepowodzeniami), bo to takie świeże i pełne spostrzeżeń "z zewnątrz." I tak, Kris ma rację, że w Kanadzie wszystko dość małe w porównaniu do Stanów. Hm, wybieramy się z mężem do Krisa i M. za 2 tygodnie, może uda nam się spotkać?

    OdpowiedzUsuń
  15. My bardzo chętnie na wszelakie spotkania :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dobry wieczor Koalkowie, wlasnie do was trafilam przez Stardust. I rowniez z wypiekami emocji czytam wasze zmagania:) bo swoich juz nie pamietam hehe.
    Pozdrawiam z Portland, Oregon - i oswiadczam, ze Resvaria, ze w USA WSZYSTKO jest najwieksze, drzewa oczywiscie tez - aj ak nie wierzysz to bardzo zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń