czwartek, 9 sierpnia 2012

Ponoć głupi naród na dorobku

Mieszkający w Polsce wiedzą o ostatniej aferze z Amber Gold. Mieszkający zagranicą, być może też, jeśli śledzą polską prasę. Chciałam napisać całą notkę o naiwności ludzkiej i przedziwnym podejściu do państwa i jego obowiązków, ale dziś przeczytałam "analizę" całej sytuacji, popartą naukowymi autorytetami, która to analiza mnie położyła na łopatki, więc notka nieco zboczy z pierwotnego szlaku.

Krótkie wyjaśnienie - firma Amber Gold została założona przez pana z wyrokami sądowymi za różnego rodzaju malwersacje finansowe. Oferowała inwestycje w złoto, obiecując po kilkanaście, albo i więcej, procent zysku rocznie. Wydawało by się, że wystarczająco się trąbi w prasie i telewizji o podstawowych zasadach bezpiecznego inwestowania, żeby ludzie po pierwsze się nie dali na takie bzdury łapać, a po drugie, nie wkładali oszczędności życia w jeden instrument...
Znalazło się wystarczająco dużo osób, które uwierzyły w zyski i nie czytając umowy, a tym bardziej małego druku, oddało panu prezesowi oszczędności życia. Od dwóch lat przed ową firmą ostrzega Komisja Nadzoru Finansowego (wykonywanie czynności bankowych bez licencji KNF), pojawiło się również mnóstwo publikacji, że firma jest podejrzana, z umów wynika, że w żadne złoto się tam nie inwestuje, a wszystko śmierdzi piramidą finansową. Być może część osób nie czyta nic opócz Gościa Niedzielnego, a część została uspokojona przez znajomych, którzy coś tam zarobili i przekonali, że w prasie jak zwykle bzdury piszą, w każdym razie finał był do przewidzenia.

Tłumy się kłębią przed placówkami Amber Gold próbując odzyskać pieniądze, choć za zerwanie lokat stracą jedną piątą pieniędzy. O ile w ogóle zobaczą resztę, w co śmiem wątpić, bo jak na razie nikt swoich oszczędności ponownie nie zobaczył. Jak to zwykle w takiej sytuacji bywa, winne jest państwo. Dlaczego? Otóż, drodzy Państwo, ponieważ nie ostrzegło i pozwoliło ludziom zainwestować w niepewny interes. Niezmiennie fascynuje mnie podejście Polaków do państwa. Być może wynika ono z nieznajomości definicji i jej ewolucji (tnijcie dalej godziny WOSu, powodzenia), być może z braku własnego państwa w czasie powstawania znanej dziś państwowości, może z czasów komunizmu, może z nieufności związanej z kolejnymi aferami, ale generalnie o państwie większość Polaków sobie przypomina, jak czegoś chce. A chce czegoś ciągle, bo cały czas "coś się należy". Nie wiem czego ludzie płaczący pod siedzibą firmy się spodziewali, że zapuka urzędnik do drzwi i powie "Pani Zosiu, nie wolno inwestować w Amber Gold"??? Jak Państwo ma powstrzymać wolnych obywateli przed zarządzaniem własnymi pieniędzmi??? Czekam, aż ktoś rzuci hasło, że odszkodowania trzebaby wypłacić... Tak samo, jak po powodziach, które regularnie dotykają ludzi mieszkających na terenach zalewowych.

Dziś natomiast przeczytałam zdumiewającą dla mnie analizę całej sytuacji. Jak to Polacy są skłonni do ryzyka z biedy. Sama teza nie jest specjalnie szokująca i się w dużym uogólnieniu z nią zgadzam - nie żyjemy w zamkniętym świecie, Polacy widzą jak żyje się w bogatszych państwach i sami też chcą trochę tego życia zakosztować. A że wielu z nich na nie nie stać, to rzucają się na wszelkiego rodzaju oferty, bez zastanowienia, czy mają one jakikolwiek ekonomiczny sens. Co mnie natomiast rozbiło, to dokładne uzasadnienia Państwa Ekspertów.

"W sklepach wybieramy ceny promocyjne, a nie normalne. Nowe kolekcje kupujemy po sezonie, a nie przed sezonem. Wolimy korzystać z ofert last minute, a nie z regularnych wczasów z normalnymi cenami - - wylicza dr Katarzyna Ślebarska z Uniwersytetu Śląskiego"
No jasne, przecież to oczywista oczywistość, że tylko narody na dorobku korzystają z promocji i specjalnych ofert. Narody bogate uwielbiają wprost przepłacać i nigdy nie korzystają z promocji. A jeśli korzystają, to tylko biedota, bo ci normalnie zarabiający płacą więcej. Nie wiem dlaczego, pewnie lubią ;) Nowe kolekcje? Jeśli nie mam ciśnienia na posiadanie najnowszej kolekcji zaraz po tym, jak się ukaże, to po kiego licha mam płacić więcej, wiedząc, że letnie promocje zaczną się na początku czerwca i wszystko kupię nawet 70% taniej? Na pewno dlatego, że mnie nie stać, bo przecież bogaci ludzie dlatego są bogaci, że przepierdzielają pieniądze tam, gdzie mogą oszczędzić.

"Pojawia się myśl: dlaczego mam przepłacać, skoro mogę mieć te same wakacje co inni, ale za połowę ceny; dlaczego mam wydać więcej, skoro mogę wydać mniej?"
Powyższe stwierdzenie mnie powaliło swoją logiką. Dowodem na bogactwo narodu jest chęć wydawania więcej, jak można wydać mniej? I płacenie dwa razy więcej, jak można o połowę mniej? Do tego jeszcze Pani Ekspert wrzuciła uwagę o kulturach kolektywistycznych i indywidualistycznych, która kompletnie tutaj nie pasuje, bo zupełnie nie o to chodzi.  Jak łatwo można sensowną tezę ośmieszyć idiotycznymi porównaniami...  


Ja bym ujęło to zupełnie inaczej. Właśnie cechą narodów o stabilnej sytuacji finansowej jest brak ciśnienia na to, żeby mieć najnowszą kolekcję i pochwalić się drogą wycieczką. Afiszowanie się przepłacaniem jest zwykłym buractwem, choć w naszym pięknym kraju nadal bardziej powszechnym niż być powinno. Oczywiście, że w kulturze indywidualistycznej główny nacisk jest na własny zysk, ale proszę mi nie wmawiać, że Polacy jeżdżą na wczasy Last Minute, bo nie wywodzą się z kręgu kulturowego Japonii...

Zobaczymy jak się cała afera bursztynowa zakończy. Ja obstawiam, że ludzie tych pieniędzy nie zobaczą, a jeśli już, to jakiś nikły procent. Szkoda tylko, że jedyną ich refleksją pozostanie "to wszystko wina państwa, bo nas nie powstrzymało"...

7 komentarzy:

  1. Ehm tego ten... ta skłonnośc do obarczania władz (państwowych, federalnych, prowincji, miejskich itp.) rozpowszechnia się jak jakiś nowotwór również, a może zwłaszcza, na Zachodzie. Mówi się i pisze od dłuższego czasu o "nanny state" w którym obywatele się przyzwyczaili, że "państwo" za nich załatwi i posprząta. Okropnie mnie to irytuje i winą obarczam w dużej mierze wszelakie ruchy "postępowe", które uwielbiają kolektywizm i rozmywanie odpowiedzialności. Jak masz problem to nie dlatego, że zawaliłeś, tylko na pewno albo państwo zawaliło albo środowisko. Świeży przykład z naszego torontońskiego podwórka: jechał sobie facet na rowerze, bez kasku, z torbą z zakupami na kierownicy, po drodze na której sa tory tramwajowe (w Toronto częsta sytuacja w centrum). Koło wpadło w tor, facet poleciał na jezdnie, uderzył głową w asfalt i zmarł. Podkreślam, że lekarze powiedzieli, że zmarł na zawał, nie wiadomo, póki co, czy był on wynikiem upadku i szoku, czy może przyczyną upadku.
    No się oczywiście zaczęło - koalicja rowerowa zaczęła głośno potępiać władze miejskie, że niedostatecznie ostrzegają rowerzystów przed niebezpieczeństwem jakie sie czai na jezdni z toarmi i domaga się owa koalicja badań sytuacji, dodatkowych oznaczeń itp.

    Miłośnicy regulacji prawnych głośno krzyczą, że to kolejny dowód na to, że państwo (w tym przypadku Prowincja Ontario) ma ustawowo zmusić rowerzystów do jazdy w kasku.

    Miłośnicy bezpieczeństwa potępiaja miasto, że nie zalało betonem nieużywanych od jakiegoś czasu torów.

    I jakoś nie za bardzo słychać pytania, które każdy rozsądny człowiek powinien zadać w tym momencie:
    - czy jazda z wyładowaną siatka na kierownicy to jest taki świetny pomysł
    - czy nie jest tak, że jak się widzi tory to można się spodziewać, że mogą być niebezpieczne (jednym słowem jedzie się na własną odpowiedzialność)
    - czy fakt posiadania albo braku kasku miał tu wpływ na wypadek? Bo jeśli nie (a są badania które twierdzą, że rowerzyści w kaskach co prawda mają ochronę przed upadkiem, ale sa narażeni na większe ryzyko ze strony kierowców, bo ci widząc kask jada bliżej rowerzysty) to może nie ma o co drzeć szat?

    Oczywiście wszystkie trzy powyższe tezy zakładają, że może sam był sobie winien, ale to oczywiście bardzo nie w smak państwolubom. Ach jo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie mnie irytują takie sytuacje, masz rację, to jakaś zaraza, która za cholerę nie chce ustąpić. Być może wynika to z wpajania ludziom, że oni są najważniejsi i najlepsi, przez co przez myśl im nie przejdzie, że mogą coś spieprzyć.

      Usuń
  2. O tej aferze nie slyszalam ale w Polsce przeciez jedna afera goni inna. Myslalam, ze to sie powoli zmienia ale widac nie za bardzo albo bardzo powoli....

    Jesli zas chodzi o link do artykulu, ktory przeanalizowalas to tez, moim zdaniem, kupy sie nie trzyma. Przeciez to wlasnie w Polsce ludzie chca sie pokazac kupujac wszystko markowe, dobrej jakosci. A czemu wycieczka last minute mialaby byc gorsza od tej kupionej duzo przed czasem? Jestem pewna, ze kazdy podrozujacy chcialby z takiej skorzystac, czy to w Polsce czy w Niemczech, czy tez w Kanadzie. Nie kazdy jednak ma taka mozliwosc ze wzgledu na koniecznosci planowania duzo wczesniej wakacji w miejscu pracy. Nie ma to nic wspolnego z zamoznoscia kraju. Zero logiki. Ze niby w krajach wysoko rozwinietych ludzie nie korzystaja z promocji? Totalna bzdura!!! Wszedzie tutaj pelno shopping malls typu outlet, gdzie kroluja obnizki i super okazje. Az sie tam klebi od zwolennikow tanizny, zreszta sama lubie te miejsca, bo dobrej jakosci rzeczy, ktore w normalnych centrach kosztuja setki tam mozna nabyc, czesto za grosze. Dla przykladu: torebki firmy Coach. Dr Katarzyna chyba miala zly dzien jak pisala ten artykul;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawniej czytałem na bieżąco polską prasę, głównie Politykę i Wyborczą, czasem Wprost albo Przekrój. Wydaje mi się, a opieram swoją tezę na tamtych tekstach, że część polskich dziennikarzy cierpi na pewien syndrom. Nie do końca wiem jak go nazwać. Coś jakby kompleksy wobec tej bogatszej części Zachodu połączone z poczuciem wyższości i dumy narodowej. "Zachód" jest jednocześnie widziany jako ziemia obiecana, miejsce zdegenerowane, wzór do naśladowania i przykład "bagna" do którego powoli Polska zmierza.

      Najgorsze jest to, że często dziennikarze nie mają tak naprawdę pojęcia jak funkcjonuje życie codzienne na owym Zachodzie więc stawiają tezy, w zależności od swojego widzimisię. W tym wypadku wygląda mi na to, że autorce nie podoba się że ludzie w Polsce są oszczędni, wolałaby żeby ludzie konsumowali z "gestem", bogato, jak na Zachodzie. Oczywiście nie przyszło jej do głowy, że na Zachodzie między innymi dlatego jest bogato, że ludzie na codzień starają się być oszczędni i szukają okazji. Pomijam celowo kwestię tego, czy takie nastawienie do życia jest dobre.

      Usuń
    2. Wiesz, piramidy i przekręty finansowe to nie jest tylko polska specyfika :)

      Usuń
    3. resvaria: trzeba być baardzo bogatym, żeby móc wydawać bez zastanowienia ;) Wielu ludzi nie rozumie, że zamożni ludzie właśnie dlatego są zamożni, bo wydają z głową...

      Usuń
  3. Ale ja nie napisalam, ze przekrety to tylko w Polsce;) jednak jest ich tam zdecydowanie wiecej, tutaj raczej nikt się nie obawia zainwestować forsę albo wykupić u 'tour operator' wycieczkę;)

    OdpowiedzUsuń