środa, 25 lipca 2012

Jak to z pracą było

Poszukiwanie pracy z pewnością nie jest łatwą sprawą, jak człowiek wie czego chce, przy obecnej ekonomii. Albo jak człowiek chce zacząć od nowa. Albo jak człowiek jest kobietą w "wieku rozrodczym". Albo jak człowiek jest po środku szczebli. Niemniej się udaje. Jakich szczebli, co od nowa? Już wyjaśniam :)

Chyba już kiedyś się chwaliłam, że mam generalnie szczęście w życiu. Nie przypisuję tego jakimś siłom wyższym, nie wiem czemu tak jest, że jeden, cytując polski kabaret, "i w dupie palec złamie", a innemu się udaje, cokolwiek zaplanuje. Nie łączyłabym tego z żadnym bogiem, bo z żadnym nie gadam i jeśli jakiś macza w tym palce, to albo się nieszczęśliwie zakochał, albo od wielu lat próbuje mnie zwabić (to pomysł Barbary ;)) z kiepskim skutkiem. Oczywiście pomagam szczęściu jak mogę, są jednak momenty, kiedy można w nie zwątpić i powoli zaczynało się tak dziać przez ostatni czas.

Pracy zaczęłam szukać w listopadzie. Moja działka to kontroling finansowy, rachunkowość zarządcza, analiza finansowa, tego typu klimaty. Plus tej działki jest taki, że istnieć będzie bez względu na kryzys, minus natomiast, że jest w niej mała rotacja oraz z reguły nie ma wielu stanowisk do obsadzenia w firmie, bo w końcu ilu kontrolerów, czy specjalistów średnia firma potrzebuje. A w Poznaniu wielu korporacji jednak nie ma, choć okazało się, że firm zatrudniających specjalistów w mojej dziedzinie jest więcej niż myślałam. Utrudnieniem też były założenia, które przyjęłam - żeby to była firma z zagranicznym kapitałem, bo chciałabym mieć możliwość ewentualnego wyjechania gdzieś na kontrakt. Chociaż w sumie często nie wiedziałam do jakiej firmy wysyłam CV, ponieważ sporo ogłoszeń jest zamieszczanych przez agencje pracy. Moim problemem było (chyba) to, że jestem po środku, jeśli chodzi o doświadczenie. Mam go za dużo na specjalistę, ale za mało na kontrolera, który odpowiada za zgodność księgowań z ustawą i tworzy samodzielnie sprawozdania. Z reguł na kontrolerów już wymagano 2-3 lat doświadczenia na takowym stanowisku.

Najpierw zaczęłam rekrutację na Młodszego Kontrolera. Trwało to miesiąc i przy każdej rozmowie powtarzano, że wszystko super, ale się boją, że jak nadrobię te dwa lata przerwy, to mi się zacznie nudzić, a oni nie są w stanie mi zapewnić jakiegoś szybkiego awansu. Koniec z końcem zdecydowano, że jednak mam za dużo doświadczenia na ich potrzeby. W sumie rozumiem ten tok myślenia, jednak jest to frustrujące...

Potem byłam na rozmowie, którą załatwił mi kolega, ale tutaj to w ogóle się nie zgraliśmy, ponieważ stanowisko było dla zupełnie początkującego i chyba też ich oszołomiły moje wymagania finansowe ;)

Następnie rozpoczęła się kolejna rekrutacja na coś nie bardzo związanego z moim fachem, bo na analityka inwestycyjnego. Zapowiadało się dobrze, duża firma, z amerykańśkim kapitałem, możliwości wyjazdów, szkoleń, i tak dalej i tak dalej. Wiedziałam, że nie mam kompletnie doświadczenia w tej działce, ale skoro chcą ze mną rozmawiać, to czemu nie. Wszystko się ciągnęło pół roku, poległam na ostatnim etapie, czemu się nie dziwię, bo nie było problemem pewnie znaleźć kogoś, kto się na tym zna lepiej. Z perspektywy myślę sobie, że dobrze się stało, bo te pół roku rekrutacji mogło być wskazówką jak firma funkcjonuje...

W międzyczasie miałam ofertę od firmy, która na dzień dobry chciała mi płacić psie pieniądze i to nie w 100% na umowę o pracę, więc uznałam, że kombinatorstwo od pierwszego dnia nie wróży świetlanej przyszłości. Podobnie jak firma w 100% z polskim kapitałem, w której po pytaniu o ubezpieczenie medyczne pani praktycznie przewróciła oczami, jakbym zapytała conajmniej o służbowego lexusa.

Przedostatnia rekrutacja była ciekawa, znaczy firma była ciekawa, ale tutaj znowu na pierwszej rozmowie już podkreślano, że to nie będzie fascynujące stanowisko pełne wyzwań, ale rzemieślnicze dłubanie w liczbach. Ponieważ firma miała potencjał, zadeklarowałam, że mi to nie przeszkadza, ale widocznie nie byłam zbyt przekonująca, bo ponownie odpadłam w końcówce.

No i last but not least, obecny pracodawca :) Dokładnie to, o co mi chodziło, pokrewna branża, którą czuję i lubię, zaskakująco szybka rekrutacja, bo byłam na jednej rozmowie, co w obecnych czasach jest ewenementem. Przyjęto moje warunki finansowe, zaproponowano atrakcyjny pakiet benefitów, wysłano list intencyjny oraz rozpiskę najbliższych szkoleń. W ciągu najbliższych miesięcy blog znowu zmieni się na emigracyjny, ponieważ zostanę wysłana na prawie rok do Szwecji :) Pan Koala będzie w tym czasie słomianym wdowcem, ale na dobrą sprawę, Szwecja nie jest daleko i jak się człowiek uprze, to nawet co tydzień można się widywać :)

U Pana Koali sprawa była z jednej strony bardziej skomplikowana, z drugiej okazała się prostsza. Ponieważ on nie ma w gruncie rzeczy większego, konkretnego doświadczenia, pomysłów, w jakim kierunku pójść było kilka. Na pierwszy ogień poszedł GIS (Geograficzne Systemy Informatyczne), niestety okazało się, że w Polsce mało się w tym temacie dzieje, a to co się dzieje, nie dzieje się w Poznaniu. Potem wiadomo, kolano, więc szukanie pracy zostało przerwane. Opcją najgorszą było zahaczenie się w jakimś magazynie, jak kolano się wyleczy, do czego trzebaby najprawdopodobniej kłamać w CV, bo nikt do człowieka z wyższym wykształceniem nie zadzwoni z magazynu. Najwięcej doświadczenia Koala ma w Help Desku, więc słał CV na takie oferty, jednak bez odzewu. W końcu pojawił się pomysł z SAPem, perspektywy są, konsultanci poszukiwani i dobrze opłacani, tylko trzeba znaleźć firmę, która zatrudni na początkowym stanowisku, zainwestuje i wyszkoli. Pewnego pięknego dnia telefon zadzwonił, odbyto rozmowę, potem testy psychologiczne i na inteligencję, które zostały zaliczone powyżej średniej :) Na drugim spotkaniu padła propozycja współpracy, którą rozpoczęto w ten poniedziałek :) Ponownie, oferta ma wszystko to, co sobie Koala wymarzył - potencjał rozwoju, pakiet benefitów, dobrą atmosferę i używanie mózgu, a nie mięśni ;)

Reasumując - tryskamy szczęściem :) Nie było łatwo, pojawiały się myśli, że nikt nas nigdy nie zatrudni, rozważaliśmy ponowny wyjazd, zastanawialiśmy się co jest z nami nie tak, były lepsze i gorsze dni. Mieliśmy na szczęście ten komfort, że nie musieliśmy łapać byle czego, tylko mogliśmy czekać i szukać, aż w końcu upolowaliśmy oferty spełniające nasze oczekiwania w 100%. A nawet w 150% :)

A teraz, jak to skomentował kolega, tylko 35 tyrki i emerytura :))))

8 komentarzy:

  1. Gratulacje, czasy są trudne i najwyraźniej, jak piszesz, dopisywało Wam szczęście. Oby tak dalej. Na pewno cieszycie się z tej okazji, a rzeczywiście ze Szwecji do Polski niedaleko i będziecie się mogli widywać zapewne w weekendy. Loty są tanie, może okaże się, że pracę można wykonywać z jakiegokolwiek miejsca. Wtedy to już na wyspy Fiji i wszystko jest dobrze. Acha! Zapomniałam, że musicie jeździć na motorach i chodzić na koncerty. Tutaj już Fiji odpada. Pozdrawiam, Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :) Moją pracę w sporej części można wykonywać zdalnie, ale myślę, że nie w 100%. Kontroling musi mieć pojęcie co się w firmie dzieje, więc regularne spotkania, projekty itd. Choć na opcję Fidżi w ogóle bym się nie obraziła :)

      Usuń
  2. Super to wszystko, co opisujesz brzmi. Wlacznie z rokiem w Szwecji:) Powodzenia ze wszystkim, takze w nauce nowego jezyka obcego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Celując w firmy, w których będzie szansa na wyjazd, nie spodziewałam się realizacji tego planu tak szybko ;) Fakt, że tymczasowo, bo na stałe bym bez Koali nie jechała, ale zawsze coś nowego :)

      Mam nadzieję, ze mi jakiś kurs zasponsorują :)

      Usuń
  3. Gratulacje dla Was obojga! Mam nadzieje, ze Wam sie w praktyce praca spodoba. Fajnie, ze pojedziesz do Szwecji, bedziesz miala pretekst do nowego bloga zagranicznego :)

    PS. Czy w Polsce juz wszystkie nazwy w firmach sie zangielszcza? Czym sie rozni "kontroling finansowy" od "kontroli finansowej"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, tak naprawdę to moje stanowisko się nazywa Financial Controller ;) Taka moda w korporacjach, nie chce im się chyba różnicować nazw w poszczególnych krajach. A kontroling jest już mocno zasiedziałym słowem, tak jak audyt, który też w końcu można kontrolą nazwać. Może dla rozróżnienia został kontrolingiem? Jak zaczęłam w branży pracować w 2004 to już był kontroling.

      Usuń