Ale głównym celem (moim przynajmniej) było zrobienie zdjęcia panoramy Toronto własnoręcznie, żeby już nie musieć kraść z internetu i cel został osiągnięty :)
Droga na wyspy to w sumie rzut beretem, na centralną stateczek nas wiózł niecałe 10 minut. Generalnie wyspy to takie wakacjowe miejsce Torontończyków - jest plaża, jest plaża nudystów, są korty do grania, są fast-foody, parki rozrywki dla dzieciaków, miejsca piknikowe z grillem, słowem wszystko co potrzebne w ciepły dzień. Doszliśmy do wniosku, że są dwie opcje spędzania czasu na wyspach, które mają jakiś sens - albo rower wypożyczyć i śmigać dookoła, albo kocyk, plaża, opalanie, kąpiel, piwko. Nie skorzystaliśmy z żadnej z nich, szliśmy na piechotę co zaowocowało 4,5km spacerem pod wezwaniem "dajcie mi cienia, bo mi głowa pęknie". Następnym razem biorę kapelusz choćby burza z piorunami była ;)
Toronto ze statkiem:
Z fatalnym oświetleniem, normalną pozą i przekrzywionymi okularami:
Można było pójść na plażę:Po drodze stała latarnia:
Jest to najstarsza latarnia w Ontario, zbudowana w 1809 roku zanim w ogóle Toronto nazywało się Toronto, a nawet zanim wyspy były wyspami (do 1858 roku były półwyspem, a Toronto stało się sobą w 1834). Pierwszym latarnikiem był John Paul Radan Muller, który w 1814 zaginął w podejrzanych okolicznościach wskazujących na morderstwo. Podejrzewano, że został zamordowany przez pijanych kumpli podczas libacji (uwielbiam to słowo ;)) Obecnie legenda głosi, że duch Mullera nadal w latarni mieszka i straszy.
W drodze powrotnej zrobiliśmy zdjęcie z serii "grzeczna para, a w tle Toronto":
A na statku Pan Koala tradycyjnie upolował samolot:
Jak widać na powyższych obrazkach weny jakoś nie było, ale żelazny punkt turystyczny Toronto został wreszcie zaliczony.
Tymczasem wczoraj rano przeszło kilka burz nad okolicą, dzięki czemu można było znowu normalnie oddychać. Podejrzewam jednak, że wrażenie jest chwilowe ;) Skorzystałam jednak z tej chwili i rano poszłam pobiegać, ustalając nowe rekordy i znacznie szybsze tempo, co wskazuje na spory potencjał przy niższych temperaturach. A przynajmniej tej wersji będę się trzymać ;)
Do wakacji zostało nam już tylko 19 dni roboczych :)
w koncu wam sie udalo:) dla mnie najlepsze miejsce w miescie. zwlaszcza na upalne dni!
OdpowiedzUsuńtak dla ciekawostki to pomiedzy ward's i centre island znajduje sie pole golfowe...do frisbee:D pierwszy raz cos takiego tam wlasnie znalazlem.
u mnie tylko 7 dni i zaczyna sie slodkie lenistwo..jeje!
W sprawie oświetlenia twarzy - w takich sytuacjach lampa błyskowa daje niesamowite rezultaty.
OdpowiedzUsuńNie widze braku weny na zdjeciach;) Ze mnie zaden fotograf ale tez uzywam lampy jak twarz w cieniu:) Ale i tak super zdjecia i troche historii Toronto zawsze mozna sie od Ciebie nauczyc! Co do tych wodnych roslinek to ja mysle, ze to slynne nenufary, niczym z klasycznej sceny z Nocy i Dni, co to Toliboski je poszedl w ubraniu zbierac:))))Tylko kwiatostan troche marny, moze sie wiec myle?
OdpowiedzUsuńNie dawalo mi spokoju wiec popedzilam guglowac i okazalo sie, ze nenufary to wlasnie lilie wodne:))))
OdpowiedzUsuńNenufary to rzeczywiście lilie wodne. Kiedy zrywał je dla Barbary pan Tolibowski, podobno też na jeziorze nie było zbyt dużo kwiatów. Słyszałam dawno temu wywiad z Karolem Strasburgerem o tym, jak te kwiaty na bukiet dowożono na plan filmu z innych jezior!
OdpowiedzUsuńWycieczka na wyspy wyśmienita, wyglada na to, że wszystko dopisalo. No a ta torontońska pogoda z lipcowymi upałami na pewno pozostanie Wam w pamięci. Czy kąpaliście się już w Lake Ontario?
Jakbym miała mieszkać w Toronto, to chyba w okolicy włoskiej dzielnicy (np. Palmerston Blvd.) albo na Sunnyside. Tam zresztą od jakiegoś czasu otwarte są plaże z możliwością pływania ( w miarę czysta woda), tylko woda jest bardzo zimna. No tak.
Pozdrowienia. Alicja
Jeszcze taka drobna uwaga - Koalko, prostuj zdjęcia, bo mam zawroty głowy patrząc na nie!
OdpowiedzUsuńSledze sobie tak wasz blog i podziwiam was ( a i moze troszke zazdroszcze) odwagi, by poleciec za ocean. Ja zawsze chcialam sie tam wybrac, niestety zycie inaczej sie ulozylo... Ale co tam, foteczki jak zwykle fajniusie i wpisik interesting. Pewnie juz odliczacie dni do urlopu, oby szybciutko mijaly. To jednak nie zadomowiacie sie w Kanadzie? Pozdrowienia, Izka
OdpowiedzUsuńmartinkemp: a weź mnie nawet nie denerwuj tymi 7 dniami :P Ja im bliżej końca, tym bardziej mi się nie chce ;)
OdpowiedzUsuńMarek: a widzisz, na lampę nie wpadłam, dzięki!. Co do prostowania, to staram się robić zdjęcia prosto, ale nie zawsze wychodzi, a autorem jest też Pan Koala, który takich rzeczy nie widzi ;) Postaram się prostować jak mi czasu styknie ;)
OdpowiedzUsuńMonika: a dziękuję :) Co do historii, to wielu rzeczy bym pewnie nie wiedziała, gdyby nie ten blog, bo staram się przygotowywać jak opisuję gdzie byliśmy, więc siłą rzeczy uczę się też sama :)
OdpowiedzUsuńLiliowy kwiatostan faktycznie był marny, może to nie pora na nie?
Alicja: nie kąpaliśmy się :( Nie wiem czemu, ale w tym roku wyjątkowo jeszcze w ogóle w "otwartej" wodzie nie byłam, co jest ewenementem jak na mnie. Pogoda mnie akurat odpowiada, będę za nią bardzo tęsknić...
OdpowiedzUsuńJakbym miała drugi raz wybierać, to gdzieś bliżej downtown chyba bym chciała wynająć mieszkanie.
Izka: nie, nawet jakbyśmy chcieli, to nie mamy za bardzo możliwości przedłużenia wizy, chyba że któryś z naszych pracodawców by chciał o nas powalczyć. Ale nie chcemy, tęskni nam się za Europą :)
OdpowiedzUsuńNasze życie też się inaczej układało jak żyliśmy osobno ;) Dopiero jak staliśmy się koalostwem to marzenia zaczęliśmy w życie wcielać, choć lekki cykor na początku był.
Dni mijają szybko jak się z perspektywy patrzy (wydaje mi się, że dopiero parę dni temu liczyłam, że 5,5 tygodnia zostało, a teraz już 3,5), ale jak taki dzień mija, to rany jak się dłuży!
No to mam nadzieję, że się wykąpiecie w tej zimnej wodzie. Jak takie upały to będzie orzeźwiające i fajne! I właśnie na Sunnyside fajnie jest się kąpać.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie reportaż!
Pozdrawiam, Alicja
Reportaż z kąpieli?! Nie ma mowy ;)
OdpowiedzUsuńMelduję, żem zdjęcia wyprostowała! :)