sobota, 18 sierpnia 2012

Szklany sufit czy własny wybór?

Temat, nad którym myślę sobie od dawna - dlaczego mnóstwo jest kobiet na średnim szczeblu menedżerskim, a na samej górze można ich ze świecą szukać.

Popularny jest pogląd, że kobiety są na rynku pracy oraz w firmach dyskryminowane. Twierdzi się, że nie awansują, bo rodzą dzieci, zamiast nich dostają awanse koledzy, choć bywają mniej kompetentni. Ta opinia jest tak mocno rozpowszechniona, że praktycznie nikt się już nawet nad tym nie zastanawia, tylko wszyscy przyjmują jako fakt, że tak jest. Myślę jednak, że jest to kwestia znacznie bardziej skomplikowana i możnaby o niej bardzo dużo napisać, dlatego nie będę teraz wnikać w kwestię zachodzenia w ciążę, urlopu macierzyńskiego, wszechobecnych zwolnień, powrótów (bądź nie) po ciąży, a wyłuszczę swój pogląd na kwestie awansu tego już "najwyższego", czyli dyrektorsko-prezesowsko-nadzorczego.

W Polsce uwielbia się narzekać na wszystko i wszystkich, więc przyjęło się, że sytuacja kobiet w firmach i brak miejsc dla nich w radach nadzorczych i na najwyższych stanowiskach jest kwestią dyskryminacji i szklanego sufitu. Ja nie twierdzę, że problem nie istnieje i jestem wręcz pewna, że są firmy i branże, w których kobietom jest się ciężko przebić. Szersze spojrzenie pozwala jednak na rodzące się podejrzenie, że nie jest to problem typowo polski i być może nie chodzi w stu procentach tylko o dyskryminację.

Jeśli ktoś uważa, że osiąganie najwyższych stanowisk jest wynikiem tylko i wyłącznie talentu i ciężkiej pracy, to śmiem twierdzić, że jest w wielkim błędzie. Awansowanie powyżej pewnego poziomu (z reguły właśnie średni menedżment) jest najczęściej grą, polityką, umiejętnością prowadzenia rozgrywki, zdobywania przyjaciół wśród ludzi wpływowych. Oczywiście, gdzieś w tym wszystkim jest też wiedza i fachowość, ale nie słyszałam o sytuacji, w której byłyby to jedyne kwestie wpływające na sukces. Często walka jest bezwzględna i dla wielu osób ociera się już o niemoralność i sprzeczność z jakimiś tam zasadami, które każdy sobie przyjmuje. Często trzeba wyzbyć się sentymentów, bądź też nie mieć potrzeby bycia miłym i lubianym. Trzeba mieć też do tego talent, nie da się ukryć, że nie każdy potrafi się odnaleźć w gierkach i podchodach, czego uczy nas historia od zarania dziejów :) Po prostu rządzenie królestem zostało przełożone na wpływy w firmie :)

No i tutaj pojawia się sedno, do którego zmierzam. Większość kobiet, jakie znam i jakie spotykam na drodze zawodowej, kompletnie się do takich rozgrywek nie nadaje, nie umie się odnaleźć w firmowej polityce i podejrzewam, że nawet nie mają na to większej ochoty. Jakiś czas temu czytałam wywiad z Panią Prezes PGNiG, która może nie wspomina bezpośrednio o gierkach (jakby nie było, jest to politycznie niepoprawne), ale mówi na przykład o tym dosłownym czy symbolicznym klubie, w którym główni gracze się spotykają paląc cygara i ona, choć nie pali, musi w tym klubie bywać, bo tam się robi biznes. Trzeba mieć odpowiednią konstrukcję psychiczną i specyficzny charakter (stąd kobieta alfa), żeby w takim świecie się odnaleźć i przebić. Nie każda z nas umie i nie każda chce.

No właśnie, nie każda chce. Tajemnicą nie jest, że kobiety rodzą dzieci. Siłą rzeczy, natura tak to wszystko stworzyła, że to kobieta jest potrzebna dziecku przez pierwsze miesiące życia i to więź z matką silnie kształtuje niemowlę. Za sprawą hormonów, wiele kobiet nie chce szybko wracać do pracy, nawet jeśli w ciąży deklarowało, że tak zrobią. Mężczyźni tego obciążenia nie mają. Nie mają też obciążenia społecznego, nikt nie ma do mężczyzny pretensji, jeśli po narodzinach dziecka przesiaduje w pracy po 12 godzin na dobę. W przypadku kobiety pojawia się od razu komentarz o wyrodnej matce. Niesprawiedliwe? Pewnie tak, ale weźmy pod uwagę, że wiele z tych kobiet NIE CHCE w owej pracy po 12 godzin siedzieć. Do tego też trzeba mieć odpowiednią konstrukcję psychiczną. W powyższym wywiadzie była również ciekawa opinia o szansach, jakie się pojawiają w firmach - często są to oferty z krótką datą ważności i mężczyźni szybciej podejmują decyzje, bo nie muszą przedyskutować sprawy z mamą i pięcioma koleżankami. Oczywiście o koleżankach wspominam pół żartem, ponieważ znowu jest to kwestia bardziej złożona - bardziej oczywiste jest, że to żona się dostosuje do awansującego mężczyzny, niż że mężczyzna porzuci pracę i pojedzie za żoną. Albo, mężczyzna łatwiej podejmie decyzję o wyjeździe na rok na drugi koniec świata, niż kobieta posiadająca dziecko.

Wiadomo, cały ten wywód to są pewne uogólnienia, od których są wyjątki. Można mieć pretensje, że to w tej calej Polsce tak głupio jest, bo patriarchalna rodzina, bo katolicyzm, bo zacofanie. Ale spójrzmy na liczby - w 495 firmach zaliczanych do Forbes 500, w radach nadzorczych zasiadało w 2011r. 16,1% kobiet. W Szwecji, która przecież słynie z równouprawnienia, zaledwie 11% dyrektorów generalnych to kobiety. W grupie kapitałowej, w której jest moja firma, mężczyźni zarządzają marketingiem, sprzedażą, finansami, w radzie nadzorczej kobiety są dwie, z czego jedna jest tradycyjnie od HR i PR a druga, nawet nie pamiętam. Skandynawia i tak wygląda lepiej od reszty świata, bo powyżej średniej 16,1% są trzy kraje - Norwegia (która ma w ogóle parytety, o ile dobrze pamiętam), Finlandia i Szwecja (mówimy tu o radach nadzorczych). W Polsce jest to 10,8%, lepiej niż w Kanadzie i Szwajcarii, niewiele gorzej niż w Niemczech (Źródło z 2012r.).

Im dłużej o tym myślę i zgłębiam temat, tym większą mam pewność, że w większości przypadków, nie ma to nic wspólnego z dyskryminacją, tylko z osobistymi wyborami i tym, że większość kobiet nie odnajduje się w nadal dość brutalnym świecie biznesu, który wymaga poświęcenia rodziny, odporności na stres i bardzo silnego charakteru. Wymaga Kobiet Alfa. Niestety nikt dotychczas nie przeprowadził badań, ile ich w naszym świecie jest i czy przypadkiem nie są to okolice 16,1%.

3 komentarze:

  1. Sytuacje są bardzo indywidualne, a ludzie zapominają o tym, kiedy opisywane są trendy i statystyczne prawdy. Nie wiem czy te wszystkie rzeczy były rzetelnie badane. Każde badanie, które widziałam było bardzo niedoskonałe, więc trudno mówić o przyczynach i skutkach, jak się nawet nie opisało zjawiska za dobrze. Pozdrowienia, Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, badania powyższe (te Forbesa) są dość proste, sprawdza się po prostu ile jest kobiet na danym stanowisku. Inna sprawa to interpretacja takich danych i tutaj nie występuję z pozycji naukowej, tylko swojej własnej opinii popartej paroma latami obserwacji w korporacjach i opiniami kobiet, które dużo w takowych osiągnęły. Oczywiście, można się ze mną nie zgadzać, bo to nie absolut, tylko moje przemyślenia :)

      Usuń
  2. Zupełnie nie kwestionuję Twoich przemyśleń, ja raczej nie myślę, że sprawa badań jest na tyle prosta, że sprawdzamy ile jest kobiet na danym stanowisku. Ja myślę, że w tym wszystkim jest sporo niespodzianek i ludziom nie chce się za bardzo w tym grzebać Sama nawet swojej własnej sytuacji nie zanalizowałam za dobrze. Sama nie szłam dokładnie drogą typowo wyznaczoną w mojej firmie bo wolałam spędzać więcej czasu z dziećmi i pracować z domu (głównie). I tak mijały mi pewne stanowiska i awansy. Ale, wbrew temu wszystkiemu, zostałam partnerem, i to nie za to, co się zwykle robi z mojej firmie, aby zostać, ale za mój wkład w ogólny zbiór wiedzy, który firma ma (posiada swój własny globalny instytut, dla którego pracuję). Bo normalnie to trzeba widywać się z klientami, latać do nich, daleko i czasem na za długo jak są małe dzieci. O dziwo, firma płaciłaby mi za latanie z nianą i z dziećmi, ale dla mnie to było za trudne do wykonania. Cicho więc siedziałam, robiłam swoje. Czy jestem w statystykach to trudno powiedzieć, ale moje ambicje zawodowe spełnily się w 120%.
    Pozdrawiam. Alicja

    OdpowiedzUsuń