piątek, 15 lipca 2011

Kingston w Ontario, nie na Jamajce ;)

No i dotarliśmy do końca długiego weekendu. W drodze powrotnej ze stateczku zatrzymaliśmy się w Kingston, bardzo urokliwym miasteczku, z ciekawą historią.
Leży w miejscu, w którym rzeka Św. Wawrzyńca wpada do Jeziora Ontario i w XVII wieku było ważnym punktem handlowym na mapie Ontario. W 1841 roku na krótko zostało stolicą Prowincji Kanady, znacznie dłużej natomiast odgrywało ważną rolę militarną.


Pierwotnie miasto miało nazwę Katarokwi, czy też Cataroqui, gdyż tak nazywało się tradycyjne miejsce Indian Mississauga, w którym Francuzi założyli późniejszą stolicę. W XVIII wieku do miasteczka zjeżdżali się uchodźcy z USA, gdzie akurat trwała amerykańska rewolucja - amerykańscy lojaliści, którzy przenieśli się do Kanady na znak wierności brytyjskiemu królowi po przegranej Wlk. Brytanii w powyższej rewolucji, stanowili podstawę dalszego rozwoju miasta, jak również spowodowali zmianę jego nazwy. Chcąc uhonorować brytyjskiego króla, zaczęli nazywać swoje miejsce "King's Town", czyli miasto króla, co w 1788 roku zmieniło się w skróconą nazwę Kingston, znaną do dziś.

Podczas wojny w 1812 roku Kingston odgrywało rolę przystani dla brytyjskiej marynarki, która walczyła z Amerykanami o kontrolę nad Jeziorem Ontario (jeśli jezioro można w ogóle kontrolować ;)) Po wojnie natomiast Brytyjczycy wybudowali Fort Henry, który miał bronić dostępu do Kanału Rideau, będącego w tamtym czasie ważnym szlakiem handlowym. A oto i Fort Henry:
Widok spod fortu na miasto (pierwsze zdjęcie również zrobione z tego miejsca):
Widok z drugiej strony:
Jak widać widoki są naprawdę piękne, a w słoneczny dzień to już w ogóle oczu nie mogliśmy oderwać. Stolicą nowego państwa Kingston było zaledwie trzy lata, ale do dziś jest zachowane parę budynków w których mieszkali premier i ministrowie. Pierwszy Premier, Sir John A. Macdonald mieszkał tu:
Musicie mi uwierzyć na słowo, bo budynek był tak zakamuflowany, że nie dało się zrobić dobrego zdjęcia. Niezłe wymuszenie wejścia i zapłacenia ;) Niestety, nawet jak byśmy chcieli zapłacić, była niedziela po południu i wszystko było zamknięte.

Obecnie miasto wyróżnia się sporą ilością wapiennych budynków, dzięki czemu ma przydomek "Wapienne Miasto":
Oprócz budynków wapiennych jest pełno starych domów, niektóre są pięknie zachowane, inne trochę gorzej, ale efekt jest uroczy. Całe uliczki zastawione domami nie mającymi nic wspólnego ze współczesną architekturą:
W XIX i na początku XX wieku Kingston było centrum przemysłu stoczniowego i ważnym portem Wielkich Jezior. Obecnie ciężki przemysł z miasta wyemigrował, nadal natomiast silne są wpływy militarne, nie tylko przez istnienie Fortu Henry, ale również przez kształcenie młodych kadr w Royal Military College of Canada.
Na całym terenie, w różnych miejscach, znajdują się okrągłe fortyfikacje, czyli Martello Towers (jedna wieża jest też widoczna na wcześniejszym widokowym zdjęciu):
Ich mały rozmiar pozwalał na umieszczanie w dowolnych miejscach, kształt zabezpieczał przed kulami armatnimi, a małe okna sprawiały, że były niemal nie do zdobycia. W Kanadzie takich fortów znajduje się 12, z czego połowa jest w Kingston. Niestety ich przydatność szybko się skończyła - około 1860 roku wprowadzono do walk działa okrętowe, które mogły zmieść taki fort jednym strzałem.

Kingston zdecydowanie nam przypadło do gustu. Trochę szkoda, że dotarliśmy dość późno i nie chciało nam się łazić za dużo, w centrum były jakieś stragany porozstawiane i czuję, że miasteczko ma sporo ciekawych miejsc do odkrycia. Bardzo polecam, jak ktoś nie ma planów na weekendowy dzień a jest w okolicy :)

3 komentarze:

  1. Oraz więzienie też w Kingston jest! Tam są chyba trzymani ci "najgorsi Kanady". Czy Wy tam już kiedyś nie byliście, bo pamiętam, że chyba oglądaliście już jakies więzienia, nie pamiętam natomiast gdzie.
    Fajna następna wycieczka, osobiście takiej architektury nie lubię, no ale doceniam, że de gustibus... no i pogoda Wam dopisała!
    Pozdrawiam, Alicja

    OdpowiedzUsuń
  2. Alicja: więzienie, a właściwie byłe więzienie, oglądaliśmy w Woodstock.
    Taka architektura ma dla mnie niesamowity urok. Nie zbudowałabym sobie takiego domu, bo mam inne preferencje jeśli chodzi o styl (np wolę jedno- maksymalnie dwupoziomowe domy), ale lubię oglądać miasteczka z taką zabudową.

    Pogoda na razie nam dopisuje niezmiennie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. I tak trzymać! Mówiłam Wam, że torontońskie lato jest fajne - upalne i wilgotne, ale nie ma co narzekać, trzeba ładować baterie na jesień i zimę!
    Alicja

    OdpowiedzUsuń