poniedziałek, 28 lutego 2011

Mecz zaliczony, choć z niedosytem

No i się stało. Piętnaście lat czekania i w końcu dotarłam na mecz NBA. Niestety wieczór nie poszedł tak jak planowałam i został mały niedosyt, ale jeszcze na przynajmniej jeden mecz się wybieramy, więc będzie okazja do nadrobienia. Tymczasem chłopaki i dziewczęta z Wstawaj szkoda dnia stanęli na wysokości zadania i ich starania się opłaciły - Agnieszka ma nową sukienkę w postaci koszulki Marcina Gortata :)
Po pierwsze złapałam przeziębienie od Pana Koali i w piątek w panice próbowałam się doprowadzić do ładu, co skończyło się tak, ze przyjechalismy do hali na ostatnią minutę. Po drugie nie bardzo mieliśmy szansę zmienić miejsca na lepsze, chociaż jak na miejsca za 12,5$ trzeba oddać sprawiedliwość, ze widok był zajebisty.

środa, 23 lutego 2011

Gotówką, bez podatków

Ostatnio wyczytałam w ulubionej gazecie Resvarii The Star ;), że rząd kanadyjski zastanawia się nad zaostrzeniem przepisów imigracyjnych w taki sposób, aby postawić na lepszą znajomość języka i doświadczenie/edukację. Nie podano szczegółów, ale dyskusja, która się wywiązała pod artykułem wskazywała dość dobitnie na niechęć komentujących wobec wpuszczania do kraju ludzi niewykształconych, słabo lub wcale nie mówiących po angielsku oraz uchodźców. Oczywiście nie twierdzę, że tak mówią wszyscy, bo to w końcu jakaś mała część obecna w internecie. Ale natchnęła mnie na przemyślenia w tej kwestii, szczególnie, że ostatnio miałam w pracy ciekawy dialog z Filipińczykiem. W ogóle w pracy mam mnóstwo Filipińczyków (z networkingu ;))

piątek, 18 lutego 2011

Koala ma kontrakt!

Właśnie dostałam smsa - Pan Koala dziś został pracownikiem HBC, uwalniając się tym samym wreszcie od agencji! Za tym idzie podwyżka, no i spokój, bo kontrakt w dłoni, bez strachu, że zadzwonią i odwołają zlecenie.

GRATULACJE!!! :))))

Idę w ramach osobistych gratulacji upichcić mój pierwszy makaron z serem i szpinakiem :)

środa, 16 lutego 2011

Zazieleniło się...

... niestety tylko w ogrodzie botanicznym, ale zawsze coś. Pan Koala stwierdził, że skoro zima nas dobija, to trzeba się udać tam, gdzie jest zielono i ciepło. Niestety na Miami nas nie stać, więc zostałam zaprowadzona do Allan Gardens Conservatory, czyli jedynego takiego miejsca nie na świeżym-znaczy-zimnym powietrzu w Toronto. A przynajmniej jedynego, które zdołał znaleźć mój Dzielny Mężczyzna.

Było faktycznie zielono i egzotycznie:
Image Hosted by ImageShack.us

czwartek, 10 lutego 2011

Wyszukiwane słowa kluczowe...

Przeglądając dziś statystyki bloga naszego i postanowiłem podzielić się jakimi drogami trafiają w nasze progi ludzie ze swiata:)
Image Hosted by ImageShack.us


Dodam ze kiedyś ktoś wpisał w googla słowo FARFOCLE :)

wtorek, 8 lutego 2011

Tak od serca. Bo lubię.

No dobra, czas napisać o paru rzeczach trawiących duszę, które tym samym wyjaśnią, mam nadzieję, niektóre moje poglądy i reakcje. I uspokoją Moją Mamę, że nie zamierzam wiązać się na stałe z zawodem kasjerki ;)
Innym słowy, ten post będzie o tym po co w ogóle był ten wyjazd i jakie za nim stały powody. I dlaczego w żadnym wypadku, ani przez chwilę go nie żałuję.

A dziś do tablicy wywołam...

...Monikę :) Poważnie, nie masz dostępnego profilu, a co za tym idzie maila, a mamy ważną sprawę, więc baaardzo prosimy o kontakt :)
Dziękujemy :)

sobota, 5 lutego 2011

Pendulum, czyli koncert lekko osłabiony

Osłabiony podwójnie...

Zaczęło się od tego, że kilku znajomych na Facebooku polubiło zespół Pendulum. Z ciekawości weszłam, sprawdziłam i... No właśnie. Nie mogłam się zdecydować, czy mi się podoba czy nie, co już było intrygujące, bo nie miewam takich dylematów. Z jednej strony elektroniczne dźwięki, ale brzmiące często jak Atari, z drugiej mocne gitary, z trzeciej wpadające w ucho melodie. Sprawdziłam, że grają w Toronto 2go lutego i przez miesiąc chodziłam, słuchałam i debatowałam, chcę iść, czy nie, podoba mi się to to, czy nie? W końcu postanowiłam, że lubię, Pan Koala przesłuchał i również zaakceptował, klamka zapadła idziemy na koncert :)

wtorek, 1 lutego 2011

Lunch na wysokościach

Zanim zacznę chciałam tylko korzystając z przywileju prowadzenia tego bloga napisać jedną rzecz - fajnie by było, gdyby część osób tak mocno krytykujących jakikolwiek wybór inny od Kanady zdali sobie sprawę z tego, że gdzie indziej też może być fajnie, i że skoro Wam jest tutaj super dobrze, to nie znaczy, że wszystkim będzie :)

Jak już wspominałam, wczoraj wybraliśmy się zjeść lunch w restauracji w CN Tower. Cała oferta była częścią Winterlicious, czyli akcji trwającej od 28go stycznia do 10go lutego, kiedy to uczestniczące restauracje oferują swoje ograniczone menu za znacznie niższe ceny niż zwykle. Z tego co wiem, jest też Summerlicious, z którego też na pewno skorzystamy. 
W ten weekend zamknięta była najbardziej uczęszczana część głównej (jednej z trzech - nie mogłam się powstrzymać ;)) linii metra, co w niektórych komentarzach w sieci urastało momentami do zamachu na wolność mieszkańców Toronto :) Może się tak wystraszyli, że gdzieś będą musieli iść. Na szczęście większość zareagowała normalnie, czyli ze zrozumieniem, ze kiedyś prace naprawcze trzeba wykonać. O dziwo TTC spisało się rewelacyjnie - na stacjach skrajnych, na których "kończyło" się metro były stada pracowników informujących o sytuacji i kierujących do zastępczych autobusów. Jak zobaczyliśmy kolejkę, to w pierwszym odruchu zaklęliśmy, ale okazało się, ze nie tylko wpakowywanie ludzi szło sprawnie, ale zaraz podjechał następny, więc bez żadnego problemu dostaliśmy się tam gdzie zamierzaliśmy.